Gdzieś w niebie Booker T. Washington płacze


Jeff Jacoby 2023-03-09

Booker T. Washington. (Źródło zdęcia: Wikipedia)
Booker T. Washington. (Źródło zdęcia: Wikipedia)

Booker T. Washington, urodzony w 1856 roku w rodzinie niewolników na plantacji w Wirginii, w głęboko poruszającej autobiografii Up From Slavery, opisywał pierwszy strzęp zdobytej edukacji. Miał 9 lat, gdy zakończyła się wojna secesyjna i, jak każde inne dziecko niewolników, celowo trzymano go z daleka od alfabetu oraz chociażby podstawowej znajomości matematyki.

Wraz z nadejściem wolności rodzina Washingtona pojechała się do Wirginii Zachodniej, gdzie ojczym załatwił mu pracę przy piecu solnym. To tam rozpoczęła się jego edukacja.


„Pierwsze, czego nauczyłem się o wiedzy książkowej, było podczas pracy przy tym piecu solnym” – pisał po latach. Każda beczka soli była oznaczona określonym numerem, a mały  Booker codziennie widywał ten sam numer — „18” — wypisany kredą na beczce swojego ojczyma. „Szybko nauczyłem się rozpoznawać ten znak, gdziekolwiek go zobaczyłem, i po pewnym czasie doszedłem do punktu, w którym mogłem tę liczbę napisać, chociaż nie wiedziałem nic o innych cyfrach lub literach”.

Ten pierwszy smak nauki, choć nieistotny, rozpalił w Waszyngtonie palący głód nauki, tak iż z czasem miał stać się jednym z największych nauczycieli i działaczy na rzecz emancypacji Czarnych, ale jego własna edukacja nie mogła zacząć się bardziej skromnie:

Wkrótce po tym, jak jakoś zadomowiliśmy się w naszej nowej chacie w Wirginii Zachodniej, nakłoniłem mamę, żeby zdobyła dla mnie książkę. Nie wiem, jak i skąd ją wzięła, ale w jakiś sposób zdobyła starą kopię „niebiesko-czarnej” książki Webstera z alfabetem, po którym następowały takie bezsensowne słowa, jak „ab”, „ba”, „ca”, „ta”. Od razu zacząłem pochłaniać tę książkę i myślę, że była to pierwsza, jaką kiedykolwiek miałem w rękach. Dowiedziałem się od kogoś, że aby zacząć czytać, trzeba nauczyć się alfabetu, więc próbowałem się go nauczyć na wszystkie możliwe sposoby — oczywiście bez nauczyciela, bo nie mogłem znaleźć nikogo, kto by mnie nauczył. W tamtym czasie nie było w pobliżu ani jednego przedstawiciela mojej rasy, który potrafiłby czytać, a ja byłem zbyt nieśmiały, by zbliżyć się do któregokolwiek z białych ludzi. W jakiś sposób w ciągu kilku tygodni nauczyłem się większości alfabetu.

Up From Slavery to inspirujący pamiętnik, słusznie zaliczany do największych książek literatury faktu XX wieku. Jest pełen poruszających i elokwentnych fragmentów, przede wszystkim tych, które opowiadają o rozpaczliwej tęsknocie Washingtona i wielu innych nowo wyzwolonych Czarnych, by zdobyć umiejętność czytania, pisania i liczenia. Dziś, ponad 120 lat po publikacji, relacja Washingtona z jego niezwykłego życia pozostaje klasykiem, który każdy Amerykanin powinien przeczytać.

Jednak dla dzieci ze zbyt wielu upadających okręgów szkolnych przeczytanie tej lub jakiejkolwiek innej książki byłoby beznadziejnym wyzwaniem.

W Illinois, jak doniesiono w tym miesiącu, bardzo wiele szkół publicznych jest tak zła, że żaden z ich uczniów – ani jeden – nie osiągnął biegłości w czytaniu lub matematyce. Według Wirepoints, nienastawionego na zysk serwisu informacyjnego, który zajmuje się rządem, polityką publiczną i rozwojem gospodarczym w Illinois, dane ze stanowej rady edukacji wymieniają 30 szkół publicznych (22 z nich w Chicago) „gdzie ani jeden uczeń nie potrafi czytać na poziomie wymaganym przez program”. Jeśli chodzi o matematykę, porażka jest jeszcze bardziej przerażająca: w 53 szkołach ani jeden uczeń z tysięcy dzieci chodzących do tych szkół, nie radzi sobie z matematyką na poziomie oczekiwanym dla jego klasy.



W Spry Community Links High School w Chicago ani jeden uczeń nie potrafi czytać ani wykonywać działań matematycznych na poziomie wymaganym przez program.

„Wiele z tych szkół zostało ocenionych jako ‘godne pochwały’ przez Illinois State Board of Education” — zauważa Wirepoints. „To druga najwyższa z czterech ocen, jaką może otrzymać szkoła”.

Kwota pieniędzy, jaką podatnicy wydają na prowadzenie tych szkół, jest astronomiczna. W Spry Community Links High School w Chicago roczne wydatki na ucznia wzrosły do ponad 35 tysięcy dolarów. Jednak żaden z uczniów nie potrafi czytać ani wykonywać działań matematycznych na poziomie wymaganym dla jego klasy.

Podobne informacje podano w tym miesiącu o systemie szkół publicznych w Baltimore. Analizując wyniki ostatniego ogólnostanowego testu z matematyki, reporterzy telewizji WBFF odkryli, że w największym okręgu szkolnym w stanie „zaledwie 7 procent uczniów klas od trzeciej do ósmej zdało test z biegłości w matematyce, co oznacza, że 93 procent nie radzi sobie z matematyką na poziomie wymaganym przez program nauczania. . . . [W] 23 szkołach w Baltimore City zero uczniów zaliczyło test z matematyki”.

Sytuacja nie jest lepsza, jeśli chodzi o czytanie. Według National Assessment of Educational Progress z 2022 r. — znanej jako „Nation's Report Card” — 77 procent uczniów szkół średnich w Baltimore czyta na poziomie szkoły podstawowej. Na przykład w Patterson High w dzielnicy Hopkins-Bayview przebadano 628 uczniów. Spośród nich 159 uczniów potrafiło czytać tylko na poziomie przedszkola lub pierwszej klasy.


Podatnicy z Baltimore w 2022r. wydali 1,6 miliarda dolarów na szkoły. To średnio ponad 21 tysięcy dolarów na ucznia. Te żenujące wyniki mówią same za siebie. Straszną rzeczą jest marnowanie umysłu, cytując slogan czcigodnego United Negro College Fund. Jednak w zbyt wielu szkołach w zbyt wielu miastach, takich jak Baltimore czy Chicago, umysły są marnowane na skalę przemysłową. Nieproporcjonalna liczba tych umysłów – 90 procent w szkołach publicznych w Baltimore, 82 procent w Chicago – należy do populacji dzieci czarnych lub Latynosów.


Nie zgadzam się z tymi, którzy potępiają Amerykę jako kraj systemowo rasistowski. Ale niesprawiedliwości rasowe istnieją i żadna nie jest bardziej bolesna niż wieloletnia porażka tak wielu szkół publicznych w przeważnie niebiałych dzielnicach w wykonywaniu swojej pracy – porażka, za którą głównie należy winić nietykalnych polityków miejskich, potężne związki zawodowe nauczycieli i zasiedziałą biurokrację edukacyjną. Serce pęka, gdy porównuje się instytucjonalne zaniedbania czarnych uczniów w Ameryce XXI wieku z żarłoczną pasją do edukacji, która przepełniała niegdyś zniewolonych Afroamerykanów w latach po wojnie secesyjnej.

„W mojej młodości nigdy nie było takiego okresu, bez względu na to, jak mroczne i zniechęcające były dni, kiedy jedno postanowienie nie byłoby we mnie nieustannie, a była to determinacja, by za wszelką cenę zapewnić sobie wykształcenie” — napisał Booker T. Washington. Chociaż najwyraźniej został obdarzony wyjątkowymi zdolnościami intelektualnymi, pragnienie nauki było bardzo rozpowszechnione w społeczeństwie Czarnych.

Ci, którzy nie przeżyli tego okresu, z trudem mogą pojąć „intensywne pragnienie wykształcenia, jakie przejawiali ludzie mojej rasy” - pisał w swojej autobiografii. „Niewielu było zbyt młodych i nikt nie był zbyt stary, by podjąć próbę nauki. . . . Wielką ambicją starszych ludzi była próba nauczenia się czytania Biblii przed śmiercią. . . . Szkoły dzienne, wieczorowe, szkółki niedzielne zawsze były zatłoczone i często wielu trzeba było odprawiać z powodu braku miejsca”.

Wyobraźcie sobie, co pomyśleliby ci świeżo wyzwoleni Amerykanie, tak chciwie korzystający z każdej okazji do zdobycia wiedzy, gdyby wiedzieli, że ich potomkowie półtora wieku później będą uczęszczać do dobrze finansowanych szkół, ale nie nauczą się prawie nic. Co za zdrada. Co za hańba.


Arguable, 28 lutego 2023

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

*Jeff Jacoby – amerykański dziennikarz i prawnik, wieloletni publicysta „Boston Globe”. Prowadzi blog "Arguable with Jeff Jacoby".