Łajdackie porwanie “praw człowieka” leży u samego sedna kontrowersji wokół NGO


Jonathan S. Tobin 2021-10-27

Członkowie Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (LFWP) na paradzie wojskowej w Chan Jounis w południowej Strefie Gazy podczas obchodów 47. rocznicy założenia tej grupy, 11 grudnia 2014 r. Zdjęcie: Abed Rahim Khatib/Flash90.
Członkowie Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (LFWP) na paradzie wojskowej w Chan Jounis w południowej Strefie Gazy podczas obchodów 47. rocznicy założenia tej grupy, 11 grudnia 2014 r. Zdjęcie: Abed Rahim Khatib/Flash90.

Kiedy słucha się przedstawicieli Departamentu Stanu USA i wielu w międzynarodowych grup praw człowieka, to Izrael znowu zgrzeszył. Oburzenie na decyzję ministra obrony, Benny’ego Gantza, by uznać sześć palestyńskich organizacji pozarządowych za grupy terrorystyczne, koncentruje się na oskarżeniu, że ta decyzja jest jedynie wybiegiem  rządu Izraela zmierzającym do uciszenia sprzeciwu wobec tego, co robi on na Zachodnim Brzegu.

Aczkolwiek Izraelczycy pokazują dokumenty dowodzące, że tych sześć organizacji ma ścisłe związki z Ludowym Frontem Wyzwolenia Palestyny – radykalną, lewicową grupą o długiej historii krwawego terroryzmu od lat 1970. - materiał dowodowy, jaki pokazują, jest powszechnie ignorowany. Nie jest ignorowany dlatego, że międzynarodowa społeczność, liberalne media, antysyjonistyczne organizacje, a także ci, którzy mówią o sobie, że są proizraelscy, są w stanie obalić te dowody. Jest tak raczej dlatego, że sama myśl o próbach zamknięcia grup, które podają się za reprezentantów palestyńskich więźniów w Izraelu, dzieci, kobiet i robotników rolnych, uważana jest za oburzającą.


Zagraniczni sojusznicy i apologeci tych NGO, jak również gazety takie jak “New York Times” oraz rzecznik Departamentu Stanu, Ned Price, nazywają je “organizacjami społeczeństwa obywatelskiego”. Ten język przedstawia je jako zwykłe uczciwie zarządzane grupy, których działalność zmierza do poprawy życia pokrzywdzonych przez los ludzi. I tak są traktowane przez międzynarodową sieć organizacji praw człowieka i przez gazety takie jak “New York Times”, które uważają członków tych organizacji za wiarygodne źródła informacji do artykułów nastawionych na wzmocnienie kłamstwa o Izraelu jako „państwie apartheidu”.

Wielu ludzi zaangażowanych w działalność tych grup, jest związana z grupami terrorystycznymi. Właściwie, wpływ całego wachlarza organizacji terrorystycznych i ich politycznych skrzydeł w palestyńskim społeczeństwie jest tak wszechobecny, że byłoby szokujące, gdyby większość z nich nie miała związków z którymiś z tych grup. W rzeczywistości związek z jedną z frakcji składających się na Organizację Wyzwolenia Palestyny jest niezbędnym warunkiem udziału w publicznym życiu na Zachodnim Brzegu.   


Ich celem nie jest przecież ułatwienie życia Palestyńczyków. Gdyby tak było, orędowaliby za pokojem, a nie za zniszczeniem państwa żydowskiego, co one wszystkie robią. Nie miałyby obsesji na punkcie starań o podtrzymanie walki z Izraelem zarówno w kategoriach przemocy, jak propagandy zmierzającej do delegitymizacji żydowskiego państwa. Zamiast tego budowałyby infrastrukturę palestyńskiego społeczeństwa  i próbowały wymagać nieco więcej odpowiedzialności i ograniczenia korupcji od własnego rządu. Palestyńczycy, którzy rzeczywiście chcą stworzyć społeczeństwo obywatelskie, staraliby się propagować normalizację stosunków i współpracę z Izraelem, a nie sprzeciwiać się temu i traktować tych, którzy dążą do pokoju, jak zdrajców.


Grupy obecnie uznane za związane z terroryzmem, są częścią nieustannej walki LFWP lub też ich większych rywali w społeczeństwie palestyńskim, takich jak Fatah, by pomagać terrorowi przez wspieranie tych, których uwięził Izrael, lub podobne działania. Co ważniejsze jednak, są częścią sieci międzynarodowych grup, które stanowią znacznie większe zagrożenie dla Izraela nawet niż terroryści.


Tym, czego nie rozumie także aż nazbyt wielu ludzi, którzy uważają się za przyjaciół Izraela, jest to, że cel tych grup, które twierdzą, że chodzi im o prawa człowieka, jest (przynajmniej jeśli chodzi o Bliski Wschód) zupełnie nie filantropijny. Przyzwoici Amerykanie słyszą słowa “społeczeństwo obywatelskie” i “prawa człowieka” i wyprowadzają z tego zupełnie nieuzasadnione wnioski.


Szczególnie dotyczy to organizacji takich jak Human Rights Watch i Amnesty International, których początki zakorzenione są w autentycznej trosce o walkę przeciwko autorytaryzmowi na całym świecie. Obie te organizacje dawno jednak porzuciły swoje idealistyczne zasady i stały się częścią sieci, której głównym celem w ostatnich latach jest oczernianie i delegitymizowanie jedynego państwa żydowskiego na planecie.


Nie jest też przypadkiem, że wśród najbardziej krzykliwych głosów, potępiających ujawnienie przez izraelski rząd związków tych NGO z terroryzmem, są zarówno Human Rights Watch, jak Amnesty International, które uważają wszystkie sześć z nich za swoich partnerów. HRW znalazła się latem na czołówkach gazet po opublikowaniu raportu z twierdzeniem, że dowodzi, iż Izrael jest państwem apartheidu. Był to stek mitów, wypaczeń i kłamliwych twierdzeń, niemniej był traktowany jako poważne oskarżenie przez media głównego nurtu, takiej jak „New York Times”. Choć od dawna było to widoczne, teraz HRW dołączył w pełnym wymiarze do wojny z syjonizmem i zarzucił rzeczywistą pracę na rzecz społeczeństwa obywatelskiego.

 

To, że propaganda produkowana przez te grupy ma antysemicką naturę, widać wyraźnie po ich obsesji z popieraniem grup terrorystycznych i podważaniem nie tylko prawa Izraela do samoobrony, ale po oszczerstwach i kłamstwach, jakie szerzą o naturze izraelskiego społeczeństwa, jedynej pluralistycznej demokracji w regionie. Podobnie jak każda demokracja, Izrael nie jest doskonały, ale końskie klapki na oczach społeczności praw człowieka, kiedy atakuje Izrael i ignoruje lub zbywa byle czym rzeczywiste gwałcenie praw człowieka gdzie indziej, są wiele mówiące.  


Problem nie kończy się na tych NGO, które pomagają propagować działalność palestyńskich grup. Centrum międzynarodowego porwania działań na rzecz praw człowieka, które obecnie jest marnie zamaskowaną przykrywką nienawiści do Żydów, jest Organizacja Narodów Zjednoczonych i jej Rada Praw Człowieka, które przydaje fasadę prawomocności staraniom o oszkalowanie żydowskiego państwa.  


Niestety, administracja Bidena zmieniła decyzję poprzedniej administracji i w tym roku ponownie dołączyła do Rady Praw Człowieka. Choć mówi, że będzie walczyć o zreformowanie jej, wszelkie próby zrobienia tego okazały się już dawno temu daremnym trudem. Pokazuje to tylko, że establishment polityki zagranicznej, który powrócił do Waszyngtonu, jest beznadziejnie skompromitowany przez swoją wiarę w dyplomację i wielostronne zaangażowanie jako cel sam w sobie. Robiąc to, administracja Bidena pomaga także promować wiarygodność światowego organu, który dziesięciolecia temu stał się bezpieczną przystanią dla antysemityzmu i nie wykazuje żadnych oznak zmiany.  


Częściowo jest to także związane z rosnącą popularnością wśród liberalnej elity amerykańskiej intersekcjonalności i krytycznej teorii rasy. Te toksyczne idee fałszywie nadają Izraelowi etykietki “białego przywileju” i kolonializmu, zamiast widzieć w nim rzeczywisty wyraz samostanowienia narodu żydowskiego. Leżą one u podstawy kampanii przeciwko Izraelowi, która zdobywa coraz większą popularność w społeczności międzynarodowej od czasu “antyrasistowskiej” konferencji w Durban w 2001 roku, która zamieniła się w antysemicki festiwal nienawiści.


Rada Praw Człowieka ONZ jest w centrum sieci grup, które działają wspólnie w atakach na Izrael, a HRW i Amnesty International są tam głównymi graczami. Te sześć palestyńskich NGO, związanych z LFWP, dostarczają karmy dla ich oszczerstw.  


Już dawno była pora dla tych, których rzeczywiście obchodzą prawa człowieka, by odrzucić jawne oszustwo serwowane łatwowiernym ludziom na całym świecie przez tych, którzy paradują pod tym sztandarem. Można zacząć od zwinięcia interesu NGO palestyńskiego terroryzmu. Będzie to jednak wymagać od wszystkich przyzwoitych ludzi, by traktowali HRW i Amnesty International jako oszustów, którymi są, nie zaś dawaniu wiary ich pustym słowom, że są grupami praw człowieka. Będzie także wymagało od Stanów Zjednoczonych i reszty Zachodu, by całkowicie odrzucili organizację stojącą na czele tej oszukańczej piramidy: ONZ. Do czasu, kiedy to się zdarzy, żydowskie grupy, Izrael i Stany Zjednoczone będą godzić się na najbardziej jawne wyrazy antysemityzmu na ziemi, zamiast przeciwstawiać się im.   


The ‘human-rights’ scam at the heart of the NGO controversy

JNS. Org, 25 października 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.