Covid, wojna i inne troski


Andrzej Koraszewski 2022-07-15


Mamy covid. Na testach moje kreski przy literkach C i T są bardziej jaskrawe, Małgorzaty odrobinę bledsze, ale wątpliwości brak. Lekarz radzi czekać, jest nadzieja, że samo przejdzie. Zmienny rytm osłabienia pozwala na sprawne przejmowanie opieki wzajemnie nad sobą i nad kotami, koty czuwają nad naszymi snami, przyjaciele dbają o zaopatrzenie.


Dostałem zaproszenie na „Śniadanie z mistrzem”. Kłopot, bo Małgorzata jest, a mistrza nie ma. Jest staruszek z podciętą struną głosową. Dawniej myśliwi podcinali psom struny głosowe, żeby nie szczekały. (Mam nadzieję, że dziś grożą za to jakieś poważne kary.)  Moja struna głosowa jest podcięta z innego powodu, ale efekt podobny, nie mogę szczekać.


Zainteresowanie moją skromną osobą spowodował mój artykuł, w którym pisałem o Grossmanie. Czy urodzony w Berdyczowie pisarz uchwycił istotę rosyjskiego nieszczęścia, imperium opartego na pogardzie, na polityce terroru wobec własnej ludności, świata przeżartego korupcją, odrętwienia mieszkańców, nie wierzących w uczciwość, w sens własnych wysiłków, urządzających się jak się da w bagnie podłości?


Wasilij Grossman opisywał Rosję czasów stalinowskich, kiedy wszystkie złe cechy z przeszłości zostały podniesione do entej potęgi. Putin przy Stalinie jest „dobrym carem.”


Ten stan odrętwienia ludzi nie wierzących we własną sprawczość ani w rządy prawa współczesny pisarz Wiktor Jerofiejew nazywa „nachuizmem”. Żaden wysiłek nie ma sensu, władza wszystko obróci przeciw tobie. To pogłębia nieszczęście, jest samospełniającym się proroctwem. Nie wiem, czy Putin czytał Grossamana, był zapatrzony w Sołżenicyna. Ten wielki świadek stalinowskich zbrodni chciał ocalić Rosję przez powrót do prawosławnych wartości. Prawosławie jest najmniej zreformowaną odnogą chrześcijaństwa, najsilniej zakorzenioną w systemie niewolniczym, w którym bliźni ma rozumieć, że jest tylko rabem. Niewolnictwo pozwalało marzyć o lepszym panu, nie pozostawiało miejsca nawet na wyobrażanie sobie wolności. Trzeba by zatem wrócić do powieści Jewgenija Zamiatina My, napisanej w początkach lat dwudziestych ubiegłego wieku, która w Rosji ukazała się po raz pierwszy w 1988 roku. Zamiatin opisuje świat nieustannego polowania na heretyków, świat, w którym myślenie jest zbrodnią stanu, a próba sprawczości opartej na pracy, a nie  na lojalności, jest kryminalnym przestępstwem zagrożonym karą główną (ta książka była inspiracją Orwella). To Lenin, a nie Stalin zapytany, po czym poznać kułaka, odpowiedział: „Poznajesz go, kiedy go widzisz”. Feliks Dzierżyński to rozumiał, w młodości był członkiem narodowo-katolickiej organizacji „Serca Jezusowego”.


Dusza zbiorowa, kolektywizm, świat bez „ja”, świat w którym Włodzimierz Majakowski, autor poematu „Obłok w spodniach” (1914/15) prawdopodobnie jak najbardziej szczerze w dziesięć lat później pisał o jednostce, która jest nic nie znaczącym zerem, bzdurą. Ten poemat to komunistyczna pochwała samodzierżawia, Partii kierowanej przez czerwonego dobrego cara Lenina:

Par­tia - to ręka mi­lio­no­pal­ca,
w jed­ną miaż­dżą­cą pięść za­ci­śnię­ta.

U Jerofiejewa obraz koszmaru kolektywnego ducha bez jednostkowego ja jest dziś chyba najwyraźniejszy. Andrzej de Lazari w świetnym  wywiadzie dla „Liberté” pisze, że dla Jerofiejewa nachuizm jest dziś rosyjską filozofią narodową:

Nie Łomonosow, nie Puszkin, nie Lenin, a właśnie nachuizm zapanował nad masami. Mówimy: naród – rozumiemy: nachuizm”, a „słowo ‘naród’ zabetonowało naród na wieki”. Rosyjskie My nie składa się ze zbioru Ja, będących wartością dla siebie samych, jak to ma miejsce w Europie. Rosyjskie Ja „nie jest pierwiastkiem przystosowanym do samodzielnego życia, przebywa wyłącznie w molekule narodowej. Stąd nie Ja kształtuje ideę My; to My przemawia i manifestuje. My płodzi wyrodne Ja jak drobne kartofle”. Na miejsce kolektywizmu komunistycznego powrócił w Rosji kolektywizm „narodowy”, a jednostką kieruje „nachuizm”.

Czy rzeczywiście ponowne upaństwowienie prywatnego życia w Rosji nastąpiło w 2014 roku, kiedy Putin zaczął wojnę z Ukrainą? Gniew i rozpacz rosyjskiego pisarza są doskonale zrozumiałe. Czy jego diagnoza jest poprawna? Andrzej de Lazari przywołuje jego słowa:      

„Myśleliśmy, że rosyjski naród to szkatułka ze skarbem. Kazali nam tak myśleć Dostojewski, Sołżenicyn. Okazało się, że to grób z gnijącym truchłem. W 2014 r. otwarto go i rozszedł się smród. […] Imponowało nam pijane bydło. Byli dla nas jak święci wyniesieni na piedestały. Teraz nastał czas tych świętych”. Inteligencja stała się marginesem społeczeństwa. A wszystko dzięki Putinowi: „To on zarządził gruntowny przegląd rosyjskiej duszy. […] Nowością 2014 r., starą jak ‘rosyjski świat’, jest to, że nie jesteśmy już Europejczykami! Więcej, nigdy nimi nie będziemy i jesteśmy z tego dumni! […] Inteligencja powtarza stare błędy. Obwinia władzę, a nie naród. Ale jak winić naród? Za co? Za to, że jest narodem? Klasy oświecone widzą w nim ogłupiany przedmiot historii, a nie podmiot, byt sam w sobie”.

Rosyjski anarchizm jest inny od francuskiego, chociaż współcześni anarchiści to jeszcze inna parafia. Dla mnie najciekawszy jest Kropotkin z jego wiarą w zdolność ludzkiej współpracy. To państwo zmienia ludzi w mierzwę i wyzwala u nich podłość. Rosjanie mają wiele powodów, żeby wierzyć, że wszystko lepsze od władzy państwowej. Kropotkin na zesłaniu obserwował świat, w którym władza była daleko, a w surowych warunkach działało nie tylko wilcze prawo pieści, ale sztuka współdziałania. W surowych warunkach, z dala od cywilizacji, drugiego człowieka oceniasz nie po jego pozycji, a po tym, co ma do zaoferowania. Tu my wyrasta z ja. Czy przenoszenie tamtych obserwacji na społeczeństwo zniewolone tradycją religijną, instytucjonalną i gospodarczą jest marzycielstwem? Anarchizm aż nazbyt często obsuwa się w prostackie wyobrażenia, że wystarczy zlikwidować policję, a zniknie przestępczość. Był czas kiedy fascynowała mnie przedwojenna rolnicza spółdzielczość Ukraińców. Doskonałe ukraińskie spółdzielnie mleczarskie pokazywały jak sprawcze ja zmienia się w prawdziwe my. Informacje o szczegółach pacyfikacji Galicji wschodniej w 1930 nadwyrężyły mój polski patriotyzm, obrazy rozbijania spółdzielczego sprzętu, szczania przez polskich żołnierzy do baniek z mlekiem, z przyzwoleniem oficerów i kapelanów było opowieścią o naszej wspólnocie duchowej z opisywaną tu rosyjską tradycją.


Kiedy myślę o tym w moim covidowym zamgleniu raz jeszcze powracam myślą do mojego ukochanego poety Zbigniewa Herberta, który opisując ucieczkę Kropotkina z więzienia pisze jak zagadano strażnika:

…A ty Waśka mikroba widział?”

Głupawy, pełen narcystycznej wyższości poeta, nie znając szczegółów zdarzenia kierował się swoją poetycką wiedzą, swoimi przesądami, swoją odwieczną pogardą. No cóż, czekano na dyżur tego „Waśki”, bo był znanym zapaleńcem mikroskopów i wiadomość o pojawieniu się nowego modelu gwarantowała jego całkowite odwrócenie uwagi. Ta pogarda to nachuizm naszych elit. To narcystyczne „ja” nie tworzy żadnego „my”, przeciwnie jest skutecznym murem dla wspólnoty wolnych jednostek. 


Jak zatem opowiedziałbym na „Śniadaniu z mistrzem” o dzisiejszej Rosji? Moja matka urodziła się w 1914 roku w Charkowie, kiedy dziadek wracał z żoną w ciąży z zesłania na Syberii. Trzydzieści pięć lat później babka w środy mówiła do mnie po rosyjsku, mówiąc, „poznaj język wroga, a zobaczysz ilu znajdziesz przyjaciół”. Nie wiem, czy Rosjanie kiedykolwiek wybiją się na my będące wspólnotą wolnych jednostek. Od wieków jest to kraj oparty na autorytecie, a nie na partnerstwie. Jak budować ja będące twierdzą krytycznego myślenia  z siedmioma bramami do partnerstwa? My dziś w obliczu tej wojny Rosji z Ukrainą  uczymy się zapominać o zapiekłym polsko-ukraińskim antagonizmie. Oczekujemy przeprosin za Wołyń, nie zamierzamy przepraszać za nasze sikanie do baniek z mlekiem i inne bestialstwa. 


Grossman był Żydem, niektórzy żydowscy pisarze opisują życie i los bardziej przenikliwie, może to kwestia głębi kontekstu i słabszego skażenia lokalną kulturą. Rosyjska zmora zbiorowej duszy i nachuizmu prowadzi do pytania, czy możemy przestać udawać mistrzów i zacząć odkrywać wartość wolności w partnerstwie, niezależnie od różnic wieku, doświadczenia i wykształcenia?


Podobno covid odbiera smak. Jestem głodny. Ani smaku, ani węchu nie straciłem. Pora na kolację z Małgorzatą.