Czarny Piotruś w rękawie Putina


Andrzej Koraszewski 2022-04-30

Propaganda rosyjskich dyplomatów na Twitterze. W rzeczywistości zdjęcie jest klatką z filmu o II wojnie światowej. (Źródło: https://bitterwinter.org/nazism-in-ukraine-separating-facts-from-fiction/#Russian_Propaganda_Is_Just_Propaganda</a>
Propaganda rosyjskich dyplomatów na Twitterze. W rzeczywistości zdjęcie jest klatką z filmu o II wojnie światowej. (Źródło: https://bitterwinter.org/nazism-in-ukraine-separating-facts-from-fiction/#Russian_Propaganda_Is_Just_Propaganda

Syryjscy najemnicy jadą walczyć z ukraińskimi nazistami. Polski publicysta pisze, że bataliom Azow jest formacją neonazistowską. Prezydent Putin chce oczyścić Ukrainę z nazistów, którzy terroryzują ukraińską ludność. Podobno ukraińscy naziści przez lata zabijali ludzi tylko za to, że mówili po rosyjsku. Rosyjski generał informuje, że w Mariupolu została już tylko garstka nazistów.


Pojawia się tu kilka pytań. Czy Putin i jego propagandyści sami w to wierzą, czy jest to wyłącznie cyniczna gra? Czy ta propaganda jest zakorzeniona w rosyjskiej/radzieckiej historii? Czy ma związek z absurdalnymi oskarżeniami Izraela o nazizm? Czy rosyjski nacjonalizm jest lewicowy, czy prawicowy? Czy Władimir Putin jest rosyjskim nacjonalistą? Dlaczego demonizacja Ukrainy jest dziś kluczowym elementem rosyjskiej propagandy?


Izabella Tabarovsky jest amerykańską historyczką pracującą w Kennan Institute. Właśnie opublikowała fascynujący esej historyczny pod tytułem Demonization Blueprints: Soviet Antizionism in Contemporatry Left-Wing Discours. Jest to znakomicie udokumentowana (prawie 100 odnośników do liczącego 17 stron tekstu) opowieść o demonizacji Izraela w oparciu o antysemicką tradycję rosyjskiego nacjonalizmu. Mamy tu dwa główne wątki – pierwszy opis jak stary, carski ultranacjonalizm został inkorporowany do marksizmu-leninizmu, drugi, jak rosyjska antysyjonistyczna propaganda przetrwała na Zachodzie upadek komunizmu. Ostatni problem – jak nieprawdopodobny sukces radzieckiego demonizowania Izraela za pośrednictwem zachodniej lewicy, arabskiej propagandy i instytucji międzynarodowych wpływa na świat dziś - jest w tym eseju zaledwie zasygnalizowany.          


Izabella Tabarovsky zaczyna swoją opowieść od konferencji w Durbanie (w Południowej Afryce), kiedy to w 2001 roku, a więc w 10 lat po upadku ZSRR, pod egidą ONZ odbyła się antysemicka orgia zrównująca syjonizm z rasizmem i nazizmem. Na stoiskach przed konferencją pod egidą ONZ rozdawano broszury ilustrowane karykaturami Żydów z haczykowatymi nosami i zakrwawionymi rękoma informujące, że syjonizm jest nazizmem, sprzedawano egzemplarze Protokołów mędrców Syjonu, rozdawano ulotki z hasłem „A co by było gdyby Hitler zwyciężył”. W samej konferencji znaczącą rolę odgrywała Amnesty International i Human Rights Watch, a jej przedstawiciele nie reagowali na antysemicką orgię ani na sali konferencyjnej, ani przed budynkiem, w którym obradowano.


Jak pisze Izabella Tabarovsky wszystkie drogi organizatorów konferencji w Durbanie prowadzą do Moskwy. Antysemicka międzynarodówka została założona i jest do dziś otoczona czułą opieką rosyjskich wyznawców teorii spiskowych (chociaż nie wszyscy jej uczestnicy mogą być tego świadomi).


Ten gatunek „antysyjonizmu”, który widzieliśmy na konferencji w Durbanie, został wszczepiony światowej lewicy przez zmasowaną propagandę radziecką intensywnie prowadzoną w latach 1967-1988.

„Ta kampania prezentowała syjonizm demonizując go przy pomocy teorii spiskowych, łącząc Izrael z wszystkimi największymi grzechami ludzkości, takimi jak rasizm, kolonializm osadniczy, imperializm, faszyzm, nazizm i apartheid. Przekonywała, że syjoniści kontrolują światowe finanse, politykę i media. Systematycznie produkowano na temat Izraela fałszywe historie oparte na legendzie krwi. Twierdzono, że syjoniści kolaborowali z nazistami i byli wspólnikami zbrodni Holokaustu, że podżegali do antysemityzmu, a sami byli antysemitami oraz, że zarzucają innym antysemityzm, żeby oczernić lewicę. Postawiono na głowie historię Holokaustu, prezentując Izraelczyków jako nazistów.”

Zaczęła się ta kampania od wszczepiania skrajnej zachodniej lewicy skrajnie prawicowych teorii. W dalszej części eseju Autorka opisuje technikę działania Moskwy przez finansowanie zachodnich partii komunistycznych i ich mediów, pozyskiwania agentów wpływu przez ambasady i dyplomatów-agentów KGB, oddziaływanie za pośrednictwem swoich ludzi w krajach arabskich i innych krajach trzeciego świata.


Antysemicka Międzynarodówka powoli przesuwała się z marginesu do centrum globalnej sceny politycznej. Najpierw jednak carski, podszyty antysemityzmem, rosyjski nacjonalizm musiał zostać inkorporowany do marksistowsko-leninowskiej retoryki radzieckiej ideologii.      


Tabarovsky przywołuje pracę polskiego historyka, Łukasza Hirszowicza, który już na emigracji po 1968 roku opublikował obszerny artykuł o ewolucji pojęcia syjonizm w radzieckich encyklopediach. W początkowej fazie wyjaśniano, że syjonizm był reakcją na antysemityzm (dodawano, że błędną i niezgodną z marksizmem), bez śladu późniejszego jadu i zarzutów o związki z rasizmem czy faszyzmem. Nie było w tych definicjach śladu powiązania syjonizmu z jakąś globalną siłą. Dopiero w drugiej połowie lat 60. widzimy radykalną zmianę. W encyklopedycznych definicjach syjonizmu znika powiązane z antysemityzmem, syjonizm jest teraz produktem żydowskiej burżuazji, wrogim wobec interesów klasy robotniczej. Prezentowany jest jako międzynarodowa żydowska mafia, która jest powiązana z krajami imperialistycznymi i monopolami o globalnym i regionalnym zasięgu. Ten „globalny” zasięg jest ważniejszy niż regionalny i jawi się jako siła wroga wobec ZSRR.


Próbując prześledzić jak rosyjski ultranacjonalizm z czasów caratu przenikał do komunistycznego establishmentu w ZSRR Izabella Tabarovsky przypomina proces sądowy, który miał miejsce w Paryżu w 1973 roku.


Wydawca tygodnika Francuskiej Partii Komunistycznej (a zarazem pracownik radzieckiej ambasady), Robert Legagneoux, został postawiony przed sądem, w związku z publikacją artykułu pod tytułem „Szkoła obskurantyzmu”. W oskarżeniu stwierdzano, że artykuł jest najbardziej antysemicką publikacją od czasu zakończenia drugiej wojny światowej. Autor podpisujący się jako M. Zandenberg zrównywał Izrael z nazistowskimi Niemcami, oskarżał o traktowanie muzułmańskich obywateli na „okupowanych terytoriach Libanu, Syrii i Jordanii” w taki sam sposób, w jaki niemieccy naziści traktowali Żydów; pisał, że żydowskie dzieci uczone są od pierwszej klasy, że należy Arabów zabijać i że tego uczą żydowskie święte księgi.      


Grigory Svirski, radziecki pisarz na emigracji, przedstawił w sądzie dowody, że fragmenty tego artykułu były plagiatem z wydrukowanej w 1906 roku broszury Kwestia żydowska autorstwa S. Rosowa, członka Czarnej Sotni. Wydawca komunistycznego tygodnika zapewniał, że artykuł jest tylko krytyką Izraela, obrona starała się zakończyć proces tak szybko jak to możliwe, pismo zostało skazane na grzywnę i umieszczenie przeprosin zarówno na własnych łamach, jak i w kilku gazetach o krajowym zasięgu. Sam proces pokazał jednak, co dzieje się w ZSRR i jaki jest mechanizm przesyłania tego jadu na Zachód. Łącznikami między starymi i nowymi czasy, a zarazem głównymi producentami tej antysyjonistycznej literatury byli ludzie z ruchu Wielkorusów, który zaczął się wyłaniać już w latach 50. i nabrał sił w latach sześćdziesiątych.


Jak pisze Tabarovsky w postalinowskiej Rosji wyłoniła się tęsknota do czasów sprzed rewolucji. Jedni nie umieli ukryć swojej odrazy do komunizmu i wylądowali w obozach pracy, inni nauczyli się godzić swój ultranacjonalizm, ksenofobię i antysemityzm z językiem marksizmu-leninizmu. Ci ostatni szybko zdobyli wpływy w kierownictwie KPZR, w aparacie bezpieczeństwa i w mediach. Oficjalnie zakazane Protokoły mędrców Syjonu były popularną lekturą wśród komsomolców. Po wojnie sześciodniowej w czerwcu 1967 roku wiedza i umiejętności tych ludzi stały się pilnie poszukiwane.  


Wśród tych postaci ciekawą rolę odegrał Jewgenij Jewsejew. Kiedy wbijamy jego nazwisko w Internet wyskakują publikacje we wszystkich możliwych językach. Najwięcej jednak po arabsku i trudno się dziwić, to arabista. Jak się okazuje to on kryje się za pseudonimem M. Zandenberg. Jewsejew jest autorem broszury Faszyzm pod niebieską gwiazdą, która stawiała znak równości między syjonizmem i faszyzmem i zwróciła uwagę niektórych ludzi na Zachodzie.


Jewgenij Jewsejew studiował arabistykę i wkrótce po studiach wylądował jako agent-dyplomata w radzieckiej ambasadzie w Kairze. W 1963 roku wrócił do Moskwy, zrobił doktorat o arabskim socjalizmie, porzucił karierę dyplomaty i zaczął pracę w Radzieckiej Akademii Nauk, w Instytucie Filozofii, gdzie wydziałem Naukowej Krytyki Antykomunizmu kierowała inna specjalistka od syjonizmu, Jelena Modrżynskaja (filozofka w stopniu majora KGB, z polskiej szlacheckiej rodziny, polskie nazwisko Modrzyńska, przez pewien czas stacjonowała w Londynie i kierowała słynną piątką szpiegów z Cambridge, jej ostatnie dzieło to broszura pod tytułem Trucizna Syjonizmu bogato ilustrowana karykaturami w stylu Stürmera). 


Jewgenij Jewsejew jako pracownik naukowy nadal był związany z KGB, utrzymywał bardzo ścisłe kontakty z arabskimi narodowymi socjalistami, zaś jego praca habilitacyjna obroniona w 1978 roku nosiła tytuł Syjonizm w systemie antykomunizmu.   


Izabella Tabarovsky prezentuje całą paletę radzieckich syjonistologów, których nadzorował Iwan Milowanow odpowiedzialny w Komitecie Centralnym KPZR za Sprawy Bliskowschodnie. Jurij Iwanow był w jego zespole odpowiedzialny za kontakty z żydowskimi komunistami w Izraelu. Autor głośnej pracy Uwaga syjonizm, wydanej w ogromnym nakładzie w ZSRR i tłumaczonej na 16 języków (w tym oczywiście na polski). Ponoć w KC nazywano go żartobliwie naczelnym żydoznawcą w Sojuzie.           


Jednym z głównych pasów transmisyjnych radzieckiego antysemityzmu do zachodnich mas dziennikarskich była Agencja Prasowa „Nowosti”. (Prawdopodobnie jedyna agencja prasowa na świecie, której dyrektor zasiadał w rządzie i miał stanowisko ministra).    


Agencja założona z pomocą KGB, znaczna część jej dziennikarskiego personelu pracowała na dwóch etatach, działała w 110 krajach i miała ścisłe powiązania ze 140 najważniejszymi agencjami informacyjnymi. Ta agencja była głównym  narzędziem rozpowszechniania antysyjonistycznej kampanii. Publikowała w wielu językach broszury pod wiele mówiącymi tytułami takimi jak: Syjonizm: instrument imperialistycznej reakcji; Radzieccy Żydzi odrzucają syjonistyczną opiekę; Oszukani przez syjonizm; Radzieccy Żydzi, fakty i fikcja; Syjonizm liczy na terror; Izrael, rzeczywistość za mitem; Wróg pokoju; Waszyngton i Tel Awiw przeciwko Arabom; Kryminalny sojusz syjonizmu z nazizmem i podobne. To były publikacje Nowosti rzucane na światowy rynek w latach 1970-1987. Szef Nowosti, Iwan Udalcow, zdawał sprawę ze swojej działalności na posiedzeniach Biura Politycznego, przedstawiał wykazy wystąpień komentatorów agencji w zagranicznych stacjach telewizyjnych, artykułów zamieszczonych w takich pismach jak „Guardian”, czy „New York Times”, gdzie udało im się zamieścić artykuł pod tytułem „The Fuehrers and Storm Troopers of Neo-racism”. Udalcow uznał to za swoje szczególne osiągnięcie. Co prawda redakcja zmieniła tytuł na “Radzieckie spojrzenie na Żydów” i zamieściła obok dwa teksty radzieckich działaczy żydowskich, ale główna teza radzieckiej propagandy, że syjonizm jest nazizmem przedostała się w 1971 roku po raz pierwszy na łamy największej amerykańskiej gazety.                


Oczywiście kanałem przekazywania radzieckiej propagandy były ambasady oraz partie komunistyczne i ruchy lewicowe. Partie komunistyczne otrzymywał zarówno bezpośrednie subwencje, jak i były finansowane przez zakupy dużych ilości ich publikacji.   


Czy radzieccy propagandyści zdawali sobie sprawę z tego, że ich kampania jest antysemicka? Otrzymywali takie sygnały zarówno z wewnątrz, jak i z zewnątrz. Czy zdawali sobie sprawę z tego, że ich propaganda ma nie tylko prawicowy charakter, ale jest z wdzięcznością przyjmowana i powielana przez zachodnie skrajnie prawicowe ugrupowania? Najwyraźniej nie mieli nic przeciwko temu, jak długo nie osłabiało to ich wpływu w kręgach lewicowych.

„Po rozpadzie Związku Radzieckiego część radzieckich autorów nie widziała już powodu do ukrywania swoich antysemickich poglądów. Inni przeciwnie, dodawali do swoich książek antysyjonistyczną politurę zapewniając we wstępach, że nie są antysemitami. Jednak ta sama antysyjonistyczna literatura, która zainfekowała lewicowy dyskurs jest używana w edukacji nowej generacji rosyjskich neonazistów.”        

Czytając esej Izabelli Tabarowski kilkakrotnie wracałem do życiorysu Władimira Putina, żeby uświadomić sobie, z czym mógł mieć kontakt na różnych etapach nauki i na początku swojej kariery agenta KGB. Miał 15 lat, kiedy była wojna sześciodniowa, po której zaczęła się radziecka histeria antysyjonistyczna, studiował prawo, kiedy ta histeria przenikała prasę i uniwersytety, był w szkole wywiadu, kiedy ten wywiad obsesyjnie zajmował się demonizacją Izraela i próbami przekonania świata, że Żydzi to naziści. W jego życiorysie nie znajdujemy wyraźnych antysemickich tonów, zaledwie silne zainteresowanie wielkoruską ideologią nacjonalistyczną i świadomość, że rosyjska machina propagandowa nie ma sobie równych, a demonizowanie wroga może być bardzo skuteczne. Ostatecznie Związku Radzieckiego nie ma od 30 lat, a jego propaganda żyje i ma się dobrze zarówno na Zachodzie, jak i w Trzecim Świecie, kwitnie na uniwersytetach w redakcjach szacownych mediów, w organizacjach broniących praw człowieka i w parlamentach.     


Brytyjski socjalista Steve Cohen przyglądając się sukcesom radzieckiej propagandy w szeregach brytyjskiej lewicy opublikował w 1984 roku książkę pod tytułem That’s Funny, You Don’t Look Antisemitic. Minęły dziesięciolecia, wychowana na radzieckiej propagandzie zachodnia lewica przekazała swoją wiedzę i swoje przekonania następnemu pokoleniu wraz z wartością dodaną w postaci pełnej internalizacji i głębokiego przekonania, że dziś jest to wiedza nie z „Prawdy”, a sama „prawda”, którą sami umiemy produkować. 


Rosyjski prezydent wydaje się być wewnętrznie przekonany, że walczy z ukraińskim, nazizmem, jego machina propagandowa skutecznie przekonuje znaczną część rosyjskiego społeczeństwa. Na zachodzie chwilowo ta demonizacja Ukrainy i Ukraińców budzi pusty śmiech, gorzej kiedy zaglądam do prasy arabskiej, a nawet do prasy południowo-amerykańskiej. Czarny Piotruś w rękawie Putina może okazać się silniejszą kartą niż nam się zdaje.