Walki w Gazie nie zmieniają niczego w walce o wizerunek Izraela


Jonathan S.. Tobin 2022-08-21


Krytycy nigdy nie przejmowali się atakami rakietowymi, terroryzmem ani nawet Palestyńczykami. Pozostaje spór o to, czy jedno żydowskie państwo na planecie to o jedno za dużo.

 

Jeśli zawieszenie broni utrzyma się, ostatnie walki między Izraelem a palestyńskimi terrorystami w Gazie nie zmienią wiele w konflikcie, który trwa już od stulecia. To jest coś, co powinno zarówno zniechęcić przyjaciół Izraela, jak i, miejmy nadzieję, skoncentrować ich na jedynej kwestii, która naprawdę ma znaczenie dla trwającej debaty o walce z Palestyńczykami. Chodzi o prawo Izraela do istnienia, a nie o daremne argumenty o bezpieczeństwie lub najlepszym sposobie osiągnięcia pokoju z ludźmi, którzy nie chcą pokoju.


Izraelskie Siły Obronne mogły osiągnąć swoje cele określone w „Operacji Przed Świtem”. Palestyński Islamski Dżihad (PIJ), wspierana przez Iran grupa terrorystyczna, stracił część personelu i infrastruktury w Gazie, jak również udaremniono to, co zostało opisane jako planowany wielki atak terrorystyczny przez granicę. Udało się to osiągnąć bez powodowania masowych ofiar wśród ludności cywilnej – najgorszy taki przypadek jest niemal z pewnością wynikiem rakiety PIJ wymierzonej w Izrael, która nie doleciała i uderzyła we własnych ludzi – wśród ludzi żyjących wokół twierdz PIJ, podczas gdy znacznie silniejsze siły jego rywali z Hamasu, którzy rządzą Gazą, nie włączyły się do walki.

 

W ciągu kilku dni PIJ wystrzelił z Gazy ponad 1100 rakiet i innych pocisków na Izrael. Tym razem jeszcze wyższy procent z nich został zestrzelony przez system obrony przeciwrakietowej Żelaznej Kopuły niż w poprzednich wymianach ognia z Gazą. Chociaż tym razem żaden Izraelczyk nie został zabity przez rakiety z Gazy, ponad milion ludzi w południowej części kraju zostało zmuszonych do krycia się w schronach podczas tych ostrzałów, w których wielu nocowało, alarmy były również w Tel Awiwie i Jerozolimie.


Podobnie jak w wypadku kilku innych takich wojen z terrorystami w Strefie Gazy i wokół niej na przestrzeni ostatnich 14 lat, skończyło się na tym, że Izrael zaoferował palestyńskim grupom terrorystycznym „spokój za spokój”. Jest to, jak wiedzą prawie wszyscy Izraelczycy, problem bez nadziei na rozwiązanie.


Kiedy w 2005 roku były premier Izraela, Ariel Sharon, wycofał wszystkich żołnierzy i osadników z Gazy, założono, że daje to Palestyńczykom szansę na stworzenie laboratorium współistnienia i że eksperyment można będzie łatwo zakończyć, jeśli coś pójdzie nie tak. Kiedy w krwawym zamachu stanu w 2007 roku Hamas przejął kontrolę nad Gazą od Autonomii Palestyńskiej, to założenie okazało się kolosalnym błędem.


Chociaż Gaza od 17 lat jest  we wszystkim poza nazwą niepodległym państwem palestyńskim, według krytyków Izraela, nadal jest „okupowana”. Każda izraelska próba odstraszenia od ostrzeliwania rakietami Izraela z nadmorskiej enklawy lub powstrzymania transgranicznego terroryzmu – bez względu na to, jak starannie Izrael unika powodowania ofiar wśród ludności cywilnej lub jak jest to zasadne – jest traktowana przez międzynarodową społeczność „praw człowieka” jako zbrodnia wojenna.


Wycofanie się z Gazy jest ostrzeżeniem dla izraelskiego społeczeństwa przed szaleństwem formuły „ziemia za pokój”. Bez zasadniczej zmiany w kulturze politycznej Palestyńczyków, z nieprzejednaną odmową ich przywódców zawarcia pokoju lub uznania prawowitości państwa żydowskiego bez względu na to, gdzie mogą być wytyczone jego granice, to się nie zmieni. Przytłaczająca większość Izraelczyków, w tym większość tych, którzy nie są zwolennikami byłego premiera Benjamina Netanjahu, postrzega ewentualną próbę powtórzenia eksperymentu Szarona w Gazie w znacznie bardziej strategicznych regionach Judei i Samarii (znanych również jako „Zachodni Brzeg”) lub w Jerozolimie jako obłąkaną.


Nic z tego nie ma znaczenia dla izraelożerców. Nie zmienia też tak naprawdę opinii nawet tych, którzy twierdzą, że popierają Izrael – takich jak prezydent Joe Biden i inni członkowie jego partii – ale nalegają, aby nadal „podejmować ryzyko” dla pokoju lub nadal próbować osiągnąć rozwiązanie w postaci dwóch państw, które Palestyńczycy wielokrotnie odrzucali.


Izraelczycy mogą czerpać satysfakcję z tego, że Stany Zjednoczone i wiele innych krajów wydały oświadczenia podczas niedawnych walk, że Izrael ma prawo do samoobrony. Jednak to nie przekona tych, którzy kupują palestyńską narrację o „okupacji” i jej rzekomych nadużyciach praw człowieka, by zmienili zdanie o państwie żydowskim. Rada Praw Człowieka ONZ będzie kontynuować śledztwo w sprawie ostatniego konfliktu z Gazą, który miał miejsce w maju bieżącego roku, a ponieważ jest to nieograniczone czasowo śledztwo, prawdopodobnie uznają działania podjęte niedawno dla ukrócenia terroryzmu PIJ za równie zbrodnicze.


Nie zrobi też wrażenia na rosnących szeregach tych w Stanach Zjednoczonych, którzy podpisują się pod intersekcjonalnymi mitami o tym, że wojna palestyńska z Izraelem jest moralnie równoznaczna z amerykańską walką o prawa obywatelskie, lub którzy akceptują mity krytycznej teorii rasy o Izraelu i „białych przywilejach” Żydów oraz o ucisku przez nich ludzi kolorowych.


Jeśli zajrzysz na Twitterowe strony pogromców Izraela w polityce, mediach lub „gęgaczy”, znajdziesz te same wyświechtane argumenty traktujące Palestyńczyków jako ofiary izraelskiej agresji, jakby 30 lat izraelskich wysiłków pokojowych i palestyńskiego odrzucenia tych wysiłków i terroryzmu nigdy się nie wydarzyło. Nie zniknie się ani jeden antysyjonistyczny kurs prowadzony na amerykańskim kampusie uniwersyteckim. Działania grup takich jak Amnesty International, Human Rights Watch, Students for Justice in Palestine, Jewish Voices for Peace czy IfNotNow, które wszystkie fałszywie twierdzą, że Izrael jest „państwem apartheidu”, nie zmienią się w wyniku zbrodniczych działań Islamskiego Dżihadu i jego irańskich sponsorów.

 

Argumenty na rzecz antysemickiego ruchu BDS, wysiłki zmierzające do ograniczenia amerykańskiej pomocy wojskowej dla Izraela lub ignorowanie irracjonalnych i przestępczych działań Hamasu, PIJ lub ich „umiarkowanych” rywali z Fatahu, rządzących Zachodnim Brzegiem, którzy nagradzają terrorystów i ich rodziny pieniężnymi nagrodami, wydają się nie mieć  żadnego związku z faktami dotyczącymi tego konfliktu.


Jeśli akceptujesz fałszywą palestyńską narrację o Izraelu narodzonym w grzechu jako wyraz zachodniego imperializmu i kolonializmu, tak jak robią to ci, którzy wyznają intersekcjonalność i krytyczną teorię rasy, to nie ma znaczenia, co faktycznie robią Izraelczycy lub ich terrorystyczni przeciwnicy.


To ważne nie tylko dlatego, że mówi wiele o tych, którzy regularnie oczerniają Izrael z redakcji głównych gazet lub platform w liberalnych sieciach kablowych. Jest to również coś, z czego zarówno ci, którzy wypowiadają się w imieniu Izraela – jak i te grupy i osoby, które go popierają – muszą wyciągnąć właściwe wnioski.


Mówienie o potrzebie zapewnienia izraelskiego bezpieczeństwa lub o ogromnej trosce, jaką IDF przykłada do unikania ofiar cywilnych, której prawie na pewno nie dorównuje żadna armia na świecie, wydaje się ważnym punktem debaty w dyskusji o konflikcie. To samo jest prawdą, gdy przypominasz ludziom o wycofaniu się z Gazy w 2005 roku. Ale to nie ma znaczenia dla tych, którzy nienawidzą żydowskiego państwa.


Nie ma nawet wielu dowodów na to, że robi to cokolwiek, aby zmobilizować opinię żydowską za Izraelem, która jest pod silnym wpływem stronniczych mediów i ignorancji na temat faktów dotyczących tego konfliktu. Jeśli zaakceptujesz, podobnie jak wielu Żydów, że to w jakiś sposób niesprawiedliwe, że Palestyńczycy nie mają Żelaznej Kopuły, lub że postrzegany brak równowagi sił oznacza, że terroryści i ci, których wykorzystują, są słabszymi, to historia, wówczas prawdziwy powód impasu zostaje zapomniany.


Wszystko to oznacza, że chociaż obrońcy Izraela powinni starać się obalać kłamstwa swoich przeciwników, muszą również zrozumieć, że ich celem powinno być przypomnienie ludziom, że Izrael ma prawo do istnienia i że celem jego wrogów jest odmawianie mu tego prawa. Kiedy już ustalisz tę podstawową prawdę, wyjaśnisz, że ci, którzy kwestionują prawo Żydów do swojego państwa, nie tylko mylą się, ale praktykują dyskryminację. To znaczy, że są antysemitami.


Tak więc, zamiast grzęznąć w kłótniach o bezpieczeństwo lub przechwalać się poświęceniami Izraela dla pokoju, co tylko przekonuje jego krytyków, że jest to złodziej zwracający cząstkę skradzionej własności, a nie kraj, którego sprawa jest słuszna, przyjaciele państwa żydowskiego muszą mówić przede wszystkim o prawach żydowskich i o tym, jak antysyjonizm jest oczywistym antysemityzmem. Wszystko inne to właściwie strata czasu i wysiłku.

 

Gaza fighting changes nothing about Israel’s image struggle

JNS Org., 8 sierpnia 2022

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska 

 

 



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.