Refleksje sprzed lat: „W obronie kobiet” II.


Lucjan Ferus 2020-11-08


Motto: „Gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę, aborcja byłaby sakramentem” Gloria Steinem.

 

Kontynuacja pierwszej części tekstu o tym samym tytule, napisanego w marcu 1992 roku.

                                                           ------ // ------

„Ostatni najcięższy argument wysuwany przeciwko kobietom sprzeciwiającym się  zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej, to Bóg, czy też odpowiedzialność przed Bogiem. Trzeba przyznać, że Kościół w „osobie Boga” wytoczył najcięższe działo, jakie miał do dyspozycji. Można by kobietom uznać to nawet za zasługę, gdyby nie fakt, że tak potężny argument w postaci Boga, wytacza Kościół z wielu różnych powodów. Przykładowo: kiedy ludzie walczą z pazernością kleru i buntują się przeciw niej – są uważani za wrogów religii i samego Boga.


Kiedy wyrażają swoje niezadowolenie ze sposobu wprowadzenia religii do szkół (całkiem w stylu tych przebrzydłych komuchów) – są uznawani za wrogów Kościoła, religii i Boga (w takiej właśnie kolejności). Kiedy wyrażają swoje niezadowolenie, że dzieci nie mają się gdzie uczyć, ludzie nie mają gdzie mieszkać, a coraz to nowe kościoły wyrastają „jak grzyby po deszczu” – są oczywiście wrogami religii i oczywiście Boga. I tak ze wszystkim, można by długo wyliczać. Ile to już podłości, krzywd i zbrodni było robionych w imieniu Boga, ile brudnych interesów Bóg firmował, ile zła człowiek wyrządził człowiekowi w imieniu swych bogów?!

 

Np. pierwsza krucjata (podczas której zabito wiele tysięcy innowierców i zrabowano ich majątki) była prowadzona pod hasłem „Bóg tak chce!”. Żołnierze niemieccy w obu wojnach światowych mieli na klamrach pasów napis: „Bóg z nami”, a błogosławieństwo udzielone armii hitlerowskiej przez papieża Piusa XII brzmiało (fragmenty): „Wzniosły heroizm w obronie kultury chrześcijańskiej, wyprawa krzyżowa, która pozwoli Europie swobodnie oddychać i obiecuje narodom nową przyszłość” – „pięknie” powiedziane, prawda?  Tyle, że w tej „obiecanej nowej przyszłości” nie miało być Polski.

 

Taki jest Bóg religii i kapłanów: z jednej strony jest ponoć wszechmocny (Wszechświat stworzył słowami: „Niechaj się stanie!”), a z drugiej strony tak łatwo go oszukać, wystarczy użyć prezerwatywę podczas stosunku i już ten wszechmocny Bóg jest bezradny! A przecież wg religii jest on też wszechwiedzący, czyli wiedział wszystko o stworzonych przez siebie istotach nieskończenie wcześniej nim zaistniały na świecie. I temu Bogu można się ponoć z łatwością sprzeciwić usuwając ciążę, lub unikać stosunku w dni płodne co też jest grzechem.

 

Kard. Ratzinger (Kongregacja Doktryny i Wiary, dawna Inkwizycja), tak ujął ten problem: „Kobieta, wiedząc kiedy ma dni płodne i powstrzymując się od stosunków płciowych w tym czasie, również popełnia grzech!”. No proszę! Dochodzi do tego, iż stosunek przerywany także uważany jest za grzech! Coś w tej kwestii mógłby powiedzieć biblijny Onan, któremu zarzucono stosowanie masturbacji (czyli tzw. onanizmu od jego nazwiska, lub samogwałtu, jeszcze głupsze określenie), podczas gdy on sprzeciwiał się prawu lewiratu, które nakazywało mu płodzenie potomstwa z wdową po zmarłym bracie, pod groźbą kary śmierci.  

 

Kościół kat. jest ponoć rzecznikiem nieingerencji w naturalne (czytaj boskie) prawa natury. Szkoda tylko, że sam się do tego nie stosuje. Przecież ustanowienie celibatu (wiadomo, że z przyczyn politycznych i ekonomicznych) jest pogwałceniem praw natury i zapisu z Biblii. Ale co innego jest nakazywać pewne zachowania wiernym, a co innego samemu się do nich stosować. Przerywanie ciąży, a nawet antykoncepcja uważane są za sprzeczne z wolą Bożą. Gdzie leży granica, do której coś zgodne jest z wolą Boga, a poza nią, już jest jej przeciwne?

 

Np. ojciec Kościoła Klemens Aleksandryjski uważał za grzech oglądanie własnego odbicia w lustrze. Za bezbożną krytykę dzieła Boga i występną samowolę uważał także obcinanie sobie brody lub wyskubywanie jej. A zatem, czy operacja jelita grubego u papieża Jana Pawła II, albo leczenie zębów, łupieżu lub wyciskanie wągrów – są zgodne z wolą Boga, czy raczej jej przeciwne? A leczenie bezpłodności czy zakładanie piorunochronów? (nazywanych przez papieży „heretyckimi żerdziami” i budzących ich sprzeciw!). Warto znać odpowiedzi na te i inne pytania. Czy np. cała służba zdrowia sprzeciwia się woli bożej, czy tylko ginekologia?

 

Czy naprawdę ten wszechmocny i wszechwiedzący Bóg (jak uczy sama religia!) nie dałby sobie rady ze swymi stworzeniami – ludźmi, bez pomocy kapłanów, religii i Kościołów? (jak on rządził Ziemią przez ostatnie setki tysięcy lat, zanim pojawili się na niej kapłani? Aż strach pomyśleć!). Czy rzeczywiście powinniśmy wierzyć, iż człowiek może cokolwiek uczynić, czego Bóg by nie chciał, czyli wbrew jego woli i jego zamysłowi względem ludzkości? Czy nie jest to przypadkiem przejaw pychy, największej na jaką może sobie człowiek pozwolić? Wiara, iż może on sprzeciwić się wszechmocnemu Stwórcy?! Zaiste, na taką herezję mogli wpaść tylko ludzie o niewyobrażalnej pysze, bardzo rozdętym ego i chorych ambicjach.

 

A przecież już ponad 350 lat temu, włoski filozof i ateista Cesare Vanini, doszedł do takiego przekonania: „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył; jeśliby chciał aby był lepszy, byłby lepszy. Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce; napisano bowiem, że wszystko czego chce, może zrobić. Jeśli zaś nie chce, a grzech mimo to istnieje, należałoby go nazwać albo nieprzewidującym, albo bezsilnym, albo okrutnym; skoro czy to nie był świadom swej woli, czy nie mógł jej wykonać, czy też jej poniechał”. Spalono go na stosie (pocz. XVII w.), ale przedtem wyrwano mu język i uduszono (co było aktem łaski), gdyż w żaden sposób nie dało się udowodnić, iż jego rozumowanie jest błędne.

 

Zresztą sobór Watykański I (1870 r.) wypowiedział się w podobny sposób: „Wszystko, co stworzone, Bóg swoją Opatrznością strzeże i prowadzi, kierując od początku do końca mocno i rozrządzając wszystko w słodyczy” (choć może z tą „słodyczą” przesadzono, ale to było pisane przed dwoma wojnami światowymi). Natomiast św. Tomasz z Akwinu stwierdził: „Ponieważ wszystko co jest stworzone, zaistniało zgodnie z myślą Bożą, przeto idea podporządkowania wszystkiego jednemu celowi, powinna istnieć od całej wieczności w umyśle bożym”. Jest więc to samo do czego doszedł Vanini, z tym, że jeden został wielkim świętym tego Kościoła, a drugi stał się heretykiem i został spalony na stosie.

 

Oddajmy jeszcze głos soborowi Watykańskiemu I: „Jest dogmatem wiary, iż Bóg utrzymuje w istnieniu wszystkie rzeczy stworzone i gdyby przestał choć na chwilę, wszystkie zapadłyby się w nicość”. I tu nasuwa mi się pytanie: Czy Bóg chciałby utrzymywać w istnieniu tych wszystkich, którzy jakoby mu się sprzeciwiają? Którzy, jak się ich określa, są jego wrogami? Którzy rzekomo postępują wbrew jego woli, czyniąc nieustannie coś, czego on by nie chciał? Lub nie czynią tego, czego by chciał? Ludzie! Przecież mamy ponoć do czynienia z Bogiem o nieskończonych i niczym nie ograniczonych możliwościach! (czego uczy sama religia).

 

A jeśli tak, to nie zasłaniajmy się nim przy byle okazji, podczas załatwiania ziemskich, ludzkich (i jakże często brudnych) interesów. Nie powołujmy się na wzniosłe idee, które mają za zadanie uprawomocnić i uzasadnić potrzebę dominacji i władzy jakiejś grupy ludzi nad resztą społeczeństwa. Siłą Kościoła zawsze była umiejętność wywierania wpływu (a nawet presji) i kierowania ludźmi miernymi lecz będącymi u władzy i przez nich dochodzenia do swych celów. Kiedyś (możliwe, że dopiero wtedy, kiedy kościoły zaczną „świecić pustkami”) Kościół ugnie się, jak już nie raz to się zdarzało w jego historii, i zmieni swoje stanowisko do tych spornych kwestii, lecz ile kobiet będzie musiało się nacierpieć i umrzeć w męczarniach? Czy nie będzie to współczesny odpowiednik dawniejszych „polowań na czarownice”?

 

Panowie parlamentarzyści i sterujący nimi kapłani, opamiętajcie się, bo źle się bawicie! Ludzkość przerabiała to już wielokrotnie! Czy chcecie aby wasze nazwiska dorównywały sławie Tomasa Torquemady? (też fanatycznie wierzył, że robi dobrze odbierając życie tysiącom ludzi, po to by „ocalić” ich hipotetyczne dusze!). Dlaczego organizacja o strukturze władzy opartej na hierarchii, jaką jest Kościół katolicki uczy społeczeństwo demokracji i egalitaryzmu? A kapłani żyjący w celibacie i nie posiadający dzieci (oficjalnie) uczą kobiety życia rodzinnego i wychowywania potomstwa? Nadęci pychą uczą pokory, a najbardziej pazerni nauczają ubóstwa? Czy tak jest wszędzie, czy tylko u nas tak się porobiło?!

 

A może jednak jest tak, jak mówi nauka? Wszyscy jesteśmy dziećmi natury: „Jesteśmy sami, nic nas nie usprawiedliwia” (Sartre) i to my sami z naszego życia zrobiliśmy „świętość” i stworzyliśmy sobie bogów? Lecz w przyrodzie nie ma takiego wartościowania, jakie chętnie widzieliby ludzie. „Nie ma dobra ani zła, tylko myślenie o nich czyni je takimi” (Sheakspere). I każde życie ma tylko wtedy prawo zaistnieć, jeśli warunki zewnętrzne i już zastane, na to mu pozwolą. Czemu obrońcy życia poczętego nie ronią łez nad każdym zapłodnionym jajem kurzym (kaczym, gęsim, przepiórczym, indyczym itp.), które ma zostać zjedzone?

 

Nad małymi żółwikami, które po wykluciu masowo giną w drodze do morza? Nad miliardami żabich jaj oraz jajeczek innych żywych stworzeń, które każdego dnia w każdej sekundzie są pożerane na świecie? Itd. itp. Czyżby nie wierzyli oni, że każde życie jest darem Boga i tym samym ma prawo do godnego życia w miłości? A trzeba przyznać, iż „Matka Natura” jest wyjątkowo okrutna dla swych dzieci: wszyscy dla wszystkich służą za pokarm, wystarczy chwila nieuwagi, nie dość szybka ucieczka, czy niedostatek siły w starciu z przeciwnikiem. Tylko człowiek wierzy, iż ma opiekuna-Ojca w niebie i dlatego nie dotyczą go prawa natury.

 

Czy nie powinniśmy pomyśleć o tym, póki nie jest za późno? Ktoś, kiedyś powiedział: „Nauczyliśmy się kontrolować śmierć, musimy też nauczyć się kontrolować życie”. I to nie jest odbieranie Bogu części władzy nad ludźmi, to jest smutna konieczność wynikająca z potrzeby zachowania równowagi w przyrodzie. Tylko czy pozwolą na to ci, którzy mają we władaniu ludzkie sumienia? Wątpię! A zatem: kobiety musicie same się bronić, bo jeśli wy tego nie zrobicie, nikt inny za was tego nie zrobi! (nawet pani profesor Łętowska). To kobiety głównie powinny decydować w sprawach związanych z rodzeniem dzieci i macierzyństwem.

 

Mam też duże wątpliwości czy Kościół rzymskokatolicki ma moralne prawo mieszać się do problemu ochrony życia i do stawania w jego obronie. Jego pełna przemocy i przelanej krwi historia, w czasie której w imię miłosiernego ponoć Boga wymordowano pod pretekstem „ewangelizacji” wiele, wiele milionów niewinnych ludzi (w tym mnóstwo kobiet obłudnie oskarżanych o czary i w nieludzki sposób torturowanych przed spaleniem na stosie), powinna pozbawić go tego moralnego prawa raz na zawsze. Bowiem w jego przypadku i w kontekście jego przerażającej historii, jest to jeszcze jedną wielką i wyrafinowaną hipokryzją.

 

Dlaczego ten Kościół i ta religia nie dostrzega jak niszczone jest życie już w pełni rozwinięte? Dlaczego nie aktywizuje swej działalności tam, gdzie ludzie ze sobą walczą i zabijają się, np. podczas licznych wojen? Dlaczego żołnierze, szkoleni po to by zabijać, nie są potępiani  przez Kościół, a wręcz przeciwnie? Oddelegowani tam „słudzy boży” w postaci kapelanów, nie mają za zadanie zakazywać im zabijania, ale tak ich przekonująco zmotywować, aby zabijali wrogów z czystym sumieniem i nie mieli przy tym żadnych psychicznych wyrzutów. I już na koniec, oto co znalazłem w książce Zdzisława Wróbla pt. Erotyzm w religiach świata wydanej dwa lata temu (1990 r.), a co bezpośrednio dotyczy przedstawianego tu problemu:

„Wprowadzony przez Kościół zakaz przerywania ciąży, nie stosowany ani przez Greków, ani przez Rzymian, a nawet w judaizmie dopuszczający wyjątki, był następstwem błędnej interpretacji przez Tertuliana, jednego z przepisów II Księgi Mojżeszowej, prawdopodobnie wskutek niedokładności łacińskiego przekładu. Oto jego dosłowne brzmienie we współczesnym przekładzie: „Jeżeli dwaj mężowie się biją, a przy tym uderzą kobietę brzemienną tak, że poroni, ale nie poniesie dalszej szkody, to sprawca zapłaci grzywnę, jaką mu wyznaczy mąż tej kobiety” (Wj 21,22).

 

Chodzi więc o przypadkowe poronienie i kara grzywny dla sprawcy jest niezwykle niska w porównaniu z karami za inne przewinienia, np. karą śmierci za uderzenie ojca lub matki czy nawet za złorzeczenie im. Tertulian wyciągnął z tego wniosek, że Biblia traktuje każde usunięcie płodu jako zbrodnię. Ustalił on autorytatywnie, że męski płód jest żywy po 40-tu dniach od poczęcia, a żeński po 80-ciu. By wesprzeć negatywny stosunek do seksu biblijnym autorytetem, zmieniono sens grzechu pierworodnego.

 

Księga Genesis podaje jako przyczynę upadku pierwszych ludzi spożycie owocu z drzewa poznania dobra i zła, za co zostali wygnani z raju. „.. gdy tylko zjecie z niego – mówi wąż do Ewy – otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg, znający dobro i zło”. /../ Natomiast Kościół głosił, że przyczyną wygnania Adama z Edenu było spełnienie przez niego aktu seksualnego i zdobycia wiedzy seksualnej. Kuszenie jabłkiem stało się symbolem seksualnej pokusy, a kusicielka Ewa seksualną kusicielką. Menstruacja zaś, jest karą nałożoną za ten grzech na wszystkie kobiety”.

1992 r.                                               

 

To tyle w tej kwestii z notatek z tamtego czasu. No cóż, zapewne dzisiaj w inny sposób opisał bym ten kobiecy problem, budzący tak wielkie emocje. Przede wszystkim wykorzystałbym późniejszą wiedzę, jaką nabyłem w tzw. międzyczasie. A tak się składa, iż mam książkę pt. Eunuchy do raju. Kościół katolicki a seksualizm, autorstwaUty Ranke-Heinemann, która w całości poświęcona jest tej problematyce, a w niej m.in. znajdują się takie fragmenty:

„W starożytności przeważał raczej pogląd Arystotelesa, że dusza ludzka trafia do płodu męskiego po 40 dniach od chwili zapłodnienia, do płodu żeńskiego po 90. Wcześniej płód ma duszę roślinną, później zwierzęcą /../ dusza bardziej przynależy mężczyźnie niż kobiecie. Dusza, tzn. bycie człowiekiem, jest czymś raczej męskim niż kobiecym. /../ W zgodzie z biologią Arystotelesa, Augustyn /../ pisał, że dusza nie może mieszkać w nieuformowanym ciele, zatem również o morderstwie nie może być mowy. W podobnym duchu wypowiadał się Hieronim: „Nasienie w macicy przyjmuje postać stopniowo i nie uchodzi za zabójstwo, dopóki poszczególne elementy nie otrzymają swej zewnętrznej formy i swych członków”. /../

 

„Tym, który stopił w jeden system wrogość do zmysłowej radości i seksualności z chrześcijaństwem, był /../ św.Augustyn. /../ przetransponował grzech pierworodny, który w jego systemie zbawienia odgrywał ważną rolę w kontekście aktu seksualnego i związanej z nim rozkoszy. Grzech pierworodny oznaczał dla niego wieczną śmierć i zgubę tych z „rzeszy potępionych” (a należą do niej wszyscy), którzy nie zostaną zbawieni dzięki łasce Boga. /../ „Oto w winie się narodziłem, a w grzechu poczęła mnie matka moja” (psalm 50,7) /../ Rozkosz seksualna, która dochodzi do głosu w każdym akcie płodzenia, jest przenośnikiem grzechu pierworodnego. /../ to papież Leon Wielki /../ pierwszy oznajmił, że każdy stosunek małżeński jest grzechem”. /../

 

Tego rodzaju absurdalne pomysły są rezultatem sprowadzonej na bezdroża moralności seksualnej, która bynajmniej nie jest skłonna zrezygnować ze swej już prawie 2 000 lat temu przywłaszczonej władzy nad małżeńskimi sypialniami. To jest zdumiewające, jak wielką gromadą szli przez historię ludzie wzajemnie się duchowo zapładniający, zawsze niekompetentni, choć przybrani w pozory fachowości. Ludzie, którzy otoczywszy się nimbem boskości, roztrząsali przez znaczną część życia problemy całkowicie nonsensowne.

 

Ten pseudoteologiczny gabinet figur woskowych mógłby być powodem prawdziwej wesołości, gdyby wypełniające go postaci nie miały na sumieniu tylu małżeńskich tragedii. /../ Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie represje skierowane przeciw kobietom, wypieranie ich z urzędów kościelnych, oczernianie i wyklinanie, okaże się, że cała historia Kościoła jest jednym długim pasmem prymitywnej męskiej tyranii wobec kobiet. I ta tyrania, niczym nie uszczuplona, trwa do dnia dzisiejszego”.

Do powyższego wyliczenia Autorka tego tekstu zapomniała dodać parowiekowe „polowania na czarownice” urządzane przez religie i Kościoły (czyli przez mężczyzn), które pochłonęły wiele tysięcy ofiar, przysparzając im jeszcze przed śmiercią w płomieniach niewyobrażalnych cierpień. To tak gwoli ścisłości. Na koniec przypomnę, iż w wielu swoich tekstach często podejmowałem problem zakłamanej moralności religijnej, a szczególnie jej sfery związanej z płciowością człowieka i błędnie przez religie pojmowaną seksualnością. Pisałem też o jej przemożnym wpływie na zakłamane relacje religijno-kobiece, czy też kościelno-kobiece.

 

Oprócz tego, dość częstym lejtmotywem przewijającym się w moich tekstach było wyrażane przeze mnie przekonanie, iż wszystkie religie i wszyscy nasi bogowie, są wytworem ludzkiej wyobraźni, ludzkiego umysłu. Czyli mówiąc wprost: wszystkie Kościoły i religie oszukują swych wiernych twierdząc, że mają osobiste kontakty z bogami/Bogiem, a tym samym ich panowanie nad sumieniami i życiem wiernych, jest niczym innym, jak uzurpacją władzy człowieka nad człowiekiem, dzierżonej w imieniu bogów i wywalczonej podczas długiej historii religii. Historii pełnej przemocy i przelanej krwi niezliczonej ilości ofiar, obłudnie pojmowanej „ewangelizacji” świata, podczas „krzewienia” rzekomej „Dobrej Nowiny”.

 

Zatem wszystkie religijne „świętości” (włącznie z „Ojcami świętymi”, arcybiskupami i różnymi świątobliwymi prałatami, których po czasie trzeba było zrzucać z niezasłużonych piedestałów) są dla mnie niczym więcej, jak pracownikami międzynarodowej organizacji, której członkowie (wyłącznie mężczyźni) już tysiące lat temu zorientowali się, iż nic innego nie przysparza większych korzyści dla ich władzy nad masami, jak sojusz „ołtarza z tronem” i niczym tak dobrze nie panuje się nad ludźmi, jak obietnicami pośmiertnego życia w niebie i strachem przed śmiercią, wyolbrzymionym wizją wiecznej piekielnej męki. A wydarzenia dziejące się obecnie, tylko to potwierdzają. I to byłoby tyle, do owego tekstu sprzed 28 lat.   

 

Listopad 2020 r.                                 ------ KONIEC-----