Komu na rękę z niewidzialną ręką?


Andrzej Koraszewski 2023-01-27

Rzekomy dowód rzeczowy na to co Adam Smith miał na myśli – na amerykańskich banknotach widnieje oko opatrzności wraz z mottem „Annuit Coeptis\
Rzekomy dowód rzeczowy na to co Adam Smith miał na myśli – na amerykańskich banknotach widnieje oko opatrzności wraz z mottem „Annuit Coeptis", czyli „sprzyja [naszemu] przedsięwzięciu". (Źródło zdjęcia: Freepik)

„Zdarza się niekiedy, że nazwa rzeczy lub pojęcia decyduje o tym co o tej rzeczy albo pojęciu myślimy, a czasem także o tym jak o nich myślimy.” Przeczytałem to zdanie w dziale „wolna myśl” Centrum im. Adama Smitha, pod datą 18 lipca 2018, co było ostatnim śladem ich tętniącej życiem strony internetowej. Zajrzałem tam sprawdzając, czy może zareagowali na odkrycie Wojciecha Orlińskiego, który donosi na łamach „Gazety Wyborczej”, że ponieważ Adam Smith nie precyzuje, czyja niewidzialna rękę steruje rynkiem, prawdopodobnie miał na myśli „niewidzialną rękę opatrzności”. Jak on do tego doszedł?

Czytam pierwsze zdanie artykułu tego sympatycznego i na ogół rozsądnego dziennikarza i zastanawiam się, czy przemawia przez niego kpiarz, heretyk, czy bluźnierca?

"Niewidzialna ręka opatrzności" sprawia, że społeczeństwa, które rozumnie zarządzają swoją gospodarką, bogacą się.

Jadę zatem dalej, iżby dowiedzieć się czegoś więcej.      


Publicysta przypomina, że Smith używał określenia „niewidzialna ręka” bez informacji czyja, a na dodatek fascynowała go teoria uczuć moralnych. Dowodzi dalej, że „jako moralista wierzył w ‘niewidzialną rękę współodczuwania’”. Ateistą Smith nie był, religię ignorował, ale w opatrzność wierzył, a to Orlińskiemu przypomina „niewidzialną rękę" i dowiadujemy się, że „tak właśnie filozofowie, których czytałem, proponują interpretować tę metaforę Smitha”.


„Filozofowie, których czytałem” to znakomite określenie, ma jednak drobną wadę, informuje wyłącznie, że Autor czytuje filozofów, czyli dyplomowanych myślicieli takich jak Legutko, Hartman i tysiące innych. Nie pozostaje zatem nic innego jak zignorować argument o autorytecie filozofów i powrócić do Adama Smitha.     


Wojciech Orliński poprawnie przypomina, że Smith zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że interes przedsiębiorców nie zawsze jest zbieżny z interesem publicznym i że pojawiają się tu postaci skłonne do nieczystej gry. Porzuca jednak problemy rynku i przeskakuje do kwestii wolności. Niby słusznie, bo sprawa wolności była dla Smitha kluczowa, ale wróćmy do nieporozumienia w kwestii własności niewidzialnej ręki.  


O tej niewidzialnej ręce Smith wspominał zaledwie trzy razy, a resztę musimy dośpiewać.   W Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów (wydanymi w 1776 roku), pisał:

[Jednostka] ma wyłącznie na uwadze swe własne bezpieczeństwo, a gdy kieruje wytwórczością tak, aby jej produkt posiadał możliwie najwyższą wartość, myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście. Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć, aby wiele dobrego zdziałali ludzie, którzy udawali, iż handlują dla dobra społecznego.

Gdyby szkocki ekonomista opisywał procesy podejmowania decyzji o tym, co produkować i o tym, co sprowadzać do sklepu dziś, a nie dwieście pięćdziesiąt lat temu, pisał by zapewne o różnicy między planowaniem centralnym i planowaniem rozproszonym, o różnicy między codzienną analizą popytu i podaży przez lokalnego kupca i przez miejskiego biurokratę. Treść podstawowego dzieła Adama Smitha nie zostawia miejsca na dowolną interpretację tego, co oznaczały jego wzmianki o „jakiejś niewidzialnej ręce”. Codzienna obserwacja popytu przez lokalnych kupców pozwala na sprawniejsze zaopatrzenie ludności niż planowanie przez  wyposażoną w najlepsze komputery armię biurokratów. Informacja o tym, czego ludzie szukają, inspiruje producentów i wynalazców. Niewidzialna ręka [rynku] to tylko suma rozproszonych decyzji producentów i handlowców. Jeśli jakiś stuknięty filozof doszedł do wniosku, że Smith miał na myśli niewidzialną rękę opatrzności, to ja nie mam popytu na jego myśli.


Co ma jednak do tych rozważań o niewidzialnej ręce kwestia wolności i moralności? I znów interpretacja myśli Smitha nie wymaga wielkiej filozofii. Żeby decyzje o tym, co produkować i czym handlować, były rozproszone, producent i handlowiec muszą być ludźmi wolnymi i mieć prawo do samodzielnego podejmowania ryzyka. Ograniczenia ich wolności mogą być różnorakie, poczynając od całkowitego ubezwłasnowolnienia, poprzez mordercze opodatkowanie, nadmierne regulacje, nadzwyczajne przywileje dla niektórych, aż do zmowy różnych karteli. Niewidzialna ręka rynku może być obezwładniona przez niewidzialną rękę opatrzności będącą na usługach takich czy innych drani.


Egoistyczne dążenie do zysku przez jednostkę jest dla społeczeństwa jako całości wręcz zbawienne pod warunkiem, że państwo jako nocny stróż nie popija wódeczki z tymi, przed którymi ma nas chronić, a którzy aż nazbyt często odziewają się w pelerynę bojowników o sprawiedliwość, opiekunów maluczkich i wykonawców poleceń opatrzności bożej, z którą porozumiewają się językiem migowym.                                           

Czy wolność przedsiębiorczości powinna być regulowana? Adam Smith nie miał co do tego wątpliwości, regulacje są potrzebne, ale powinny być ograniczone do niezbędnego minimum. Kłopot z tym jak zdefiniować ową „niezbędność” i jak przenosić mądrość sprzed stuleci na dzisiejsze realia.


Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im Adama Smitha wygłosił niedawno wykład, w którym mówił o tym, że mamy w Polsce jeden z najgorszych systemów podatkowych na świecie, dławiący drobną i średnią przedsiębiorczość i dający gigantom większe przywileje niż dają tak zwane raje podatkowe. Efektem jest hamowanie rozwoju (nie dodał, że sprzyja to unikaniu podatków i ciągłej rozbudowie czarnego rynku, bo uczciwość prowadzi do bankructwa). Sadowski jest również krytyczny wobec Unii Europejskiej, jednak w odróżnieniu od pisowskich propagandystów, nie obawia się o naszą  suwerenność, mówił o negatywnym oddziaływaniu nadmiernych, krępujących przedsiębiorczość i innowacyjność  regulacji. Na swoim koncie Twittera pisał:

Europa wielu prędkości jest konsekwencją poziomu wolności politycznej i ekonomicznej w poszczególnych jej państwach. Jeżeli Polska znów przyjmie unijny marksizm malowany na zielono, to utraci budowane na przedsiębiorczości swoje przewagi konkurencyjne.

Amerykański analityk JB Shurk mówi rzeczy podobne, ale znacznie bardziej brutalnie. Opisując spektakl w Davos pisze, że:

Światowe Forum Ekonomiczne wygląda jak warsztat, którego właściciel ukradł różne części najgorszym dyktaturom świata, aby stworzyć „przebudzonego” potwora Frankensteina. Wziął tradycję Azteków składania ofiar z ludzi w celu odwrócenia złej pogody, miłość chińskich komunistów do totalitarnej kontroli i wojny z tradycyjną kulturą, partnerstwo włoskich faszystów z uciskającymi społeczeństwo monopolistami korporacyjnymi oraz wiarę niemieckich nazistów w „rasę panów” – dziś celebrytów, bankierów, kumpli-kapitalistów i potentatów, którzy zlatują stadami do Davos, aby oklaskiwać własne osiągnięcia i dalej realizować swój „główny plan”, który Światowe Forum Ekonomiczne pieszczotliwie nazywa „Wielką zmianą”.

Niektórzy z nas mają poważny problem – jak reagować na grozę widocznego działania „niewidzialnej ręki opatrzności” nad kaczym stawem, a równocześnie unikać udawania, że nie widzimy co się dzieje w wielkim świecie?


Jeśli idzie o Polskę, Andrzej Sadowski twierdzi, że tkwimy w „pułapce średniego rozwoju”. Nie może mu chodzić o wielkość państwa, bo jako ideał przedstawia Singapur, więc zapewne idzie o to, że nie umiemy się wybić ani na wolność ekonomiczną, ani na wolność polityczną. Tkwimy w pułapce zrównoważonej niemrawości myśli.  


Wojciech Orliński w swoim artykule przeskakuje nagle od niewidzialnej ręki do bohaterskiej walki Ukraińców o swoją wolność.  Nie jest pewien, czy wolność w XXI wieku wygra, ale chce mieć nadzieję, więc w ostatnim zdaniu pisze:

Może i Rosjanie mają więcej dywizji, ale niewidzialna ręka jest po stronie Ukrainy. A przynajmniej ja za to trzymam swoje widzialne kciuki.

Ja też trzymam za ich wolność kciuki, bo nie tylko przyszłość Ukrainy zależy od tego, jak się sytuacja rozwinie. Jednak ani tego, ani naszego przyszłego rozwoju gospodarczego nie powierzałbym opiece „niewidzialnej ręce opatrzności”. W każdej wojnie bardzo wiele zależy od rozpoznania, a pomieszanie pojęć  rozpoznania nie ułatwia.


Bóg mi półświadkiem, jak przy różnych okazjach powiada zaprzyjaźniony agnostyk, że nazwy rzeczy są ważne.