Brytyjski dyplomata, który uratował ponad 40 tysięcy Żydów


John Bull 2021-04-13

To jest Robert Smallbones, urzędnik służby cywilnej i dyplomata, i jego żona, Inga. Między listopadem 1938 roku a wybuchem II wojny światowej pomogli PONAD CZTERDZIESTU TYSIĄCOM Żydów uciec przed nazistami i dostać się do Wielkiej Brytanii.
To jest Robert Smallbones, urzędnik służby cywilnej i dyplomata, i jego żona, Inga. Między listopadem 1938 roku a wybuchem II wojny światowej pomogli PONAD CZTERDZIESTU TYSIĄCOM Żydów uciec przed nazistami i dostać się do Wielkiej Brytanii.

Robert Smallbones był dzieckiem austriackich rodziców, którzy emigrowali do Wielkiej Brytanii przed jego urodzeniem. Studiował na uniwersytecie w Oxfordzie, a potem zaczął pracę w ministerstwie spraw zagranicznych. Tam zyskał renomę kompetentnego dyplomaty i ogólnie przyjaznego człowieka.


W 1932 roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych wysłało go do Monachium. Zajmował potem różne stanowiska w Niemczech, a w 1938 roku został brytyjskim konsulem generalnym w Frankfurcie. 
Przez cały ten czas Smallbones i jego rodzina byli świadkami narastającego koszmaru nazistowskiego. Nieustannie pisał ostrzeżenia przed tym do ministerstwa.


Smallbones nie był jedynym człowiekiem w frankfurckim konsulacie, przerażonym tym, co się działo. Jego córka kiedyś obiła pejczem oficera gestapo chcąc przeszkodzić mu w zabraniu Żyda z ulicy. Już w 1938 roku personel konsulatu po cichu oferował schronienie wielu Żydom.   


A potem był 9 listopada: Kristallnacht.
Kiedy koszmar i morderstwa szalały w Frankfurcie, zrozpaczeni Żydzi ruszyli do brytyjskiego konsulatu błagając o pomoc.
Ale Roberta tam nie było. Był w Anglii.  
Były tam jednak kobiety z rodziny Smallbones.
I działały.


Córka i żona Roberta rozkazały, by otwarto bramy brytyjskiego konsulatu dla wszystkich. Przez całą Kristallnacht, ku wściekłości i protestom władz niemieckich, konsulat w Frankfurcie był małą, nietykalną przystanią dla żydowskiej społeczności Frankfurtu.


Robert, przebywał nadal w Anglii, dowiedział się o tym następnego dnia, kiedy udało im się z nim skontaktować.
Ci ludzie potrzebują POMOCY, powiedziały. Do diabła z narodowością. Nie wyślemy ich z powrotem na zewnątrz. Musimy wydostać ich z tego kraju.  
Robert zgadza się. Myśli. Działa.


Ministerstwo Spraw Wewnętrznych jest odpowiedzialne za imigrację. Więc Robert powołuje się na dawniej wyświadczone przysługi i na swoje stanowisko. Spotyka się z wysokimi urzędnikami w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.
Co z tym zrobimy?! – żąda odpowiedzi.
"Och, to okropne, zgoda – brzmi odpowiedź. – Ale nie możemy wpuścić mnóstwa cudzoziemców”.


Cały ŚWIAT robił to od dojścia Hitlera do władzy. Pomaganie Żydom było zawsze problemem kogoś innego.  
Ale Robert myślał. Miał plan na pozwolenie Ministerstwu Spraw Wewnętrznych na UDAWANIE, że to nadal jest problem kogoś innego przy równoczesnym działaniu:
Plan Smallbonesa.


Chodziło o to, że nikt nie chciał dawać Żydom stałych wiz imigracyjnych.
Nie musimy tego robić, mówi Robert. Możemy wykorzystać fakt, że Amerykanie są bardziej przebiegli w blokowaniu żydowskiej imigracji:
Dają im wizy, ale pozwalają na imigrację tylko drobnej części.


Robert proponuje, by Ministerstwo Spraw Wewnętrznych pozwoliło każdemu, kto ma WAŻNĄ WIZĘ USA na "poczekanie" w Wielkiej Brytanii aż przyjdzie ich „kolej” wjazdu do USA. Proponował by dawano TYMCZASOWĄ wizę do Wielkiej Brytanii, która traci ważność, kiedy wyjeżdżają do Ameryki.
Wezwano Ministra Spraw Wewnętrznych, wicehrabiego Hoare.


Hoare jest wstrząśnięty tym, co dzieje się w Niemczech, ale antysemityzm i antyimigranckie nastroje brytyjskiego społeczeństwa i parlamentu ograniczają jego działania. Już próbuje przepchnąć przez parlament plan Kinder Transport.
Entuzjastycznie przyjmuje plan Roberta:
Róbcie to. Ale PO CICHU.


Robert dzwoni do Otto Schiffa z Jewish Relief Agency. Przy lunchu w Savoyu gorączkowo szkicują plan, zgodnie z poleceniem Hoarego, by zrobić to w taki sposób, który nie wymaga przedstawienia go w parlamencie.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Hoare podpisują to tego samego wieczoru.  


Następnego dnia błyskawiczna depesza idzie do wszystkich konsulatów brytyjskich w Niemczech:
Możecie przyznawać tymczasowe wizy ludziom znajdującym się na liście oczekujących na wjazd do USA. ALE (zastrzeżenia):
1) KAŻDA wiza musi być OSOBIŚCIE podpisana przez właściwego Konsula.
2) Nie jest to rozkaz, a tylko naświetlenie, że możecie to robić.


Zastrzeżenia były po to, by nie zaalarmować parlamentu ani niemieckich władz:
"Nie niepokójcie się, to jest tylko drobna sprawa a nie masowa akcja”.
Nie docenili jednak energii ludzi takich jak Robert Smallbones.


Smallbones wrócił do Frankfurtu i natychmiast rozpoczął działanie. Od razu poinformował przywódców żydowskiej społeczności o istnieniu planu. I, co ważne, pozwolił  starać się o wizę RODZINOM w imieniu ich członka, porwanego przez gestapo i osadzonego w obozie.


Następnie szedł do GESTAPO i informował ich, że zaaprobowanie wizy umieszcza daną osobę pod brytyjską ochroną i że oczekuje od nich NATYCHMIASTOWEGO zwolnienia takiego więźnia.
To było kłamstwo i duże ryzyko. Ale zadziałało. Od tego czasu Niemcy wściekali się, ale zwalniali ludzi. 


Robert zamienił cały konsulat w Frankfurcie w maszynę do wykonania jednego zadania: wydostania Żydów z Niemiec do w Wielkiej Brytanii. Pozostawało jednak wąskie gardło:
Konsul (Robert) musiał podpisywać WSZYSTKO, a często gestapo zwalniało ludzi tylko w wyniku jego osobistej wizyty.


Przez kolejne 9 miesięcy Robert pracował po 18 godzin dziennie, podpisując dokumenty, spierając się z gestapo, pomagając zrozpaczonym ludziom. Nie mógł przestać. Później wyznał, że kiedykolwiek próbował spać, nie mógł:


"Po dwóch godzinach snu sumienie mi dokuczało. Było to okropne uczucie, że są ludzie w obozie koncentracyjnym, których mógłbym wydostać, ale leżę wygodnie w łóżku… Wracałem do biurka i zostawałem tam..."


Każda chwila była kolejnym życie, które mógł uratować. W innych miejscach także używano Planu Smallbonesa.
Frank Foley, urzędnik zajmujący się paszportami w Berlinie (wart własnego wątku) także go używał. Informacja rozeszła się:
Nie możesz się wydostać? Jedź do Frankfurtu. Ich to obchodzi. Oni pomogą.


Jedna z ocalonych:
"Mój mąż był w obozie koncentracyjnym. I choć próbowałam go wydostać, było zbyt groźne nawet próbowanie. Wreszcie poszłam do brytyjskiego konsula, żeby zobaczyć, czy mogą mi pomóc. I pierwszą rzeczą, o jaką mnie zapytali, było: ‘Czy pani cokolwiek dziś jadła?’  


Oczywiście, nie jadłam. Byłam zbyt niespokojna, by myśleć o jedzeniu. I zanim zrobili cokolwiek, dali mi kawę i kanapki, jak gdybym była gościem. Wtedy rozpłakałam się”.


Powieściopisarka Ida Cook także spotkała go podczas własnej, rozpaczliwej pracy ratowania życia ludzkiego. Przekazuje nam jedno z nielicznych sprawozdań z pierwszej ręki, jakie mamy o Robercie.
Pomagał jej także w wydostawaniu ludzi. Nie sądzę, by wiedziała, że plan, którego używała, był wymyślony przez niego.


Rozpaczliwa praca trwała. Smallbones spędzał cały swój czas na podpisywaniu wiz, na kłótniach z gestapo, na ratowaniu życia. Miał załamanie, bo nie dotarł na czas do jednej z ofiar w obozie koncentracyjnym. Zmusił się, by kontynuować.
Aż do wybuchu wojny.


Po powrocie do Wielkiej Brytanii załamany i wyczerpany Robert poszedł do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ile wiz udało nam się przyznać?
Twój plan uratował CZTERDZIEŚCI OSIEM TYSIĘCY Żydów, powiedziano mu. I pięćdziesiąt dalszych tysięcy było w trakcie załatwiania, kiedy wybuchła wojna.  
Po czym kazano mu przysiąc, że zachowa to w tajemnicy.


Ministerstwo Spraw Wewnętrznych czuło teraz, że ma problem. Plan Smallbonesa uratował dziesiątki tysięcy ludzi.  
Ludzi, którzy byli Żydami i cudzoziemcami.
I, no cóż, okropnie nam przykro, ale czy możesz WYOBRAZIĆ SOBIE, co byłoby, gdyby społeczeństwo lub parlament dowiedzieli się, że wpuściliśmy tych wszystkich ludzi?!


I pewnie dlatego nigdy nie słyszeliście o Robercie Smallbones.
Ponieważ dopiero w 2008 roku brytyjski rząd i Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnie przyznali, co zrobił i jak działał jego plan.


Ponieważ, tak samo jak Ida Cook, Nicholas Winton, Ho Feng-Shan, Raoul Wallenberg i tak wielu innych, zwykłych ludzi, którzy dokonali nadzwyczajnych rzeczy, nigdy nie mógł zapomnieć twarzy ludzi, których NIE udało mu się uratować.


Jak na ironię naziści z pewnością uznali to, co osiągnął Robert Smallbones. Zarobił tym sobie na miejsce w niesławnej “Czarnej Księdze” ludzi, których gestapo miało aresztować natychmiast po inwazji na Wielką Brytanię.


Robert zmarł jednak w 1976 roku, na długo przed jakimkolwiek oficjalnym uznaniem jego pracy przez Wielką Brytanię. Pragnąłbym, żeby – tak jak Winton – przynajmniej mógł zobaczyć, jaki wpływ jego wysiłki miały na życie tysięcy ludzi. Nigdy tego nie zobaczył.
Mam nadzieję, że jego rodzina jest z niego dumna, a jego historia zasługuje na to, by ją szerzej znano.


Nota od Autora:

Anyway. As usual, you can tip me a coffee if you like, but don't feel you have to! ko-fi.com/garius

 

A British diplomat who saved some 40,000 Jews (@garius)

Elder of Ziyon, 11 kwietnia 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Polskie tłumaczenie za publikacją  EOZ, który poprzedził ten tekst następującym zdaniem: „Publikujemy za niezwykłym wątkiem na Twitterze o bohaterze, o którym nigdy nie słyszałem autorstwa Johna Bulla. Elder of Ziyon”.


John Bull

Brytyjski historyk, dziennikarz i satyryk. (https://twitter.com/garius)