Mnemozyna, półbogini pamięci


Andrzej Koraszewski 2023-02-12

Zeus and Mnemosyne - Marco Liberi (1640–1685) - Wikimedia Commons.
Zeus and Mnemosyne - Marco Liberi (1640–1685) - Wikimedia Commons.

Mnemozyna była boginią pamięci, no cóż półboginią, więc opanowanie tabliczki mnożenia wymaga tytanicznej pracy, ale mity przechodzą z pokolenia na pokolenie i chłoniemy je nie tylko bez żadnych trudności, ale nie wiedząc nawet jak i kiedy. Łatwiej zapamiętać, to co nam szkodzi, niż to, co może szkody złagodzić. Mnemozyna nie miała konta na Twitterze, nie miała swojej strony na Facebooku i nie produkowała krótkich memów na sraczkowatym tle do zapamiętania przez świat i okolice.     

 

Jak działa umysł? Próbują to zgłębić neurolodzy, psycholodzy ewolucyjni dorzucają swoje trzy grosze, Mnemozyna jest zajęta igraszkami z Zeusem. Zastanawianie się nad pytaniem, jakimi drogami chodzą myśli naszych bliźnich, zajmuje całkiem sporo naszego czasu, bo głupota bliźniego nigdy nie przestaje nas zadziwiać. Bliźni aż nazbyt często ma popsuty umysł i właściwie nie warto z nim rozmawiać, bo szkoda czasu.


Jak się wydaje, rację miał pewien papież przekonując, że nasza tożsamość jest posklejana z mitów, (o Mnemozynie nie wspominał, ale widocznie miał po temu poważny powód). Tak czy inaczej, złożona z mitów tożsamość jest u każdego troszkę inna, co może utrudniać próby rozmowy i wzajemnego zrozumienia.

 

Mity rodzinne, plemienne, narodowe i religijne budują nasze ja od kołyski, są splecione z językiem, są centralnym filarem naszej mentalności. Dorastając szukamy potwierdzenia tego, co już wiemy, czasem tylko odkrywając, że fundament jest nie tylko zmurszały, ale gnijący i zatruwający naszą zdolność logicznego myślenia. Chcemy rozumieć świat i mamy nadzieję, że postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość obiektywnie i bez uprzedzeń. Prawdopodobnie nie jest to możliwe. Czy może to być powodem głębokich podziałów i poczucia, że świat jest domem wariatów? Czasem udaje nam się rozstać z mitami, które dominowały w środowisku, w którym kształtowała się nasza tożsamość. Każde takie rozstanie jest na swój sposób unikatowe, niemal wszystkie są długim procesem.

 

Przyjaciółka opisuje jak we wczesnym dzieciństwie nienawidziła lekcji religii, nie próbując nawet buntować się przeciw samej religii. Kiedy miała czternaście lat była świadkiem, jak nauczyciel religii bił kawałkiem deski swoją córkę za to, że rozmawiała z chłopcem przez furtkę i chłopiec dotknął jej ręki. Wtedy po raz pierwszy krzyknęła dość. Zaczęła jednak szukać islamu innego niż ten, który widziała wokół siebie. Dopiero siedem lat później odważyła się głośno powiedzieć, nie jestem już muzułmanką.

 

To rozstanie z pierwszą tożsamością oznaczało rozstanie z rodziną, z przyjaciółmi, a w końcu z ojczyzną.

 

Nie wszystkie rozstania z otaczającymi nas mitami są aż tak dramatyczne. Jestem ochrzczony, w dzieciństwie rodzice wysyłali mnie na religię, ale sami nie chodzili do kościoła. Kiedy wkrótce po bierzmowaniu powiedziałem, że więcej do kościoła nie pójdę, nikt nie próbował mnie przekonywać do zmiany tej decyzji.

 

Z innym grasującym w świecie mojego dzieciństwa mitem było troszkę inaczej, chociaż prawdopodobnie większość sygnałów z najbliższego otoczenia docierała zaledwie do mojej podświadomości. Pierwszy, który pozostał w pamięci, był raczej zdumieniem niż szokiem. Była wczesna wiosna, szaleliśmy z kolegami na rowerach, wpadłem do domu, żeby się czegoś napić. W kuchni babka krzyknęła do mnie – zdejmij w domu czapkę, nie  jesteś Żydem. Oczywiście natychmiast zdjąłem czapkę, usłyszałem równocześnie gniewny głos ojca: mamo! Zobaczyłem również jego spojrzenie, gniewne, inne od wszystkiego, co znałem. Dlaczego zapamiętałem tę scenę, dlaczego w szkole nie śmiałem się z dowcipów o Żydach? O przedwojennych bójkach brata matki w obronie żydowskich kolegów dowiedziałem się dopiero dziesiątki lat później, więc te uodparniające sygnały musiały być bardzo subtelne, albo ja uważałem je za coś oczywistego i nie zwracałem na nie uwagi.   

 

Antysemicka tożsamość wielu moich kolegów skłaniała mnie raczej do chłodnego zdystansowania się niż do prób przekonywania. Mnemozyna dawała im inne pożywienie, które mnie odrzucało i nie było w tym żadnej mojej zasługi. Dopiero dorastając zacząłem się uczyć z lektur o powodach mojej odrazy. Coraz poważniejsze stawało się pytanie o reakcję. Dystansować się i milczeć, czy wdawać się w konfrontacje? Próby dyskusji wskazywały niedwuznacznie, że tam, gdzie poglądy są sprzężone z tożsamością, logika zostaje wyrzucona za drzwi, racjonalizacje przybierają absurdalne rozmiary, a emocje prowadzą do otwartej wrogości. Pozostaje obserwacja, porządkowanie argumentów w pisanej formie, przekazywanie ich tym, którzy podobnie jak ja szukają odpowiedzi.

 

Czytając komentarze do informacji o tym, że palestyński zamachowiec wjechał samochodem w tłum oczekujących na przystanku ludzi, zastanawiałem się nad pytaniem, jak silnie uzbrojona jest w antysemityzm polska tożsamość i to zarówno ta chrześcijańska, jak i ta ateistyczna? Wśród komentujących jest wyraźna przewaga potępiających ofiary bardziej niż zamachowca. (Populacja komentujących w Internecie nie jest tym samym co próba losowa społeczeństwa, ale daje pewną orientację.)  Nie, nie jesteśmy wyjątkowi, badania w innych krajach wskazują na podobne, często silniejsze tendencje. Zapewne jak zwykle jesteśmy epigonami. (Jeśli Polacy częściej niż inni korzystali z przyzwolenia okupantów na bezkarne mordowanie Żydów, to był to raczej efekt koncentracji ludności żydowskiej na naszych terenach niż silniejszej wiary religijnej i silniejszych przekonań nazistowskich.) Dziś Polska wydaje się być zdecydowanie mniej antysemicka niż Norwegia czy Holandia.

 

Czasem jakiś komentarz z jakiegoś powodu kusi, żeby spróbować dyskusji. To z kim chcemy rozmawiać zależy od tego, jakie łączą nas z tą osobą relacje, a nasza wiedza o drugim człowieku jest zawsze kluczem do wyboru argumentacji i tonu reakcji. Zdanie wrzucone na gazetkę ścienną (jaką są miejsca na komentarze pod doniesieniami), prowokują do myśli niezwiązanych z człowiekiem, a wyłącznie z czytanymi słowami. Internauta pisze:

„Winni nienawiści są sami Żydzi, tym co mieli zapisane w Talmudzie i co przez wieki wpajano im do głów oraz przez to czym się zajmowali.”

Dlaczego ten krótki przekaz skłania mnie do układania w głowie odpowiedzi? Nie wiem, może to kwestia tego, co dziś czytałem, a może tylko efekt ciekawości, jak życie autora tych słów doprowadziło go do punktu, w którym miał potrzebę napisania tego zdania pod informacją o śmiertelnym zamachu na kilku przypadkowych Żydów.

 

Odpowiadam dla siebie, nie dla niego, bo mam wrażenie, że z nim nie warto rozmawiać.

Nie wiem, czy studiowałeś Talmud, ja nie. Znam kilka cytatów. Sam jestem ateistą i patrzę podejrzliwie zarówno na ludzi w czarnych sutannach, jak i na fotografie ludzi w czarnych kapeluszach, których już nie ma na naszych ulicach, a którzy poświęcają życie na studiowanie Tory i Talmudu.

 

Talmud to niekończące się komentarze do Biblii. Z cytatami z Talmudu jest jak z cytatami z Szekspira, często je słyszymy, nie zawsze wiedząc, że to z Talmudu. Wiele z tych cytatów podobno jest sfałszowanych, ale nie mam kompetencji, żeby to sprawdzić. Lubię szczególnie jeden, który jest autentyczny: „Świat podtrzymują oddechy dzieci biegnących do szkoły”. Jest bardzo poetycki i wiele mówiący (Żydzi mieli powszechną oświatę dla chłopców od dwóch i pół tysiąca lat, stąd Jezus i apostołowie, mimo prostych zawodów byli ludźmi piśmiennymi.) To, co piszesz o Talmudzie, jest podejrzane, bo prawdopodobnie (podobnie jak i ja) niczego nie możesz osobiście sprawdzić i polegasz na „wiedzy” z czwartej ręki, na wiedzy skażonej przesądami. O samej Biblii wiemy więcej, to okropna książka. Zapis okrutnej mentalności. Dobrze, że nasi przodkowie nie umieli pisać i czytać i mamy tylko żydowskie zapisy z tamtych czasów. Szkoda, że chrześcijanie właśnie tę książkę wybrali sobie na swoje „pismo święte” z rzekomo ponadczasową moralnością. No tak, są tam rzeczy, które nawet dziś daje się uznać za moralne, albo tak wieloznaczne, że można je sobie dowolnie interpretować. Zostawmy jednak Talmud i Biblię z jej dziesięcioma przykazaniami (z których dla mnie moralne są tylko cztery – nie zabijaj, nie kradnij, nie dawaj fałszywego świadectwa, szanuj rodziców - reszta jest amoralna lub tylko głupia).

 

Więc powiadasz, że wpajano im do głów Talmud, którego nie znasz, i masz im za złe to, czym się zajmowali. Pozwolisz, że ci przypomnę, że Żydzi po wygnaniu zajmowali się tym, na co im pozwalali najpierw pogańscy właściciele, a potem chrześcijańscy władcy. Nie byli już (tak jak w swoim Izraelu) pasterzami, rolnikami, rybakami, więc może ich zajęcia nie wynikały z Talmudu, tylko z konieczności? Rozważ to, bo może się mylę. Ich status był albo statusem niewolnika, albo zbliżony do niewolnika, więc może coś ci się pomyliło, albo ktoś cię okłamał. Niektórzy byli bogaci, bo umieli rzeczy, których nie umiała miejscowa ludność, to oni zakładali pierwsze banki, pożyczali pieniądze na kredyt, co nazywano lichwą. To był idealny bankier, bo kiedy związana z ryzykiem inwestycja kończyła się fiaskiem, zawsze można było skrzyknąć ludzi w kościele, żeby poderżnęli bankierowi gardło. Ksiądz chętnie pomógł, bo to i przysługa dla feudalnego pana, i Panu Bogu miło.

Gazetka ścienna nie jest miejscem na poważną rozmowę. Taka próba nie miałaby najmniejszego sensu. Te miejsca przypominają spotkania modlitewne kwakrów. Nie ma kapłana, zebrani milczą, czasem ktoś przerwie ciszę i coś powie, bywa, że ktoś odpowie, częściej rzucone zdanie pozostaje bez odpowiedzi. Dom wariatów. Autor cytowanego zdania zapewne korzysta z kredytów, spłaca je, godząc się z niechęcią na oprocentowanie. Czy studiował historię długów zaciągniętych u Żydów na wyprawy krzyżowe i inne wojny królów i papieży? Czy coś wie o następujących po nich wezwaniach do nienawiści wobec Żydów? Pisze „wina Żydów”, czy jest pewien, że masowe mordy w średniowieczu pod pozorem ewidentnego kłamstwa, że Żydzi zabijają chrześcijańskie dzieci i roznoszą zarazy, były naprawdę winą Żydów? Mało jest w Europie starych miast, w których nie podburzono ludności do masowych mordów Żydów. Tym mordom towarzyszyły gwałty i rabunki. Jak tamte masowe mordy zakorzeniły się w naszej mitologii z wyraźnym przekazem, że to ofiary były winne, a nie mordercy?  

 

Oczywiście byli Żydzi, którzy przyczyniali się do chrześcijańskiej nienawiści. Czy pierwszym chrześcijańskim żydożercą był święty Paweł? Różni ludzie spierają się o to, ale pozostaje fakt, że budując religię w diasporze oczekiwał (w odróżnieniu od ewangelicznego Jezusa), że Żydzi przestaną być Żydami, że tożsamość chrześcijańska zlikwiduje pamięć o prześladowaniach. Ci Żydzi uciekający od prześladowań i przyłączający się do prześladowców istnieli przez całą historię chrześcijaństwa i islamu, są liczni również dzisiaj. Byli wśród inkwizytorów kierujących masowym paleniem Żydów na stosach w Hiszpanii i wśród doradców antysemickich sułtanów.

 

Ta gotowość obwiniania ofiar za zbrodnie naszych przodków mnie wydaje się niepokojąca, ale jest powszechna.

 

Oglądam inne komentarze. Ci z prawej ciskają gromy na żydokomunę, przekonują, że kraj jest nadal w rękach jakiejś żydowskiej lewackiej mafii. To ciekawy problem, żydokomuna była niezaprzeczalnym faktem. Mógłbym zwróć jednak uwagę na fakt, że Żydzi, którzy uwierzyli w komunistyczne braterstwo, byli mordowani w pierwszej kolejności podczas wielkiej czystki.  Komunistyczna Partia Polski. Tam było wielu Żydów, znaczna ich część została zamordowana przez NKWD. Wielu z tych, którzy przeżyli, mówiło potem, że dali się nabrać, że byli idiotami. Komunizm to tak piękna idea, że każdy głupek może dać się na nią nabrać. A jak jeszcze chroni przed chrześcijańską siekierą, to już coś wspaniałego. Nazizm był bardziej uczciwy, mówił że będzie mordować i mordował, a komuniści oszukują ględząc o jakimś braterstwie, a potem mordują. Zacznijmy od początku wojny. Tu i ówdzie Żydzi witali z radością Armię Czerwoną. Czy mieli powód do radości, że to komuniści a nie naziści? Większość polskich Żydów, którzy przeżyli wojnę, to byli ci, którzy trafili do ZSRR. Kiedy wracali, a nie byli w mundurach i z bronią, witały ich siekiery polskich sąsiadów. W ZSRR nie wszyscy przeżyli, niektórych rozstrzelano (w tym w Katyniu), inni byli w obozach pracy lub na zesłaniu. Przez żydokomunę rozumiemy tych, którzy trafili do bezpieki i byli wyjątkowo dobrym narzędziem w ręku Moskwy. Czy komunizm byłby inny bez nich? Nie sądzę. Wystarczy spojrzeć na Kubę lub Wenezuelę.

 

Żydzi stanowili w PZPR mały ułamek, znaczący, to prawda, ale tylko ułamek, wygodny, żeby na nich zwalać winę za koszmarny ustrój i za grzechy „prawdziwych Polaków”. Gomułka, Bierut, Cyrankiewicz i inni nie byli marionetkami Żydów, Żydzi byli ich narzędziem. Ci żydowscy komuniści prześladowali Żydów, którzy chcieli uciec przed komunizmem do Palestyny, albo tylko żyć spokojnie tu i wykonywać swój zawód. To jest trochę tak jakbyś chciał zwalić winę za bestialstwa sowieckiej bezpieki na polską szlachtę, bo Dzierżyński i kilku innych odegrało ważną rolę w tworzeniu komunistycznego systemu. Stalin (antysemita nienawidzący i mordujący Żydów) wierzył przez moment, że żydowscy komuniści zbudują komunistyczny Izrael. (Potem zamordował tych, którzy z jego pozwoleniem wspierali początki Izraela.)      

 

Obyczaj szukania winnych Żydów za nasze błędy jest zawsze wygodny, ale czy mądry? W ten sposób zamiast analizować rzeczywistość uciekamy przed odpowiedzialnością.


Ci z lewej płoną ogniem współczucia do Palestyńczyków. Są niemal zabawni w tej swojej trosce, by ukryć nienawiść, usprawiedliwić zbrodnie, udawać szlachetność skrywającą zwyczajną podłość.   


Po co to czytam? Mnemozyna chichocze, każe zgadywać. No tak, Wcześniej zatrzymał mnie artykuł o tym jak Internet zjednoczył dżihadystów, neonazistów i anarchistów. Jak dowiedziałem się z tego artykułu w 2015 roku amerykański funkcjonariusz policji z Columbii w Karolinie Południowej został aresztowany przez FBI. W jego domu śledczy znaleźli odręcznie napisaną modlitwę za „Hitlera, Skorzenego, muftiego Amina al-Hussainiego, Mussoliniego, Saddama Husajna, Proroka Mahometa, Jana Chrzciciela i wszystkich Apostołów”. Umysłowo chory? Poważny problem, bo symptomy tej choroby mają silny związek z pamięcią i tożsamością.  


To ciekawy przypadek. Policjant, który był członkiem lokalnej neonazistowskiej grupy, miał tatuaż SS na ramieniu, zbierał namiętnie nazistowskie pamiątki, a w pewnym momencie przeszedł na islam, a jego obecność na stronach dżihadystów wreszcie zwróciła uwagę na niego FBI. Z jakich mitów sklejona była jego tożsamość? 


W Ameryce bardzo wielu ludzi wierzy głęboko, że Żydzi są złymi ludźmi, potajemnie rządzą światem, są wielką spiskującą mafią. Fundamentem ich tożsamości są mity religijne, narodowe lub ideologiczne. Dlaczego akurat w tej sprawie zlewają się poglądy ludzi, którzy na innych polach patrzą na siebie z nienawiścią? Mnemozyna jest zbyt zajęta miłosnymi  igraszkami z Zeusem, by zechciała nam pomóc w szukaniu odpowiedzi. Tożsamość jest posklejana z mitów, wielu ludzi próbuje nas dziś przekonać, że nasze mity są ważniejsze niż prawda. Dziwne wezwanie do wierności wobec kłamliwych narracji. Kuszące, więc znajduje coraz więcej zwolenników. Świat staje się domem wariatów bardziej niż wczoraj.