Richard Landes: człowiek, który dał nazwę Pallywood


Judean Rose (Varda Epstein) 2019-12-08


Profesor Richard Landes stworzył wiele nowych terminów, a przynajmniej są one nowe dla mnie. "Demotic". "Cogwar". Szczególnie jednak lubię to, co Richard Landes nazywa “Hopium”,  gdzie hope [nadzieja] w postaci nadejścia Mesjasza działa jak opium, by złagodzić ból życia w surowym i tak często bezlitosnym świecie. Jest uderzające, jak dokładnie to pojęcie oddaje potrzebę wiary w Mesjasza, niezależnie od tego czy mesjasz rzeczywiście nadchodzi, czy nie.


Jest jednak jedno określenie, które stało się częścią leksykonu każdego poważnego obserwatora wojny medialnej o Izrael - „Pallywood”. Także to określenie zaczęło się od Richarda Landesa, który odnosił je do zdjęć, materiałów filmowych i relacji prasowych zainscenizowanych w taki sposób, by szkodziły Izraelowi. Pallywood, jako pojęcie, znacznie wyprzedza “fake news”. To określenie i leżąca u jego podstaw koncepcja, spowodowało, że nazwisko Richarda Landesa jest tak dobrze znane nam wszystkim, którzy bronimy Izraela.


Kiedy zastanawiałam się, z kim przeprowadzić kolejny wywiad, przyszedł mi na myśl Richard nie tylko dlatego, że jest ciekawą postacią, ale ponieważ miałam przeczucie, że zgodzi się, ponieważ jest otwarty i dostępny. Wiem, że kiedy komentuję pod jakimś jego artykułem, zawsze odpowiada, chociaż nie jestem uczoną ani profesorem. Uważam, że taki właśnie powinien być Internet: ludzie o podobnych zainteresowaniach, którzy nigdy by się nie spotkali, mogą znaleźć się wzajemnie on line i dyskutować o ważnych i poważnych rzeczach.  


Richard Landes nie tylko zgodził się na wywiad, ale poinformował mnie po pewnym czasie, że ma ”wiele zabawy” odpowiadając na moje pytania. Wiedziałam więc, że da mi w tym wywiadzie czyste złoto. I to właśnie dostałam, Richard Landes jest bowiem nie tylko interesujący i otwarty, ale także szczodry ze swoimi myślami i czasem, co udowodnił w trakcie tego wywiadu.


A więc, oto Richard Landes:


Varda Epstein: Gdzie dorastałeś? Powiedz nam trochę o swoich rodzicach i o korzeniach rodzinnych. Jakie jest twoje najwcześniejsze wspomnienie?



Richard Landes: Urodziłem się w Paryżu, gdzie mój ojciec prowadził badania do pracy nad Rewolucją Przemysłową. Wkrótce potem wyjechaliśmy z Francji, chociaż łącznie spędziłem w tym kraju siedem z moich pierwszych 25 lat. Poza tym żyłem w USA, w wieku  od 3 do 7 lat w Westchester County, potem w Palo Alto w Kalifornii w wieku 7-8 lat, w Berkeley w wieku 9-14 lat i w Cambridge, Massachusetts w wieku 15-21.


Rodzina mojego ojca przyjechała do Stanów Zjednoczonych na początku XX wieku z Rumunii. Mój pradziadek był kupcem, sprzedawał towary sypkie i założył supermarket w Baltimore; mój dziadek był przedsiębiorcą budowlanym i budował drapacze chmur w Nowym Jorku; mój ojciec był profesorem historii ekonomii na Harvardzie.


Ojciec napisał kilka książek, wśród nich The Unbound Prometheus, Revolution in Time, Wealth and Poverty of Nations i Dynasties, wszystkie o cudach zachodniej technologii. Dorastałem z pytaniem „Dlaczego Zachód?”, które dzisiaj uważa się za politycznie niepoprawne, ponieważ sugeruje, że Zachód osiągnął coś, czego nie osiągnęły inne kultury, a więc wywołuje uczucia niższości u innych.


Rodzina mojej matki jest z Tarnopola w Rosji. Byli handlarzami futer, chociaż mój dziadek ze strony matki był w handlu nieruchomościami. Moja matka była nauczycielką angielskiego i autorką serii książek o uczeniu dzieci literatury, opublikowanej przez  BookWise. Napisała także Pariswalks razem z moją siostrą w roku, kiedy były w Paryżu (1973-1974), a ja byłem wtedy w Pirenejach.  


Najwcześniejsza rzecz, jaką pamiętam, to kiedy wpadłem do basenu w Queen Mary zobaczyłem kogoś, kto zanurkował, żeby mnie złapać. Miałem wtedy trzy lata.


Varda Epstein: Twoja specjalnością jest milenaryzm. Jakie jest znaczenie wiary w nadejście ery mesjańskiej dla narodu żydowskiego? Wyobraź sobie Żydów bez wiary w nadejście Mesjasza. Jak bylibyśmy inni bez tej wiary?


Richard Landes: Milenaryzm lub wiara w nadejście Złotego Wieku pokoju, dostatku i szczęścia na ziemi (znany także jako era mesjańska) jest, moim zdaniem, jedną z najpotężniejszych sił napędowych w historii. Może leżeć uśpiona przez lata, a nawet dziesięciolecia, ale potem wybucha w pełnokrwiste ruchy apokaliptyczne (Teraz jest czas!”) niemal w każdym pokoleniu. Egalitarne nurty (które nazywam „demotycznymi” lub „z ludu”) są siłą napędową nowoczesności i kluczowym elementem żydowskiego przetrwania przez tysiąclecia.  


Milenaryzm jest zdumiewającą nadzieją, która umożliwia działanie na rzecz lepszego świata mimo wszystkich rozczarowań życia. Ta wiara w mesjańską erę może być uzależniająca  – staje się hopium – i może prowadzić do naprawdę głupich decyzji, na przykład, trzymania się Procesu Oslo długo po tym, gdy stało się jasne, że w rzeczywistości jest to proces wojenny. Albo, jak dzisiejsi Postępowcy zawierający sojusz ze zwolennikami Kalifatu.



Ale milenaryzm/mesjanizm jest jak ogień: we właściwej temperaturze podtrzymuje życie, ale w złej temperaturze, przy zbyt małym lub zbyt dużym żarze, może powodować olbrzymie zniszczenia. W książce  Heaven on Earth: The Varieties of the Millennial Experience śledzę ścieżki niektórych najbardziej spektakularnie apokaliptycznych ruchów (tj. ruchów ludzi, którzy myślą tak jak zwolennicy Kalifatu, że kosmiczna transformacja dzieje się teraz!).


Nie sądzę, by było możliwe wyobrażenie sobie Żydów bez mesjanizmu, tak samo jak nie sądzę, by było możliwe wyobrażenie sobie zarówno chrześcijaństwa, jak islamu (obu zrodzonych w apokaliptycznych czasach) bez mesjanizmu, a wszystkie trzy religie odnawiają te natychmiastowe oczekiwania pokolenie za pokoleniem.   Natykam się na wysoko uniesione brwi, kiedy zapytany, czy wierzę, że mesjasz przyjdzie, odpowiadam, że matka nauczyła mnie, że „jeśli nie przyszedł podczas Zagłady, to nie przyjdzie”. Jeśli o mnie chodzi, to jesteśmy sami z wszystkimi narzędziami, jakich potrzebujemy. Musimy tylko mądrze ich użyć.


Zgaduję, że jestem jednym z nieznanej liczby ludzi, którzy potrafią docenić wartość mesjanistycznego myślenia bez brania w nim udziału. Trochę jak Odyseusz i syreny. Hitler przywiązał mnie do masztu. Nie oczekuję Mesjasza.


Z drugiej strony, nie dałoby się zbudować Izraela jako państwa bez mesjańskiej nadziei, że wielki i moralny wysiłek świata da w wyniku nasz powrót do naszej ojczyzny w wolności i pokoju. Czy to świeckie (Plough Women), czy religijne (Rav Kook), mesjańskie nurty syjonistyczne nieustannie spotykały się, krzyżowały, wzmacniały i walczyły ze sobą. Syjonizm jest jedynym egalitarnym ruchem milenarystycznym, który objął władzę pod ciosami wrogich sąsiadów i nie zamienił się w siejący śmierć, totalitarny przymus (przykłady tego to, między innymi, francuski rewolucyjny “terror”, Sowieci, naziścidżihadyści.) Istotnie, trwałe oddanie Izraela demokratycznym zasadom przez ponad 70 lat nieustannego zagrożenia jest wyjątkowym osiągnięciem. (Stany Zjednoczone we wczesnych latach potrafiły przezwyciężyć te same autorytarne, paranoiczne tendencje jak w przykładach podanych powyżej, chociaż zrobiły to przy znacznie mniejszym zagrożeniu.)


Varda Epstein: Czy byłeś kiedykolwiek atakowany na kampusie za stanowisko wobec Izraela? Jak zmienił się klimat na kampusach w całej Ameryce dla żydowskich studentów? Co możemy zrobić, by z tym walczyć?


Richard Landes: Nie byłem atakowany, a z pewnością nie otwarcie, jak to było z Andrew Pessinem w Connecticut College w 2015 roku, w roku, w którym przeszedłem na emeryturę. Ale byłem izolowany. Ludzie nie chcieli słuchać jak bronię lub mówię o Izraelu. Pamiętam, jak pokazałem “Pallywood” koledze z wydziału historii. Powiedział mi: „Nie wiem, czy wiesz, ale ja jestem liberałem”, przez co zasadniczo rozumiał: „Nie chcę uznać twoich dowodów, omawiać twojej analizy ani dawać ci platformy”.


Pallywood: "According to Palestinian Sources" z Al Durah Project na Vimeo.

 

Pallywood: "According to Palestinian Sources" from Al Durah Project on Vimeo.


Inny kolega, z którym miałem najbardziej ze wszystkich moich kolegów interesujące dyskusje intelektualne, zauważył pewnego zimowego dnia 2002 roku, że jestem bardzo blady. „To te wszystkie zamachy samobójcze” – wyjaśniłem.  


- A jaki mają wybór – odpowiedział z miejsca.


Czułem się, jakby mnie kopnięto w brzuch.


-  Słyszałeś o Oslo? - powiedziałem.


- A tak, to – odpowiedział, tak jak gdyby to nie Palestyńczycy właśnie wybrali wojnę.


Dopiero później zidentyfikowałem odrażający fenomen „humanitarnego rasizmu” – zakładania, że Palestyńczycy są niezdolni do ponoszenia jakiejkolwiek moralnej odpowiedzialności i stałego przenoszenia tej odpowiedzialności na Izrael: „Nie dajecie im innego wyboru poza uczeniem ich dzieci, by chciały zabić się, próbując zabić wasze dzieci”.


I to nie był tylko ten człowiek, ten kolega, per se. Nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy o Bliskim Wschodzie. Musiał usłyszeć to „żadnego wyboru” od innych, a kiedy ci inni to mówili, wszyscy wokół potakiwali, więc uznał, że to prawda. Napisałem odpowiedź, która później zamieniła się w ten esej. Nigdy naprawdę nie odpowiedział.  


Nie w pełni to rozumiałem to, kiedy to się działo, ale rok 2000 był punktem zwrotnym. Już w latach 1980. ze stanowiskiem anty-orientalizmu, akademickie standardy oceny dowodów empirycznych i myślenia z jakąkolwiek moralną spójnością o konflikcie w ziemi między rzeką a morzem ostro obniżyły się. Ogólnie jednak szersza kultura opierała się temu: postaci publiczne, politycy, dziennikarze głównego nurtu, nawet większość kadry akademickiej byli nadal w miarę przyjazna i gotowa wziąć pod uwagę syjonistyczną narrację, szczególnie, kiedy tak mocno ją wspierały dowody empiryczne.    


W 2000 roku, wraz z wybuchem intifady, przeważył głos postkolonialny. Było to widoczne w sposobie, w jaki dziennikarze informowali o wydarzeniach, a postępowe głosy je interpretowały. Antysyjoniści zaczęli rzucać oskarżenia – naziści – podczas gdy ludzie życzliwi wobec Izraela zamilkli.


W 2002 roku wojownicza, antysyjonistyczna narracja dominowała na wielkich obszarach sfery publicznej, od klas szkolnych do kawiarni, od rozmów przy stole obiadowym do artykułów opiniotwórczych w gazetach. Poprzednie, wydawałoby się solidne, poparcie dla Izraela załamało się. W 2003 roku u szczytu samobójczego terroru dżihadu, który coraz częściej atakował Zachód, nie mogłaś być zachodnią liberałką, jeśli nie byłaś propalestyńska.


My, sympatycy syjonizmu na kampusach, w nauce i w dziennikarstwie, przypominaliśmy tego faceta w filmach o samurajach, po tym, jak jego przeciwnik pada pod jego ciosami, nadal stoi nieruchomo ze strużką krwi na łydkach, aż w końcu jego ciało odpada od odciętych stóp. Obecne szaleństwo na kampusach jest wynikiem szerzenia się tej mentalności od uniwersytetów do dziennikarzy i dalej do globalnego ruchu Postępowego w połączeniu z impotencją syjonistycznej reakcji. I to wszystko weszło do głównego nurtu w 2000 roku. Globalny postępowy protest w Seattle, zorganizowany w poprzednim roku, w 1999, nawet nie poruszał sprawy palestyńskiej.   


Varda Epstein: Przypisuje ci się ukucie terminu “Pallywood”. Jak je definiujesz? Kiedy i jak uświadomiłeś sobie to zjawisko?  


<span>Richard Landes ze swoim filmem, \
Richard Landes ze swoim filmem, "Pallywood."

Richard Landes: Wymyśliłem to, kiedy wyszedłem z redakcji France2 TV na Jaffa Road w Jerozolimie, 31 października 2003 roku. Właśnie oglądałem materiał zdjęciowy filmowany przez Talala abu Rahmaha, kamerzystę France2, który przekonał Charlesa Enderlina do pokazania jego wideo i historii żołnierzy IDF, celujących i zabijających 12-letniego palestyńskiego chłopca w ramionach jego ojca. To było wydarzenie, które uważałem za globalne kognitywne trzęsienie ziemi, a z perspektywy dżihadystycznej, bombę jądrową w wojnie kognitywnej (cogwar) przeciwko Zachodowi.


Wideo, jakie widziałem, a którego opublikowania Enderlin odmawiał i pokazywał je tylko sprawdzonym przyjaciołom (zostałem sprawdzony przez kolegę), pokazywało wyłącznie stojące wokół dzieci, niebojące się Izraelczyków i próbujące ich sprowokować. Te sceny były przerywane przez zdumiewająco oczywiste, zainscenizowane obrazy Palestyńczyków „postrzelonych” przez Izraelczyków, następnie chwytanych przez dziesiątkę mężczyzn i wrzucanych do ambulansów (pod hasłem jeszcze więcej palestyńskiego cierpienia z rąk IDF), po czym następowały kolejne symulowane sceny walki (palestyński Dawid stawia czoła izraelskiemu Goliatowi).  


W pewnym momencie było to tak idiotyczne, że izraelski kamerzysta Enderlina, który oglądał to razem z nami, parsknął śmiechem. „Dlaczego śmiejesz się?” – zapytałem.

- Bo to jest w tak oczywisty sposób zainscenizowane.

- Wiem – powiedziałem, zwracając się do Enderlina, który użył zdjęć tego samego fotografa. by opowiedzieć swoją wstrząsającą historię.

- O, tak – powiedział w przypływie nieuświadamianego orientalizmu. – Oni to robią cały czas. To jest kwestia kulturowa.

- Dlaczego więc Al Durah nie mógł być inscenizacją? – zapytałem.

- O, nie mogliby mnie oszukać- odpowiedział Enderlin.


Muhammad al Durah, po tym, jak rzekomo był już martwy, spogląda w kierunku kamery w scenie przyciętej przez Enderlina.
Muhammad al Durah, po tym, jak rzekomo był już martwy, spogląda w kierunku kamery w scenie przyciętej przez Enderlina.

Kiedy wyszedłem z redakcji, zrozumiałem, że nie tylko palestyńscy kamerzyści inscenizują te rzeczy przez cały czas, ale że zachodni dziennikarze nie mają z tym żadnego problemu. To nie byli tylko Palestyńczycy, którzy używali zachodnich kamer, by inscenizować swoją propagandę wojenną, ale zachodnie media głównego nurtu, które grzebały w śmieciach, szukając najbardziej prawdopodobnie wyglądających ujęć do zilustrowania swoich relacji z wydarzeń. To nie jest przypadkowe, myślałem, to jest przemysł… to jest Pallywood. Tym, co mną wstrząsnęło i co wydaje się niezrozumiałe dla tak wielu ludzi poza Izraelem – a także dla niektórych Izraelczyków – jest to, że media mogły do tego stopnia pogwałcić swoje podstawowe zasady.


Nagle zrozumiałem, że dziennikarze nie szukali tego, co się rzeczywiście wydarzyło, ale szukali najbardziej wiarygodnego materiału filmowego do zilustrowania palestyńskiej narracji, którą teraz formalnie przyjęli: narracji, która przebiega gdzieś między wersją palestyńskiego Dawida kontra izraelski Goliat z mediów głównego nurtu  (CNN, BBC, New York Times), a wersją izraelskich nazistów kontra palestyńskie (nowi Żydzi) ofiary w „zaangażowanym” dziennikarstwie (Nation, GuardianOpen Democracy). A ta narracja, która coraz szerzej przejmowała zachodnią sferę publiczną w pierwszym i drugim dziesięcioleciu obecnego stulecia, zaczęła się od Al Durah w 2000 roku i trwa wraz z obecnym zamienianiem BDS w broń na kampusach.


Varda Epstein: Dlaczego nazywasz swój blog “
Augean Stables?”

Richard Landes: Zrozumiałem, że Enderlin i jego koledzy (dziennikarze, którzy informują o tym, co dzieje się w Izraelu) nabyli okropnych zwyczajów akceptowania zainscenizowanych filmów od swoich kamerzystów, a potem używania ich najlepszych części do opowiedzenia historii widzom w kraju. Skorupa złych obyczajów, zarówno empirycznych, jak moralnych, w zamienianiu palestyńskiej narracji w „wiadomości” i odrzucania izraelskich sprostowań jako propagandy, u obecnych (wolnych) dziennikarzy, uderzyła mnie jako wersja Stajni Augiasza: warstwa za warstwą złych wyborów i złego relacjonowania, nigdy nie prostowanego, nigdy nie zmienianego, co doprowadziło do budowli, która dosłownie cuchnie w skali globalnej warstwami nagromadzonego łajna. I tak jak Herkules oczyścił stajnię w jeden dzień przez skierowanie przez nie nurtu rzeki, tak ja sądziłem, że Internet stanie się rzeką, która wypłucze te potworne zwyczaje.


Oczywiście, myliłem się. Śmiercionośne dziennikarstwo jest nadal równie silne i destrukcyjne jak było. W rzeczywistości ten rodzaj śmiercionośnego dziennikarstwa rozprzestrzenił się. Pierwszymi “fake news” XXI wieku były doniesienia zachodniej prasy o tym, co dzieje się tutaj, w Izraelu. Było to rozpowszechnione i podtrzymywane (pomyśl o Jenin w 2002 roku, Libanie w 2006, i tak dalej) i fundamentalnie zdezorientowało zachodnich myślicieli, tak że błędnie wzięli pierwszy dżihadystyczny atak na demokrację w tym nowym stuleciu, atak, który zapowiadał apokaliptyczną broń samobójczego terroru, za grupę „bojowników o wolność”, walczących ze złym imperium. W 2002 roku doniesienia o izraelskiej „masakrze” w Jenin spowodowały, że hiszpańscy aktywiści nosili atrapy pasów samobójczych, by pokazać solidarność ze swoim dżihadystycznymi wrogami, świętując mordercze ataki na izraelskich cywilów w (bez porównania) najbardziej postępowej kulturze na Bliskim Wschodzie. Jest to olbrzymie zwycięstwo w kognitywnej wojnie, jaką zwolennicy Kalifatu tak skutecznie prowadzą przeciwko Zachodowi.


Zaczynam zastanawiać się, czy oczyszczenie stajni nastąpi w porę, by powstrzymać to, co te złe zwyczaje nieustannie wzmacniają, a mianowicie ludzi, którzy chcą spalić stajnie wolnych mediów, obecnie wysoce wybuchowe od oparów nagromadzonego nawozu. Być może cyberprzestrzeń nie jest rzeką, ale strumieniem elektryczności.


Varda Epstein: Opowiedz nam o swojej aliji. Kiedy wiedziałeś, że dokonasz aliji? Dlaczego to zrobiłeś? Czy żałujesz?


Richard Landes: Przyjechałem tutaj jako 18-latek, w kilka tygodni po wojnie 1967 roku, potem w rok po wojnie Jom Kipur i raz jeszcze z rodziną w 1994-5. I zawsze myślałem o pozostaniu, mówiąc sobie, że w końcu wrócę na stałe.


W 2004 roku, kiedy pracowałem tutaj na filmami dokumentalnymi o Al Durah Pallywood, spotkałem Esther Sha’anan (dzięki Tovie Weinberg, znanej z “Saw You at Sinai”). Esther powiedziała Tovie, że nie wyszłaby za kogoś, kto nie będzie mieszkał w Ziemi Izraela. Tova, nie wiedząc, że tak jest rzeczywiście, powiedziała Esther, że planuję aliję.  


Pobraliśmy się w 2005 roku; przez kolejne dziesięć lat zanieczyszczałem niebo lotami do Izraela, a potem, z westchnieniem ulgi, pozostawiłem Boston University i zachodnią scenę akademicką w 2015 roku. Formalnie dokonałem aliji w 2009 roku. Wtedy była to tylko kwestia działania z Nefesh b’Nefesh. Trochę wstydzę się, że zabrało mi to tyle czasu, ale wreszcie to zrobiłem.


Varda Epstein: Czy sądzisz, że zjawisko „fake news” jest rzeczywiste? Czy jest niedawne? Czy to odrodzenie się starego problemu?


Richard Landes: Powiedziałbym, że jest bardzo źle, kiedy patrzysz na to, co dzieje się w demokracjach na całym świecie, czy jest to polityczne szaleństwo (Labour, postępowi Demokraci, Trump), czy nieunikniony ruch samoobronny po prawej stronie (partie prawicowe), reagujące na samobójczy „kosmopolityzm” elit politycznych i informacyjnych, które uważają za swój święty obowiązek w imię honorowania Zagłady sprowadzanie fal nienawidzących Żydów muzułmanów i osiedlania ich w całej Europie.  


Pływamy teraz w fake news, które przejęły także media głównego nurtu. Szacowne redakcje są przewidywalne tylko jeśli chodzi o narrację, którą propagują. Ten poziom niechlujstwa i ignorowania podstawowych zasad nowoczesnego dziennikarstwa (znany także jako „postmodernistyczne dziennikarstwo zaangażowane”), jaki widzimy wszędzie u profesjonalistów informacji, zaczął się w działach zajmujących się Bliskim Wschodem we wszystkich naszych głównych redakcjach. Wśród takich mediów są, na przykład, BBCCNNFrance2, New York TimesLe MondeHaaretz, z ich relacjami z “Intifady Al Aksa” czyli tego, co moglibyśmy lepiej zrozumieć, gdybyśmy to nazywali “Oslo Dżihad” lub pierwszą rundą w globalnym dżihadzie przeciwko demokracjom.


Fake news to jest, oczywiście, stary problem. Można nawet argumentować, że nowoczesne, wolne, rozsądne, ścisłe dziennikarstwo było pojawieniem się wyspy wiadomości w morzu fake news. W czasie wojny problem staje się szczególnie ostry. Niebezpieczeństwem było w przeszłości „patriotyczne dziennikarstwo wojenne”, kiedy podawano propagandę własnej strony jako wiadomości (np. w sposób, w jaki Hearst i Pulitzer rozpoczęli wojnę hiszpańską dla Teddy’ego Roosevelta). Było trudną ambicją moralną i profesjonalną mieć media wystarczająco sceptyczne, by oparły się propagandzie wojennej własnej strony.


Pallywood jest rodzajem “dziennikarstwa wojny partyzanckiej”, gdzie reporterzy z zewnątrz zajmują strony w konflikcie i podają propagandę tej strony jako wiadomości. W ten sposób informowano o Oslo Dżihadzie. To jednak, czego dokonał XXI wiek, jest, jak sądzę, unikatowe. Stworzył „dziennikarstwo strzelające do własnej bramki”, w którym postmodernistyczni dziennikarze przekazują jako wiadomości propagandę wojenną swoich wrogów – zwolenników Kalifatu. Stąd też informacje o „masakrze” w Jenin inspirują niewiernych do oklaskiwania apokaliptycznych, samobójczych dżihadystów, kiedy ci atakują demokratyczne społeczeństwo. Stąd narastający i coraz bardziej dysfunkcjonalny rozziew między dziennikarzami a coraz bardziej niespokojnymi i zbolałymi obywatelami, którymi dziennikarze starają się manipulować. Na pewnym poziomie nasze ciało społeczne nabawiło się rodzaju wrodzonej obojętności na ból, w której końcówki nerwów/informacje profesjonalistów nie dostarczają do mózgu/sfery publicznej wiadomości, gdzie boli i kto to zrobił.   


<span>Wynik dziennikarstwa do własnej bramki: identyfikowanie się z wrogiem, Londyn 2009</span>
Wynik dziennikarstwa do własnej bramki: identyfikowanie się z wrogiem, Londyn 2009

Varda Epstein: Co mogą zrobić zwykli ludzie, żeby zwalczać to medialne skrzywienie? Jak daleko powinniśmy się posunąć w karaniu uprzedzonych mediów? Czy powinniśmy unikać czytania treści antyizraelskich publikacji? Jakim mediom ufasz w sprawie wiadomości z Izraela?   


Richard Landes: Na wielką skalę musimy zainicjować i uczestniczyć w założeniu wiarygodnych stron internetowych (jaką był kiedyś Snopes), których ludzie mogą używać jako godnej zaufania ucieczki od fake news. To jest olbrzymie przedsięwzięcie, ale w epoce nadmiaru informacji i upadku wiarygodności, powinno to mieć bardzo wysoką wartość… można powiedzieć swego rodzaju kognitywnych kotwic.  Nie powinny być żydowskie, ani wyłącznie o tematyce żydowskiej, ale powinny być kolektywnym wysiłkiem umożliwienia wolnego, produktywnego i samokorygującego się społeczeństwa, dzięki dostarczeniu procesu oczyszczania, który oddziela fake news – taki rodzaj dializy informacji.


Na bardziej indywidualnym poziomie sądzę, że pomaga zrozumienie, że problem jest systemowy, że walka z detalami, jakkolwiek ważna (i dzięki Bogu za miejsca takie jak CAMERAHonestReportingUK Media Watch), powinno ich być wiele więcej – nie odwróci fali. Trudno ogarnąć rozmiary i głębię zdrady profesjonalistów od informacji w XXI wieku, częściowo dlatego, że przekonali oni samych siebie, że wykonują dobrą robotę. (Wypełnione łajnem Stajnie Augiasza pachną im bardzo dobrze.)  


I nie jest to już dłużej tylko problem tutaj (w Ziemi Izraela), nie zaś tam (na Zachodzie). Wszędzie są przerzuty. BDS jest objawem; może odnosić sukcesy tylko dlatego, że zarówno media, jak świat akademicki uległy „narracji zastąpienia” - Palestyńczyków cierpiących z powodu ludobójstwa z rąk syjonistów. A w tym procesie zdradziły etyczne wymagania swojej profesji.  


Co to oznacza z punktu widzenia pytania, jak rozmawiać z ludźmi, którzy nie rozumieją, co się dzieje, naprawdę to zależy od osób, z którymi wchodzisz w kontakt. Podstawową zasadą jest pokazywanie, że antysyjonizm nie jest tylko atakiem na autonomicznych Żydów, ale na postępowy świat Zachodu i na demokrację: na kraje, do których mieszkańcy reszty świata chcieliby imigrować. Podatność Zachodu na śmiercionośne dziennikarstwo w sprawie Izraela jest miękkim podbrzuszem, przez które zwolennicy Kalifatu mogą infiltrować postępowy świat zachodni i realizować swoją autorytarną wizję. Kiedy nie możesz być człowiekiem postępowym i być syjonistą na kampusie, zwolennicy Kalifatu wygrali walkę o zamianę niewiernych w użytecznych idiotów (pomyśl o Lindzie Sarsour).   


Przynajmniej na razie BDS szkodzi światu akademickiemu dużo bardziej niż szkodzi Izraelowi, który nadal kwitnie. Tymczasem prawdziwa nauka, wysokie standardy profesjonalne do zbierania i analizowania danych, szczególnie, kiedy dotyczy to Bliskiego Wschodu, nadal dramatycznie pogarszają się. Dzisiaj na uczelni jest niesłychanie trudno zetknąć się z narracją, że Izrael reprezentuje przyszłość postępowej polityki, włącznie z feminizmem, w tym szalonym sąsiedztwie.


Humor pomaga. Myślę, że są nam potrzebne naprawdę cięte i wnikliwe dowcipy o idiotyzmie obecnej akademiokracji. Jest to poza moimi umiejętnościami. Caroline Glick miała wspaniałą grupę komików jakieś dziesięć lat temu - Latma. Może zanadto wyśmiewała naszych kuzynów , a za mało zwariowaną ”globalną, postępową lewicę”. Potrzebujemy dobrych komików, którzy napisaliby nam zgrabne bon moty.   


W ostatecznym rachunku, jeśli wybrniemy z tego, to dzięki ludziom, którzy jak dotąd byli zbyt nieśmiali, a którzy zaczną przynajmniej odgrywać rolę rzetelnego obserwatora. Kiedy nieuczciwi obserwatorzy krzyczą „islamofob”, „rasista” i „obwinianie ofiary” za każdym razem, kiedy ludzie zaczynają opisywać jakieś mniej ciekawe elementy świata arabskiego i muzułmańskiego, ten (jak dotąd milczący) przechodzień musi zainterweniować i wyjaśnić, jak tego, co zostało powiedziane, należy wysłuchać i rozważyć, nie zaś wyganiać ze sfery publicznej. Jest to szczególnie ważne na kampusach. Powodem, że druga strona jest taka głośna i moralnie podniecona, jest to, że gdyby pozwolili nam mówić i publiczność miałaby otwarty umysł, przegraliby natychmiast.


Varda Epstein: Co sądzisz o zastosowaniu przez Izrael prawa o zakazie wjazdu wobec Rashidy Tlaib i Ilhan Omar? Kto wygrał? Jaki jest, twoim zdaniem, ostateczny cel tych ludzi?


Richard Landes: To była dla nich sytuacja win-win. Przy sposobie, w jaki to ustawiły, cokolwiek zrobiłby Izrael, my przegrywany, a Tlaib-Omar wygrywają. Obie są zwolenniczkami Kalifatu i starają się o naczelne miejsce w amerykańskiej wojnie kognitywnej. Było dla nich wielkim zwycięstwem dostanie się do Kongresu, a dla Omar zdobycie miejsca w Foreign Relations Committee. Było to oczywiście wielką głupotą zarówno ze strony wyborców, jak i demokratycznych kongresmenów, którzy ją tam umieścili. Niestety, ci sygnalizujący własną cnotę woleliby raczej strzelić sobie w różne części ciała niż dać pozór bycia uprzedzonymi.


Powiedzenie, że te dwie panie mogą przyjechać do Izraela na długo zanim złożyły formalną prośbę z wypisanym programem wizyty, było wielkim błędem. (Mogliśmy tym sygnalizować naszą cnotę otwartości.) To był z naszej strony falstart. Chciałem przygotować witrynę internetową witającą je w Izraelu, a to służyłoby, między innymi, sprawdzaniu faktów w ich wypowiedziach podczas takiej wizyty. Nadal uważam, że tego rodzaju witryna powinna być przygotowana.


Inna lekcja wyciągnięta z tego incydentu: nie czekaj na nich, żeby wepchnęli nas w kąt. Zacznij myśleć ofensywnie, a nie defensywnie. Izraelscy rzecznicy mają niefortunną tendencję do uważania remisu albo niezbyt wielkiej katastrofy za rodzaj zwycięstwa i nie doprowadzają sprawy do końca, kiedy mają przewagę. Jest to zmodyfikowany rodzaj zespołu maltretowanej żony, szczególnie kiedy widzimy to od początku 2000 roku. Nie sądzę, byśmy jak dotąd wygrali choć jedną mivtza, militarną operację, w wojnie kognitywnej. Myślę, że powinniśmy zmienić modlitwę za IDF. ביבשה באוויר בים ובתקשורת*


Częścią problemu jest to, że nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele pola utraciliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. Myślimy, że ludzie zgadzają się z nami, kiedy chodzi o rzeczywistość. Większość syjonistów myśli, że większość ludzi rozumie, że Jenin był olbrzymim epizodem śmiercionośnego dziennikarstwa fake news. Większość outsiderów jednak, którzy to pamiętają, uważa, że relacje mogły być wówczas przesadzone, ale były mniej lub bardziej ogólnie poprawne. I tak jest z każdą kolejną opowieścią o palestyńskim cierpieniu, aż do niedawnych relacji z „marszów powrotu”, co jest eufemizmem pełnych przemocy, zainscenizowanych protestów.


Wykoncypowanie, jak wydostać się z tego dołu, w którym siedzimy, wymaga głębokiego i długofalowego (choć pilnego) namysłu. Nie „jak mogę (chwilowo) zmienić ten opis dla mojego darczyńcy?”, ale poważne poświęcenie funduszy (o wartości paru samolotów bojowych),  strategie i taktyka do walki w wojnie kognitywnej, nie tylko dla Izraela, ale dla demokracji, która chce pozostać wolna i produktywna.


Varda Epstein: Jaka jest główna lekcja z historii?


Richard Landes: Jest nią to, że ci, którzy nie nauczą się właściwej lekcji, są skazani na powtarzanie złych decyzji. Jak dzisiejsza „uświadomiona lewica”, która nadal nie jest w stanie przyswoić sobie lekcji milenarystycznego szaleństwa XX wieku, takiego jak komunizm i nazizm, i właśnie powtarza je przez sojusz i wzmacnianie przerażająco destrukcyjnego ruchu milenarystycznego (zwolenników Kalifatu), zatwierdzając ich w roli nosicieli zbawiennego przesłania.



Solidarność z najbardziej ambitnym i zaciekłym ruchem imperialistycznym na planecie, Denver Democratic National Convention, 2008. 

 

Jak wspomniałem, dorastałem z pytaniem „Dlaczego Zachód?” – i moją odpowiedzią jest, nade wszystko, zdolność zabsorbowania krytyki i uczenia się z niej. Jest to główna różnica między kulturą honoru-hańby, a kulturą prawości-winy. W tej pierwszej kulturze publiczne przyznanie się do nagannego postępowania lub niepowodzenia jest wstydliwym sygnałem słabości i szkodzi twojej pozycji w oczach innych. W tej drugiej kulturze, jest to sposób na zachowanie prawości i uczenie się na błędach. Jedna dynamika faworyzuje kulturę konsensusu, druga kulturę walki. Kultura prawości-winy jest tym, dzięki czemu Zachód odnosi tak spektakularne sukcesy we wszystkich rodzajach technologii i nauki, i dlaczego Żydzi odnoszą takie sukcesy na nowoczesnym Zachodzie.


Samokrytyka jest bardzo trudna i wielu ludzi spędza większość swojej emocjonalnej energii na obronie swojego honoru lub swojego wizerunku w oczach innych (śmiercionośni dziennikarze). Ludzie inwestują bardzo dużo czasu w przewidywanie i wyobrażanie sobie ataków. Krzywa uczenia się ”inteligencji” (ludzi, którzy mają duży wpływ na konwersację w naszej publicznej sferze) XXI wieku, jest żałośnie niska.


Potrzebne nam jest pokolenie, które potrafi uczyć się i skutecznie krytykować. Do tego jednak musimy uciszyć moralną histerię – oburzone okrzyki „islamofobia”, „biała supremacja”, „rasizm”, „mowa nienawiści”, a także „antysemityzm” – żebyśmy mogli usłyszeć i być usłyszani, i odpowiadać w przemyślany sposób.   


* Na ziemi, w powietrzu, na morzu i w wiadomościach w mediach

 

Richard Landes: The Man Who Gave Pallywood a Name

Elder of Ziyon, 27 listopada 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Judean Rose jest izraelską blogerką.