Izraelskie marzenie


Liat Collins 2023-05-04


„Uważaj, czego sobie życzysz”, głosi konwencjonalna mądrość. To zdanie przychodzi na myśl w kontekście trwającego obecnie zamieszania w Izraelu, przypisanego rządowym planom reformy sądownictwa. 


Przez dziesięciolecia Izrael chciał żyć amerykańskim marzeniem. Teraz okazuje się, że to koszmar: polaryzacja i pełna nienawiści retoryka, które ogarnęły amerykańską politykę i społeczeństwo – szczególnie wokół wyborów Donalda Trumpa w 2016 roku – znajduje odzwierciedlenie w reakcji na reelekcję Benjamina Netanjahu na premiera w listopadzie 2022 roku. 


Polaryzacja w stylu amerykańskim 


Podczas poprzednich kadencji Netanjahu odbywały się protesty w stylu amerykańskim, ale tym razem demonstracje są „większe i lepsze”, by użyć określenia amerykańskiego marketingu. To nie przypadek, że na ogromnych transparentach z symbolem zaciśniętej pięści widnieje napis „Resist” w języku angielskim. Są one przeznaczone do konsumpcji mediów zagranicznych. Próby wyjaśnienia izraelskiego społeczeństwa i polityki w kategoriach amerykańskich są zwykle mylące. Nie wszystko jest tu czarno-białe, lewicowe i prawicowe.


W ciągu ostatnich czterech miesięcy masowe protesty
 uległy zmianie. Początkowo skupiając się na reformie sądownictwa, szybko przekształciły się w protesty przeciwko wynikom wyborów, które dały władzę Netanjahu i jego koalicji. Ostatnio przekształciły się w wezwania do „dzielenia się ciężarem”, podkreślając fakt, że większość ultraortodoksów nie służy w wojsku, a jednocześnie otrzymuje hojne zasiłki państwowe na utrzymanie dużych rodzin. Fakt, że obywatele arabscy również nie służą w wojsku i również dostają zasiłki, jest zwykle ignorowany; opowiadam się za służbą narodową – w formie wojskowej lub cywilnej – dla wszystkich.



Choć na demonstracjach przeciwko Netanjahu i reformie sądownictwa można spotkać protestujących religijnych, a na proreformatorskich wiecach są świeccy uczestnicy, to w każdym przypadku stanowią oni mniejszość. Niektórzy komentatorzy opisują obecny podział w kategoriach Izrael kontra Judea, odwołując się do czegoś starożytnego i plemiennego – podziału między tymi, którzy chcą wyraźnie religijnego państwa, a tymi, którzy się go boją.



Oczywiście przed Dniem Pamięci poległych żołnierzy i ofiar terroryzmu w tym tygodniu, po którym natychmiast nastąpił Dzień Niepodległości, emocje rozpaliły się jeszcze bardziej. Wciąż jednak pojawiają się głosy rozsądku.


Pisarz i pedagog, rabin Chaim Navon, pisząc w zeszłym tygodniu w „Makor Rishon”, oświadczył: „Nawet kiedy walczymy między sobą, obie strony z dumą wymachują izraelskimi flagami. Spieramy się o to, czy Izrael powinien być bardziej żydowski, czy bardziej demokratyczny, ale badania pokazują, że zdecydowana większość zgadza się, że musi być jednym i drugim. Wszystko jest kwestią definicji”.


Zauważając, że w Deklaracji Niepodległości
 wymieniony jest tylko element żydowski, który podobnie jak flaga zyskał ostatnio na popularności, Navon podkreśla jednak, że nie musi być sprzeczności między tymi dwoma elementami. 


„Jeśli zinterpretujesz ‘państwo żydowskie’ jako ‘państwo halachiczne’, a ‘państwo demokratyczne’ jako ‘państwo progresywne’, to na każdym rogu znajdziesz sprzeczności, ale nie o to chodziło założycielom państwa” — napisał Navon.


„Trudno zrozumieć, jak widmo prawa halachicznego urosło do tak potwornych rozmiarów” — kontynuował.

„Wszyscy rozumieją, że jakakolwiek próba zmuszenia świeckich do zakładania tefilin byłaby katastrofą, nie tylko społeczną i duchową, ale także pozbawioną sensu z halachicznego punktu widzenia.


Z drugiej strony, kiedy założyciele państwa chcieli demokracji, na pewno nie myśleli o stworzeniu stanu szalonej progresywności. Podstawowa liberalna tolerancja jest zawsze pożądana, ale próby narzucenia nam wszystkim wartości skrajnej lewicy amerykańskich środowisk akademickich napotkają mur. Prawny establishment, który dzisiaj w imię równości zabrania religijnym pieśniarkom występów przed publicznością składającą się wyłącznie z kobiet, nie promuje wartości demokratycznych, ale śmiertelnie je rani”.

Kiedy demokracja jest interpretowana w sposób umiarkowany, judaizm nie stoi z nią w konflikcie, zauważył Navon. Wartości żydowskie w rzeczywistości ją wspierają.


Ale spór o reformę sądownictwa jest samonapędzający się. Media społecznościowe sprzyjają potrzebie natychmiastowej gratyfikacji – polubień, udostępnień, komentarzy. Konsekwencje czynów i przesłania nie są ważne, chodzi wyłącznie o tu i teraz. W ostateczności coś w mediach społecznościowych można usunąć, przeciwników zablokować lub „anulować”.


Kiedy w lutym weterani korpusu pancernego IDF zabrali stary czołg z miejsca pamięci na Wzgórzach Golan, aby służył jako rekwizyt w proteście przeciwko reformom, słusznie przypuszczałam, że wezwania do odmowy służby pojawią się niebawem. Nie wyobrażałam sobie jednak skali odmów ze strony pilotów i członków innych jednostek, głównie elitarnych.


Tabu jest łamane. Święte krowy są nie tylko zabijane, ale również grillowane. Zdrowy rozsądek idzie z dymem. 


Podczas Pesach na początku tego miesiąca neurolog ze szpitala Soroka w Beer-Szebie upewnił się, że został sfilmowany, gdy niósł chleb do centrum medycznego. Szef wydziału, prof. Gal Ifergane, powiedział, że podjął kroki, aby zaprotestować przeciwko prawu zezwalającemu szpitalom na zakazanie produktów na zakwasie w ich obiektach. Fakt, że był to Ramadan i duża liczba muzułmańskich pracowników i gości również pościła, zwiększa absurdalność wybryków Ifergane’a w naruszaniu wrażliwości religijnej. 


Incydent rodzi niepokojące pytania o to, czy lekarz może być tak niezdrowo napędzany osobistą obsesją, że wpływa to na jego osąd. 


Niepokojący był również incydent w Dniu Pamięci o Holokauście w zeszłym tygodniu, kiedy pilot El Al w drodze do Nowego Jorku uznał za dopuszczalne wygłoszenie przez mikrofon komentarza politycznego do pasażerów. „Rzeczy takie jak Holokaust są potencjalnie przeprowadzane w dyktaturze, a my walczymy w Izraelu o pozostanie krajem demokratycznym” – powiedział kapitan, któremu teraz grożą środki dyscyplinarne i możliwe zwolnienie. Kiedy słyszysz słowa „mówi kapitan samolotu…”, nie chcesz, aby po nich nastąpił polityczny przekaz, i to rażąco stronniczy. Każdy pasażer linii lotniczych chce myśleć o pilocie jako o kimś spokojnym i skupionym wyłącznie na wykonywanym zadaniu. Polityka powinna być trzymana z dala od kokpitu.


Jak znaleźliśmy się w tej sytuacji? Częściowo dzieje się tak dlatego, że ludzie grają pod własną publiczność, we własnych jaskiniach ech i we własnym kręgu towarzyskim. Zbyt wielu ludzi nie chce już słuchać opinii innych. Po prostu odrzucają jako głupich lub nieistotnych wszystkich, którzy mają odmienne opinie.


Również w Dniu Pamięci o Holokauście, podczas uroczystości upamiętniającej w synagodze w Tel Awiwie poseł z ramienia Likudu, Boaz Bizmut, był tak zakrzykiwany przez protestujących przeciwko reformom, że musiała mu towarzyszyć policja. Nikt nie zyskuje na takim zachowaniu.


Kto ma decydować? 


Stamtąd był już mały krok do rozdzierających serce dyskusji w tym tygodniu przed ceremoniami Dnia Pamięci, gdy niektóre pogrążone w żałobie rodziny zagroziły zakłóceniami, jeśli poseł lub minister, którego nie aprobują, pojawi się jako oficjalny przedstawiciel państwa. Po raz kolejny pojawia się pytanie, kto ma o tym decydować? 


Odmowa uznania członków wybranego rządu w imię demokracji zawiera swój własny oszałamiający wbudowany paradoks. To także kolejny przykład filozofii „wyłącznie na moich warunkach”. Pogrążeni w żałobie krewni – podobnie jak polegli żołnierze i ofiary terroryzmu – pochodzą ze wszystkich grup społecznych i można oczekiwać, że będą mieli różne poglądy społeczne, polityczne i religijne.  


Kraj musi znaleźć drogę naprzód. Kiedy rozczarowani wynikami wyborów dokonają czegoś bliskiego zamachowi stanu, aby je obalić – czy to z lewicy, czy z prawicy – znajdziemy się w niekończących się cyklach protestów i niekończącej się jadowitości. Rezultatem nie będzie demokracja, ale anarchia. 


Słowo „Halacha” – prawo żydowskie – zawiera rdzeń słowa „chodzić”; oznacza pójście naprzód. To samo oznacza „postęp”. Potrzebujemy ewolucji, a nie rewolucji. 


W ostatecznym rachunku jedyną rzeczą, którą możemy kontrolować, są nasze własne reakcje. Jedno jest pewne, bez względu na to, czego pragniemy, nasz los jako kraju jest wspólny – najlepiej w pokoju i dobrobycie. Potrzebny nam jest zdrowy rozsądek i kompromis, a nie prowokacje i dzikie akcje protestacyjne. 


To nie jest Ameryka. I to dobrze. Moglibyśmy świętować własną niepodległość i szczególną tożsamość jako jedyne państwo żydowskie. I tak ludzie wznosili oczy w modlitwie i obserwowali tradycyjny przelot samolotów; piosenka „Ein Li Eretz Aheret” („Nie mam innego kraju”) została wybrana najlepszą piosenką tych naszych 75 lat; a dym pochodził z grilla w ogrodach i parkach. Izraelskie marzenie trwa.

 

Link do oryginału: https://www.jpost.com/opinion/article-741490

Jerusalem Post, 28 kwietnia 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

* Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.