W oparach ateizmu z czasu przeszłego


Andrzej Koraszewski 2021-08-19


Stanisław Pisarek, za podszeptem profesora Stanisława Obirka, postanowił przypomnieć postać ateisty, który urodził się w Polsce, czyli nigdzie, jako, że urodził się w roku 1845, kiedy to żadnej Polski na mapie nie było. Jan Niecisław Baudouin był przede wszystkim znakomitym językoznawcą, wykładał na uniwersytetach rosyjskich i zachodnich, swojego ateizmu nie ukrywał, przeciwnie, pisał o nim często i bez owijania niczego w bawełnę. W Rosji uchodziło mu to na sucho, bo porzucił katolicyzm, a nie prawosławie, a tam karano surowo tylko porzucenie cerkiewnego Boga. W Krakowie dla odmiany, rzecz ciekawa, bo krakowska śmietanka towarzyska bardziej mu za złe miała zwyczajną fiskalną uczciwość niż ateizm. Zaczyna się ten wybór pism ateisty z przełomu XIX i XX wieku od sprawy na pozór dziwnej, czyli od jego protestu przeciw powszechnemu w Krakowie obyczajowi podawania fałszywej informacji o wysokości czynszu. Naruszył profesor Baudouin dobre krakowskie obyczaje okłamywania władz, co pociągnęło za sobą towarzyski ostracyzm i naciski na pozbycie się uczonego z krakowskiej uczelni.

Co ma wspólnego uczciwość w sprawach podatkowych z ateizmem? Można powiedzieć, że mało, jako że ateizm, jak go rozumiał ten autor, to zaledwie stwierdzenie, że w żaden sposób nie da się powiedzieć, czy jakieś bóstwo lub bóstwa istnieją, aczkolwiek jest to wysoce wątpliwe, a na hipotezie, że istnieją jakieś bóstwa zbudowano religie, które pięknem nie grzeszą. Dalej zatem zaczyna się krytyka religii za jej niezliczone grzechy i grzeszki.


Trudno powiedzieć, który z tych grzechów dzierży palmę pierwszeństwa? Żądza władzy i chciwość kleru, nieuctwo i głupota księży, czy może obłuda wpajana społeczeństwu od kołyski? O tej ostatniej Baudouin pisał:

„… ten kler wszechwładny, rządzący ziemią i niebem uprawia otwarcie obłudę  […] Na podobieństwo własne zaleca obłudę swoim owieczkom i barankom. Byle nie występować otwarcie, byle nie manifestować, byle udawać pobożność, a w razie potrzeby uczestniczyć w uroczystych urzędowych obchodach i nabożeństwach; a poza tym można sobie wierzyć lub nie wierzyć. Na praktykowanie obłudy skazuje już dzieci szkolne, sekundowany usłużnie przez panów ministrów i władze szkolne.”

Nieustannie zgłasza kler pretensje do wszechwiedzy i wszechwładzy. Księża pouczają o wszystkim, nie mając wiedzy o niczym. Wyrokują o wszystkim udając, że mają wiedzę we wszystkich specjalnościach. Ksiądz nakazuje nie tylko parafianom, ale samemu Bogu, rozkazując mu wcielić się w opłatek i wino. Każdy z nich, z powodu święceń jest wielkim autorytetem, nawet kiedy ich uczynki pachną kryminałem, a głupota woła o pomstę do nieba. Wśród rozlicznych przykładów głupoty księży ucieszył mnie niesłychanie polski ksiądz katolicki, który miał parafię w Kazaniu, a walcząc zaciekle z teorią ewolucji pytał wiernych wskazując na postać Jezusa na krzyżu: „Czy to jest ukrzyżowana małpa?”. Parafianie mieli dość jego nieprawdopodobnych popisów (połączonych z finansowymi nadużyciami) i prosili władze o jego usunięcie. Rosjanie jednak odmówili, podobno argumentując, że przecież głupszego katolickiego księdza nigdzie nie znajdą.


Cała koncepcja bożej sprawiedliwości nie daje się w żaden sposób pogodzić ze zwyczajną przyzwoitością. Poczynając od koncepcji grzechu pierworodnego, kalającego cały ród ludzki, aż do skazywania nieochrzczonych niemowląt na wieczne potępienie, wszystko to jest nonsensem urągającym zdrowemu rozsądkowi normalnego człowieka. Nie dość, że każemy stworzonemu na nasz obraz Bogu mieć wszystkie przywary okrutnych tyranów, to jeszcze nazywamy takiego Boga Miłosiernym. Taki bóg jest czczony za to, że jest bogiem zemsty.


Baudouin pisze o absurdalnym „umężczyźnieniu” religii, o zapełnieniu Olimpu mężczyznami udającymi zastępców Pana Boga i zawsze spychającymi kobiety do podrzędnych ról. To znów przeniesienie do Królestwo Bożego naszych obyczajów i to tych najgorszych.


Nie sama religia jest zagrożeniem moralności. Protestuje Baudouin przeciw szkole obowiązkowej, która jest krzewicielką zdziczenia.

 „… dzięki pewnym metodom wychowawczym, pedagogicznym i dydaktycznym możemy uważać szkołę za krzewicielkę zdziczenia. Taka musi być szkoła z rózgą, z biciem po twarzy, z biciem linijką po rękach, z systemem straszenia, podglądania, donosicielstwa itd. Taka musi być szkoła, która z pomocą odpowiednio spreparowanych podręczników ‘religii’, historii, geografii, literatury, gramatyki itd. podtrzymuje i rozwija z jednej strony pomieszanie pojęć i chaotyczność myślenia, z drugiej zaś nastrój krwiożerczy i żądny ofiar ludzkich, w związku z nienawiścią międzynarodową, międzyplemienną, międzywyznaniową i międzystanową.”

Tu mamy obraz szkoły w okresie rozbiorów, niebawem przyjdzie wojna i wymarzona niepodległość. W tę niepodległość weszliśmy po tamtych szkołach i po edukacji przez ogłupiających społeczeństwo księży. Efektem była niezdolność zagospodarowania tej wolności, nietolerancja polityczna i nietolerancja religijna.  

„Najjaśniejszy naród polski, a dokładniej katolicko-polski, tj. pewne stado istot dwunogich a bezskrzydłych, o swoistym zabarwieniu, jako pan i władca ziemi polskiej i państwa polskiego raczy najmiłościwiej znosić obok siebie innych, to jest inaczej nazwane narodowości i wyznania, nie tępiąc ich, nie wypędzając, z tym jednak zastrzeżeniem, że pewne godności w państwie są dostępne tylko katolikowi, a inne (na przykład stopnie oficerskie, tylko osobnikowi należącemu do narodowości polskiej.”

Myśl narodowa wciskana ludziom w kościele, w szkole, na uroczystościach samorządowych i państwowych kwitła i znajdowała wdzięcznych odbiorców. Pogarda, której doświadczaliśmy pod butem zaborców, teraz mogła być nasza, wolna i niczym nie skrępowana, wobec Ukraińców, Litwinów, Białorusinów, Rosjan i Niemców. Spośród tych wszystkich obcych, arcyobcym był Żyd. Na dwa lata przed śmiercią, w roku 1927, Baudouin pisze artykuł o wydawnictwie ojców Paulinów z Wadowic (tych samych ojców Paulinów, którzy dziś z taką radością witają narodowców na Jasnej Górze). Znajdujący się pod opieką kurii biskupiej zakon wydał Kalendarz Królowej Apostołów. Artykuły pomieszczone w tym  kalendarzu były, jak pisze Baudouin, pełne nieuctwa, umyślnego fałszowania historii, ale  przede wszystkim podżegające do nienawiści, a dokładniej wzywające do mordów. Autor obszernie cytuje pobożnych ojców Paulinów z Wadowic:

„Rozrzuceni po całym globie , a jednak ściśle ze sobą złączeni Żydzi – to istoty podstępne, niebezpieczne i wrogo usposobione do reszty ludzi. Nie wolno patrzeć obojętnie, gdy podnoszą oni łeb do góry, lecz natychmiast wybijać ich tak, jak wybija się jadowite żmije. W przeciwnym razie kąsać będą – a ukąszenie żydowskie jest śmiertelne.” (s. 105 Kalendarza Królowej Apostołów)


„ Nie rozumiem, czemu dotąd nie wytępiono doszczętnie tych jadowitych wężów. Wszak zabija się jadowite zwierzęta, pożerające ludzi. A kimże jest Żyd, jak nie ludożercą.” (ibidem)

Po dwóch stronach takich cytatów autor pisze, że to tylko kilka kwiatków uszczkniętych z ogródka wielebnych ojców czy też braciszków występujących w imieniu Jezusa i jego matki „królowej apostołów”. Baudouin zwraca uwagę, że kodeks karny przewiduje kary dla trucicieli, chyba, że jest to trucizna duchowa, wtedy ma wsparcie ze strony państwa.


Ta książka pozwala zanurzyć się w czasie przeszłym nie całkiem dokonanym. Czytając ją, co krok mamy wrażenie, że opisywane przez autora potwory żyją i mają się dobrze. Czy tylko te w koloratkach i te z politycznych pisosalonów? A skąd. Czytając o sporach między wolnomyślicielami sprzed stu lat mamy dziwne wrażenie swojskości:

„Podobno ‘wolnomyśliciele’ dziwnego autoramentu swoją zaciekła antypatią darzą mnie osobiście. Oskarżają mnie bowiem o to, że ‘odgradzam się od mas’, że nie uznaje ‘walki klas’ , że ‘przeciwstawiam się ruchowi wyzwoleńczemu klasy pracującej’, że jako ‘wróg proletariatu’ pielęgnuję w duszy ‘ideały burżuazyjno-kapitalistyczne’.”

Ateistów, bezwyznaniowców, wolnomyślicieli jest dziś tysiące razy więcej niż było sto lat temu, co nie oznacza, że osiągnęliśmy znaczący postęp, czas przeszły jest obecny w czasie teraźniejszym, dostarczając nam nie tylko Kaczyńskich, Czarnków i innych Rydzyków, ale  również myśl wolną, ale nie zawsze zborną. 


Tak czy inaczej słusznie zrobił profesor Obirek namawiając wydawcę na przypomnienie ciekawego autora, o którym wiedziałem, że był, ale którego pism nie czytałem. Zanurzenie w czasie przeszłym jest dobrym przerywnikiem codziennej gazetowej strawy, a i swego rodzaju komentarzem do dnia dzisiejszego.

 

*Mój stosunek do kościoła i inne pisma – Jan Niecisław Ignacy Baudouin de Courtenay, Wydawnictwo Stapis, Katowice 2021, s.295.

Książkę można nabyć w sklepie internetowym wydawnictwa, niebawem dotrze do innych księgarń.