Chuć w narodzie, czerep nadal rubaszny, dusza anielska trzepocze sztucznymi rzęsami


Marcin Kruk 2021-04-20


Cisnormatywny biskup pomocniczy czuje się czasem nieswojo wśród hierarchów, bo taki inny. Twierdzenie, że mniejszość nie ma przyszłości, może być przesadzone, ale przywilej większości może wpędzać w kompleksy. Słudzy Pana w korcu się dobierają, jeżeli korcem to można nazwać. Tak czy inaczej, pierwsi odpadają klerycy, dochodząc do wniosku, że nie ten gender i nie ten trans. Świeżo namaszczony zostaje wikarym i wiele zależy od tego, gdzie wyląduje i jak mu się ułoży. Szef, czyli proboszcz, bywa czasem wystarczająco wredny, żeby stracić zapał, czasem niespodziewana ciąża kochanki może pokrzyżować plany teatralnej kariery, czasem do buntu prowadzi nagłe odkrycie mrocznych kart zaszczytnej służby Panu, a bywa jeszcze gorzej. Lekko nie jest bo seminarium żadnego rzemiosła nie uczy i człowiek potem nie wie, o co ma ręce zahaczyć. Nikt nie jest w pełni samowładnym kowalem swojego losu, szczególnie w kościelnym samodzierżawiu. (Ostatni krewny w sutannie zmarł jeszcze przed wojną, więc to tylko ciekawe pole obserwacji.) 


Uciec przed przeznaczeniem niby nie można, ale próbować warto. Alternatywna historia jest jak Bóg, istnieje tylko w naszej wyobraźni, ale wyobraźnia to potęga, a intelektualna masturbacja bywa zgubnym nałogiem. Trzepiesz konia wyobraźni bez opamiętania, a  potem grób i oczy otworzone w grobie. Czerep rubaszny jest w tym wszystkim kluczowy. Uściślić by go jakoś, doprecyzować, bo niby intuicyjnie wszyscy wiedzą, czują o co chodzi, a jednak nie wszystko jest jasne. Dlaczego rubaszny? Bo rym do straszny? Nie można wykluczyć, poeci tak mają. Rubaszny – wesoły, ale i prostacki. „Rubaszny z duszą anielską poszukuje partnerki”. Ale dlaczego zaraz czerep? Czerep, czaszka, raczej rozbita, martwa, pozostałość po życiu, które już minęło. „Wesoły nieboszczyk z duszą anielską poszukuje partnerki. Tylko poważne propozycje.” Tymczasem miecz zemsty straszny i nikt nie wie jak go odbić. Wisi nad głową, rąbie cielsko i powoduje różne niedogodności. A człowiek chciałby po klęsce wrócić na białym koniu, piękny i bez tej hieny na sobie.


Mieliśmy oprzeć to wszystko na duchu pionierskim i przedsiębiorczości. Ducha nie dowieźli, smutek czoło zdobi. Przerabianie zjadaczy chleba w anioły, Pańska 7, wejście w bramie po lewej. 


Ksiądz Marek wiecznie żywy, dziś nawet bardziej. Pamięć jak kalejdoskop. Kolorowe okruchy szkła, kilka lusterek i iluzja gotowa, poruszysz, to się zmieni i zachwyci od nowa. Sąsiad konfederat. Pytam go, czy barski, ale nie kojarzy, chociaż w barze bywa i owszem. Księdza Tadeusza szanuje, o księdzu Marku nie słyszał, więc nic nie mówię, żeby nie mącić. A sąsiad rodzic, więc żona jego jest rodzica, nie tyle bogu, co Bóg wie czemu. Rodzica ma pretensje, że zbyt dużo od potomka oczekuję. Wyjaśniam, że syn ma ogromne zdolności (nie dodaję jednak, że ich nie ujawnia) i że trzeba go zachęcać, żeby ich nie zmarnował. Rodzic urósł, ale rodzica nie dawała za wygraną i zaczęła agresywnie dopytywać, jakie zdolności. Przypomniałem sobie, że miał dobry stopień z religii, bo na nią czasem chodził. Wspomniałem o tym, dodając, że przecież on sam jeszcze nie wie, jaką przyszłość sobie wybierze, więc trzeba go zachęcać, żeby miał drzwi otywarte. Czułem, że dusza anielska daje mi logistyczne wsparcie w trudnej sytuacji, ale chyba niesłusznie podpowiedziała mi, że może pociecha będzie księdzem, co rodzica wyraźnie zdumiało, ale ona, czyli ta rodzica, rozpromieniła się. Pożegnałem się mówiąc, że idę na grób Agamemona.                        


Poszedłem słoneczną drogą, paw i papuga harcowały w rowie, dusza anielska skrzeczała niemile i miałem dziwne poczucie zdumienia mocą niemocy. Wiem, wszystkim się zdawało, że ducha przedsiębiorczości i pionierskiego uporu wreszcie dowiozą, ale pociąg odjechał i na peronie tylko chuć została.