O Polaku, który zaważył na losach świata


Ludomir Garczyński-Gąssowski 2021-02-09


Z racji ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych, nasi znawcy tematu profesorowie zwani amerykanistami – wypowiadali się obwicie w tej sprawie. Mówiąc językiem wałęsowskim brzmiało to mniej więcej tak: „Nie o takie  Ameryke i demokracje walczyli Kościuszko i Pułaski”.

 

Co do Kościuszki to zgoda. Tadeusz Kościuszko wychowanek Szkoły Rycerskiej był liberałem i demokratą. Z Kazimierzem Pułaskim sprawa była inna. Jako jeden z przywódców Konfederacji Barskiej zwalczał przemiany demokratyczne w Polsce i nawet stał za porwaniem króla Stanisława Augusta, bo uważał go za głównego sprawcę reform, jakie planował Obóz Czartoryskich. Po zgnieceniu  Konfederacji przy pomocy wojsk Katarzyny Wielkiej. I zdobyciu Jasnej Góry, której broniły wojska podległe Pułaskiemu, Pułaski zbiegł do Turcji.


Tak przy okazji Klasztor jasnogórski dwukrotnie był zajęty przez Rosjan, którzy korzyli się przed Najświętszą Panienką, bo wiedzieli, że to jest ich Ikona Prawosławna. I klasztor obronny na Jasnej Górze żadnych złych skutków od Rosjan nie doznał. Co więcej członkowie rodziny carskiej przywozili tam, już po rozbiorach, wartościowe vota i wpisywali się (po francusku) do księgi pamiątkowej.

 

W Turcji dowodzone przez Pułaskiego oddziały poniosły klęskę w wojnie z Rosją. Pułaski musiał dalej uciekać. Biograf Pułaskiego nieodżałowany Karol Zbyszewski nazwał swój esej o Pułaskim:  „Bohater znający tylko klęski”. Coś w tym było. Po Turcji Pułaski próbował oddać swoje usługi Francji i Anglii w obu wypadkach spotkał się z odmową. Ciążyła na nim opinia „królobójcy”. Co było nie do końca słuszne, bowiem porwany Stanisław August nie ucierpiał, ale nie była to zasługa Pułaskiego tylko jego podwładnego, którego Król zdołał do siebie przekonać. Co nie zmienia faktu, że tego oficera za zamach na Majestat później skażano na śmierć, a Król nie miał uprawnień by go ułaskawić. Takie to były obyczaje w dawnej Rzeczypospolitej.

 

Nie mogąc znaleźć miejsca w Europie Pułaski popłynął za Atlantyk. Gdzie spotkał Tadeusza Kościuszkę. Z tym ostatnim była całkiem inna historia. Wrócił z Ameryki do Polski w 1784 roku, a ciąg dalszy znamy. Ranny pod Maciejowicami Kościuszko dostał się do niewoli, gdzie zresztą był traktowany z honorami. Niemniej był więźniem aż do śmierci Carycy. Syn Katarzyny Paweł nie cierpiał swojej matki, więc jak został Imperatorem, po jej śmierci, to dużo rzeczy odkręcił.

 

Taki całkiem normalny to on nie był. Podejrzewał, że za zabójstwem jego narzeczonej stała jego matka. I dlatego zaraz po jej śmierci kazał ekshumować zwłoki ukochanej i z jej kościotrupem wziął ślub w cerkwi. Kwestionował decyzje matki i w  innych sprawach. Dlatego uwolnił Kościuszkę i zaprosił go do Petersburga, wycałował, obdarował włościami. Chciał go mianować feldmarszałkiem. Gdy Kościuszko odmówił, to poprosił go tylko o to by przysiągł że  „więcej szabli na Rosję nie podniesie”. Kościuszko się wahał, ale przyjaciele szczególnie jego sekretarz Julian Niemcewicz nalegali by tę przysięgę złożył, bo to się wiązało, że zwolnieniem z Sybiru wszystkich kombatantów powstania z roku 1794. Kościuszko przysięgę złożył i jako człowiek honoru jej dotrzymał. I dlatego później odmówił Napoleonowi udziału w wyprawie na Moskwę. To jeszcze nie były czasy pułkowników Kuklińskich. Ale wracając do uwolnienia Kościuszki. Zaradny Niemcewicz spieniężył podarowane przez Pawła włości i z całkiem pokaźną sumą panowie Kościuszko i Niemcewicz luksusową karetą, przez Finlandię i Kirunę, dotarli do Sztokholmu. Niemcewicz w swoich wspomnieniach wspomina, że po drodze koła karocy wymieniano na płozy. W Sztokholmie chciano wetować Kościuszkę, jako bojownika walki przeciw Rosji, z którą Szwecja miała na pieńku. Zaproszono go na dwór królewski. Kościuszko się uchylił i wyjechał do Geteborga z którego pierwszym statkiem popłynął do Ameryki.

 

Trzecim Polakiem z tego okresu był kompan Pułaskiego z konfederaci barskiej Maurycy Beniowski. Awanturnik i warchoł. Ten ostatni uznał, że amerykańscy osadnicy nie mają szans w starciu z potęgą brytyjską i nawet zastanawiał się czy nie ofiarować swych usług Anglikom. W końcu jednak zakręcił się na pięcie i wrócił do Europy. Skąd z ramienia Francji podbił Madagaskar.  

 

Adolf Nowaczyński opisał to złośliwie w sztuce „Pułaski w Ameryce”. Żaden teatr tego nigdy nie wystawił. Nie wypadało? Nie wiem.

Inna sztuka Nowaczyńskiego „Fryderyk Wielki” była wystawiana często mimo złośliwych uwag, których naszym rodakom autor nie szczędził. Stanisław Mackiewicz, Karol Zbyszewski i profesor Wiktor Sukiennicki uważali zgodnie, że Konfederacja Barska była pierwszym gwoździem wbitym w wieko trumny Polski.   

 

Niewątpliwie, chwalebny udział Pułaskiego i Kościuszki w rewolucji amerykańskiej, przysporzył dużo sympatii Polsce w Ameryce. I nawet nie wykluczone, że stał za decyzjami prezydenta Wilsona po Pierwszej Wojnie Światowej.

 

Jednak Polakiem z Ameryki, który wpłynął znacznie i bardzo negatywnie na nasze losy był ktoś inny. W Polsce prawie nie znany Leon Czołgosz. Paweł Zaremba. w swojej wydanej w Londynie w 1968 roku, doskonale skróconej „Historii Stanów Zjednoczonych” o nim nie wspomina. Natomiast Barbara Tuchman przybliża tę postać w swojej książce: „The Proud Tower” (Dumna Wieża). I pisze tak:

W Stanach Zjednoczonych Amerykanin polskiego pochodzenia nazwiskiem Leon Czołgosz czytał raz po raz relację gazety o zabójstwie króla Włoch Umberta, Wycinek ten brał co noc z sobą do łóżka, jak rzecz najcenniejszą. Miał w owym czasie dwadzieścia osiem lat, był drobny i szczupły, o szczególnym, nieruchomym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu. Urodzony w Ameryce wkrótce po przyjeździe swoich rodziców do USA, miał pięciu braci i dwie siostry i mieszkał z całą rodziną na małej farmie w Ohio. Zdaniem swojego ojca - ‘robił wrażenie, że jest bardziej skłonny do rozmyślań niż większość innych dzieci’ – z powodu swego zamiłowania do lektury uchodził w rodzinie za intelektualistę. W roku 1893, (...) został zwolniony z pracy w fabryce, i od tego czasu, jak twierdził jego brat, - ‘stał się cichy i nie taki już wesoły’. Nie ukoiła go modlitwa i miejscowy ksiądz. Zerwał więc z kościołem i zaczął czytać broszury wydawane przez ‘Wolnomyślicieli’ i zainteresował się radykalizmem politycznym. Przystąpił do kółka polskich robotników, gdzie dyskutowano o socjalizmie i anarchizmie, a także, jak powiedział później, ‘dyskutowaliśmy o prezydentach i że są do niczego’. (...) Wyjeżdżał do Chicago i Cleveland, uczęszczał na zebrania anarchistów, gdzie słuchał przemówień Emmy Goldman, (która twierdziła, że na Świecie zapanuje ład i sprawiedliwość dopiero wtedy, gdy się zlikwiduje wszystkich monarchów i prezydentów –przypisek mój LGG). (...) W pięć dni później Czołgosz, 6 września 1901 roku, zjawił się w Buffalo, gdzie na Panamerykańskiej Wystawie, ustawił się w szeregu czekających na przyjęcie i strzelił do prezydenta Williama McKinleya. Po ośmiu dniach Prezydent zmarł. Obowiązki jego przejął wiceprezydent Teodor Roosevelt.

Tu kończymy relację Barbary Tuchman.

 

Aż do czasu prezydentury Eisehowera, wiceprezydent w USA nic nie znaczył. Był statystą na politycznej scenie. Siedział na ławce rezerwowej. Zastępował prezydenta, w czasie jego ciężkiej choroby lub śmierci. Główne partie w USA mają różne bieguny. Kandydatem na prezydenta mianuje się przedstawiciela większej frakcji, a na wiceprezydenta mniejszej. W ten sposób wszyscy sympatycy partii na nich głosują. Generał Dwight Eisenhower był wybitnym wojskowym, zwycięskim wodzem z II Wojny Światowej. Ale politykiem był marnym. Republikanie wykorzystali jego popularność i wygrali wybory. Rządził za niego wszechwładny Sekretarz Stanu John Foster Dulles i wtedy też wzrosła rola wiceprezydenta, którym był wybitny manipulant polityczny Richard Nixon.

 

Dawniej tak jednak nie było. Wiceprezydent Teodor Roosevelt nie miał żadnych szans na samodzielną rolę na scenie politycznej. I dopiero nasz Rodak mu to umożliwił zabijając prezydenta McKinleya.

 

Teodor Roosevelt okazał się być doskonałym prezydentem -imperialistą. Podbił część Meksyku i przyłączył te ziemie do Stanów. Wyrzucił z Kuby Hiszpanów i uczynił z tej wyspy nieformalną kolonię USA. Był w jego karierze też wątek polski – miał głośny romans z polską hrabiną. Był też człowiekiem litościwym. Gdy na polowaniu zastrzelił niedźwiedzicę, kazał się zaopiekować jej małym. Wziął niedźwiedziątko do Białego Domu i w ten sposób stał się patronem popularnych Misiów, które od jego imienia noszą nazwę Teddy Bear.

 

Wszystko to spowodowało jego wielką popularność. Dwukrotnie został wybrany prezydentem, a magia jego nazwiska spowodowała, po latach, wybór na stanowisko prezydenta jego bratanka Franklina Delano Roosevelta. Ten ostatni był zafascynowany Wujkiem Joe (Józefem Stalinem), którego uważał za wielkiego demokratę. Więc powierzył temu „demokracie”, mimo sprzeciwów Churchilla, pieczę nad Europą Wschodnią. I tak nasz Rodak z Ameryki, który chciał na całym Świecie zaprowadzić Ład i Sprawiedliwość poniekąd przyczynił się do trwającego prawie pół wieku zniewolenia Polski.  Dobrze, że nareszcie mamy w Polsce innego wielkiego (choć moż nie wzrostem) Polaka, który zaprowadza Prawo i Sprawiedliwość.

                                       

Pierwsza publikacja NOWA GAZETA POLSKA

Sztokholm 21.01. 2021


Ludomir Garczyński – Gąssowski

Polski dziennikarz emigracyjny mieszkający w Sztokholmie.