Zbłąkane dzieci matki Natury (IV)


Lucjan Ferus 2022-10-16

William Hogarth – Czwarty stopień okrucieństwa –Google Art. Project 2
William Hogarth – Czwarty stopień okrucieństwa –Google Art. Project 2

Już ja widzę to ich królestwo: kilkadziesiąt miliardów ludzi – bo tyle was dotąd nosiła Ziemia – z różnych epok i kultur, posługujących się różnymi językami, ale co najważniejsze, mających krańcowo różne światopoglądy! W tłoku i ciasnocie żyjących obok siebie przez tysiąc lat! Tak,.. to byłby prawdziwy Dzień Sądu, choć nieco przydługi. Są to wszystko wierutne kłamstwa i obiecanki bez pokrycia! Ale cóż, skoro potrzebne jest wam to „opium” do lepszego samopoczucia, oszukujcie się dalej! Lecz czarno widzę waszą przyszłość!... Obawiam się moi drodzy, iż idąc w tym kierunku, nie wejdziecie na drogę do gwiazd... – Matka Natura przerwała tą nazbyt długą wypowiedź i leżała teraz odpoczywając.

Czekali w napięciu na jej dalsze słowa, słychać było tylko jej nierówny ciężki oddech. Oczy staruszki trawione gorączką, przesuwały się wolno od jednego do drugiego. W tym spojrzeniu zawarte było nieme pytanie: - Czy to już do was dotarło?! –


Cisza przedłużała się, aż najstarszy z nich spytał z wyrzutem: - Dlaczego nam wtedy nie powiedziałaś tego, Matko? - Staruszka uśmiechnęła się z trudem i odparła: - Próbowałam,... ale nie chcieliście mnie słuchać... Nie uwierzylibyście zresztą... – zamilkła, a potem cicho dodała: - Są takie prawdy, które znajdują się na końcu pewnej drogi poznania. Wcześniej się ich nie dostrzega, wydają się nierealne. Dopiero po przejściu tej drogi stały się oczywiste... i to jest właśnie jedna z takich prawd.

 

- Ale teraz jesteśmy już z tobą!... Naprawimy to wszystko!... Wyleczymy cię, będziesz zdrowa Matko jak dawniej, zobaczysz! Odtąd wszystko będzie już dobrze! – przekonywali ją na przemian, ściskając i całując jej ręce. Uśmiechała się smutno przez łzy, kładąc kolejno na ich głowach swe pomarszczone dłonie.

                                                           ------ // ------

Ten smutny i łzawy nastrój został znienacka przerwany przez głośny śmiech jednego z nich. Zabrzmiał on niemiłym dysonansem na tle słów, wypowiedzianych przed chwilą. Słów, co prawda niezbyt szczerych, ale za to pełnych dobrych intencji. Spojrzeli z oburzeniem w kierunku skąd on dobiegał. Nieco na uboczu siedział najmłodszy z nich i to on właśnie zaśmiał się szyderczo w tak niestosownej chwili. Wstał teraz i podszedł do nich bliżej. Spojrzał dziwnym wzrokiem na Matkę, na każde z nich i zawołał: - Wszystko będzie dobrze, tak?!... To dlaczego dotąd było tak źle?! – a potem impulsywnym głosem nie pozbawionym nutki ironii, zaczął mówić:

 

- Śmiech mnie bierze kiedy tak patrzę na was, wysłuchujących w nabożnym skupieniu tych demagogii, serwowanych wam przez naszą Rodzicielkę!  Czy żadne z was nie dostrzega idiotyzmu tej sytuacji?! Zapomnieliście już jakie pobudki kierowały nami, gdy zdecydowaliśmy się wyruszyć na poszukiwanie swojego Ojca?! Czyżbyście mieli aż tak krótką pamięć?! – każde pytanie wypowiedziane było dobitnym tonem, prosto w ich twarze, na których malował się jeszcze wyraz zaskoczenia przemieszanego z niesmakiem. Przez chwilę patrzył na nich z góry jakby oczekując odpowiedzi, a potem zaczął mówić dalej, tym samym drwiącym tonem:

 

- Nasza Matka nie jest tak dobra, ani tak niewinna za jaką chce uchodzić w waszych oczach! Nie dajcie się nabrać na ten budzący litość jej wizerunek, ani na te gładkie słówka! Jest ona odrażająca w swym okrucieństwie i bezwzględności, dlatego przecież stworzyliśmy cywilizację, kierującą się prawami bardziej ludzkimi! Także dlatego wyruszyliśmy na poszukiwanie Ojca, łudząc się nadzieją, iż znajdziemy go bardziej dobrego, czułego i kochającego nas, od naszej Matki Natury!... Czy już zapomnieliście o tym wszystkim?!

 

Mówimy, że dzikie zwierzęta są okrutne, ale najokrutniejsze z nich wydają się być wcieleniem łagodności, gdy uświadomimy sobie jak zbrodniczych cech potrzeba, aby przeżyć w morzach i oceanach! Natomiast jeśli o owady chodzi, to ich życie jest jednym wielkim i skomplikowanym horrorem... -

- Skąd możesz o tym wiedzieć nie będąc owadem? – spytał średni brat, o klasycznym profilu greckiego Herosa. Najmłodszy machnął gwałtownie ręką i zawołał: - Nie wdawajmy się w sofistykę! I nie udawajcie naiwnych prostaczków nie rozumiejących istoty rzeczy!... Problem polega na tym, iż żyjąc w bezpiecznym i sytym społeczeństwie, zapomnieliśmy już co to znaczy walczyć o życie, o przetrwanie! Natura wcale nie jest naszą czułą Matką, a raczej  bezlitosną Macochą! Ma zakrwawione kły i pazury i tak naprawdę nikt nie jest jej  bliski!

 

Po tych słowach wypowiedzianych szyderczym tonem, wpierw zapadła chwila ciszy jak przed burzą, a potem zaczęła się kłótnia na dobre. – Zabraniam ci tak mówić o naszej Matce! – zawołał wpierw najstarszy z braci, podrywając się ze swego miejsca, czerwony na twarzy ze złości. – Przecież tym samym on nas obraża! – zakrzyknął któryś inny, nienaturalnie cienkim głosem, choć może to była któraś z sióstr, nie wiadomo. – Gdyby nie nasza Matka, nie byłoby cię tutaj! – wołał jeszcze inny, pukają się w czoło znaczącym gestem i tym samym dając do zrozumienia innym, iż najmłodszemu chyba coś odbiło.

 

- Czy my musimy tego wysłuchiwać?! – pytał retorycznie ktoś inny, rozglądając się wokoło, jakby szukając aprobaty dla swych słów, pośród braci i sióstr.

- Cóż ty za bzdury wygadujesz mój bracie?! Gdyby tak było, prawie niczym nie różnilibyśmy się od zwierząt! – próbował przemówić mu do rozsądku najstarszy z nich, ten, który pierwszy stanął w obronie Matki Natury. Najmłodszy, nic sobie nie robiąc z zamieszania jakie wywołał swą wypowiedzią, powtórnie roześmiał się, a jego śmiech był jeszcze bardziej szyderczy niż poprzednio. Potem nie kryjąc ironii, rzekł impulsywnie, patrząc im odważnie w oczy:

 

- A czymże takim wyjątkowym różnimy się od zwierząt?! Tym, że potrafimy zawsze    usprawiedliwić swoje zbrodnie i podłości, wyższą potrzebą?! A najlepiej najwyższą?!... Tym, że posiadając rozum, prawie wcale z niego nie korzystamy, kierując się uprzedzeniami, zabobonem i głupotą?!  A może tym, iż będąc istotami cywilizowanymi jesteśmy dobrzy i miłosierni dla bliźnich i nie zabijamy się masowo w idiotycznych wojnach?! Czy może tym, iż wierząc we wzniosłe ideały, kierujemy się zawsze własną korzyścią, dlatego co innego mówimy, a co innego czynimy?!  Czy mam jeszcze dalej wymieniać symptomy tej naszej „miażdżącej  przewagi” nad zwierzętami? – mówiąc te słowa, przyglądał się każdemu z nich, aż nieco dziwnie poczuli się pod wpływem tego wzroku i jakby nieco mniej pewnie.

 

On tymczasem, po krótkiej chwili milczenia mówił dalej tym samym tonem, chodząc pomiędzy nimi: - Miotacie się ze skrajności w skrajność!... Kiedy nie odpowiada wam Matka, szukacie sobie lepszego Ojca! Kiedy i on zawodzi wasze oczekiwania, wracacie do Matki, zapominając o powodach dla których ją opuściliście!... Głupcy! Zapomnieliście już o prawach, które nam dała na drogę życia?! Myślicie, że one przestały działać bo mamy „cywilizację” i „kulturę”?! Bo zastąpiliśmy je swymi prawami pisanymi i kodeksami moralności, bo stworzyliśmy etykę?... Nic bardziej błędnego!... Czy nie zastanowiło was dlaczego ci nasi „Ojcowie” tak łatwo wykorzystywali nas, podjudzając przeciwko sobie i każąc nam mordować się wzajemnie w obronie abstrakcyjnych wartości oraz w obronie ich interesów?!... Czy nie zastanowiło was dlaczego skakaliśmy sobie do oczu i zabijaliśmy się w obronie jakiegoś symbolu: tandetnego malowidła na kawałku płótna lub deski, albo figurki z drewna lub gipsu, lub dwóch patyków zbitych na krzyż?!

           

Czy nigdy nie zastanowiło was, dlaczego tak łatwo dajemy się omamiać różnymi ideałami, które w założeniu mają służyć wszystkim, a które niebawem stają się narzędziem władzy i dominacji człowieka nad człowiekiem?!... Które miast dawać mu wolność – zniewalają go?!... Czy nie zastanowiło was dlaczego władza polityczna i religijna wspierają się prawie zawsze, wyjąwszy krótkie okresy, kiedy jedna drugą chce zdominować?! Dlaczego do władzy pchają się zawsze głupcy, fanatycy i oszołomy, o chorobliwych ambicjach i kurzych móżdżkach?! Czy nie zaniepokoił was fakt, że wystarczy aby ktoś nam powiedział: „To jest bluźnierca!” – abyśmy nie próbując nawet dociekać czy tak jest w istocie, starali się go zabić, zniszczyć, wdeptać w ziemię jako tego, który obraża nasze uczucia religijne i nasze świętości?! 

 

Czy nie zaniepokoiło was, iż od wieków, a nawet od tysiącleci popełniamy te same błędy: dajemy się nabierać na te same obietnice i ciągle nadal uważamy, iż wystarczy zniszczyć tych, którzy krytykują władzę polityczną i duchową, aby świat stał się lepszy,.. Iż wystarczy siłą ujednolicić wszystkie światopoglądy do jednego słusznego, aby zapanował „pokój” na całym świecie i sprawiedliwość?!...Czy nie zaniepokoiło i nie zastanowiło was nigdy, skąd tyle zła na tym ponoć najlepszym ze światów?...Nie myśleliście skąd to wszystko się bierze i jakie ma przyczyny? – podszedł do łoża na którym leżała ich Matka, obserwując tę scenę w milczeniu  i wskazując na nią palcem, rzekł dobitnym tonem:

 

- To ona jest temu wszystkiemu winna! Nasza Matka Natura!... To jej prawa nosimy w sobie i to one są przyczyną wszelkiego zła i nieszczęść jakie dotknęły nasz rodzaj! A może macie jeszcze jakieś wątpliwości pod tym względem? – wodził wzrokiem od twarzy do twarzy, zaglądając po kolei w oczy każdemu z nich. Niektórzy odwracali wzrok, inni spuszczali głowy, a jeszcze innym mocne rumieńce barwiły lica. Zapadła denerwująca cisza, przerywana tylko nierównymi oddechami obecnych. W tej ciszy, padło gdzieś z kąta nieśmiałe pytanie:

- No, a rozum różniący nas od zwierząt,.. czy to nie od niej go dostaliśmy? – Na dźwięk tych słów, bracia i siostry zaczęli spoglądać po sobie z nadzieją i jedni przez drugich, mówili: - No właśnie!... Rozum!.. Najpiękniejszy dar obok miłości, jaki dostaliśmy od swej Matki!

 

Jeśli już ją krytykujemy za nieludzkie prawa, jakie wpisała w nasze natury, musimy także pamiętać i o tym: rozum także dostaliśmy od niej!...Bez niego nie bylibyśmy ludźmi! – A potem spojrzeli wszyscy na najmłodszego z braci, czekając co im odpowie. Ten stojąc pośród nich z założonymi na piersiach rękoma, pokiwał wpierw głową z wyraźną dezaprobatą, a potem pochylił się ku Matce Naturze i rzekł cicho: - Powiesz im sama Matko prawdę w jaki sposób doszło do powstania naszego rozumu, czy ja mam to uczynić? -Staruszka leżała w milczeniu, jedynie jej oczy płonęły jakimś gorączkowym blaskiem, a na zapadłe policzki wystąpiły ciemne rumieńce. Jej ręce zaciskały się na pościeli bezwiednie.

 

Nie uczyniła żadnego gestu, ani nie wyrzekła słowa, więc najmłodszy z braci odwrócił się ku pozostałym i rzekł: - Czy nie słyszeliście jak Matka sama powiedziała wam, iż naszym prawdziwym Ojcem był PRZYPADEK? Dlaczego zatem sądzicie, iż powstanie naszego rozumu nie było również przypadkowe? – Wszyscy przenosili skonsternowane spojrzenia z Matki na niego i znów na Matkę, a w ich wzroku kryła się niema prośba:

- Matko, powiedz, że to nieprawda!...Powiedz, że przynajmniej w tym przypadku działałaś świadomie i w dobrej woli, obdarzając nas tym darem, który pozwolił uzyskać nam samoświadomość i zdystansować się od zwierząt!... Powiedz, ze to nieprawda! -                  

Ale ona milczała i jakby nie mogąc znieść tych błagalnych spojrzeń przymknęła oczy jedynie. Najmłodszy z braci skinął głową parokrotnie, mówiąc tym gestem:

- Dobrze! Zatem ja wam opowiem prawdę… Potem zamyślił się na chwilę przywołując odległe wspomnienia, a następnie zaczął mówić. Wszyscy słuchali go z uwagą. Już teraz nie oburzali się na jego słowa, nie przerywali mu gniewnymi okrzykami, chociaż ich miny świadczyły o tym, że nie do końca akceptują usłyszane rewelacje.

- Otóż nasz rozum nie został nam dany do poznawania świata, ale do walki o byt, tak jak kły i pazury. Dlatego jest on tak niedoskonały i ma tak mało pojemną i zawodną pamięć. To właśnie dlatego za prawdę uważamy jedynie to, co jest dla nas korzyścią, a z filozofii jakie stosujemy w życiu, najbliższa jest nam filozofia Kalego. Gdyby to było wszystko...

 

Lecz prawda o pochodzeniu naszego rozumu jest jeszcze bardziej przykra i trudniejsza do zaakceptowania. Albowiem wszystko wskazuje na to, iż ta nasza chluba powstała jako

produkt uboczny... – przerwał w tym momencie bo od strony łoża, na którym leżała ich Matka, dobiegało jakby ciche jęknięcie. Wszystkie spojrzenia skierowały się w tym kierunku. Matka Natura leżała nadal z przymkniętymi oczyma, ale silne rumieńce barwiące jej policzki świadczyły, iż słucha z uwagą wypowiedzi swego najmłodszego syna. Zatem znów zwrócili swój wzrok na niego, oczekując dalszego ciągu. Najmłodszy z braci zapytał:

 

 - Czy wiecie co to jest „redundacja”? – Po ich niepewnych minach domyślił się, iż nie mają pojęcia o czym mówi, więc wyjaśnił: - Jest to „nadmiarowość” . Gdyby był tu z nami brat von Neumann, wytłumaczyłby wam, iż tam gdzie nie ma możliwości stworzenia systemu z doskonałych elementów, używa się tych niedoskonałych, ale zwielokrotnia ich ilość i połączenia pomiędzy nimi, zabezpieczając się tym samym przed możliwością awarii. Jeśli wysiądzie jeden element, jego zadanie przejmuje drugi, jeśli wysiądzie drugi – zastępuje go trzeci itd. Jest to więc najprostszy sposób aby z niedoskonałych części, stworzyć najbliższą doskonałości całość. Albo ujmując to inaczej: niezawodność układu zbudowanego z zawodnych elementów można zapewnić przez zwiększenie liczby tych elementów i połączeń między nimi. Jest to właśnie wspomniana „redundacja”- nadmiarowość niezbędna dla działania złożonego układu w trudnych warunkach. Rozumiecie w czym rzecz? –

 

Kiwali zgodnie głowami, iż go rozumieją, ale ich spojrzenia wyraźnie mówiły: - No dobrze, ale co to ma wspólnego z naszym rozumem? – Najmłodszy uniósł dłoń w uspokajającym geście i powiedział: - Zaraz wam to wyjaśnię,.. ale przedtem musimy się cofnąć w dość odległą przeszłość, bo to o czym będę mówił właśnie wtedy się zaczęło. Otóż kiedy nasi przodkowie zeszli już z bezpiecznych drzew i zaczęli polować na sawannie, bo zmusiły ich do tego zmieniające się warunki klimatyczne, ich mózgi zostały narażone na przegrzewanie się. Stres cieplny – owo przegrzanie – zakłócał działalność neuronów mózgu pierwotnych łowców. Nie wystarczyły istniejące, fizjologiczne systemy chłodzenia, zatem lepiej przystosowani okazywali się ci, którzy mieli więcej neuronów i więcej połączeń między nimi.

 

Mózg – układ złożony – przystosował się do trudnej sytuacji przez zwiększenie swej złożoności, a więc nastąpił jego wzrost i rozwój. Jednakże przystosowanie się do stresu cieplnego może nastąpić w inny sposób. Np. u szybko biegających zwierząt tropikalnych wykształciły się specjalne systemy chłodzenia mózgu, więc nie musiał się on u nich powiększać. U innych, duża powierzchnia uszu spełnia rolę chłodnicy krwi. Jednym słowem mamy szczęście, iż w naszym przypadku adaptacja mózgu do stresu cieplnego poszła w kierunku rozwoju samego mózgu. Ale czy to był zamierzony efekt, abyśmy w ten sposób uzyskali samoświadomość? Powiedz nam Matko, czy właśnie o to ci chodziło? Chciałaś nam dać umysł świadomy świata i samego siebie? Zdolny pojąć abstrakcyjne pojęcia? –


Wszystkie oczy skierowały się na staruszkę leżącą pośrodku nich. Lecz ona milczała uparcie.

                                                           ------ cdn. -----