Polityka zagraniczna Bidena jest nie do utrzymania


Mitchell Bard 2021-09-01

Prezydent Biden uprzejmie prosi tych panów, żeby skrupulatnie przestrzegali praw człowieka.
Prezydent Biden uprzejmie prosi tych panów, żeby skrupulatnie przestrzegali praw człowieka.

Prezydent zobowiązał się, że postawi walkę o demokrację i prawa człowieka na pierwszym miejscu. To piękna idea, ale pełna hipokryzji i zagrażająca interesom narodowym Ameryki.


Wszystkie oczy są dziś skierowane są na Afganistan, ale to tylko fragment  katastrofalnej polityki zagranicznej prezydenta Bidena. Podobnie jak Jimmy Carter, którego tragiczne błędy powinny stanowić przestrogę, Biden zobowiązał się uczynić walkę o demokrację i prawa człowieka centralnym punktem swojej polityki zagranicznej. To piękna idea, ale jednocześnie obłudna i autodestrukcyjna, co się ujawniło natychmiast i z całą mocą.


„Washington Post” zwrócił uwagę na fakt, że Biden zaczął od absurdalnej obietnicy uczynienia saudyjskiego księcia Mohammada bin Salmana „pariasem”. W tym samym czasie ta gazeta apelowała do Bidena, aby wstrzymał pomoc dla Egiptu, jeśli jego przywódca nie złagodzi represji wobec swoich przeciwników.

 

„Washington Post” ma wystarczającą liczbę pracowników udających ekspertów od Bliskiego Wschodu, aby znać praktykowaną od dziesięcioleci zasadę Departamentu Stanu, zgodnie z którą Bliski Wschód jest „wyjątkiem w polityce oczekiwania demokracji”. Stany Zjednoczone promują wolność i demokrację wszędzie z wyjątkiem państw arabskich/muzułmańskich, ponieważ nasze wartości są niezgodne z ich wartościami, a nasz interes w utrzymaniu prozachodnich autokratów u władzy jest znacznie ważniejszy niż ich nadużycia.

 

W przypadku Afganistanu Biden był skłonny oddać kraj grupie najbardziej haniebnych gwałcicieli praw człowieka. Stwierdzenie Bidena, iż „to, że talibowie wezmą wszystko i przejmą cały kraj w posiadanie, jest wysoce nieprawdopodobne” przejdzie do historii naiwnych przekonań, podobnie jak pomysły jego mentora Baracka Obamy, że Iran złagodzi swoje zachowanie, jeśli dostanie miliardy dolarów; obiecał również nie atakować ich i przymykać oczy na ich dążenie do wejścia w posiadania broni nuklearnej i program budowy rakiet balistycznych, jak również na sponsorowany przez Iran terroryzm i ataki na Amerykę i jej sojuszników.


Tony Blair zwięźle stwierdził, że decyzja Bidena o wycofaniu się z Afganistanu została podjęta zgodnie z „idiotyczną ideą o zakończeniu wiecznych wojen”. Równie idiotyczne było przekonanie, że talibowie nie zdołają natychmiast opanować kraju. Jeśli prawdą jest, jak Biden zapewniał, że polegał na informacjach amerykańskich agencji wywiadowczych (agencji, które teraz puszczają przecieki do prasy, że od samego początku wiedziały, że talibowie przejmą kraj), to po raz kolejny mamy dowód niekompetencji i braku zrozumieniu Bliskiego Wschodu.

 

Pomijając bezpośredni wpływ na masowe gwałcenie praw człowieka w Afganistanie, najpoważniejszym skutkiem decyzji Bidena było wzmocnienie radykalnego islamskiego przesłania, że czas jest po ich stronie, że Zachód jest słaby i że Ameryka porzuci swoich sojuszników. Jednym pociągnięciem pióra Biden wzmocnił wiarę każdego dżihadysty od członków Hamasu przez Hezbollah, ISIS po Al-Kaidę.


W całym regionie widać, jaką farsą jest jego polityka zagraniczna w sprawie praw człowieka. Biden był podobno gotów zrezygnować z amerykańskich sankcji, aby przekonać Iran do zgody na powrót do katastrofalnej umowy nuklearnej Obamy (nawet jeśli Iran nadal bezkarnie ją lekceważy). To była pełna kapitulacja przed potwornym reżimem Chameneiego. Teraz Biden  próbuje usprawiedliwić negocjacje z nowym prezydentem Iranu, Ebrahimem Raisi (znanym jako „Rzeźnik Teheranu”), człowiekiem, na którego Stany Zjednoczone wcześniej nałożyły sankcje za łamanie praw człowieka. Raisi jest katem wykonującym polecenia najwyższego przywódcy Iranu, który wielokrotnie mówił otwarcie, że Iran nie zmieni swojego wrogiego zachowania, nie porzuci pogoni za bombą atomową, nie zaprzestanie sponsorowania terroru, ani nie zatrzyma programu rozwoju rakiet balistycznych.


Wzmacniając to bankructwo swojej polityki zagranicznej na rzecz praw człowieka, Biden chce wznowić pomoc dla Autonomii Palestyńskiej i jej przywódcy Mahmuda Abbasa. Jest to reżim, który odmawia przeprowadzaniu wyborów, torturuje i morduje swoich krytyków, sprzeciwia się pokojowi z Izraelem i jest tak skorumpowany, że przytłaczająca większość Palestyńczyków chce, aby Abbas zrezygnował. Biden, słuchając geniuszy z Departamentu Stanu, którzy pomogli mu zgotować afgańską klęskę, chce teraz, aby amerykańscy podatnicy finansowali palestyńskich terrorystów, islamistów, oszustów i ich pomocników z ONZ. Najwyraźniej troska Bidena o prawa człowieka nie rozciąga się na ludność palestyńską prześladowaną przez ich przywódców.


Renegaci Partii Demokratycznej, tacy jak antysemiccy reprezentanci Ilhan Omar (D-Minn.) i Rashida Tlaib (D-Mich.) oraz inni „propalestyńscy” krzyżowcy, którzy milczą, jeśli chodzi o palestyńskie naruszenia praw człowieka, obłudnie starają się ograniczyć pomoc i wzmocnić naciski na Izrael — jedyną demokrację na Bliskim Wschodzie i jedyny kraj, który podziela zachodnie wartości i interesy.


Media nie przestają wracać do tego, że bin Salman zlecił zabicie dziennikarza. Jednak jakby to nie była ohydna zbrodnia, nie będzie determinować polityki USA wobec Arabii Saudyjskiej, polityki, która jest oparta ma trwającej od siedemdziesięciu lat tradycji ignorowania naruszeń praw człowieka przez rządy tego kraju. Teraz, kiedy wydawało się, że Stany Zjednoczone osiągnęły energetyczną niezależność i nie muszą już dłużej kłaniać się Saudyjczykom (nigdy nie musiały, ale nigdy nie przekonasz o tym Arabistów), Biden postanowił osłabić amerykański przemysł naftowy w ramach walki z globalnym ociepleniem, żeby równocześnie błagać Saudyjczyków o zwiększenie wydobycia trującej ropy i utrzymać niskie ceny paliwa, bo ich wzrost może spowodować ekonomiczne kłopoty, co może źle wpływać na wyborców. 

 

„Washington Post” może sobie pozwolić na pontyfikalne pouczanie o prawach człowieka; redakcja nie potrzebuje pomocy Egiptu, by walczyć z ISIS na Synaju, kontrolować Hamas w Gazie i wspierać interesy USA w regionie. Jednak Biden potrzebuje egipskiego przywódcy; nie powinno więc dziwić, że zignoruje radę żurnalistów, by uzależnić pomoc, której Egipt rozpaczliwie potrzebuje, i zadowolić idealistów z redakcji tej czy innej gazety. Jako wiceprezydent Biden widział, jak Obama był skłonny zaakceptować terrorystów z Bractwa Muzułmańskiego jako przywódców Egiptu, ponieważ uważał ich za lepszych od okropnego Hosni Mubaraka, ignorując fakt, że stanowili znacznie większe zagrożenie tak dla praw człowieka w Egipcie, jak i dla interesów USA.

 

Stany Zjednoczone z pewnością mają obowiązek wypowiadania się przeciwko łamaniu praw człowieka i działania na rzecz zapobiegania ludobójstwom. Prowadzenie polityki zagranicznej jest jednak bardziej złożone, aby uzależniać wszystko od przestrzegania praw człowieka, które, jak pokazują powyższe przykłady, jest nie do utrzymania, niezależnie od tego, jak głośno Biden i jego klakierzy deklarują swoją wierność ideałom.


Jak napisał Allister Heath w „The Telegraph”, Biden reprezentuje tych, którzy są: „Zaślepieni uproszczonym uniwersalizmem, nie rozumieją już religii, plemienności, historii, różnic narodowych ani tego, dlaczego kraje chcą się same rządzić”.


Jednym z wyników jest Kabul 2021. Najgorsze może dopiero nadejść.


Biden’s untenable foreign policy

JNS.Org, 25 sierpnia 2021

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski



Mitchell Geoffrey Bard

Amerykański analityk polityki zagranicznej, redaktor i autor, który specjalizuje się w polityce USA – Bliski Wschód. Jest dyrektorem wykonawczym organizacji non-profit American-Israeli Cooperative Enterprise i dyrektorem Jewish Virtual Library.