Lękliwe cenzurowanie Dantego i wyznania Adama Michnika


Andrzej Koraszewski 2021-04-05

Portret Dantego pędzla Botticellego (Wikipedia)

Portret Dantego pędzla Botticellego (Wikipedia)



Podczaś święta Wielkiejnocy próbowałem wyłuskać Mahometa z piekła. Za jakie grzechy miałby Prorok siedzieć w chrześcijańskim piekle razem z jakimś papieżem? Ostatecznie to piekło jest chrześcijańskie, to chrześcijański start-up, muzułmanie mają własne, nazywa się Jahannam i wygląda na plagiat, ale kto to może wiedzieć? Do chrześciańskiego piekła Mahometa wpakował Dante, znalazł się tam w VIII kręgu wraz z papieżem Mikołajem III. Z jakiej racji? Kto poecie pozwolił? Czy zdawał sobie sprawę z tego co robi? Czy wiedział, że może narazić potomnych na poważne przykrości? Nic dziwnego, że współczesna tlumaczka, przygotowując do druku nową edycję jego dzieła, odrobinę zmieniła tekst, odpuszczając sobie i nam imię Proroka.

Jak wyjaśniła później, chciała uczynić tę komedię, boską komedię, bardziej zjadliwą dla szerszej, a szczególnie młodszej  publiczności. „Wiedzieliśmy – powiedziała – że gdybyśmy pozostawili ten fragment, tak jak był on napisany, niepotrzebnie urazilibyśmy bardzo wielu czytelników”.


To niesłychanie optymistyczna wiadomość, że w Holandii wydawca może liczyć na masowe zainteresowanie nowym tłumaczeniem Boskiej komedii. Niektórzy podejrzewają, że ta obawa przed urażeniem uczuć tak wielu czytelników może być związana z lękiem przed tymi, którzy nie muszą niczego czytać, żeby zabić. Ostatecznie tak niedawno fracuski nauczyciel stracił głowę, a i Holandia nadal pamięta socjologa i polityka Pima Foruyna, którego zamordowano w 2002 roku, reżysera Theo Van Gogha, zamordowanego w 2004 roku i kilka innych osób, które straciły życie bo uraziły religine uczucia. Lęk można zrozumieć, ale zasłanianie go szlachetną wrażliwością wobec uczuć jest nie tylko odrażające, ale i groźne.


Dante uczucia religijne obrażał  świadomie i z premedytacją, zdając sobie sprawę z faktu, że naraża się nie tylko na piekło po śmierci, ale przede wszystkim na całkiem doczesne niebezpieczeństwa ze strony strażników uczuć religijnych.


Nie uświadamiam sobie, żeby jakiś pisarz z muzułmańskiego świata umieścił Proroka w muzułmańskim piekle. Owszem Salman Rushdi napisał powieść Szatańskie wersety, której tytuł związany jest z faktem, iż według dobrze poinformowanych źródeł, niektóre wersety Koranu zostały podyktowane Prorokowi przez Szatana. Powieść uraziła uczucia religijne i w lutym 1989 roku, wielki ajatollah Ruhollah Chomeini ogłosił fatwę wzywającą do zabicia pisarza, obiecując przyszłemu mordercy raj po śmierci i sowitą nagrodę finansową na ziemi.


Ajatollah pisał:

„Informuję dumnych muzułmanów na świecie, że autor książki Szatańskie wersety – która jest przeciwko islamowi, Prorokowi i Koranowi – jak i wszyscy, którzy są uwikłani w jej publikowanie i są świadomi jej zawartości, niniejszym są skazani na śmierć”.

Pisarz dzięki policyjnej ochronie przeżył, zamordowano jednak dwóch tłumaczy jego książki. Fatwa obowiązuje do dziś, zaś obiecywana nagroda finansowa dla mordercy znacząco wzrosła.    


Wtedy uczucia religijne uraziła powieść przypominająca o kuchni, w której pichcono święty Koran, potem było jeszcze wiele innych powodów, wśród których szczególnie głośne było opublikowanie karykatur Proroka, które nie dość, że były karykaturami, to sugerowały, iż jego wyznawcy są tak uduchowieni, że nadzwyczaj często sięgają po nóż, bombę czy karabin.


A jednak wielu autorów z muzułmańskiego świata idzie raczej śladami Dantego, niż śladami tych, którzy nie tylko ze strachu ustępują wobec terroru (co daje się jakoś zrozumieć), ale na domiar złego ukrywają swój strach za ględzeniem o własnej wrażliwości i tolerancji, która w rzeczywistości jest wyłącznie tolerancją dla terroru i barbarzyństwa.


Wafa Sultan jest Arabką. Studiowała medycynę w Syrii, nostryfikowała swój dyplom w Stanach Zjednoczonych i tam zrobiła specjalizację z psychiatrii. Jest ateistką, pisuje również do prasy arabskiej. Jej książka A God Who Hates to historia wychodzenia z pułapki, jaką jest rodzima kultura i rodzima religia. Rodzimy się napiętnowani przez religię i kulturę, która determinuje nasz los i naszą wizję świata. Człowiek stworzył boga — pisze Wafa Sultan — ale ten obraz boga wpływa na psychikę człowieka. Nie pytajcie, co było pierwsze; ważne jest to, że w efekcie mamy zdeformowaną kurę, która znosi zgniłe jaja.


Dzięki wspólnemu znajomemu mamy tę książkę z odręczną dedykacją autorki. Dedykacja dość stereotypowa, bo co można napisać obcym ludziom - „With love and hope". Lektura książki zmienia te słowa w motto. Jest to bowiem książka nie tylko o koszmarnej pułapce tradycji, ale i książka o miłości i współczuciu opartym na wszechstronnej wiedzy, traktuje również o nadziei, że może kiedyś coś się zmieni.  


Kiedyś, podczas wywiadu dla arabskiej telewizji Wafa Sultan, stanęła w obliczu pytania, czy chrześcijaństwo jest lepsze od islamu, próbowała się wykręcić, ale prowadzący wywiad nie dawał za wygraną. Mówiła, że islam jest źródłem wszelkiego zła dla mieszkańców krajów muzułmańskich, w końcu jednak zmuszona do odpowiedzi zrobiła krótkie porównanie postaci Jezusa i Mahometa. Ten pierwszy, nauczyciel, przemawiający przeciw gwałtom, ten drugi wojownik, który jednej nocy obciął głowy ośmiuset jeńcom i wziął do swojego namiotu kobietę, której męża, ojca i brata chwilę wcześniej zabił.


Wafa Sultan szybko porzuciła Jezusa i trzymała się dalej już tylko Mahometa, który poślubił sześcioletnią dziewczynkę, ale łaskawie zgwałcił ją dopiero kiedy miała lat dziewięć, który nieustannie nawoływał do mordowania w imię Allaha, sam był wodzem i zajmował się mordowaniem i grabieżą. Życiorys muzułmańskiego proroka, który jest wzorem dla każdego muzułmanina, to życiorys przestępcy, który powinien być w cywilizowanym społeczeństwie natychmiast aresztowany i w oparciu o istniejące dowody skazany na dożywocie bez prawa wcześniejszego zwolnienia. Życiorys masowego mordercy, kryminalisty, bigamisty i rabusia.


Książka innej autorki z muzułmańskiego świata, Egipcjanki, Nonie Darwish Cruel and usual Punishment. The global implication of Islamic law jest przerażającą denuncjacją islamu. Jest to analiza szariatu jako prawa religijno-państwowego, które praktycznie rzecz biorąc przekreśla działanie prawa stanowionego i oddaje mieszkańców państw muzułmańskich w ręce kleru.


Szariat
 odwołuje się do dowolnie interpretowanego Koranu i innych pism religijnych, odrzuca prawo stanowione, kiedy jest ono niezgodne z „prawem bożym", posługuje się samosądem i nieustannie wzywa do samosądów. Każdy duchowny może wydawać fatwy wzywające do zabicia każdego, kto zdaniem tego duchownego powinien być zabity. Prawo państwowe nie ściga i miałoby ogromny problem ze ściganiem duchownych otwarcie nakazujących zabicie konkretnej osoby, czy zabijanie przedstawicieli grup religijnych lub etnicznych.


W efekcie szariat oznacza rządy ulicy, religijnych bojówek, organizacji manipulujących tłumami, wobec których rządy są mniej lub bardziej bezsilne lub stają się ich reprezentantami. Konstytucje i sądy państwowe stają się tylko dekoracją, a różne sekty muzułmańskie walczą ze sobą o to, kto będzie miał największy wpływ na armię i siły bezpieczeństwa.


Narzędziem konkurujących ze sobą sekt są symbole religijne i religijna histeria. Każdy apostata powinien być zabity, a apostatą jest każdy, kto krytykuje lub narusza jakiekolwiek słowo w Koranie czy w hadisach. Mieszkańcy krajów muzułmańskich żyją w nieustannym terrorze, bo zarzut krytykowania czy naruszania pism religijnych nie wymaga sprawdzania ani weryfikacji, może go wysunąć każdy duchowny, a nawet szeregowy wierny.


Nakazywany przez szariat samosąd rozpoczyna się w rodzinie, od wszechwładzy męża nad żoną (żonami) i dziećmi, od formalnego prawa do stosowania przemocy w domu. Szariat, który jeszcze tak niedawno sankcjonował prawo zabicia własnego dziecka, tylko pozornie przystał na ochronę ludzkiego życia i do dziś ściganie tzw. zabójstw honorowych jest praktycznie rzecz biorąc fikcją.


Duchowni, wydający fatwy nakazujące zamordowanie dziennikarza, intelektualisty, czy podżegający do mordowania mniejszości religijnych lub muzułmanów innej niż oni sami denominacji, z reguły nie są ścigani przez prawo. Prawo reaguje dopiero, kiedy zagrożeni czują się sami politycy.


Tych książek autorów z muzułmańskiego świata mamy dosłownie setki i doskonale pokazują mechanizm religijnego terroru oraz powody, dla których holenderski wydawca decyduje się na ocenzurowanie poety, który pisał w czasach, gdy chrześcijaństwo zachowywało się jak dzisiejszy islam, a muzułmanie żyjący w chrześcijańskim świecie często stawali przed wolnym wyborem między okrutną śmiercią, a przyjęciem chrześcijańskiej wiary. Sam Dante umarł na wygnaniu, bo w jego rodzinnym mieście groziło mu spalenie na stosie nie tyle za herezję, co za politykę (co w jego przypadku oznaczało namawianie do osłabienia związków Florencji z Watykanem i głębokie przekonanie, że właściwym miejscem dla urzędującego papieża jest piekło).


Mahomet pojawia się w Boskiej komedii jako postać marginalna:


Z dziurawej kadzi mniej wina wyciecze,

Ile krwi ciekło z rozciętego ducha,

Od samej brody aż poniżej brzucha;

Z kolan drgające zwisały jelita;

Widziałem serce, część wnętrza okryta

Raziła oczy czerwonością nagą.

Podczas gdym jego oglądał z uwagą,

Spojrzał, rękoma pierś rozdarł i rzecze:

«Patrz, ja, Mahomed, jak siebie kaleczę!

Przede mną Ali cały we łzach kroczy,

Twarz mu po czaszkę jedną raną broczy;

Szatan tu stoi i z naszej gromady

Każdego bierze na ostrze swej szpady;

Gdy kończym obrót swej bolesnej drogi,

Tu choć najszersza zamyka się rana

W chwili, gdy stajem przed mieczem szatana.

Lecz ty, kto jesteś, co stoisz bez trwogi?

Może niedługo skoczysz z tej wyżyny,

Gdzie ciebie strącą twoje własne winy?»

— «On nieumarły, nie lżyj go bezkarnie!

On nie na męki wstąpił w wasze progi,

Lecz aby wszystkie tu poznał męczarnie:

Zmarły żywego, po nowej mu drodze,

Przez całe piekło z wyższej woli wodzę».

Mistrz rzekł i dodał: «Prawdzie nie skłamałem».

A na dnie jamy wszyscy potępieńce

Stanęli, patrzą na mnie gronem całem,

Zapominając z podziwu o męce.

— «Jak ujrzysz słońce, powiedz Dulcynowi

Jeśli tu prędko zstąpić nieochoczy,

Niech skupi żywność, śniegiem się otoczy;

Bo jak ci mówię, bez śniegu i głodu,

Nowarczyk w górach niełatwo go złowi».

Tak z podniesioną stopą do pochodu,

Duch Mahometa mówił, potem nogę

Na dłuż prostując poszedł w swoją drogę.

tłum. Julian Korsak


Nic strasznego, a przecież lęk serce ściska jak też to odbiorą młodzi czytelnicy i czy aby nie poczują się urażeni. Trzeba to usunąć, wymazać, okazać życzliwość religii, która przecież sama w sobie nie może być zła.


Wywiad Dominiki Wielowieyskiej z Adamem Michnikiem
nosi tytuł „Wierzę w tajemnicę. Ja nie umiałbym powiedzieć, że jestem ateistą”. Wytłuszczone zdanie pod tym tytułem głosi: „Odrzucam myślenie, w którym nie ma miejsca na życzliwość dla Kościoła katolickiego”. Właściwie mogę w tym momencie przestać czytać. Jestem ateistą, bo nie znajduję żadnych powodów do wiary w istnienie istot nadprzyrodzonych, mogę zrozumieć przywiązanie do religi, mam wielu wspaniałych wierzących przyjaciół, wielu wierzących zaliczam do moich wzorów osobowych, ale nie ze względu na ich wiarę, a ich charakter i zachowania nie mające nic wspólnego z wiarą (chociaż mogą twierdzić, że do tych zachowań motywowała ich religia). Kościół katolicki uważam za instytucję, która na żadną życzliwość nie zasługuje.  


Czytałem dalej już troszkę na siłę, przyglądając się tej nieboskiej komedii. Na pierwsze, długaśne pytanie dziennikarki, kończące się zdaniem „Kościół żądał więcej i więcej, a elity polityczne na wszystko się zgadzały”. Michnik odpowiada:

„Jako pierwszy po naszej stronie, nazwijmy ją środowiskiem laickim, zwracałem uwagę, że w walce z dyktaturą komunistyczną i w obliczu gwałcenia godności i praw człowieka siłą rzeczy Kościół jest naszym sojusznikiem, ale sojusznikiem, którego nie znamy.”

Krótko mówiąc autor tych słów przyznaje, że nigdy nie rozumiał, że Kościół katolicki jest instytucją hierarchiczną, zorganizowaną jak partia komunistyczna, nigdy nie zrozumiał, że jest instytucją totalitarną, która nie tylko opierała się demokracji i prawom człowieka w przeszłości, ale pozostaje w opozycji do demokracji, nawet kiedy jest zmuszona do udawania, że ją respektuje. Dał się oszukać i co gorsza nadal jest z tego dumny. Nadal nie jest świadomy tego, że otwarci katolicy zostali potraktowani przez polską hierarchię i Watykan instrumentalnie, że wykorzystano naiwność nie tylko wspaniałych wierzących takich jak Tadeusz Mazowiecki, ale naiwność i głupotę ludzi, którzy mieli budować instytucje zabezpieczające przed porwaniem demokracji przez siły antydemokratyczne. Krótko mówiąc Adam Michnik jest nadal dumny z tego, że otwierał bramy piekła i że niczego się nie nauczył.


Kiedy w Polsce Bolesław Chrobry wyrąbywał toporem drogę chrześcijaństwu, w Aleppo żył poeta, który wyśmiewał michnikowe tajemnice i otwarcie przyznawał się do ateizmu, poprawnie definiując istotę instytucji religijnych.


W czasach renesansu heretycy tylnymi drzwiami wprowadzali do chrześcijaństwa filozofię grecką i rzymską, mając nadzieję na jakieś chrześcijaństwo z ludzką twarzą.


Dziś żyjemy w czasach drugiej kontrreformacji, powrotu tępego religijnego fundamentalizmu, naporu instytucji religijnych na scenę polityczną, ucieczki od nauki i wartości oświeceniowych i strachu przed religijnym terrorem. Pochodzący z Pakistanu Ibn Warraq jest ateistą, ale jest przekonany, że ratunek może przyjść ze strony wierzących humanistów, nadających ludzką twarz życiu religijnemu i świadomych tego, że ich religia pozostanie nieludzka, jak długo życie polityczne nie zostanie zsekularyzowane, a religijność powiązana z tolerancją, empatią i otwartością na naukę (a tym samym na bardziej metaforyczne odczytywanie pism świętych). W jego książkach nie znajdujemy ani śladu życzliwości dla instytucji religijnch, ani tych w świecie islamu, ani tych w świecie chrześcijańskim, ani w żadnym innym. Nie ma wątpliwości, że jego opcją jest pozostawienie Mahometa w piekle, a pewnie i tam posłałby również wielu filozofów bredzących jak Piekarski na mękach o życzliwości dla totalitarnych instytucji.