Krytyka nazbyt zatroskanego rozumu


Andrzej Koraszewski 2023-05-19


Bardzo spodobała mi się propozycja, aby w następnym konkursie Eurowizji Polskę reprezentowała panna Krystyna Pawłowicz. Niegdyś oszczepniczka, potem profesor nienadzwyczajny, a obecnie podrzutek do Trybunału Konstytucyjnego. Propozycję wysunięto w związku z jej zatroskaniem, że reprezentująca nas w Liverpoolu wokalistka nie śpiewała polskiej piosenki, więc nie reprezentowała Polski.

Zatroskanych jest w kraju więcej, a żyjemy w czasach, w których odnosi się wrażenie, że zatroskanie stało się racją stanu każdej i każdego oraz wszystkich pozostałych.

 

Emmanuel Kant zastanawiał się nad granicami rozumu, był trochę sceptyczny wobec  sceptycyzmu i miał trochę przesadny respekt dla intuicji.

 

Zastanawiając się nad tym, skąd wiemy to, co wiemy, zdawał sobie sprawę z faktu, że nasz obraz rzeczywistości zawsze jest wykoślawiony, czyli rzeczywistość tak lub inaczej przekłamuje.

 

Kant umarł 219 lat temu, nie mógł przewidzieć ani jak po jego śmierci rozwinie się metoda naukowa (i jak dzięki sceptycyzmowi oraz rozwojowi techniki nauczyliśmy się korygować niedoskonałość naszych zmysłów), ani jak rozwiną się nowe formy deformowania rzeczywistości oparte na nowych technologiach przekazu naszego wszechstronnego zatroskania. Spotkania przy studni zastąpił publiczny magiel, potem przyszedł Facebook. (A to wszystko dopiero początek.)


Krytyka i sprzeciw są motorem postępu, ale dysydenci nierzadko płacą wysoką cenę za swój nonkonformizm. Równocześnie ten sprzeciw, który faktycznie jest motorem postępu, jest nieodmiennie związany z ciężką pracą i drobiazgowym sprawdzaniem zarówno powszechnie uznawanych opinii, jak i faktów prowadzących do wniosków sprzecznych z tymi opiniami.       

 

Nonkonformizm zawsze wymagał odwagi narażenia się tak możnym, jak na ataki rozjuszonego tłumu. Dziś możni mają nowe techniki dobierania się do skóry, a tłum nowe formy skrzykiwania się do ataków. Dawno minęły czasy, kiedy krakowscy studenci za namową swoich nauczycieli napadali na kondukty pogrzebowe innowierców i wyrzucali zwłoki z trumien. 

 

Amerykański socjolog Robert C. Thorentt pisał niedawno o rosnących kosztach nonkonformizmu w dzisiejszym świecie hejtu w mediach społecznościowych i lubieżnie wydawanych wyroków prasowych przez hordy żurnalistów. 

 

Thorentt przywołuje m. in. Jonathana Haidta, amerykańskiego psychologa społecznego (i autora napisanej wspólne z Gregiem Lukianoffem książki Rozpieszczony umysł. Jak dobre intencje i złe idee skazują pokolenia na porażkę), który w wywiadzie dla brytyjskiego „Financial Timesa” mówił o wykolejaniu się dzisiejszych instytucji demokratycznych z powodu zniszczenia normalnego procesu sprzeciwu przez wzmacniający dynamikę tłumu tandetny moralizm mediów społecznościowych. 

 

Ochrona wolności słowa jest samym fundamentem demokracji, nie należy jej jednak mylić z ochroną wrzasku i bełkotu. Dyskusja to nie konkurs monologów, w którym zwycięzcą jest ten kto mówi najgłośniej, czy ten, kto dostanie najwięcej lajków. Amerykański ekonomista i filozof, Thomas Sowell wyraził obawę, że widzimy efekty pedagogiki nakłaniającej do wyrażania opinii, bez konieczności posiadania wiedzy:

Myślę, że wychowujemy całe pokolenia ludzi, dla których fakty są mniej lub bardziej opcjonalne. Mamy dzieci w szkole podstawowej, które są nakłaniane do zajmowania stanowiska w kwestiach politycznych, do pisania listów do kongresmanów i prezydentów w sprawie energii jądrowej. Nie mają jeszcze dziesięciu lat, a zadają im tego rodzaju pytania, które mogą pochłonąć całe życie bardzo błyskotliwego i uczonego człowieka. I nauczono ich, że ważne jest, aby mieć poglądy, ale nie uczono ich, że ważne jest, aby wiedzieć, o czym się mówi, ani jak ważne jest, aby usłyszeć przeciwny punkt widzenia, a jeszcze ważniejsze, aby nauczyć się rozróżniać, dlaczego punkt widzenia A i punkt widzenia B są różne i na który są silniejsze dowody, lub który jest bardziej logiczny.

Kiedy bezładny i powszechny sprzeciw staje się centralnym elementem społecznego systemu, społeczeństwo wpada w błędne koło patowych sytuacji i tkwi w zastoju, cofa się, a w końcu zaczyna tęsknić do jakiejś dyktatury, która zrobi porządek.


Problem  z zatroskaniem z powodu źdźbła w oku bliźniego zaobserwowano już pewien czas temu, jednak idea, by zredukować poziom zatroskania na rzecz zainteresowania tym, o czym się mówi, chwilowo może nie czekać na polubienia.


Nie wiem, czy panna Krysia będzie się ubiegać o możliwość reprezentowania nas wszystkich w kolejnym konkursie Eurowizji, ale jakby co, to ma moje poparcie.


A swoją drogą rozbawiła mnie opowieść o tym, jak w samolocie z Liverpoolu do Tel Awiwu starszy pan patrzył ze zdumieniem na ekran w samolocie gdzie pojawił się napis: „Gratulacje, Noa, jesteśmy z ciebie dumni”. Na domiar wszystkiego, napis wywołał burzę oklasków pozostałych pasażerów, więc starszy pan zapytał siedzącą obok niego młodą kobietę, kto to jest ta Noa?


- To ja. Odpowiedziała dziewczyna, trochę zażenowana. A ponieważ mężczyzna okazał się być człowiekiem z wątłą znajomością popkultury, zapytał, czym się Noa zasłużyła na takie powitanie, więc wyjaśniła, że zajęła trzecie miejsce w konkursie Eurowizji. Noa dla odmiany chciała się dowiedzieć, czym zajmuje się starszy mężczyzna, więc kiedy powiedział jej, że jest rabinem i gdyby miała jakieś pytania, to chętnie odpowie, Noa ucieszyła się, wzięła wizytówkę swojego nowego znajomego i zrobili sobie wspólne selfie, które zdobyło dużą popularność w beznadziejnie skłóconym społeczeństwie izraelskim.


Niestety, doniesienia z innych stron nie wskazują na obniżenie poziomu wrogiego zatroskania (ani w tym, ani w żadnym innym społeczeństwie).