Ruch Putina na rzecz podkopania obudzonego Zachodu


Ruthie Blum 2022-03-08

Władimir Putin autoryzujący operację wojskową w Ukrainie.(źródło zdjęcia: REUTERS TV)

Władimir Putin autoryzujący operację wojskową w Ukrainie.

(źródło zdjęcia: REUTERS TV)



Ponieważ świat skupiony jest na wydarzeniach na Ukrainie – kraju, którego większość komentatorów mediów społecznościowych nie potrafi pokazać na mapie, nie mówiąc już o znajomości jego historii – konieczne jest zwrócenie uwagi na to, do czego zmierza rosyjski prezydent Władimir Putin na polu propagandowym.


Jednym z jego kroków jest przedstawianie swojej militarnej inwazji jako denazyfikacji byłej republiki sowieckiej, która w 1991 roku ogłosiła niepodległość od ZSRR. To tylko propagandowy chwyt, który ma pokazać rosyjską agresję jako walkę ze złem.


Nie oznacza to, że Ukraina nie miała swojego udziału w Holokauście lub że dzisiejsze społeczeństwo ukraińskie jest całkowicie wolne od antysemitów. Jednak publiczne oświadczenia Putina przed napaścią, ujawniają, że u podstaw jego posunięć leży dążenie do hegemonii, a przynajmniej powrotu do czasów świetności Rosji jako globalnego supermocarstwa konkurującego ze Stanami Zjednoczonymi.


Tymczasem jako sygnatariusz Wspólnego Wszechstronnego Planu Działania (JCPOA) z 2015 r. (umowy nuklearnej) z Iranem i zwolennik nowej wersji tej umowy przygotowywanej w Wiedniu, Putin jest jednym z przywódców krajów P5+1 aktywnie umożliwiających Republice Islamskiej kontynuację i wzmacnianie programu budowy broni nuklearnej, pocisków rakietowych i dalsze sponsorowanie terroryzmu. Umacnia także Teheran w jego dążeniu  do  zniszczenia Izraela, do dominacji nad Bliskim Wschodem i do walki z Zachodem.


To prowadzi nas do Syrii, gdzie Putin i jego sojusznicy z Islamskiej Republiki Iranu pomogli prezydentowi Baszarowi Assadowi utrzymać rządy terroru. Ale Putinem kieruje przede wszystkim sen o własnej wielkości, sukcesy irańskich mułłów mało go interesują.

 

Tu właśnie kryje się ostrożność izraelskiego rządu przed głośnym deklarowaniem stanowiska w sprawie wojny na Ukrainie. Od września 2015 r., kiedy ówczesny premier Izraela Benjamin Netanjahu spotkał się z Putinem w Moskwie i obaj osiągnęli porozumienie w sprawie „mechanizmów koordynacji i przeciwdziałania konfliktom, aby zapobiec wypadkom w syryjskiej przestrzeni powietrznej”, IDF przeprowadza chirurgiczne ataki na cele Hezbollahu i Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej.


To porozumienie pozwoliło na uniknięcie konfliktów między IDF i rosyjskimi siłami w Syrii. Było to konieczne ze względu na wycofywanie się Amerykanów z Bliskiego Wschodu zainicjowane przez ówczesnego prezydenta USA Baracka Obamę. Ówczesny premier Benjamin Netanjahu był w tej sytuacji zmuszony do kilku pielgrzymek do Moskwy, aby wzmocnić porozumienia w sprawie izraelskich działań na terenie Syrii.


Jego następca, premier Naftali Bennett, spotkał się już w październiku z Putinem. Kiedy rozmawiali w letniej rezydencji tego ostatniego w Soczi, atmosfera była bardzo ciepła. Na wspólnej konferencji prasowej (przed rozmowami za zamkniętymi drzwiami), Putin powiedział, że pomimo pewnych spornych  kwestii między Jerozolimą a Moskwą „istnieją również punkty kontaktowe i możliwości współpracy, zwłaszcza w sprawie walki z terroryzmem”.


Bennett powiedział dziennikarzom, że on i rosyjski prezydent będą rozmawiali o Syrii i „wysiłkach mających na celu powstrzymanie wojskowego programu nuklearnego Iranu”.


Zwracając uwagę na dużą rosyjskojęzyczną populację Izraela, Bennett podkreślił „głęboki związek między dwoma narodami” i nazwał Rosję Putina „prawdziwym przyjacielem narodu żydowskiego”. Następnie podkreślił rolę Armii Czerwonej w pokonaniu nazistów.


Ironią jest wykorzystanie tego faktu przez Putina do usprawiedliwienia ataku na Ukrainę. Ale ciągła konieczność izraelskich uderzeń na irańskie bazy w Syrii stanowi poważny dylemat, gdyż oczywiście trzeba potępić rosyjską agresję. To wszystko dodatkowo komplikuje przekonanie rządu Bennetta, że Putin wspiera administrację Bidena w Wiedniu.  


Innymi słowy, Izrael jest w pułapce między dwoma mocarstwami błagającymi Iran o zaakceptowanie niebezpiecznego układu, przy czym jedno z nich reprezentuje słabość Zachodu, a drugie liczy na pogłębienie tej słabości. Co więcej, Izrael waha się między opinią publiczną a mediami głównego nurtu – z korespondentami na miejscu na Ukrainie – jednoznacznie opowiadającymi się przeciwko Rosji, nie zastanawiając się nad geopolitycznymi kalkulacjami.


Wczorajszy aktor, a dziś ukraiński prezydent Wołodymyr Zełeński, postrzegany jest jako bohaterski Dawid stawiający czoła gigantycznemu Goliatowi, a to sprawia, że szukanie mądrej równowagi w Jerozolimie jest jeszcze trudniejsze.


Patrząc z perspektywy, reakcja Izraela zasługuje na znacznie mniej uwagi niż motywy Putina, które są czymś więcej niż atakiem na Ukrainę. Przemówienie, które wygłosił zaledwie kilka miesięcy temu, rzuca pewne światło na jego dzisiejszą kampanię.


Zwracając się 22 października 2021r. do członków moskiewskiego think tanku Valdai Discussion Club, rosyjski prezydent, który podobno ma obsesję na punkcie denazyfikacji Zachodu, potępił jego radykalny progresywizm. Tak, ten były agent KGB, dobrze zorientowany w technikach szerzenia sowieckiej propagandy w zachodnim  świecie, przedstawił dogłębną krytykęzepsucia Zachodu przez polityczną poprawność.


Przed prezentacją swojego stanowiska stwierdził: „Oczywiście wstrząsy społeczne i kulturowe, które mają miejsce w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, nie są naszą sprawą; trzymamy się z dala od tego.”


To, że potrafił wypowiedzieć te słowa z kamienną twarzą, to hołd dla jego tresury w KGB. Z drugiej strony, jego późniejszy opis tych bolączek Zachodu mógłby być napisany przez konserwatywnego eksperta z Nowego Jorku, Londynu czy Tel Awiwu – być może Putin nawet je plagiatował.


„Niektórzy ludzie na Zachodzie uważają, że agresywne eliminowanie całych stron z własnej historii, odwrócenie dyskryminacji większości w interesie mniejszości oraz żądanie rezygnacji z tradycyjnych pojęć matki, ojca, rodziny, a nawet płci… są ich milowymi kamieniami  na drodze do odnowy społecznej” – powiedział. „Zwolennicy tak zwanego postępu społecznego wierzą, że wprowadzają ludzkość do jakiejś nowej i lepszej świadomości, [ale] ich recepty wcale nie są nowe”.


Przyprawiając słuchaczy o zawrót głowy, przypomniał publiczności, że „po rewolucji 1917 r. bolszewicy, opierając się na dogmatach Marksa i Engelsa, powiedzieli również, że zmienią dotychczasowe sposoby i zwyczaje, nie tylko polityczne i gospodarcze, ale samo pojęcie moralności człowieka i fundamenty zdrowego społeczeństwa. Niszczenie odwiecznych wartości, religii i relacji międzyludzkich, aż do całkowitego odrzucenia rodziny (to też mieliśmy), zachęcanie do donoszenia na bliskich – wszystko to zostało ogłoszone postępem i… było szeroko wspierane w ówczesnym świecie i to było modne; tak samo jak dzisiaj. Nawiasem mówiąc, bolszewicy byli absolutnie nietolerancyjni wobec opinii innych niż ich własne”.


BEZ ŻARTÓW. Putin zapomniał wspomnieć o swoim udziale w rosyjskiej przeszłości i dzisiejszych represjach wobec opozycjonistów. Mimo to miał czelność wyrazić ulgę, że „to, czego jesteśmy teraz świadkami… w wielu krajach zachodnich… [jest tym, od czego] odeszliśmy, mam nadzieję, w odległej przeszłości”.


Na przykład, kontynuował, „walka o równość i przeciwko dyskryminacji przekształciła się w agresywny dogmatyzm graniczący z absurdem, gdy dzieła wielkich autorów przeszłości – takich jak Szekspir – nie są już nauczane w szkołach czy na uniwersytetach, ponieważ ich idee uważa się za rasistowskie. Klasyków uważa się za zacofanych i nie znających znaczenia płci czy rasy. W Hollywood rozprowadzane są notatki na temat właściwego prezentowania historii i ile postaci, reprezentujących różne kolory skóry i różne płci powinno być w filmie. To jest nawet gorsze niż wydział agitacji i propagandy KC KPZR”.


A on wie jak ten wydział działał.


Mówiąc o swoim obrzydzeniu do kultury anulowania i obsesyjnego nacisku na rasę, przywołał słynne przemówienie Martina Luthera Kinga Jr. „Mam marzenie”, w którym King mówił o ocenianiu ludzi po charakterze a nie po kolorze skóry. A potem zwrócił się do zachodnich fanatyków, którzy potępiają każdego, kto „ośmiela się wspomnieć, że mężczyźni i kobiety rzeczywiście istnieją, co jest faktem biologicznym”, lub którzy odnoszą się do ojców i matek jako do „rodzica numer jeden i rodzica numer dwa” i mówią o mleku kobiety „mleko ludzkie”, bo „słowo kobieta może zdenerwować ludzi, którzy nie są pewni swojej płci”.


Mówił dalej, że jeśli chodzi o „naprawdę potworne rzeczy, których dzieci uczą się od najmłodszych lat, że chłopiec może łatwo zmienić się w dziewczynkę i vice versa”, jest to „graniczące ze zbrodnią przeciwko ludzkości i głoszone w imieniu i pod sztandarem postępu”.


Jakby to jego przywłaszczenie sobie tradycyjnej zachodniej cywilizacji nie było wystarczająco bezczelne, Putin na domiar wszystkiego przywołał antykomunistyczną powieść George'a Orwella Rok 1984, mówiąc, że „w latach dwudziestych tak zwani sowieccy spece od kultury także wymyślali nowomowę, wierząc, że tworzą nową świadomość i w ten sposób zmieniają wartości.”


Putin najwyraźniej nie spodziewał się, że osłabiony przebudzeniem Zachód zareaguje na jego wtargnięcie na Ukrainę z taką siłą słów, nie mówiąc już o natychmiastowym zwiększeniu wydatków na obronę i zjednoczeniu się w celu nałożenia wszelkiego rodzaju sankcji na jego reżim i jego oligarchów. Ale ta jego błędna kalkulacja nie wynikała z głupoty.


W rzeczywistości, biorąc pod uwagę nieprawdopodobny sukces bardzo przypominającej sowiecką propagandę ideologii, o której mówił, jego próba kucia żelaza póki jest gorące, zawierała ponurą logikę. Wydaje się, że wyobrażał sobie, iż demokratyczne społeczeństwa pogrążone w kryzysie moralnym i duchowym będą gotowe pójść za jego głosem.


Jako mały kraj, będący w ciągłym zagrożeniu ze strony Iranu i jego pomocników, Izrael nie może mu udowodnić, że się myli. Czy reszta Zachodu rzeczywiście usłyszała dzwonek alarmowy o potrzebie walki o prawdziwą wolność, zamiast wypaczania znaczenia samej koncepcji wolności i niszczenia jej od środka, to się dopiero okaże. Desperackie dążenie Bidena do porozumienia z Iranem z pewnością nie wróży dobrze.

 

Putin’s move to undermine the woke West

Jerusalem Post, 3 marca 21022r.

Tłuymaczenie: Andrzej Koraszewski  



Ruthie Blum

Amerykańsko-izraelska dziennikarka, publicystka Jerusalem Post.