Dzyndzyk patriotyczny i kwestie prawne


Marcin Kruk 2021-11-19


Zjechałem na stacje benzynową, żeby napić się kawy, bo czułem, że mnie zmęczenie dopada. Widać wiek robi swoje, jeszcze niedawno mogłem osiem godzin siedzieć za kółkiem, a teraz to po trzech godzinach czuję, że powinienem wyprostować nogi. Usiadłem, kawa była wstrętna, zalewana, ale przynajmniej sernik przyzwoity. Przy stoliku obok trzech panów, jedzą dania mięsne, jeden bez piwa, pewnie prowadzi, a pozostali wręcz przeciwnie. Zastanawiałem się, czy sprawdzić wiadomości w telefonie, ale i bez sprawdzania wiedziałem, co tam znajdę. Podróżni przy sąsiednim stoliku narzekają, że groszek podrożał i to o sto procent. Ten, co nie pije, słucha z ponurą miną, nie wiadomo, czy z powodu rosnącej ceny groszku, czy braku piwa. Narrator mówi, że jego sąsiad miesiąc temu kupił groszek, a on teraz musiał w tym samym punkcie zapłacić dwa razy tyle. Oni się doczekają – powiedział ten trzeci i nadal nie miałem informacji ile groszek kosztował miesiąc temu i czego się doczekają. Domyślałem się kto, ale nie miałem jasności na temat tego, jaka groźba kryła się w słowach konsumenta kotleta schabowego z ziemniaczkami i marchewką z zielonym groszkiem.

Wymiana opon też zdrożała – powiedział niepijący, a jego towarzysze zdziwili się, że już wymienił na zimowe. Powiedział, że dużo jeździ, a teraz w nocy już przymrozki, paskudna pora roku, bo człowiek nigdy nie jest pewien, co będzie za następnym zakrętem.


Sernik już zjadłem, kawy wypiłem dwa łyki i zastanawiałem się, czy pić ją dalej, czy porzucić. Ciekaw byłem kim byli mężczyźni przy sąsiednim stoliku, ale trudno było coś wywnioskować, bo ani twarze, ani język, ani ubrania nie dawały żadnych wskazówek.     


- Swoje trzeba założyć – powiedział niepijący, co wywołało sceptyczne spojrzenia jego towarzyszy.  


- Bez kapitału niczego nie zaczniesz – powiedział posiadacz kotleta, starannie odsuwając marchewkę i zjadając groszek.


- Trzeba mieć pomysł – odpowiedział niepijący mężczyzna lat około czterdziestu, który miał na talerzu trudne do zidentyfikowania danie z surówką.  


- A co, masz jakiś pomysł – zapytał ten trzeci wypijając ogromny łyk piwa.


Niepijący siedział tak, że mogłem go kątem oka obserwować, udając, że jestem zatopiony we własnych myślach, więc widziałem jak uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony, że może opowiedzieć swoją historię. Powiedział, że miał jeden, ale mu żona odradziła, bo jej zdaniem mógł być karalny. Co wywołało zrozumiałe zainteresowanie publiczności.


Jadł przez chwilę w milczeniu, a ponieważ napięcie rosło, odłożył widelec i powiedział, że chciał sprzedawać chińskie dżinsy przerabiane na odzież patriotyczną.


- I co?


- Długa historia, zaczęła się od tego, że siostrzeniec przyszedł w takiej patriotycznej koszulce z orłem jak smok wawelski, więc mówię mu, żeby raczej tego nie nosił, bo to wysyła niewłaściwy sygnał. Gówniarz wzruszył ramionami, rozmowa się skończyła, ale muszę powiedzieć, że mnie to trochę dręczyło. Co takiemu można powiedzieć, żeby do niego dotarło? Co mu nie powiesz, masz gwarancję, że cię zlekceważy.                                                           


Towarzysze pokiwali głowami ze zrozumieniem i czekali na ciąg dalszy. Narrator spojrzał pożądliwym okiem na piwo sąsiada i ciągnął dalej.


- Myślałem, że przestałem o tym myśleć, ale kiedyś dzyndzyk mi się urwał od suwaka przy rozporku. Prawie nowe spodnie i do wyrzucenia, pytam żony, czy może coś z tym zrobić, a ona mówi, że nic się nie da zrobić.  Przyglądam się temu suwakowi, myślę sobie, może zwykły spinacz biurowy sprawę załatwi. Okazało się, że nie ma jak drucika założyć, bo pękła ta ramka, na której dzyndzyk wisiał. Mam taką malutką lutownicę do precyzyjnej roboty, pomyślałem, że da się to jakoś zalutować. Dało się. Nie byłem pewien, czy to będzie trzymać, ale z tym spinaczem to nie był dobry pomysł, potrzebny był cieńszy drucik, znalazłem coś takiego przy starym breloczku, ale to nie dawało dobrego uchwytu. I wtedy miałem przebłysk geniuszu. Grosik, polski grosik, orzeł z koroną z jednej strony i jedynka na rewersie.


Przymierzyłem, nadaje się na dzyndzyk jak ulał, chowa się w rozporku, wygodny do uchwytu, ideał. Wyłonił się jednak problem. Miejsca na dziurkę nad koroną tyle co nic, milimetr. Są takie wiertła, ale kupować specjalnie to tyle co dwie pary nowych spodni. Znajomy mnie poratował. Nie mogłem mu powiedzieć, do czego mi potrzebny grosik z dziurką, więc okłamałem, że chcę mieć grosik na szczęście przy kluczykach do samochodu. Zamontowałem, działa jak złoto.


Słuchacze mieli niepewne uśmiechy na twarzach, ja pewnie też, ale nadal nie było jasne, gdzie tu pomysł na biznes, więc czekaliśmy na ciąg dalszy.  


- I tu pojawia się mój siostrzeniec – kontynuował opowieść niepijący. - Pokazuję mu z dumą mój dzyndzyk przy suwaku i wyjaśniam, że patriotyzm demonstrujemy dyskretnie i najlepiej na osobności. I wiecie co, on nie wzruszył ramionami, nie zaczął wrzeszczeć, uśmiechnął się jakoś tak, że miałem wrażenie, że myśli.  


- I co, zrozumiał coś – zapytał siedzący po prawicy.


- To się pokaże za siedem lat – stwierdził krótko narrator, wiec pomyślałem, że może jest nauczycielem, bo w naszym zawodzie tak naprawdę rezultaty widać po siedmiu latach. Tymczasem siedzący po lewicy chciał wiedzieć, co z tym pomysłem na biznes.          


- Zadowolony z reakcji Krzysia powiedziałem żonie, że będę sprzedawał chińskie spodnie z patriotycznym dzyndzykiem w rozporku. A żona na to, że to karalne i żebym lepiej nawet nikomu nie opowiadał. Sprawdzam w Internecie, nieprawda, nie ma żadnego zakazu robienia dziurek w grosiku. Ale żona przywołała artykuł 137 kodeksu karnego, z którego wynika, że noszenie godła w rozporku może być karalne. Niby mówią,  że „kto publicznie znieważa…”, ale przecież wystarczy, żeby jedna osoba zobaczyła i już sędzia może uznać sprawę za upublicznioną.


- Masz te spodnie na sobie zainteresował się nagle lewicowiec.


Narrator odpowiedział, że ma, ale dzyndzyka nie będzie upubliczniał, a siostrzeniec zgłoszenia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa i obrazę uczuć patriotycznych raczej nie napisze, ważne, żeby zapamiętał, że patriotyzm demonstrujemy dyskretnie i na osobności, nie podtykając nikomu godła pod nos.


Wypiłem mały łyk zimnej już kawy i ruszyłem w drogę. Zanim jednak zapaliłem silnik sprawdziłem w telefonie hasło „groszek, ceny”. Okazało się, że węgiel eko-groszek faktycznie zdrożał i wszyscy na to narzekają. Zastanawiałem się, jak ten węgiel jest „eko”, ale pewnie tak jak te sery, co to nie zawierają produktów GMO.  


Chyba sobie zrobię taki patriotyczny dzyndzyk, to jednak będzie człowieka ratować w wielu sytuacjach.