Zakład Simon-Ehrlich po 40 latach


Marian L. Tupy i Gale L. Pooley 2020-10-23


Jest rok 1980 i bierzesz ślub. Twoi rodzice postanowili zaprosić na wesele 100 gości. Przyjęcie kosztuje 100 dolarów na osobę czyli w sumie 10 tysięcy dolarów. Szybko przenosimy się do roku 2018. Teraz pora na ciebie. Urządzasz wesele dla swojego dziecka. Lista gości wzrosła o 72% (kilku staruszków już nie ma, ale liczba kuzynów eksplodowała). To znaczy, że musisz zaopatrzyć 172 ludzi. Cena za jednego gościa pozostała ta sama (chwilowo zapomnij i zignoruj inflację), więc spodziewasz się rachunku na 17 200 dolarów. Zamiast tego rachunek wynosi 4 816 dolarów, czyli mniej niż połowa tego, co twoi rodzice zapłacili za ciebie. Jak to możliwe, pytasz właściciela restauracji? Odpowiada, że na każdy jeden procent wzrostu liczby uczestników rachunek obniża się o jeden procent. A więc, podczas gdy liczba gości wzrosła o 72%, twój rachunek zmalał o 72%. Z pewnością takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu – a może jednak?


W rzeczywistości to właśnie stało się z przystępnością 50 podstawowych towarów w latach od 1980 do 2018. Przez te 38 lat populacja świata wzrosła z 4,458 miliardów do 7,631 miliardów, czyli o 71,2 procent. W tym samym czasie podstawowe towary, włącznie z energią, żywnością, materiałami i metalami stały się przeciętnie o 71,6 procent bardziej przystępne. Ujmując to inaczej, czas potrzebny do zarobienia pieniędzy na zakup tej samej jednostki w koszyku 50 towarów w 1980 roku wystarczał na 3,62 jednostki w 2018 roku. Skumulowany wskaźnik wzrostu dostatku wynosił 3,44 procenta rocznie. To znaczy, że przystępność naszego koszyka towarów podwajała się co 20,49 lat. Stosunek między wzrostem populacji a obfitością zasobów jest głęboko sprzeczny z intuicją, niemniej jest prawdziwy. Fakty zaskoczyły nas i zaskoczą was także.


Pokolenia ludzi na całym świecie uczono wiary w to, że istnieje stosunek odwrotności między wzrostem populacji a dostępnością zasobów, innymi słowy, że jeśli populacja rośnie, zasoby stają się “skąpe”. Historycznie rzecz biorąc, było to prawdą. W świecie zwierzęcym nagły wzrost dostępności zasobów, jak trawa po niezwykle obfitym deszczu, prowadzi do eksplozji populacji zwierząt. Eksplozja populacji prowadzi następnie do wyczerpania zasobów. Z kolei wyczerpanie zasobów prowadzi do zapaści populacji. Jeśli poważnie traktujesz teorię ewolucji – a my to robimy – wiesz, że ludzie wyewoluowali ze znacznie skromniejszych początków i byli znacznie bardziej narażeni na zmienne koleje losu.


Z czasem jednak ludzie rozwinęli skomplikowane rodzaje współpracy, które podnoszą ich bogactwo i szanse przeżycia. Spójrzmy, na przykład, na handel i wymianę. Jak napisał brytyjski autor, Matt Ridley, w książce z 2010 roku The Rational Optimist: How Prosperity Evolves: “Istnieje uderzająco mało barteru u wszystkich innych gatunków zwierząt. Jest dzielenie się w rodzinach i jest u wielu zwierząt wymiana żywności za seks, włącznie z owadami i małpami człekokształtnymi, ale nie ma wypadków, w których zwierzę daje niespokrewnionemu zwierzęciu jedną rzecz w zamian za inną rzecz”. Handel jest szczególnie ważny podczas klęsk głodowych. Kraj dotknięty przez suszę, na przykład, może kupić żywność z zewnątrz. To nie jest opcja dostępna innym zwierzętom.  


Najważniejszą różnicą jednak między ludźmi a innymi zwierzętami jest nasza inteligencja i używanie tej inteligencji do robienia wynalazków i innowacji. „W pewien sposób wszystko jest technologią” – powiedział jeden z największych historyków ekonomii, Fernand Braudel (1902–1985) w książce Civilization and Capitalism. “Nie tylko najbardziej mozolne przedsięwzięcia człowieka, ale także jego cierpliwe i monotonne starania, by odcisnąć ślad na zewnętrznym świecie; nie tylko szybkie zmiany… ale także powolne ulepszenia procesów i narzędzi, jak również te niezliczone działania, które mogą nie mieć natychmiastowego, innowacyjnego znaczenia, ale które są owocem nagromadzonej wiedzy”.  


W ten sposób, przez wiele tysiącleci prób i błędów, nagromadziliśmy wiedzę, która pozwoliła nam na osiągnięcie prędkości ucieczki  - od braków do obfitości – gdzieś pod koniec XVIII wieku. Czterej  Jeźdźcy Apokalipsy (wojna, głód, zaraza i śmierć) nie zniknęli całkowicie – to byłby cud, a nie postęp. Świat jest jednak nieporównywalnie bogatszy niż był zaledwie dwa stulecia temu. Jeśli nam nie wierzysz, pomyśl przez chwilę nad 768 rodzajami płatków śniadaniowych, które możesz kupić w Walmart za zaledwie kilka minut pracy za minimalną płacę.


Mierzymy obfitość w “cenach w jednostkach czasu”. Cena w jednostkach czasu jest długością czasu, przez jaką trzeba pracować, by zarobić dość pieniędzy na zakup czegoś. Jest to cena w pieniądzach podzielona przez dochód na godzinę. Ceny w pieniądzach wyrażane są w dolarach i centach, podczas gdy ceny w czasie są wyrażane w godzinach i minutach. Na przykład, jeśli baryłka ropy naftowej kosztuje 75 dolarów a zarabiasz 15 dolarów na godzinę, cena w jednostkach czasu dojdzie do pięciu godzin. Jeśli cena ropy spadnie do 60 dolarów za baryłkę, a twój dochód wzrośnie do 20 dolarów, cena w czasie zmaleje do trzech godzin. Cena w pieniądzach spadła o 20 procent, ponieważ jednak twój godzinny dochód podniósł się o 33 procent, cena w jednostkach czasu spadła o 40 procent.   


Ceny w jednostkach czasu mają znacznie więcej sensu niż ceny w pieniądzach z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, ceny w jednostkach czasu unikają sporów i subiektywności powszechnej przy poprawkach na inflację. Po drugie, ponieważ efekty innowacji przejawiają się w zarówno w niższych cenach, jak i w wyższych dochodach (wydajniejsi ludzie są lepiej opłacanymi ludźmi) ceny w jednostkach czasu pełniej ujawniają skutki innowacji. Po trzecie, ceny w jednostkach czasu są niezależne od wahań walutowych. Zamiast oceniać standardy życia w Indiach i w Stanach Zjednoczonych przez porównywanie parytetu siły nabywczej dostosowanych cen litra mleka w indyjskich rupiach i amerykańskich dolarach, ceny w jednostkach czasu dostarczają uniwersalnego i standaryzowanego sposobu (godziny i minuty) mierzenia zmian dobrostanu.


Nasze badania cen w jednostkach czasu i obfitości zasobów zaczęły się, kiedy spojrzeliśmy na słynny zakład między nieżyjącym już ekonomistą z University of Maryland, Julianem Simonem, a biologiem z Stanford University, Paulem Ehrlichem. W zakładzie chodziło o ceny (z uwzględnieniem inflacji) pięciu metali: chromu, miedzi, niklu, cyny i wolframu, i obejmował okres od października 1980 roku do października 1990 roku. Ehrlich prognozował, że z powodu wzrostu populacji metale będą kosztowniejsze. Simon argumentował, że z powodu wzrostu populacji, metale będą tańsze.


Ehrlich myślał jak biolog, który nie jest specjalnie zainteresowany ekonomią. „Ponieważ zasoby naturalne są skończone, wzrost konsumpcji oczywiście ‘w sposób nieunikniony prowadzić będzie do wyczerpania i braku’” – pisał. I kontynuował:  

Obecnie istnieją bardzo duże zapasy wielu zasobów minerałowych, włącznie z żelazem i węglem. To, kiedy “wyczerpią się” lub będzie ich “brak”, nie będzie zależało po prostu od tego, jak wiele jest ich w ziemi, ale także od tempa, w jakim można je produkować i od sum, jakie społeczeństwo będzie w stanie płacić w standardowych ekonomicznych lub środowiskowych kategoriach za ich wydobycie i użycie. Dla większości zasobów ekonomiczne i środowiskowe ograniczenia zmniejszą konsumpcję, podczas gdy znaczne ilości pozostaną… Dla innych jednak, globalne “wyczerpanie” – to jest spadek do punktu, w którym światowego popytu nie da się już zaspokoić – jest na horyzoncie. Ropa naftowa jest podręcznikowym przykładem takiego zasobu.

Simon, z drugiej strony, myślał jak ekonomista, który rozumie siłę bodźców i mechanizmów cenowych dla przezwyciężenia niedoborów zasobów. Zamiast na ilość zasobów, patrzył na cenę zasobów. Widział niedobory zasobów jako tymczasową trudność, którą można rozwiązać przez zwiększenie wydajności, zwiększoną podaż, rozwój substancji zastępczych i tak dalej. Jak twierdził, związek między cenami a innowacją jest dynamiczny. Stosunkowa rzadkość prowadzi do wyższych cen, wyższe ceny tworzą bodźce do innowacji, a innowacje prowadzą do obfitości. Niedobór zamienia się w obfitość dzięki systemowi cen. System cen funkcjonuje tak długo, jak długo ekonomia opiera się na prawach własności, rządach prawa i wolnej wymianie. W stosunkowo wolnych gospodarkach zasoby nie wyczerpują się w sposób, w jaki obawiał się Ehrlich. W rzeczywistości mają tendencję do występowania w większej obfitości.   


Jak wiadomo, Simon wygrał zakład z Ehrlichem, kiedy rzeczywiste (tj. z poprawką na inflację) ceny tych pięciu metali spadły o 36 procent między październikiem 1980 roku a październikiem 1990 roku. W rzeczywistości, zwycięstwo Simona byłoby jeszcze bardziej imponujące, gdyby użył, tak jak my, cen w jednostkach czasu. Te ceny spadły o 55 procent między 1980 a 1990 rokiem. Jeśli rozciągniemy zakład Simona-Ehrlicha o wiele dziesięcioleci i bardzo rozszerzymy asortyment analizowanych towarów, odkryjemy stały trend ku większej przystępności zasobów w stosunku do kosztów ludzkiej pracy. Napawa więc otuchą, że w ostatnich latach uczeni zaczęli pisać o epoce obfitości, sytuacji, w której “technologia ma potencjał znacznego podniesienia podstawowego standardu życia każdego mężczyzny, kobiety i dziecka na planecie”.  


Niestety, potrzeba czegoś znacznie więcej niż jednego zakładu między dwoma uczonymi – lub też zresztą, niż tego artykułu – by świat pozbył się starej i szkodliwej koncepcji, że wzrost populacji i wyczerpanie zasobów idą ręka w rękę. Gdzieś jednak trzeba zacząć. Kiedy więc słuchacie producentów czarnych wizji w telewizji i w radio, kiedy czytacie apokaliptyczne przepowiednie o przyszłości ludzkości na Twitterze i w prasie, pamiętajcie, że z każdymi głodnymi ustami przychodzi para rąk i mózg zdolne do myśli, planowania i innowacji.  


Revisiting the Simon-Ehrlich Wager 40 Years On

Quillette, 13 października 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Marian L. Tupy


Redaktor naczelny HumanProgress i analityk Center for Global Liberty and Prosperity.

 

Gale L. Pooley


Wykładowca ekonomii w Brigham Young University, Hawaii.