Pochwała parlamentarnego ateizmu


Andrzej Koraszewski 2020-06-28

Wicepremier Emilewicz przemawia z ambony
Wicepremier Emilewicz przemawia z ambony

Czy żyjemy w czasach nowej kontrreformacji? Kiedy rządowi politycy pielgrzymują do sanktuariów, kiedy trudno rozróżnić, czy oglądamy mszę, czy wiec polityczny, kiedy przedsiębiorstwa zawierza się Matce Boskiej, kiedy w parlamencie słyszymy modlitwy, a projekty ustaw składają organizacje w rodzaju Ordo Iuris, kiedy wymiar sprawiedliwości wspiera tuszowanie przestępstw popełnionych przez książy, a na ulicach pojawiają się komiczne postaci w średniowiecznych strojach z ogromnymi krzyżami, reakcją na ten powrót do średniowiecza może być rewolucyjny ateizm trybunów ludowych.

Kościoły pustoszeją i od kilku lat obserwujemy tu jakieś przyspieszenie. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego informował, że liczba uczestniczących regularnie w mszach spadła poniżej 40 procent, liczba przystępujących do komunii spadła poniżej 20 procent, maleje liczba kościelnych ślubów, chrztów, jak również młodzieży uczęszczającej na naukę religii w szkole, o spadku powołań kapłańskich nie wspominając.   


Najkrócej mówiąc, gwałtownej chrystianizacji rządu i administracji państwowej towarzyszy przyspieszony proces laicyzacji społeczeństwa.


Na tę chrystianizację rządu i administracji państwowej wielu wierzących patrzy podejrzliwie i z niechęcią. I tu wyłania się problem, bo spór o Boga wielu ludziom miesza się ze sporem o państwo.


Ateizm jest postawą filozoficzną, wnioskiem z nauki o tym, że dowodów na istnienie sił nadprzyrodzonych brak, a hipoteza o ich istnieniu jest słaba jak biskup Janik w stanie wskazującym.


Dyskusja o ateizmie i dyskusja o państwie to dwie różne dyskusje, w których sojusze są odmienne. Trwająca od stuleci walka o wolność słowa dotyczyła w równym stopniu wolności krytykowania władz, jak i swobody krytykowania religii. W tej walce do niedawna główną siłą byli wierzący, heretycy domagający się prawa kwestionowania dogmatów we własnym wyznaniu i przedstawiciele wyznań mniejszościowych, sprzeciwiających się idei religii państwowej.


Jako ateista przypomniam czasem moim wierzącym przyjaciołom, którzy walczą o wolność słowa i demokrację w państwie, że nasz sojusz w walce o demokratyczne państwo nie musi nam przeszkadzać w sporze o filozofię, przeciwnie może ją zmieniać w spór parlamentarny, gdzie przy biesiadnym stole oni będą dziękować swojemu Bogu za spożywane dary, a ja nauce za to, że więcej wnuków ubogich pracuje dziś w laboratoriach niż podtrzymuje tradycję dziadów machając motykami w polu.


Jest jednak rzeczą ważną, żebyśmy pamiętali, na którym jesteśmy froncie, jak również o tym, że społeczeństwo nie dzieli się na dobrych niewierzących i złych wierzących (prymitywny ateizm), ani na dobrych wierzących i złych niewierzących (jak przekonują niektórzy biskupi).                  


Uproszczona wizja świata pozbawia nas zdolności skutecznego działania, do czego niezbędna jest umiejętność budowania sojuszy. Idea świeckiego państwa oparta jest na fundamencie państwowej gwarancji swobody wyznania i zabezpieczeń przed tym, żeby żadna religia nie uzurpowała sobie roli religii państwowej (ani formalnie, ani nieformalnie).


Wspólny front wierzących i niewierzących demokratów niby jest, a jakby go nie było. Spór o Boga utrudnia budowanie tak ważnej dla jednych i dla drugich wspólnoty. A przecież jedni i drudzy marzymy o państwie, w którym będziemy rozmawiać jak ludzie, bez gotowości skoczenia sobie do gardeł. Naszym wspólnym wrogiem jest fanatyzm, ludzie chcący budować państwo jednej myśli, w którym doktrynalna pryncypialność uniemożliwi istnienie parlamentarnych sporów.


W natłoku tożsamości mamy czasem kłopot z uporządkowaniem ich w czasie i przestrzeni. Państwo gwarantujące wolność jest wartością, która wymaga czasem odłożenia na stronę spraw drugorzędnych, bo w przeciwnym razie państwo może stać się aparatem ucisku. Trzeba ustalić o jakiej wolności mówimy, co trzeba, by nie była anarchią, co jest konieczne, byśmy mogli spokojnie spierać się nie tylko o najlepszy arbitraż między pracą i kapitałem, o podatki, zdrowie i oświatę, ale również o filozofię, a więc i ateizm.


Stawiając sprawę państwa wyżej niż spory o Boga, chcemy boiska z równą murawą, kar dla kapłanów potrząsających siekierą na ołtarzu, złagodzenia wściekłości. Nadal będę twierdził, że religia jest jak medycyna alternatywna, czasem jak homeopatia, która podobno nie szkodzi, zaledwie nie pomaga, opóźnia diagnozę, bywa powodem przedwczesnej śmierci. Kiedy religia splata się z państwem w jedno, jest czymś znacznie gorszym, zmienia się w jad zatruwający umysły i niszczący wolność.


Niektórzy z moich wierzących przyjaciół doskonale to rozumieją. Czasem mają mi za złe to porównanie z homeopatią, czasem twierdzą stanowczo, że im pomogła. Być może, wróćmy jednak do tego, co ważne, do samego ateizmu wrócimy później, chociaż od razu dodam, że i ateizm bywa podłej jakości.