Alternatywna koncepcja zbawienia


Lucjan Ferus 2022-04-17

Jean Effel \
Jean Effel "Stworzenie świata". 

Poniższy tekst napisałem w 1995 r. natomiast w Racjonaliście ukazał się on w 2002 r. pt. „Zbawiciel”. Jest to moja wizja Zbawiciela i sposobu zbawienia ludzkości, całkiem odmienna od lansowanej przez wiele religii i Kościołów. Może dlatego, iż uwzględnia ona atrybuty posiadane (wg teologii) przez Boga, a których nie uwzględnia Biblia. Z tego powodu biblijna koncepcja zbawienia ludzkości przez Jezusa  jest nie tylko wewnętrznie sprzeczna, ale też sprzeczna z rozumem, a przez to niewiarygodna (przynajmniej dla mnie). To tyle wstępu.

                                                           ------ // ------

Pewnego razu archanioł Gabriel wpada do nieba jak huragan i potrącając po drodze zdziwionych aniołów, pędzi do miejsca, gdzie na alabastrowym tronie siedzi zamyślony Syn Boży. Składa mu głęboki ukłon, a potem mówi przerywanym od nadmiaru emocji głosem:

- Panie! Na Ziemi dzieje się coś dziwnego! Twój Ojciec - a mój Bóg - zachowuje się dość dziwnie i zastanawiająco. Na tyle, iż uznałem, że powinieneś o tym wiedzieć, Panie! - kończy na przydechu swoją chaotyczną wypowiedź.

 

Syn Boży przygląda mu się z uwagą, następnie pyta spokojnym tonem: - A cóż takiego cię zdziwiło w zachowaniu mego Ojca? Możesz mi to jaśniej wytłumaczyć, Gabrielu?

Archanioł kiwa głową, robi jeszcze dwa głębokie wdechy i zaczyna mówić:

- Otóż kiedy w ubiegłym tygodnia opuszczałeś Panie Ziemię, sytuacja była następująca: został stworzony przez Boga nowy świat, a w nim wszelkie rośliny i zwierzęta zamieszkujące go. Na końcu została stworzona para istot rozumnych - ludzi.

 

- A Bóg widząc, że wszystko co dotąd stworzył było bardzo dobre, pobłogosławił swemu dziełu i udał się na zasłużony odpoczynek. - wpadł mu w słowo Syn Boży. Uśmiechając się nieznacznie, powiedział: - Po co mi to mówisz Gabrielu? Czyż nie byłem razem z Ojcem podczas stwarzania Ziemi i wszystkiego co na niej istnieje? - archanioł zamachał gwałtownie rękoma i rzekł z przejęciem: - Ale później!.. Później dopiero zaczęły dziać się dziwne rzeczy! Ty Panie zostałeś w niebie, a twój Ojciec po dniu odpoczynku powrócił na Ziemię... i właśnie wtedy spotkał się z Szatanem i o czymś długo rozmawiali.

 

Na dźwięk tego imienia Syn Boży ściągnął brwi, a przez jego oblicze przesunął się jakby cień jakiś. Pochylił się ku archaniołowi i rzekł z wyraźną niecierpliwością:

- Opowiadaj! Tylko jasno i wyraźnie! Co widziałeś i słyszałeś?! - Jego wzrok skupiony był na obliczu archanioła, a mina świadczyła o najwyższym zainteresowaniu. Ten przez chwilę milczał, jakby zastanawiając się od czego zacząć, a następnie począł opowiadać, pomagając sobie czasem jakimś gestem: - Słyszeć, to za wiele nie słyszałem z ich rozmowy, bałem się podejść bliżej, widziałem tylko z daleka, iż rozmawiali o czymś długo.

 

Szatan przekonywał do czegoś twego Ojca, to było wyraźnie widać po jego minie i gestach. A potem twój Ojciec, Panie jakby zdecydował się na coś, wstał... i zaczął sadzić… ogród.

- Ogród? - spytał Syn Boży z niedowierzaniem. -Tak Panie, ogród! - potwierdził archanioł skinieniem głowy, a jego mina mówiła: - Ale to jeszcze nie wszystko! - odetchnął głęboko i rozglądając się na boki jakby chciał się upewnić, czy nikt inny ich nie słyszy, powiedział ciszej: - Potem z prochu ziemi ulepił człowieka,.. a konkretnie mężczyznę.

 

Syn Boży, aż uniósł się ze swego tronu. Jego mina świadczyła o niebotycznym zdumieniu.

- Co takiego?! Czy jesteś pewien Gabrielu?! -Ten położył rękę na piersi, zarzekając się:

- Jak tu stoję, Panie! Sam widziałem! A ponieważ dalej działo się to wszystko już w tym ogrodzie, mogłem niepostrzeżenie podejść bliżej.

- Ale z prochu ziemi?! I jak mówisz, mężczyznę?  Po co?! Przecież ludzie już zostali wcześniej stworzeni! Może to była jakaś inna kreatura boża?

- Ależ skąd! Wykapany człowiek! Wyglądem niczym nie różnił się od tych pierwszych ludzi. Możesz mi Panie wierzyć! A poza tym, gdyby tak miało być jak mówisz, to dlaczego Bóg dał mu ten zakaz w ludzkim języku?!

 

Syn Boży poruszył się niespokojnie. - Jaki zakaz?... Mówże jaśniej!

- No, przecież mówię! Kiedy twój Ojciec, Panie umieścił tego mężczyznę w ogrodzie, aby go uprawiał i doglądał, dał mu taki rozkaz, cytuję. - Archanioł przymknął oczy i ze skupioną miną wyrecytował: - „Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania, ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz”. Dokładnie tak Bóg to ujął.

 

Syn Boży wpatrywał się w niego z wyraźnym niedowierzaniem.

- Co takiego?! Czy aby nie przesłyszałeś się, Gabrielu?

- Nie Panie! Zapamiętałem to dokładnie, bo mnie to też bardzo zdziwiło i zaintrygowało. Powtórzyłem ci ten zakaz słowo w słowo. - Syn Boży zastanawiał się nad czymś przez dłuższą chwilę, myśląc w tym czasie - Po co ten dziwny zakaz? Dlaczego człowiek nie miałby wiedzieć czym jest dobro i zło? Co to za dziwne drzewo w ogóle?! Nie, to musiało być chyba jakieś przewidzenie, bo cóż innego?

 

Tymczasem archanioł przestępował niecierpliwie z nogi na nogę, w końcu nie wytrzymał i rzekł zagadkowym tonem: - Ale to jeszcze nie wszystko, Panie!..

Syn Boży spojrzał na niego takim wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: - No więc na co jeszcze czekasz?! Archanioł zbliżył się bardziej ku niemu i drżącym z emocji głosem, dodał:

- Potem Twój Ojciec, Panie, wypowiedział te słowa: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc” - przerwał dla większego efektu, a potem dokończył jednym tchem:

 

- A później Stwórca uśpił mężczyznę, wyjął z jego boku żebro, miejsce po nim zalepił ciałem,... a z tego żebra zbudował niewiastę!

Syn Boży, aż odchylił się do tyłu na swym alabastrowym tronie. Nie panując nad sobą, zawołał impulsywnie: - Co takiego?! Niewiastę z żebra?! Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!  Po jego poprzednim spokoju nie pozostał nawet najmniejszy ślad.

- Ależ tak Panie! Zaręczam ci, że tak było! - zapewniaj go archanioł, bijąc się w piersi.

- Co tam się wyrabia do wszystkich diabłów?! Jakieś dziwne sposoby „stwarzania”?! Jakieś niespotykane drzewa?! Jakieś dziwaczne zakazy?! Co to wszystko ma znaczyć?!

 

Syn Boży wstał gwałtownie i przechodząc obok archanioła, rzucił przez ramię, władczym tonem: - Lecimy na Ziemię Gabrielu! Natychmiast!! I tak też się stało. Bez zbytniej zwłoki wyruszyli obaj na Ziemię, kierując się nadprzyrodzoną mocą. Sam lot nie trwał długo. Przybyli akurat w momencie, kiedy Bóg wyganiał ludzi z raju. Stali przed nim drżąc i tuląc się do siebie, a on wyniosły i groźny grzmiał na nich gromkim głosem, aż wszystko co było żywe w ogrodzie, zamilkło ze strachu. W pewnym oddaleniu od nich stał Szatan przyglądał się tej scenie z zagadkową miną.

 

Syn Boży ogarnął ten widok jednym spojrzeniem i jakieś dziwne podejrzenie przyszło mu na myśl. Ale zaraz je odrzucił nim na dobre zagościło w jego umyśle. Podszedł energicznym krokiem do swego Ojca i spytał obcesowo: - Co tu się dzieje, Ojcze?! O co tu chodzi?!

Ten odwrócił się, a widząc przed sobą swego Syna, jakby speszył się nieco. Ale zaraz szeroki uśmiech wypłynął na jego oblicze. - Ty tutaj, mój Synu? - spytał, starając się ukryć zakłopotanie. - Nie jesteś w niebie? - dodał bez sensu, bo od razu było widać, że jego Syn jest na Ziemi. - Co tu się dzieje, Ojcze?! Możesz mi to wyjaśnić? - powtórzył pytanie Syn Boży, nie spuszczając uważnego spojrzenia z oblicza Stwórcy.

 

Bóg wykonał niedbały gest ręką w kierunku ludzi i rzekł: - Oto człowiek stał się taki jak my: zna dobro i zło. Niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki. - wyjaśnił enigmatycznie, a potem zwrócił się do ludzi:

- Zabierajcie się stąd już! I nie pokazujcie mi się więcej na oczy! - odwrócił się do nich tyłem i ujmując pod ramię swego Syna, dodał: - Chodź mój Synu... porozmawiamy na osobności - Lecz ten delikatnie, ale stanowczo wyswobodził się z jego uścisku i patrząc mu prosto w oczy, powiedział: - Porozmawiajmy tutaj, Ojcze!

 

- Oszalałeś?! Przy ludziach?! - zaprotestował gwałtownie Stwórca. - Nie ma mowy!

Syn Boży przez chwilę przyglądał mu się z uwagą i zastanawiał nad czymś. A potem wolno skinął głową i powiedział: - Dobrze Ojcze,.. porozmawiajmy na osobności, ale ludzie niech się stąd nie oddalają, póki nie skończymy rozmowy. Stwórca przez chwilę wahał się, lecz w końcu machnął ręką i mrucząc coś gniewnie pod nosem, odwrócił się i począł iść przed siebie. Syn Boży uśmiechnął się do siebie, potem podszedł do ludzi i powiedział ciepłym tonem:

- Pozostańcie tu aż do mego powrotu, a potem zobaczymy...

 

Położył im dłonie na głowach, dodając tym gestem otuchy, bo żal mu się zrobiło tych biednych i bezbronnych istot, drżących teraz ze strachu. Nie wiedział jeszcze, czego się dopuścili, narażając się na gniew Stwórcy, ale miał zamiar to wyjaśnić. A oni patrzyli na niego z nadzieją i oddaniem, lecz w ich oczach była przede wszystkim rozpacz i lęk. Syn Boży czując jak litość ściska go za gardło, dodał: - Nie martwcie się! Wszystko będzie dobrze! - potem uniósł głowę, a jego spojrzenie nabrało dziwnej twardości. Poszukał wzrokiem Szatana, lecz ten opuścił chyłkiem ich towarzystwo, nie wiadomo nawet kiedy.

 

Zwrócił się więc do archanioła Gabriela, nakazując mu spojrzeniem i gestem, aby przypilnował ludzi, a sam skierował się w stronę dokąd poszedł Stwórca. Bóg-Ojciec czekał na niego z chmurną miną, jakby niezbyt zadowolony faktem, iż Syn śmie ingerować w jego dzieło. Ale ten nie zważając na jego odpychającą minę, spytał bez ogródek:

 

- Cóż takiego się wydarzyło, Ojcze? Czym sobie zawiniły te nieszczęsne istoty, iż ukarałeś je tak surowo i bezlitośnie? Czy możesz mi o tym opowiedzieć? - przyglądał się Ojcu swym jasnym, rozbrajającym spojrzeniem, aż ten odwrócił w bok głowę i odparł opryskliwie:

- A co cię tak nagle zaczęli interesować ludzie?! Nie masz większych zmartwień?!

- W tej chwili, nie! - odparł poważnie Syn Boży i kładąc rękę na dłoni Ojca, dodał:

- A dlatego interesuję się ludźmi, iż sam mi przecież mówiłeś, że ten świat oddasz mi kiedyś we władanie. Pamiętasz Ojcze? Bóg spojrzał na niego z taką miną, jakby chciał rzec:

 

- Pewno, że pamiętam! Sklerozy jeszcze nie mam! Ale co to ma do rzeczy?!

Syn Boży zrozumiawszy to spojrzenie doskonale, wyjaśnił: - Po prostu nie chcę w przyszłości mieć problemów, wynikłych z jakiegoś niedopatrzenia, albo błędu popełnionego na początku drogi rozwoju rodzaju ludzkiego, chyba rozumiesz mnie Ojcze, prawda?

Stwórca przez chwilę przyglądał mu się z nieodgadnioną miną, a potem jego oblicze rozpogodziło się i poklepując go po plecach, powiedział:

 

- Oczywiście, że rozumiem cię! I co więcej powiem ci, iż to co teraz robię, czynione jest z myślą o przyszłości i o tobie! Tak mój Synu! - dodał z naciskiem: - Właśnie o tobie!

Syn Boży pochylił głowę na bok, a jego spojrzenie zdawało się mówić:

- To interesujące, co mówisz Ojcze, choć mam pewne wątpliwości. Na głos zaś powiedział:

- A konkretnie? Czy możemy w końcu przejść do konkretów, Ojcze? Powiedz mi, po co stworzyłeś - o ile to można nazwać stwarzaniem - tę drugą parę ludzi? Czy ci pierwsi byli niezbyt doskonali? A może czegoś im brakowało?

 

- Niezbyt doskonali?! - Stwórca prychnął, urażony tym pytaniem.

- Oni byli nad wyraz doskonali, mój Synu! - podkreślił z naciskiem, aby nie było żadnych wątpliwości. - No więc po co ta druga para ludzi? Jeśli jest tak jak mówisz... a co się stało z tymi pierwszymi, Ojcze? - spytał Syn Boży, tknięty jakimś nagłym podejrzeniem. Stwórca uczynił uspokajający gest, mówiąc – Nie! nie!... Nie musisz się o nich martwić! Nic im się nie stało. Tyle, że oni i tak nie odegrają żadnej roli w mych planach opatrznościowych! Nie są tak płodni jak ci następni i ich rodzaj zaniknie z czasem w naturalny sposób.

 

 Bóg mówiąc to machnął ręką, jakby nie było o czym mówić. Potem dodał z błyskiem w oku:

- Ale za to ci następni,.. ci, których dzisiaj ukarałem wygonieniem z raju,.. oni dopiero będą tym tworzywem, z którego obaj uczynimy właściwy użytek w przyszłości! Możesz mi wierzyć! Syn Boży przyglądał się swemu Ojcu w milczeniu, a jego mina świadczyła, iż nie bardzo rozumie o co mu chodzi. Na potwierdzenie tego, wyjąkał:

- To ja już nic nie rozumiem, Ojcze!  Możesz mi to jaśniej wytłumaczyć? - pochylił się ku Stwórcy w oczekiwaniu na wyjaśnienia. A ponieważ ten jakby zwlekał z ich udzieleniem, powtórzył bardziej stanowczym tonem: - Opowiedz mi Ojcze wszystko od początku.

 

Bóg wykonał nieokreślony gest dłonią i nie patrząc na swego Syna, powiedział bez entuzjazmu: - A co tu jest do opowiadania!? Po prostu; stworzyłem mężczyznę, umieściłem go w ogrodzie Eden, aby go pielęgnował i doglądał. Potem zabroniłem mu spożywać owoce z drzewa poznania dobra i zła, następnie stwierdziwszy, iż nie jest dobrze, aby był on sam, dorobiłem mu partnerkę - W tym momencie przerwał swój monolog i zamyślił się. Syn Boży, który znał już te fakty od archanioła Gabriela, ponaglił go zniecierpliwionym tonem: - Co później, Ojcze? - Stwórca westchnął jakby do swych myśli i począł mówić dalej:

 

- Ludzie oczywiście nie posłuchali mnie! Skuszeni podstępnie przez mówiącego węża, zerwali i zjedli zakazany owoc! W ten sposób nastąpił ich upadek; ich natura została skażona grzechem i skłonnościami do czynienia zła, a także stali się śmiertelni. Ukarałem ich surowo i postanowiłem wygonić ich z raju, aby przypadkiem nie zerwali i nie zjedli owocu z drzewa życia, a przez to nie stali się nieśmiertelni. - Syn Boży słuchał tego z najwyższą uwagą, nie spuszczając ani przez moment wzroku z oblicza Stwórcy, który po chwili dodał jeszcze:

- Ten ich grzech będzie przechodził z pokolenia na pokolenie, aż obejmie cały rodzaj ludzki...

 

Po tych słowach zapadła cisza i tylko z ogrodu rajskiego dobiegały trele ptaków i granie świerszczy, jak gdyby reszta przyrody nie zdawała sobie sprawy z rozgrywającego się dramatu u samych początków rodzaju ludzkiego. Syn Boży potrząsnął głową jakby nie godził się z tym co usłyszał, albo do końca nie zrozumiał. Patrząc w oczy Ojcu, powiedział wolno:

- Chyba źle cię wpierw zrozumiałem, Ojcze. Mówiłeś, iż to ci ludzie mają odegrać ważną rolę w twych planach. Właśnie ci upadli, których natura została skażona grzechem i skłonnościami do czynienia zła?! Czy może się przesłyszałem?

- Nie! Nie przesłyszałeś się! - odburknął Bóg.

 

- No więc jak masz zamiar to rozwiązać Ojcze? Chyba nie powiesz mi, że pozwolisz na to, aby ten grzech pierwszych ludzi przeszedł na cały rodzaj ludzki?! - Syn Boży spytał to takim tonem, jakby z góry był pewien, iż otrzyma odmowną odpowiedź. Toteż zaskoczony był niemile, kiedy Stwórca odparł opryskliwie nieomal:

- Dlaczego nie?! Widzisz w tym coś złego?! Zasłużyli na karę, to będą ją mieli! - Stwórca roześmiał się nieprzyjemnie, aż Syn Boży odchylił się do tyłu, w jego oczach zapaliły się zimne błyski, a  jego głos nabrał niespotykanej dotąd twardości.

 

- A ten mówiący wąż, który skusił ludzi,..skąd on tam się wziął, Ojcze? - spytał wolno, wpatrując się uważnie w oblicze Stwórcy. Ponieważ ten nie odpowiadał, patrząc gdzieś w bok z chmurną miną, pytał dalej tym samym, dociekliwym tonem:

- Dlaczego nie chciałeś, aby ludzie wiedzieli czym jest dobro i zło?! Dlaczego ich ukarałeś za czyn, który popełnili w nieświadomości, na dodatek skuszeni przez twoje własne stworzenie?  Dlaczego, pomimo skażenia ich natury grzechem i skłonnościami do czynienia zła i podłości, chcesz ich wygonić z raju, by rozmnażać się z nią na Ziemi? Dlaczego, Ojcze?!

 

Stwórca przez dłuższy czas nie odpowiadał, splatając nerwowo palce jednej ręki z palcami drugiej, a potem rzucił przez zaciśnięte zęby: - Taką miałem koncepcję i tyle!

- A na czym ta koncepcja polega, Ojcze? Powiedz, niech i ja ją poznam! - powiedział Syn Boży, a w jego głosie słychać było wyraźną nutę sarkazmu.

- Przecież mówiłem ci, że to dla twojego dobra! - wybucha Bóg, dotknięty tonem tej wypowiedzi, ale po chwili uspokaja się i dalej mówi w miarę normalnym tonem.

 

- Pomyśl tak sam! Gdyby rodzaj ludzki rozmnażał się z doskonałej pary ludzi, wszyscy byliby tacy! I po co byłaby im moralność, po co religia, po co my obaj wreszcie?! A tak, strach przed śmiercią będzie ich skłaniał do pokory i bogobojności! Poza tym, kiedy są grzeszni i upadli potrzebują od nas łaski, rozumiesz?! Łaski zbawienia... i to ty będziesz tym ich Zbawicielem, mój Synu! - dokończył Bóg z dumą, kładąc ojcowskim gestem swoją dłoń na jego ramieniu i poklepując go z lekka. Ten wyswobodził się jednak i ze zmienioną twarzą, spytał wolno:

 

- Czy ja cię Ojcze dobrze zrozumiałem? Pozwoliłeś ludziom upaść, stać się śmiertelnymi i rozmnażać się ze skażoną grzechem naturą, tylko po to, abym ja ich od tego wybawił?!

- Tak mój Synu! Nareszcie to do ciebie dotarło! Dzięki temu zostaniesz ich Bogiem Zbawcą! Cieszysz się?! - Syn Boży pochylił się do przodu, ukrył twarz w dłoniach i przez jakiś czas siedział tak w milczeniu. Bóg także pochylił się nad nim i dotknął lekko jego głowy.

- Nie cieszysz się? - spytał zawiedzionym tonem.

 

Syn Boży siedział jeszcze tak przez chwilę, a kiedy uniósł głowę, jego mina była nieodgadniona. Jedynie jego spojrzenie było jakieś dziwne i pełne bólu, jakby chciał nim spytać: - Skąd ci przyszedł do głowy taki obłędny pomysł, Ojcze? - a w głosie drgały niepokojące nutki:

- Więc mam ich zbawić od skutków zjedzenia tego owocu, tak? Czy będzie to jednoznaczne ze zmianą ich natury? Z upadłej i grzesznej na doskonałą? - spytał i nim Stwórca zdążył otworzyć usta, dodał niecierpliwie: - Jak mam to uczynić Ojcze? Czy też masz jakąś koncepcję odnośnie i tego? - Bóg przyciągnął go do siebie i objął ramieniem.

 

                                                           ------ cdn. ------