Uciekinierzy z bastionu fałszywych świętości (III)


Lucjan Ferus 2021-02-07


Czas na podsumowanie dotychczasowych argumentów. Wracając do wyrażonej na wstępie przygany (felietonisty z „Angory”), aby biskupi wzięli się wreszcie za naprawę mocno nadszarpniętego wizerunku Kościoła katolickiego (zapewne licznymi aferami pedofilskimi). I to tak skutecznie, by zahamować masowy odpływ młodych wyznawców i aby „zniesmaczone tą sytuacją owieczki” mogły powrócić na łono religii, a sam Kościół mógł odzyskać utracony autorytet. Po wstępnym rozpoznaniu problemu, przedstawionego w poprzednich odcinkach cyklu – zacząłem zastanawiać się, jakby mogłoby wyglądać owo „zdecydowane działanie” biskupów, ukierunkowane na rzetelną naprawę tej religii i Kościoła?

Od razu uprzedzę: mimo tego, że idee religijne w przeważającym procencie swych doktryn, stanowią fikcję w najczystszej postaci, to próbując wyobrazić sobie ową sugerowaną naprawę religii przez samych hierarchów, muszę wykazać się fantazją najwyższej próby, abym mógł sobie wyobrazić taką nieprawdopodobnie rzadką sytuację. W której to, najwyżsi hierarchowie przyznają się do uczestnictwa w tym odwiecznym procederze współtworzenia mistyfikacji o podłożu religijnym (od tego musieliby zacząć ów naprawczy proces), mającej na celu panowanie nad umysłami i sumieniami ludzi. A co za tym idzie, uzyskaniu władzy i korzyści z niej wynikających, nad stylem ludzkiego życia.

 

Bynajmniej nie żartuję sobie w tym momencie (no, może trochę). Bowiem organizacja ta od wielu wieków przekonuje świat, że jest prowadzona osobiście przez Ducha Świętego, co jest zapisane w oficjalnym dokumencie Dictatus papae, z którego możemy się m.in. dowiedzieć: „1.Kościół rzymski przez samego Boga został założony. /../ 22.Kościól rzymski nigdy nie pobłądzi i po wszystkie czasy, wedle świadectwa Pisma św. w żaden błąd nie popadnie”. A jaka jest wiarygodność tej świętej księgi? Oto oficjalne stanowisko głowy tego Kościoła:

„Wszystkie te księgi /../ które Kościół uważa za święte i kanoniczne, napisane zostały we wszystkich swych częściach z natchnienia Ducha Świętego. Zatem w ogóle nie uznaje się współistnienia błędu. Boskie natchnienie samo przez się błąd wszelki wyklucza, a to również z konieczności, gdyż Bóg, Prawda Absolutna, musi być niezdolny do nauczania błędu” (papież Leon XIII w 1893 r.). A czym jest owo boże natchnienie? Też jest to wytłumaczone:


„Jest to nadprzyrodzony wpływ Boga (Ducha Świętego) na pisarzy ksiąg kanonicznych Starego i Nowego Testamentu, dzięki któremu sam Bóg stał się głównym autorem tych ksiąg. /../ można powiedzieć, że Bóg Ojciec, Syn, a w szczególny jednak sposób Duch Święty, jest głównym autorem całej Biblii” (Zenon Ziółkowski Najtrudniejsze stronice Biblii).

Tak wygląda ta sytuacja od strony samej teologii. Mógłbym oczywiście mieć pewne zastrzeżenie do owego „natchnienia udzielanego przez Ducha Świętego” pisarzom ksiąg kanonicznych. Z racji tego, że ów kanon został ustanowiony parę wieków po ich napisaniu, ale zapewne i na to znajdzie się „pobożne” wytłumaczenie, że np. Duch Święty natchnął także tych, co układali ów kanon i doradził im które księgi mają zostawić, a które odrzucić. Ale to tylko taka mała dygresja. Tym nie mniej, osobom postronnym łatwo jest apelować, by żyjący w „szklanych bańkach” biskupi (chodzi o ich pałace i życie w luksusie i przepychu? A kto bogatemu zabroni?!) podjęli „zdecydowane działania” w kierunku naprawy sytuacji.

 

Przecież oni nie mogą teraz oznajmić światu: „Sorry, ale myliliśmy się w wyznawanych dotychczas „prawdach” teologicznych, co do których byliśmy tak pewni, że wiele z nich ustanowiliśmy jako dogmaty, czyli niepodważalne prawdy wiary. Lecz przejrzeliśmy na oczy i od dzisiaj pójdziemy właściwą drogą Prawdy. Tak nam dopomóż Bóg i wszyscy święci!”. W przypadku organizacji, która twierdzi, że jej założycielem jest sam Bóg, a ona powołana jest do głoszenia ludziom jego Prawd objawionych, takie działanie z ich strony jest niemożliwe. Mogłoby ono bowiem spowodować reakcję, która nazwana jest „Efektem domina”, czyli pierwszy przewrócony klocek (dogmat) z ustawionego z nich szeregu, przewraca następny, ten zaś następny i tak dalej, aż do przewrócenia ostatniego klocka (dogmatu) tej układanki.

 

Dlatego jedyne co im pozostaje, to bronić tej zakłamanej religii do końca. Popuśćmy jednak wodze wyobraźni (która wg Einsteina jest ważniejsza od wiedzy) i spróbujmy wyobrazić sobie jakby mógł wyglądać taki „rachunek sumienia” dokonany przez hierarchów (włącznie z papieżem) Kościoła rzymskokatolickiego, przyznających się do tej Wielkiej Mistyfikacji, jaką udało się im stworzyć przez te wszystkie wieki? Czy ich „zdecydowane działanie” w tym wyjątkowym przypadku „mogłoby być pierwszym krokiem do swoistego oczyszczenia” tej „świątobliwej” i  quasi religijnej instytucji?  Jakby to mogło wyglądać w dużym skrócie?

                                                           ------ // ------

Przede wszystkim należałoby przyznać, że to Paweł z Tarsu (późniejszy św.Paweł) stworzył tę religię, a na jej Boga „zapożyczył” czy też zaadaptował jedną z koncepcji pogańskich bogów (takich jak np. Mitra, Adonis, Attis czy Ozyrys), którzy sami siebie składali w ofierze odkupienia w celu zbawienia wiernych wyznawców. U podstaw tych ezoterycznych kultów leżała koncepcja nieśmiertelnej duszy, zbawionej przez śmierć i zmartwychwstanie Boga. Kiedyś było to religijne i rytualne odzwierciedlanie cyklów przyrody, która zamiera na zimę i odżywa na wiosnę. Dlatego ci bogowie „umierali” z początkiem zimy, a na wiosnę ożywali, dając życie naturze ziemskiej. Nasz Bóg robi to rzekomo z miłości do grzesznego człowieka.  

 

Należałoby też przyznać, iż to Paweł z Tarsu „ekshumował” i wykorzystał do swej religii, starożytną legendę sumeryjsko-żydowską o Grzechu Pierworodnym, który miał ponoć czynić z ludzkości „przeklętą masę” i zgodnie z którą „noworodki miały przychodzić na świat z ułomną naturą, która z braku chrztu pozbawiłaby ich prawa dostępu do raju i wykluczała z królestwa niebieskiego”. Do czego ta koncepcja grzechu pierworodnego była potrzebna Pawłowi? Dobrze to ujął św.Tomasz: „Gdyby więc grzechu nie było, nie byłoby Wcielenia”. Otóż to! Musiał być grzech na początku stworzenia, przed którym nikt nie mógł się ustrzec ani uciec przed nim.  Z powyższego wynika, że już same początki tej religii są fikcyjne.

 

Nie było boskiego sześciodniowego aktu kreacji, ani rajskiego ogrodu z drzewem wiadomości dobrego i złego oraz drzewem życia, nie było owocu zakazanego, czy kuszenia ludzi przez podstępnego węża, ani też upadku pierwszych ludzi, jak i kary bożej nałożonej na rodzaj ludzki za nieposłuszeństwo Stwórcy (mit). A co za tym idzie, nie było też żadnego „grzechu pierworodnego”, który spowodował, że ludzka natura jest skażona grzesznymi skłonnościami, przenoszących się z pokolenia na pokolenie. Wg teologii Pawła „zarówno Żydzi jak i poganie są źli z natury, nikczemni, niewolniczo przykuci do grzechu, zanurzeni po szyję w zdrożnych żądzach” (Ef 2,3. Rz 6,17). Człowiek nie jest w stanie przejść przez życie bez pomocy religii.

 

To wszystko jest wymysłem, fikcją (koncepcja „grzechu pierworodnego” nie była znana ani Jezusowi ani Apostołom) wykorzystaną do Wielkiej Mistyfikacji, mającej na celu panowanie nad umysłami ludzi. A jeśli tak, to także fikcją jest to, czego naucza Katechizm Kościoła kat.: „Człowiek zwiedziony przez szatana, pogrzebał w swym sercu zaufanie do Boga, nadużył danej mu wolności i sprzeciwił się Bożemu przykazaniu. W tym objawił się pierwszy ludzki grzech. Odtąd prawdziwa powódź grzechu zalewa świat: Kain zabił Abla; grzech stał się zgubą całej ludzkości”. Każde z użytych tu twierdzeń jest czystą fikcją: „człowiek zwiedziony przez szatana”, „powódź grzechu zalewająca świat”, czy też „grzech zgubą ludzkości” itd. itp.

 

Tak samo zresztą jak to orzeczenie Soboru Watykańskiego II z 1965 r., który w Gaudeum et spes z całą powagą nakreślił taką przerażająco-śmieszną wizję naszej rzeczywistości: „W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta zaczęła się ongiś u początku świata i trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana”. Cóż za bogatą wyobraźnią musieli charakteryzować się autorzy tych religijnych wizji, bardzo podobną do wyobraźni autorów „Baśni z 1001 nocy”. Szkoda tylko, że ten cenny dar od losu wykorzystywali w taki perfidny sposób, aby podporządkować sobie masy ludzkie, którymi mogli dowolnie sterować, urabiając ich umysły rzekomymi „Prawdami objawionymi”.

 

Należałoby też przyznać, że to „Paweł wprowadził do swej osobistej wersji chrześcijaństwa dwa „święte” obrzędy zapożyczone od pogan, które wcześniej nie były praktykowane przez Apostołów: chrzest (jako zastępnik obrzezania, którego nie tolerowali poganie) i eucharystię”. Jej pochodzenie „nie jest ani biblijne ani ewangeliczne, ani nawet apostolskie lecz całkowicie pogańskie”. Mówiąc wprost, została skopiowana z misteryjnych obrządków eleuzyńskich i wprowadzona do chrześcijaństwa przez Pawła z Tarsu. W jaki sposób ta idea ewoluowała w późniejszym czasie?: „Kościół, aby uzasadnić swoje istnienie, był zmuszony stworzyć cały aparat sakramentów, co poskutkowało ustanowieniem uroczystych ceremonii i przyjęciem bogatej ornamentyki”, stosowanej w religiach pogańskich.  (wg książki Leo Zena).

 

Jak widać z powyższego, powstające chrześcijaństwo obficie czerpało z okrzepłych już i starszych religii pogańskich, co nawet przyznał kard. John Henry Newmann: „Świątynie, kadzidło, świece, ofiary, woda święcona, święta, procesje, błogosławienie pól, habity, szaty kapłańskie, rzeźby i obrazy – mają pogańskie korzenie”. A Leo Zen tak pisze: „Również w przypadku eucharystii pozostajemy w orbicie czarów: odrobina mąki zmieszanej z wodą, wypowiedzenie magicznej formułki przez kapłana-czarownika i to wszystko zmienia się w ciało i krew Pana. Jak wielka jest siła magii”. Dodałbym: „także łatwowierności!”.

 

Należałoby też przyznać, iż tzw. „święte sakramenty”, raczej niewiele mają wspólnego ze świętością. W w/wym. książce m.in. czytamy: „Sakrament spowiedzi, czy też pokuty jest zaś wyłącznie pomysłem samego Kościoła i zrodził się w celu umożliwienia wiernym uzyskania od Boga odpuszczenia grzechów, a tym samym zbawienia w życiu pozagrobowym”. Jest to więc ciąg dalszy wymienionych wyżej religijnych fikcji i bazujący na nich fikcyjny twór. Co udowadnia dalsza historia sakramentów: „Ale Kościół się uratował, i wraz ze spowiedzią /../ mógł drobiazgowo kontrolować swych wiernych, /../ grozić im piekłem w razie odmowy przyjęcia rozgrzeszenia. /../ a tym samym Kościół mógł się bogacić i umacniać swą władzę”.

 

Wypadałoby także przyznać, że owe „święte sakramenty” zostawały wymyślane w trakcie historii tej religii i Kościoła (aż po XII w. kiedy powstał „sakrament małżeństwa”) głównie po to, aby wiernych „związać” różnymi zależnościami z instytucją Kościoła, bez której ich życie byłoby pozbawione „duchowości i świętości”, jak jest to tłumaczone przez duszpasterzy. A niejako też „przy okazji”, aby „Kościół rósł w siłę, a jego stan kapłański żył w dostatku i luksusach” (parafrazując partyjne hasło sprzed lat). Czy tylko sakramenty są wymysłem duchownych tej religii i tego Kościoła? Otóż nie! Okazuje się, iż w tej „oryginalnej religii” (gdyż jest ponoć „religią objawioną”), istnieje mnóstwo „zapożyczeń” z innych religii, np.:     

 

„Nie ma w chrześcijaństwie w ogóle niczego, co mogłoby pretendować do oryginalności z punktu widzenia dziejów ideologii i religii. Wszystko bowiem – od centralnych idei po marginalne obyczaje – zostało przejęte od „pogan” albo od Żydów: zapowiedź Królestwa Bożego, status dzieci bożych, miłość bliźniego i wroga, idea Mesjasza-Zbawiciela, proroctwa Odkupiciela, jego pochodzenie, cudowne narodziny z łona dziewicy, hołd pasterzy, prześladowania go już w kołysce, kuszenie przez szatana, nauczanie, cierpienie, śmierć (również na krzyżu), zmartwychwstanie (również w trzecim dniu, albo po trzech dniach, a więc w czwartym, bo i ta chwiejność w ewangeliach bierze się stąd, że zmartwychwstanie boga Ozyrysa świętowano w trzecim, a boga Attisa w czwartym dniu od jego śmierci).

 

Jego objawienie się w postaci cielesnej, zstąpienie do piekła i wniebowstąpienie, nauka o grzechu pierworodnym, doktryna predestynacji, trójca, chrzest, spowiedź, komunia, liczba siedem dla sakramentów, liczba dwanaście dla apostołów, samo apostolstwo, urząd biskupa, kapłaństwo, diakonat, sukcesje, łańcuchy tradycji, Matka Boska, kult Madonny, miejsca pielgrzymek, tablice wotywne, czczenie relikwii, jasnowidztwo, cuda, takie jak chodzenie po wodzie, uciszanie burzy, pomnażanie jadła, wskrzeszenia – po cóż wyliczać, nic nowego! I wszystko to powtarza się w chrześcijaństwie, bynajmniej nie tylko w swej zewnętrznej postaci /../ tyle, że pod innymi nazwami, a często nawet bez zmiany nazwy”.

 

Natomiast w innym miejscu tej ciekawej książki, jej autor tak pisze: „Co prawda wszystko w chrześcijaństwie, co nie pochodziło od pogan, było żydowskie, od Starego Testamentu począwszy, poprzez zastępy aniołów, praojców, proroków, Modlitwę Pańską, aż po całą liturgię słowa. Ale właśnie dlatego, że Żydzi nie potrafili pojąć rzekomo chrześcijańskiego charakteru swej wiary, dlatego, że pozostawali „uparci”, w ciągu dwóch tysiącleci płonął ogień nienawiści do Żydów” (Karlheinz Deschner Opus diaboli).

 

To są dopiero „Himalaje hipokryzji”, lub porażająca niewdzięczność ze strony tego Kościoła. Zawłaszczyć tak wiele elementów kultu z innych religii (zazwyczaj starszych, dokładnie i ze znajomością rzeczy dopracowanych ideowo), by dzięki nim można było wykreować własną doktrynę i własny kult religijny z własnym Bogiem, który niczym oryginalnym nie różnił się od przejętego wzorca – i nie tylko wypierać się zawłaszczenia tych obcych koncepcji idei Boga, ale też (wykazując się niewyobrażalnym zakłamaniem), nigdy nie ustawano w próbach zniszczenia religii, dzięki której powstało to „oryginalne” ponoć chrześcijaństwo. Cytuję:

„Papież Innocenty IVw 1244 r. kazał spalić Talmud. /../ antysemickie dekrety kościelne pojawiają się do XIX w. Jeszcze papież Leon XII, intronizowany w 1823 r. /../ tworzy nowe getta i poddaje ich mieszkańców inkwizycji. /../ W XIII i XIV w. wybuchy antysemickiej nienawiści, które wstrząsnęły całą Europą, były inicjowane /../ przez sobory laterańskie. /../ Jeszcze w XX w. papież Pius Xoświadczył dosłownie: „Religia żydowska była podstawą naszej religii; została jednak zastąpiona nauką Chrystusa i nie możemy uznać dalszej racji istnienia tamtej” (wg w/wym. pozycji).

W taki oto sposób (choć w bardzo wielkim skrócie, bo gdyby chcieć opisać dokładnie te wszystkie prześladowania Żydów przez „pobożnych i bogobojnych” katolików, musiałbym poświęcić na to o wiele więcej miejsca i czasu) realizowano podczas historii religii katolickiej (uważającej się za chrześcijańską), tę fałszywą „miłość i braterstwo” do naszych „starszych braci w wierze”, jak ze znajomością rzeczy nazwał ich „nasz święty” papież. Można sobie wyobrazić jeszcze większą niż ta, hipokryzję? Oj, można! Pod warunkiem, że mówimy o religiach człowieka, w których pokłady zakłamania mogłyby imitować górzysty krajobraz.

 

Luty 2021 r.                                       ------ cdn.------