Wskrzeszenie Józefy K.


Andrzej Koraszewski 2019-11-26


Józefę K. wezwano przed Sąd Najwyższy w święto państwowe, w święto niepodległości. Uczciwie mówiąc, nie spodziewała się tego wezwania. Jechała na Bielany, kiedy poczuła ból w piersiach, który początkowo próbowała zignorować, koncentrując uwagę na afiszach, wreszcie zachwiała się, co skłoniło jakąś kobietę do ustąpienie jej miejsca. Musiała wysiąść z tramwaju, bo pamiętała pochylone nad sobą twarze na przystanku i głos jakiegoś mężczyzny krzyczącego coś do komórki i ten ból, paskudny ból w piersiach.

Jak mówiła później, zmarła już w szpitalu na korytarzu.


Nie zmarłaś, tylko zatrzymała się praca serca — poprawiał ją syn, ale Józefa K. nie zamierzała wprowadzać żadnych korekt do swojej opowieści. Przeciwnie, uwagi syna skłaniały ją do jeszcze większej stanowczości.


Oczywiście, że umarłam. Według wszystkich kryteriów medycyny bardzo porządnie umarłam. Serce nie bije, człowiek nie oddycha, trup, nieboszczyk. Od początku świata w takiej sytuacji nie było już odwołania. Chyba, że ktoś trafił na życzliwego cudotwórcę. My, ateiści, na cudotwórców raczej liczyć nie możemy, a inni nawet jeśli liczą, to bezskutecznie, więc umarłam, moi drodzy, i zostałam wskrzeszona.

Szpitalny ksiądz był wzburzony, kiedy użyłam tego słowa, jednak ogromnie się podniecił, kiedy mu powiedziałam, że widziałam Papieża. Zamilkł, patrzył na mnie w pełnym napięciu, ale jak mu powiedziałam, że Papież biegał w ciemnościach i krzyczał: „do diabła, tu nic nie ma", wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Trochę mi było wstyd, bo nawet miły człowiek, tylko drażnił mnie jego lekceważący stosunek do tych, którzy tam pracują. W końcu lekarz wskrzesi człowieka, a taki czarownik mówi, że to nic wielkiego. Bo mnie wskrzesił bardzo młody lekarz, chłopiec właściwie. Pierwszy raz wskrzeszał umarlaka, więc bardzo był przejęty.

Wiecie, oni tam mają takie maszynki z iskrą bożą. Te wyobrażenia, że to z wskazującego palca ta iskra, to jakaś bzdura, do żeber to przykładają i łup, jeszcze mam siniaki, siostra mówiła, że to oparzenia, ale wyglądają jak siniaki. Opowiadał mi potem ten lekarz, że bardzo się zdenerwował, bo ma trupa na kozetce, a tu mu ten przenośny uzdrowiciel nie odpalił. Trzepnął w niego pięścią i za drugim razem pomogło.

Strasznie się ucieszył jak mnie ta iskra boża rąbnęła, bo podobno od razu mi się zaświatów odechciało. A ciekawie było, nie powiem, ulga wielka, nic nie boli, ciepło, cienia żalu po IV Rzeczpospolitej. Powoli wam to wszystko opowiem, bo jest o czym opowiadać.

Uczeni teoretycy nazywają to przeżyciem z pogranicza śmierci. Ładne mi pogranicze, zaczynasz stygnąć, a dla nich to pogranicze. Lecąca z prędkością światła dusza potrafi w tym czasie pokonać dziesiątki tysięcy kilometrów, a nie można wykluczyć, że dusze potrafią przekroczyć prędkość światła. Ja nie mogę niczego powiedzieć, bo nie mogłam dokonać stosownych pomiarów. Mogę tylko opowiedzieć o tym co pamiętam, a i tak nie jestem pewna, czy moja pamięć nie została zmodyfikowana, czy to z powodu braku dostaw tlenu, czy wstrząsu, bo jednak wstrząśnięta byłam do głębi.


Początkowo nic nie pamiętałam (nalej mi troszkę, synku tej wiśniówki, gdyby mnie nie wskrzesili to bym nie piła), ten młody lekarz mi się nagle objawił jak z jakiegoś afisza wyborczego. Muszę wam powiedzieć, że z sympatią go wspominam. Taki młody a już wskrzesić potrafi. Ciekawe co z niego będzie, jak nabierze większej wprawy? Ale potem musiałam zasnąć, albo mi coś dali, bo obudziłam się i zobaczyłam jak mi wymieniają kroplówkę i pewnie nie były to leki homeopatyczne, bo czułam się paskudnie, a po takiej dużej torbie homeopatii, to by człowiek przynajmniej rausza miał. Zajrzał ksiądz, ale nie miałam siły z nim rozmawiać, chociaż chciałam zapytać, czy pociecha woodoo jest na ubezpieczenie, czy odpłatna? 

Potem już pamiętałam, że pociechę duchową dają z Narodowego Funduszu Zdrowia, co mi uświadomiło, że nie wiem, czy to ciągle jeszcze święto niepodległości, czy już po klęsce.

Ciekawa byłam, czy taki szpitalny ksiądz to ma pobory jak lekarz z jedną specjalizacją, czy z dwiema? Ale czy to ludzie prawdę powiedzą i kogo zapytać? Ksiądz się przecież spowiadać nie będzie. Potem, jak już byłam silniejsza, to słuchałam co ludzie mówią. Niektóre modlitwy są na ubezpieczenie, ale za niektóre trzeba płacić. Modlitwy do Matki Boskiej z Gwadelupy po portugalsku to nigdzie w Polsce nie daje się załatwić, a podobno bardzo dobra na stawy.

Ten mój lekarz to mi się trafił z powodu święta, bo to i weekend i święto, więc nawet ordynatora nie było. Siedział potem przy moim łóżku i trzymał mnie za rękę, jakby się bał, że mu znowu odjadę. Też go trochę ciekawiło jak to jest, kiedy człowiek jest już po drugiej stronie.

Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć prawdę i powiedziałam mu, że tylko dziobak jest stworzony na obraz i podobieństwo Pana, cała reszta do niczego nie jest podobna. Roześmiał się, ale rozejrzał się szybko, czy nas nikt nie słyszy, bo by nas oboje spalili na stosie.

 

*Z tomiku opowiadań „I z wichru odezwał się Pan”