Izrael potrzebuje Ameryki, ale epoka satelickiego państwa minęła


Jonathan S. Tobin 2021-03-11

Premier Benjamin Netanjahu podczas rozmowy z prezydentem Bidenem. (Źródło: Twitter premiera Netanjahu.)
Premier Benjamin Netanjahu podczas rozmowy z prezydentem Bidenem. (Źródło: Twitter premiera Netanjahu.)

Prezydent Joe Biden wreszcie zadzwonił do Izraela, odczekawszy niemal miesiąc od zaprzysiężenia. Establishment spraw zagranicznych wysłał jednak komunikat do premiera Benjamina Netanjahu: Uważaj, co robisz!

Przejście od administracji Trumpa do administracji Bidena oznacza gwałtowną zamianę polityki, w wielu sprawach o 180 stopni. Różnica między tym, jak ci dwaj prezydenci traktują Izrael i sprzymierzone z nim przeciwko Iranowi państwa arabskie, nie może być większa. A perspektywa Netanjahu, jak również państw Zatoki, które wybrały pokój z Izraelem (zamiast nadal być zakładnikami palestyńskiego nieprzejednania), zdegradowanymi z priorytetu Ameryki do mało ważnego dodatku, przyprawia te typy z establishmentu o dreszcze rozkoszy.


Wśród całego świętowania tej zmiany, ci notoryczni dostarczyciele konwencjonalnej mądrości, że Stany Zjednoczone muszą “uratować Izrael przed nim samym” przez stworzenie większej odległości między Izraelem a USA, powinni zrozumieć, że sprawy uległy zmianie od czasu, kiedy rządzili w Waszyngtonie cztery lata temu.


Z zespołem polityki zagranicznej Bidena niemal całkowicie złożonym z absolwentów administracji Obamy, byli “wyrobnicy” procesu pokojowego w Departamencie Stanu, tacy jak Aaron David Miller, ledwo mogą ukryć złośliwą radość z powodu degradacji Netanjahu. W tym tygodniu w artykule opublikowanym przez “Politico” Miller i Richard Sokolsky—inny były pracownik Departamentu Stanu i stypendysta Carnegie Endowment for Peace—podsumowali pogląd tak zwanych ekspertów na to, co polityka Bidena znaczy dla Bliskiego Wschodu. W artykule zatytułowanym How Biden Will End the Trump Sugar High for Israel and Saudi Arabia wyjaśniają, że “wielkie ego”, jakie kierowało tymi dwoma amerykańskimi sojusznikami, otrzyma szereg ciosów, z których opóźnienie rozmowy telefonicznej jest tylko początkiem.  

 

Mówiąc autorytatywnie o Mówiąc autorytatywnie o nastawieniu ich byłych kolegów, takich jak sekretarz stanu Antony Blinken, autorzy stwierdzają jednoznacznie, że zarówno Netanjahu, jak saudyjski następca tronu Mohammed bin Salman powinni przyzwyczaić się, że nie będzie natychmiastowego odbierania ich telefonów w Waszyngtonie. Obaj wiedzieli, że mogą liczyć na poparcie byłego prezydenta Donalda Trumpa w sprawie ich głównej troski: jak zatrzymać Iran przed zdobyciem regionalnej hegemonii, jak również przed uzyskaniem broni jądrowej. Biden jednak, nękany w kraju problemami pandemii koronawirusa, która nie zniknęła magicznie wraz z zaprzysiężeniem nowego prezydenta, oraz kulejącą gospodarką, ma inne pilne troski na głowie. 


David Friedman, ambasador Trumpa w Izraelu, widział jako swoje zadanie promowanie bliskiej współpracy między dwoma narodami i rozwijanie amerykańskiego poparcia dla państwa żydowskiego. Miller i Sokolsky chcą powrotu do status quo sprzed 2017 roku, w którym amerykański ambasador będzie działał jak imperialny rzymski prokonsul, który jest tam, by dawać rozkazy ludziom o niższej pozycji, a nie żeby działać jak przyjaciel. To znaczyłoby, że Izraelczycy mieliby przestać zachowywać się, jak gdyby byli upoważnieni do obrony swoich praw w Jerozolimie i na terytoriach i do podejmowania własnych decyzji w sprawach własnego bezpieczeństwa. Establishment uważa uznanie Jerozolimy jako stolicy Izraela przez Trumpa, jak również suwerenności na Wzgórzach Golan i prób pociągania Autonomii Palestyńskiej do odpowiedzialności za subsydiowanie terroryzmu bez otrzymania czegokolwiek w zamian, za oburzające.


Biden jest zdecydowany ożywić katastrofalną umowę nuklearną Obamy. I mimo, że podobno konsultował z Jerozolimą próby rozpoczęcia negocjacji z Teheranem, administracja ma stanowczy zamiar ignorowania uprawnionych obaw swoich najbliższych przyjaciół i jedynej demokracji w regionie. Zespół Bidena jest uparcie obojętny na uwagi o szaleństwie powracania do paktu, który wygasa pod koniec dziesięciolecia, pozostawiając irańskiemu reżimowi pełną swobodę w dążeniach nuklearnych, a równocześnie nie robiąc niczego w sprawie jego nielegalnego programu pocisków balistycznych i jego wsparcia dla terroryzmu.


Autorzy przyznają, że nowy prezydent rozumie, że Palestyńczycy nie są zainteresowani pokojem. To znaczy, że powrót do obsesji byłego prezydenta Obamy ze zmuszaniem Izraela do czynienia ustępstw, by umożliwić rozwiązanie w postaci dwóch państw, będzie marnowaniem czasu i wysiłku. Niemniej Miller i Sokolsky wolą “resetowanie” stosunków z Izraelem.


Ta para ma imponująca liczbę kar dla Izraela i Saudyjczyków, która oznacza storpedowanie stosunków z obydwoma krajami, gdyby któreś z tych państw robiło zbyt wiele hałasu w obronie swoich interesów lub starało się przeszkodzić nowej amerykańskie rundzie ugłaskiwania Iranu. 


Jest mało prawdopodobne, by Saudyjczyków wystraszyły takie groźby, podczas gdy Netanjahu będzie starał się unikać niepotrzebnych konfrontacji z Bidenem. Czego jednak   Miller i Sokolsky (a może także ich przyjaciele w administracji), nie rozumieją, to tego, że nie ma powrotu do starego paradygmatu. Oczekiwanie, że Izrael będzie zachowywał się jak posłuszne państwo satelickie jest raczej daremne.


Małe kraje zawsze musiały ulegać dużym, niemniej dynamika stosunków USA-Izrael zawsze opierała się na założeniu, że państwo żydowskie jest żebrakiem, który nie ma dokąd zwrócić się po pomoc poza Amerykanami. I chociaż jest rosnący odłam partii Demokratycznej, który jest pod wpływem antysyjonizmu i ruchu intersekcjonalności, nawet w najgorszych czasach większość Amerykanów nadal popierała Izrael.  


Większość posunięć Trumpa na Bliskim Wschodzie, które legitymizowały stanowisko Izraela  w sprawie legalności osiedli na terytoriach lub Wzgórzach Golan, można wymazać jednym machnięciem pióra. Czego jednak nie można tak łatwo wymazać, to nowego układu sił w regionie, w którym Izrael i najważniejsze państwa arabskie są stowarzyszone w milczącym, antyirańskim sojuszu.   


Izrael nadal potrzebuje swojego jedynego sojusznika wśród supermocarstw; nie jest jednak dłużej tak izolowany, jak był w czasach Obamy. Przez opieranie się naciskom, by dokonać samobójczych ustępstw wobec Palestyńczyków, Netanjahu już dowiódł, że potrafi powiedzieć “nie” Stanom Zjednoczonym, nawet do punktu publicznego pouczania Obamy w Gabinecie Owalnym, i wyjść z tego bez szwanku. Tak samo będzie z administracją Bidena ze strony Izraela, który ma teraz więcej przyjaciół niż wrogów wśród muzułmańskich rządów w regionie, którzy machnęli ręką na Palestyńczyków.   


Przez decyzję ugłaskania Iranu i wycofania się z “czerwonej linii” z 2013 roku w sprawie użycia broni chemicznej w Syrii, Obama pozostawił Izrael i państwa Zatoki własnemu losowi, praktycznie wpychając je wzajem w swoje ramiona. Choć Trump nie chciał dalszego bezpośredniego zaangażowania w regionie, zachęcał te stosunki i wynikiem były Porozumienia Abrahamowe, prawdziwy przełom na drodze do pokoju.


To jednak, co się zdarzyło, nie było wynikiem amerykańskiej odgórnej decyzji. Te porozumienia przetrwają właśnie dlatego, że związki między Izraelem a światem arabskim są w najlepszym interesie obu stron, nie zaś częścią planu ukutego w Waszyngtonie.


Z silną gospodarką i armią – i obecnie z rosnącą listą przyjaciół w świecie arabskim – Izraela nie można tak łatwo straszyć, jak to było w przeszłości. Doświadczywszy, co to znaczy być traktowanym jak prawdziwy sojusznik przez Trumpa, zamiast ubogi przyjaciel, jak to było z najbardziej nawet życzliwymi prezydentami przed nim, nie ma powrotu do starego modelu, nawet jeśli chcą tego Biden i jego zwolennicy.  


Trump odszedł, ale pozostało jego dziedzictwo wzmocnienia Izraela, by stał samodzielnie ze swoimi regionalnymi przyjaciółmi. Netanjahu lub każdy potencjalny jego następca nie będzie chciał antagonizować Bidena; niemniej relacje, które powodowałyby narażenie izraelskiego bezpieczeństwa i żywotnych interesów, nie są dłużej aktualne.  


Israel needs America, but the client state era is over

JNS. Org., 24 lutego 2021

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.