Grona rozproszonego gniewu


Andrzej Koraszewski 2021-01-18


Żyjemy w czasach, ale warto pamiętać, że robili to również nasi przodkowie. Podejrzewam, że czeka nas wiosna ludów. Nie jest jeszcze pewne których, ale zdenerwowanych jest wielu i to z różnych powodów. Stowarzyszenia zagniewanych założyć nie można ze względu na trudności ustalenia celu. Potrzeba nam charyzmatycznego wodza, któremu moglibyśmy powiedzieć „Wodzu prowadź”. Nieustający kasting jak dotąd nie przyniósł rezultatów. Nie ma już żadnego „my, naród”, jest „my, jurorzy”, podzieleni w naszym marzeniu o jakiejś wykluczającej jedności.

Osięgnięcie jedności może być po części utrudnione z powodu braku zdolności dyskutowania o czymkolwiek, trudności ustalenia o czym mówimy i co właściwie chcielibyśmy ustalić. Dręczy nas „polski sejm”. Nie, nie ten z ulicy Wiejskiej w Warszawie, ten z szwedzkiego idiomu, oznaczający bezładną paplaninę, z której nie tylko nic nie wynika, ale z której nic wyniknąć nie może. Używają go Szwedzi od stuleci, od czasów kiedy byliśmy pawiem i papugą, staczając się w tej naszej nieustającej sejmowej impotencji w nicość.

 

Dręczy nas niepewność, na co gniewać się dziś. Czy na to co wczoraj, czy może iść za podszeptem przesłanych na telefon nowości? Była wicepremier pojechała z synami na narty. Szturmujemy Bastylię? A Janda? Słyszeliście już, że w tej sprawie to sam Tusk powiedział, że PiS się trzyma metody. Obawiam się, że wszyscy trzymają się tej samej metody.

 

Trudno powiedzieć, czego się trzymać. Można powiedzieć, że to nie my się trzymamy, tylko nieustający dziennikarski onanizm trzyma nas. Fakt, w tym szaleństwie jest metoda. Wiadomości, które mogłyby być notką na dziesiątej stronie, lecą na czołówkę, budząc świeżutki gniew, gniewek właściwie, który za kilka godzin zastąpimy nowym. Magla już nie ma. Przestarzała technologia, teraz jest prasa. Znaczy się media, bo plotki i oburzenie to teraz, raczej cyfrowo się puszczają. Została tylko baba z magla. (Z tą babą to lepiej ostrożnie, bo to jakaś dyskrymninacja dziadów i ktoś się oburzy.)

 

Pewnie, że nas wszystko wkurza. Jak niby ma nas nie wkurzać? Przecież wszyscy widzą, że nic nie jest dobrze. Nawet za komuny było lepiej. A najlepiej to było przed wojną Alina Kwapisz-Kulińska wrzuca od czasu do czasu na swoją stronę FB wycinki z przedwojennej prasy. Są pełne uroku, pozwalają odpocząć. Pod datą 11 stycznia 2021 znajdujemy wycinek z „Robotnika” z 1931 roku.



Czy aby rzeczywiście są to ”kwiatki jakie mogą wyrosnąć tylko na sanacyjnej glebie”? Prezentując tę notkę sprzed 90 lat AKK pisze, że policyjne państwo PiS kojarzy się nie tylko z milicyjnym PRL-em. Astronomiczna głupota nie tylko oburza, oburzenie przeradza się w radość, jest jak świeży śnieg, z którego można ulepić bałwana. Dowcipy o milicjantach ratowały życie, były szczepionką uodparniającą na komunistyczny debilizm. Głupota komunistów pozwalała mówić, że takie iditotyzmy to „tylko w komunizmie”. Mieliśmy widome dowody własnej racjonalności i mądrości. No, bo przecież my, tacy głupi? Nigdy w życiu.      

 

Czas pandemii dostarcza ciekawych informacji. Doniesienia prasowe z (niemal) całego świata zdumiewają swoim podobieństwem. Gdyby tylko walkę z pandemią powierzyć dziennikarzom, już byśmy dawno o zarazie zapomnieli. Krytyka ministrów zdrowia, premierów i prezydentów prezentowana na marginesie walki z pandemią może być ciekawym ostrzeżeniem. Nie można wykluczyć, że na innych polach pracownicy przemysłu informacyjnego działają podobnie, ale umyka to naszej uwadze.

 

Sukces Izraela na polu masowych szczepień jest prawie tak ciekawy, jak bezlitosna krytyka polityków europejskich czy amerykańskich. Jedni zasadnie podkreślają, że to nie jest sukces premiera, a systemu i ludzi na wszystkich szczeblach tego systemu, inni zauważają, że to  jednak rząd po konsultacjach z lekarzami podjął na bardzo wczesnym etapie badań klinicznych dedcyzję o wyborze szczepionki oraz o zamówieniach i przedpłatach, kiedy jeszcze nikt inny się na to nie decydował. Tak, ale przepłacili. Owszem, jednak nawet skrócenie zamknięcia gospodarki o dwa dni zwróci to z nawiązką, a przecież, jeśli się powiedzie, skrócą o znacznie więcej. Może to i prawda, ale premier robi to wyłącznie, żeby poprawić swój wizerunek. Zarzut mało wyszukany, chciałbym mieć polityków dbających o swój wizerunek mądrymi decyzjami. Tymczasem świat (oraz izraelska lewica) nie byłby sobą, gdyby przy tej okazji nie odkrył kolejnej żydowskiej zbrodni przeciw ludzkości, ponieważ Izrael nie szczepi obywateli innych państw nie będących członkami ich kas chorych. Udawane współczucie dla Palestyńczykow osiągnęło nowe wyżyny. (Nie sięga jednak Palestyńczyków w Libanie, gdzie jak zapowiedział rząd, żadnych szczepień w palestyńskich obozach nie będzie, ale nie oczekujmy protestów ze strony AI czy HRW. W Libanie Palestyńczycy nie mają ani swojego ministerstwa zdrowia, ani swojego prezydenta, więc jak im współczuć?)

 

Takie uczone dyskusje o pandemii i politykach to w tych naszych czasach klasyka. Izrael niby daleko (ale przecie wszystkich żywo obchodzi), u nas jesteśmy na etapie problemów z możliwością zgłoszenia chęci zaszczepienia się przeciw zarazie. Nasze problemy są nieco inne. Na wystaczającą ilość szczepionek poczekamy długo, zagospodarowanie tego, co udało się kupić, to poważny problem logistyczny, medialny i polityczny.          

 

Nie jest prawdą, że wszyscy chcą się przeciw zarazie zaszczepić, ale ci co chcą, zbyt często nie mogą się dodzwonić, a rejestracja internetowa podobno załamuje nawet najsprawniejszych. (Mnie to akurat nie dotyczy, bo mieszkając w małym miasteczku, dodzwoniłem się bez trudu, otrzymałem rzeczową informację, że nikt nie wie, kiedy szczepionki do nas dotrą oraz zapewnienie, że mogę teraz spokojnie czekać na telefon z wezwaniem na szczepienie.)        

 

Tymczasem wicepremier Kaczyński orzekł po sobotniej mszy (16/01), że: "Zło atakuje nasz kraj, naszą ojczyznę, nasz naród, atakuje instytucję, która jest centrum naszej tożsamości, atakuje Kościół, Kościół katolicki". Nie należy się dziwić tej wypowiedzi. Z pewnością polityk jest przekonany, że jest to najlepszy argument mogący powstrzymać ucieczkę wyborców. Zna historię, wie, że taki argument działał już wielokrotnie. Czy może być w błędzie? Może. Osiemnastoletnia uczennica szkoły zawodowej zadała niespodziewane pytanie, jak to właściwie jest z tą orientacją seksualną, zboczenie, czy biologia? Wyjaśnienie, że biologia, chociaż nadal nie wszystko rozumiemy, wywołało szeroki uśmiech na twarzy i wyjaśnienie, że w jej szkole chyba nikt by tego zboczeniem nie nazwał. Dodaje szybko, że szkolny kolega dawno temu powiedział, że jest gejem i nikomu to nie przeszkadza. (Krótko mówiąc, w tej szkole zawodowej nie wiadomo jeszcze jak inni uczniowie reagowaliby na ateistkę, ale bycie gejem nie jest uważane za jakieś zboczenie. Uczennica chce wiedzieć czy sędzia miał rację, uniewinniając Kaję Godek. Moim zdaniem miał. Być może warto by było w motywacji wyroku napisać, że jej słowa są sprzeczne z nauką, medycyną i moralnością, ale mówienie rzeczy niemądrych nie jest jeszcze przestępstwem, nawet jeśli kogoś obrażają.)

 

Czy jest związek między rozmową z (jedną) uczennicą szkoły zawodowej a wypowiedzią jednego polityka? Wicepremier może być częściowo w błędzie. Argument o rzekomym ataku zła na Kościół może wśród wielu wierzących (a nawet wyborców PiS-u) wywołać niezamierzone reakcje. Podejrzenia, że wicepremier jest zboczony, że z żądzy władzy próbuje zamazać powody głęboko uzasadnionej krytyki Kościoła, już się pojawiły. Tak więc, jednym podbije bębenka i ponownie poszczuje na swoich krytyków, innych zniesmaczy, albo i wręcz obudzi, skłoni do myślenia. Bilans chwilowo pozostaje niejasny i mało prawdopodobne, by kolejny sondaż pokazał nam nagle jakąś nową rzeczywistość.               

 

Nigdy nie wiadomo, co może skłonić do myślenia, ponieważ w wojnie o dusze opinowytwórcy zabiegają o efekt zgoła odwrotny. Obowiązuje zasada: po pierwsze nie myśl, słuchaj, co ci mówią. W Ameryce jest ruch przebudzonych. Czort wie jak to ich „woke” tłumaczyć - obudzeni, przebudzeni, postępowi? Wydaje się ich łączyć wspólny klaster skorelowanych paternów. (Przepraszam, ale słuchałem przez chwilę TOK-FM i coś paskudnego musiałem złapać.) No więc, czym są ci „woke” i po czym ich poznać?           


Na portalu NaTemat przybliża nam to Aleksandra Gersz ostrzegając przed oszustami, którzy mogą udawać, że są „woke”, a oni wręcz przeciwnie:

„Jest feministą, walczy o prawa osób LGBT, promuje weganizm, nienawidzi dyskryminacji i społecznej niesprawiedliwości. Przynajmniej tak ma w profilu. Kiedy umawiacie się na randkę, okazuje się, że to mizogin, rasista i homofob, który nie wierzy w kryzys klimatyczny. To zjawisko, które na Tinderze i innych portalach randkowych zatacza coraz szersze kręgi, ma nawet swoją nazwę. To wokefishing, czyli... podryw na poglądy.”

Kto wie, czy nie należałoby tego „wokeizmu” opisać dokładniej, ponieważ w amerykańskich mediach (i to nie tylko tych prawicowych) spotyka się obawy, że ten ruch może odcisnąć swoje piętno na nowej administracji. Ponieważ unikam przewidywania przyszłości, więc odnotowuję tylko, że i za oceanem ostrzeżenia przed wokefishing widziałem i to w zupełnie innych miejscach niż portale randkowe i wydawały się zapowiadać sabat czarownic już polujących na nie dość przebudzonych.   

 

Chwilowo nasze media donoszą, że prezydent Biden zapowiedział, że w piewszych dniach będzie zamiatał. Cofnie niektóre kontrowersyjne decyzje. Wystraszyłem się, że cofnie decyzje związane z błędną interpretacją prawa bądź merytorycznie zdaniem nowej admnistracji  niesłuszne, ale cofnie „kontrowersyjne”, czyli takie, na temat których różni ludzie mają odmiennne poglądy, więc szafa gra.

 

Z tych zapowiedzi wynika, że prezydent szybciutko zniesie restrykcje ograniczające imigrację z krajów muzułańskich, powróci do porozumienia klimatycznego i każe zasłaniać usta w obiektach federalnych. (Amerykańska prasa kładzie nacisk na planowane posunięcia związane z gospodarką, my otrzymaliśmy zapewnienie, że te wspomniane wyżej działania przyniosą ulgę milionom i odwrócą największe szkody.)

 

Podczas gdy w polskiej prasie cieszy mnie jedność przynajmniej w sprawie tego, co za oceanem, tam takiej jedności nie widać. Zgoła przeciwnie. Najmniej mnie porusza fakt, że Trump pójdzie w ślady Adamsa, który obraził się i uciekł przed inauguracją Jeffersona. Bardziej niepokoi taniec chochołów. Zwycięskie media oskarżają 74 miliony rodaków, którzy głosowali na Donalda Trumpa, o faszyzm, wyborcy Trumpa nadal oskarżają zwycięzców o liczne fałszerstwa wyborcze. Optymiści zapewniają, że amerykańska demokracja dawała sobie już radę z gorszymi kryzysami, pesymiści twierdzą, że ta demokracja jest już na łóżu śmierci. Walka o rząd dusz, nadal pcha do rzucania coraz bardziej radykalnych haseł i do podbechtywania do gniewu. W naszym zaścianku również, ale nasz zaścianek nie wpływa na losy świata. Marzy mi się w Dobrzyniu nad Wisłą, żeby już w tej Ameryce skończyli z tym polskim sejmem i żeby żadnej wiosny ludów nie było, ale chochoły już tak się roztańczyły, że chyba nic ich nie zatrzyma. Wylewanie oliwy na grona rozproszonego gniewu może nie przynieść żadnych rezultatów. Gwałtowne nasilenie się mocnej wiary dobrze nie wróży.