Barbarzyńcy doszli do wniosku, że już można


Andrzej Koraszewski 2022-03-02


Wojna w Europie. Nie, nie pierwsza po wojnie światowej.  Była wojna domowa w Grecji, Turcy najechali Cypr, był krwawy rozpad Jugosławii, wojny na terenie byłego Związku Radzieckiego. Dlaczego ta wojna jest inna? Jest wojną na pełną  skalę, między dużymi krajami i z zagrożeniem przerodzenia się w wielki, nie tylko handlowy i dyplomatyczny konflikt.

W kwietniu-maju 1969 r. Andrej Amalrik napisał głośny esej Czy Związek Radziecki przetrwa do 1984 roku? Wtedy radziecki dysydent przewidywał możliwość wojny chińsko-radzieckiej i był przekonany, że ewentualny rozpad ZSRR spowoduje całą serię wojen lokalnych i morze krwi. Amalrik pomylił się zaledwie o kilka lat. Związek Radziecki przestał istnieć w 1991 roku, głównym katalizatorem była wojna w Afganistanie, niepokoje w Europie Wschodniej i beznadzieja komunistycznej gospodarki. Rozpad ZSRR dokonał się stosunkowo łagodnie. Jednak Rosja nie zdołała wybić się na demokrację. Pucz Janajewa był zapowiedzią tego, co widzimy dziś. Wtedy skończyło się na odsunięciu rosyjskiego przywódcy, który próbował pchnąć Rosję w kierunku demokracji. W poniedziałek 21 lutego usłyszeliśmy głos Rosji odrzucającej wszystkie cywilizowane normy. Putin orzekł, że ukraińska narodowa odrębność i państwowość to fikcja stworzona przez Lenina. Obwinił Michaiła Gorbaczowa za to, że pozwolił Ukrainie wymknąć się spod rosyjskiej kontroli, powiedział że rozpad Związku Radzieckiego był historyczną niesprawiedliwością. Słyszeliśmy głos wielkoruskiego nacjonalisty, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że Ukraina to zaledwie początek.   


Możemy się długo zastanawiać, dlaczego wybrał ten właśnie moment, czy miało to związek z klęską Amerykanów w Afganistanie, z planami Chin i sytuacją na Bliskim Wschodzie? Jego paranoiczne wrzaski nie pozostawiały wątpliwości, że jest głęboko przekonany o tym, iż większość rosyjskiego społeczeństwa przyjmie jego wojowniczość z zachwytem.


Ukraiński ambasador przy ONZ cytował w swoim przemówieniu znaleziony w telefonie list poległego rosyjskiego żołnierza do jego matki. Żołnierz pisał:

„Mamo, jestem w Ukrainie. Tu toczy się prawdziwa wojna. Boję się. Bombardujemy wszystkie miasta, strzelamy do cywilów".

Tym młodym ludziom mówiono wcześniej, że będą witani jak wyzwoliciele, że będą ich witały kwiaty, a nie kule.


Putin ma poczucie niesprawiedliwości, bo odebrano Rosji przywilej deptania innych. Nie wiemy jak wielu Rosjan tęskni do odzyskania tego przywileju, jednak znaczna część rosyjskiego społeczeństwa wolałaby partnerstwo z innymi narodami, a nie powrót do roli okupantów. Czy dziś największą nadzieję można pokładać właśnie w oporze rosyjskiego społeczeństwa? Heroiczny opór ukraińskiej armii może zostać złamany. Dziś podziw dla Wołodymyra Zełeńskiego nie ma granic. Jego słowa w odpowiedzi na propozycję ucieczki do Ameryki przejdą do historii – „Potrzebuję amunicji, a nie przejażdżki”. Jednak dziś na Ukrainę uderzyła niemal cała potęga rosyjskiej armii, a co więcej, szybko skończyła się względna ostrożność, żeby nie powodować cywilnych ofiar.


Wydaje się, że Zachód zrozumiał powagę sytuacji i to, jak bardzo odmienna jest ta wojna od wielu innych. Bodaj najbardziej znaczący jest zwrot w polityce niemieckiej. Przemówienie kanclerza Olafa Scholtza w Bundestagu 27 lutego było jednoznaczne:

„Jesteśmy w przełomowym momencie. Świat, który się wyłania nie będzie już taki sam jak był. Dziś podstawowe pytanie brzmi, czy pozwolimy, by siła zwyciężyła nad prawem? Czy pozwolimy Putinowi cofnąć czas do XIX wieku i epoki wielkich mocarstw? Czy zdołamy zebrać siły, by powstrzymać podżegaczy takich jak Putin? To wymaga naszej mobilizacji. Tak, zamierzamy walczyć o naszą wolność demokrację i dobrobyt.”

Tymi słowami kanclerz zmienił oblicze niemieckiej polityki. To nie były już tylko wyrazy solidarności z Ukrainą, widzieliśmy w tym przemówieniu świadomość, że rozpoczęła się wojna o podstawowe wartości całego demokratycznego świata.


Dziś, jak się wydaje, Niemcy zrozumiały, że w sprawach obrony nie można oglądać się wyłącznie  na Amerykę, patrząc równocześnie, jak zarobić na handlu z gangsterami. Moralność nigdy nie ma większego znaczenia w polityce, przynajmniej jak długo bandyci nie pojawiają się pod drzwiami. Kanclerz Niemiec zapowiadając zmianę polityki energetycznej w odpowiedzi na agresję Putina i radykalny wzrost nakładów na obronę powiedział więcej niż usłyszeliśmy z Paryża czy Londynu.  


A co za oceanem? Tam prawdopodobnie istnieje silniejsza niż w Europie świadomość, że Ukraina jest zaledwie wstępem. Tu i ówdzie pojawia się hasło: „It’s China stupid”. Zdając sobie sprawę z możliwości militarnej konfrontacji, ale jeszcze nie traktując jej nazbyt poważnie. Tymczasem Biały Dom, jakby nie było tu żadnego związku, uparcie dąży do umowy z Teheranem, współpracując w tym z Rosją i obiecując irańskim gangsterom góry złota.


Dla amerykańskiego społeczeństwa rosyjska napaść jest niezrozumiała, dla nas też, ale w zupełnie inny sposób. Czy gra tu tylko pamięć japońskiego uderzenia, czy znajomość realiów? Zapewne jedno i drugie. Rękawica została rzucona nie tylko Ukrainie, nie tylko Europie i nie tylko przez Putina.


Kiedy upadł Związek Radziecki pojawiły się nadzieje na nowy porządek, w którym partnerstwo i handel będą prowadziły do nieustającego wzrostu zamożności i końca wieku ideologii. Byliśmy naiwni, nowi barbarzyńcy rośli w siłę i czekali na stosowną chwilę. Ta chwila przyszła.                

         

        



4 lutego 2022r. prezydenci Chin i Rozji zapowiedzieli w Pekinie "świt nowej ery". (Zdjęcie "Sputnik Brazil")