Hipokryzja Demokratów szkodzi demokracji


Jonathan Tobin 2020-11-11


Dla niemal wszystkich mediów głównego nurtu i połowy kraju, która głosowała na Joe’go Bidena, prezydent Donald Trump i jego zwolennicy nie umieją przegrywać.


Odmowa prezydenta zaakceptowania prognoz mediów, że przegrał wybory, jak również jego twierdzenia, że wybory mu ukradziono, określa się jako coś więcej niż brak sportowej postawy. Jest oskarżony, wraz z 71 milionami Amerykanów, którzy na niego głosowali, o szerzenie “dezinformacji” w sprawie twierdzeń o oszustwach wyborczych, o funkcjonariuszach w kierowanych przez Demokratów miastach i stanach, którzy podobno mieli stronniczy wpływ na liczenie i podważali prawomocność wyborów. Wierzą oni, że niechęć Republikanów do zaakceptowania porażki i szerzenie przez nich tego, co Demokraci uważają za teorie spiskowe, jest nie tylko niesłuszna, ale jest zagrożeniem dla demokracji.  


Skargi Republikanów na brak przejrzystości lub błędy w procesie liczenia w Pensylwanii, Wisconsin i Michigan zasługują na zbadanie. Wyniki liczenia późnych głosów mogą być po prostu produktem tego, że Demokraci znacznie częściej głosowali pocztowo, podczas gdy Republikanie w przeważającej mierze woleli robić to osobiście. To może nie być oszukańcze, ale część ludzi na prawicy nie bez racji uznała ten niezwykły rozwój sytuacji za podejrzany.


Niemniej, nawet jeśli Biden wygrał całkowicie legalnie, czy ktokolwiek sądzi, że Demokraci nie protestowaliby, gdyby sytuacja była odwrotna? Gdyby to Biden prowadził w noc wyborczą, ale potem jego zwolennicy musieliby patrzeć ze zdumieniem, jak miliony głosów pocztowych – które były przeważająco oddane na ich przeciwnika – były liczone z opóźnieniem i rozstrzygnęły wybory przeciwko nim, czy Demokraci zaakceptowaliby to bez zadawania żadnych pytań?


Świętoszkowata groza wobec bezczelności Republikanów, którzy wskazują na historię nieuczciwości w polityce w miejscach takich jak Filadelfia, gdzie wybory wymykały im się z rąk, lub twierdzenia, że jest rasizmem wskazywanie na te fakty, są równie nieprzekonujące.  


Jednak, nawet jeśli sądzisz, że Trump i Republikanie popełniają błąd nie przyznając z godnością porażki, hipokryzja ich oponentów jest osłupiająca. Świętoszkowate psioczenie  prezenterów CNN na konserwatystów, którzy nie chcą przyklęknąć przed widocznym wynikiem i dołączyć do świętowania w mediach zwycięstwa Bidena, jest śmieszne.


Nie chodzi tylko o to, że w kampanii 2020 liberalne media przedefiniowały “dezinformację” jako wszystko, co może zaszkodzić Bidenowi i dlatego nikt nie powinien o tym mówić, a już absolutnie nie publicznie. Ani nie jest to wyłącznie produkt traktowania Bidena przez media w jedwabnych rękawiczkach podczas kampanii, ani sposobu, w jaki te same kanały i publikacje oklaskiwały starania miliarderów z oligarchii, którzy są właścicielami  Facebooka i Twittera, cenzurowania takich informacji.


Problem z liberalną krytyką Trumpa i Republikanów polega na fakcie, że to Demokraci odmówili zaakceptowania wyników wyborów prezydenckich w 2016 roku. To są ci sami ludzie, którzy spędzili ostatnie cztery lata szerząc teorie spiskowe o wyborach 2016 roku i poddając w wątpliwość nie tylko wybory, które przegrali z niewielkim marginesem, ale patriotyzm i prawomocność swoich oponentów.


Hillary Clinton istotnie przyznała porażkę dzień po wyborach 2016 roku. Ta gotowość trzymania się reguł i współpraca odchodzącej administracji Obamy z przejściowym zespołem Trumpa maskowała jednak coś głęboko złowieszczego i niebezpiecznego dla demokracji.  


Demokraci wówczas nie byli “umiejącymi przegrywać”, jakimi teraz chcą, by byli Republikanie. Zamiast zostawić partię Republikańską w spokoju, by nacieszyła się swoim triumfem, lewica natychmiast zaczęła traktować prezydenturę Trumpa jako bezprawną. Powstał w tygodniach po wyborach “opór”, którego celem było zmuszenie Trumpa do opuszczenia urzędu. Ten „opór” nadał ton kolejnym czterem latom. Z pomocą sojuszników w mediach Marsz Kobiet – kierowany przez grupę antysemitów i radykałów – przyćmił inaugurację Trumpa, a coś takiego nigdy przedtem nie zdarzyło się w historii politycznej Ameryki.


W ciągu kilku tygodni od porażki Clinton liberalne publikacje i media elektroniczne także zaczęły twierdzić, że problemem nie były jej niskie notowania ani jej niekompetentna kampania. Zamiast tego powiedzieli społeczeństwu, że powodem był przeciek emaili byłego przewodniczącego Narodowego Komitetu Demokratycznego, Johna Podesty, jak również ogłoszenia na Facebooku zamieszczane przez konta botów związanych z rosyjskim rządem.


Teza, że nieskuteczne ogłoszenia na Facebooku, które widziało stosunkowo niewielu Amerykanów, wpłynęły na wybory, nie ma sensu. Równie absurdalne jest twierdzenie, że emaile Podesty zadecydowały o wykolejeniu kampanii Clinton. Ujawnione przez Wikileaks informacje niewiele zaszkodziły Clinton, której wiarygodność już była poważnie naruszona z powodu skandalu z jej własnymi emailami. Wpływ przecieków Podesty został także przyćmiony przez znacznie większą wrzawę wokół publikacji taśmy Access Hollywood , na której Trump został przyłapany na wygłaszaniu wulgarnych komentarzy i przechwałkach o czymś, co mogło równać się napaści seksualnej.


Co ważniejsze, w ostatnich miesiącach kampanii i po zwycięstwie Trumpa, społeczność wywiadowcza USA zaczęła aktywnie badać twierdzenia, że Republikanie spiskowali z Rosjanami. Nie tylko szpiegowali kampanię Trumpa, ale specjalnie i fałszywie obrali za cel generała Michaela Flynna, człowieka, którego nowy prezydent mianował na swojego pierwszego doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego, a którego oskarżyli, że jest rosyjskim agentem. Ustawili także pułapkę krzywoprzysięstwa, której ostatecznym rezultatem było zwolnienie Flynna ze stanowiska i proces sądowy.


Oskarżenie o działanie w zmowie z Rosjanami było w znacznej mierze oparte na stronniczych danych opozycji - dossier Steele’a – które łatwo było zdyskredytować. Próba udowodnienia tego, co było absurdalną teorią spiskową – koncepcją, że Trump i jego zespół są rosyjskimi agentami – była całkowitą porażką. Niemniej gotowość prasy do propagowania przecieków o tych oskarżeniach pomogła w wyolbrzymieniu ich w publicznej wyobraźni do nie tylko rozsądnych, ale niemal z pewnością prawdziwych.  


Kiedy w końcu ustanowiono biuro specjalnego prokuratora do zbadania tych oskarżeń pod kierownictwem Roberta Muellera, powszechnie twierdzono, że jest tylko kwestią czasu, zanim obali się Trumpa. To pomogło Demokratom w wyborach w połowie kadencji w 2018 roku. Jednak, kiedy Mueller opublikował raport po dwóch latach dochodzeń, nie doszedł do wniosku umożliwiającego oskarżenie Trumpa. Była to, jak zwolennicy Trumpa twierdzili od samego początku, teoria spiskowa. Niemniej nawet po tym wiara Demokratów w tę fałszywą historię przetrwała.


Przez cztery lata Demokraci trzymali się tych mitów. Teraz zaś spiesznie piętnują Republikanów jako kłamców i twórców teorii spiskowych za myślenie, że ich oponenci mogli dopuścić się jakiegoś szelmostwa. Wątpliwości partii Republikańskiej w sprawie wyniku wyborów 2020 mogą ostatecznie nie okazać się oparte o dające się udowodnić oskarżenia o oszustwo. Z braku przekonujących dowodów Trump może być zmuszony do przyznania, że nie może powstrzymać Bidena przed objęciem urzędu prezydenta.


Czy jednak ktokolwiek naprawdę sądzi, że jest bardziej rozsądne uważanie Trumpa za rosyjskiego agenta niż przekonanie, że politycy demokratycznej machiny – włącznie z prokuratorem generalnym Pensylwanii, Joshem Shapiro, który gwarantował, że głosy pocztowe zapewnią porażkę Trumpa jeszcze zanim choć jeden z nich został policzony – nie mogli nagiąć lub złamać reguł, by pomóc wygrać swojej stronie?  


Demokraci, którzy nie umieli przegrać przez cztery długie lata i którzy wielokrotnie oszukiwali społeczeństwo amerykańskie, by propagować teorię o rosyjskiej zmowie, nie są wiarogodni w swoich krytykach Trumpa w tej sprawie.


Próby Demokratów zastraszania Republikanów, by milczeli i nie zadawali żadnych pytań w sprawie głosowania, lub po prostu zamykanie dyskusji, uznając zarzuty za teorię spiskową, którą media z góry opatrzyły etykietką fałszu zanim sprawę choćby pobieżnie ktokolwiek zbadał, nie pomogą sprawie demokracji. Zamiast tego zagwarantują tylko, że gniewni zwolennicy Trumpa będą trzymali się swoich oskarżeń z tą samą zaciekłością i zdecydowaniem, jak to robili Demokraci ze swoją nieumiejętnością zaakceptowania porażki przez ostatnie cztery lata.


Democrats' Sore Loser Hypocrisy Is Damaging Democracy

Neewsweek, 11 listopada 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.