Biskupa czerep rubaszny


Andrzej Koraszewski 2019-11-08


Co czyni uczonego w Pismie Świętym autorytetem w sprawach państwowych i człowieczych? Kasztelan poznański Jan Ostroróg ponad pięćset lat temu podejrzewał, że tylko strój i łeb podgolony. Wielka czapa i inne teatralne rekwizyty mają nas przekonywać, że z ust biskupa płyną same mądrości podlane sosem wody święconej i namaszczone olejkami. Powiedzieć, że ten czy inny biskup w tej czy innej sprawie bredzi jak poparzony, może człowieka narazić na na klątwę, zarzut bluźnierstwa albo jeszcze gorzej. Powiedzieć, że to człowiek amoralny, a na dodatek funkcjonariusz obcego pańswa, może wywołać falę nienawiści.

Powraca pytanie, czy Polska jest państwem świeckim? Ktoś mógłby powiedzieć, że jesteśmy państwem na poły świeckim, państwem którego rząd znajduje się w stanie upojenia religijnego, wierzący równocześnie, że społeczeństwo będzie bez protestów ani nawet podejrzeń spokojnie połykać tabletki gwałtu. 


Sprawa gdańskiego arcybiskupa innemu narodowi  starczyłaby jako skandal na czas dłuższy, stając się przedmiotem wzburzonych rozmów w salonach i na jarmarkach, ale nasza historia galopuje i ledwie zdążymy się oburzyć, a już mamy kolejne burzące krew sprawy, bo to panna Krysia i pan Stasio zostali zaproponowani na stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego, jakiś małolat schował Jezusa do kieszeni i nie chciał go uwolnić, wiele wskazuje na to, że państwo szykuje się do szwindlu z funduszami emerytalnymi. Ta lista ciągnie się w nieskończoność, a co człowiek otworzy komputer, to wyskakuje coś nowego. Żyjemy w czasach oburzenia rozproszonego i skupić się nie można.


Sprawa gdańskiego arcybiskupa jest ze wszech miar ciekawa, pamiętać jednak należy, że Papież-Polak ukrywający przestępców w sutannach narodu nie poruszył, nuncjusz Wesołowski krzywdzący dzieci w dalekiej Dominikanie narodu nie poruszył, ujawnienie wyczynów prałata Jankowskiego spłynęło po ludziach jak woda po gęsi. Mogłoby się zdawać, że film o pedofilii w Kościele wreszcie poruszył sumienia do głębi, ale w ciągu kilku dni sumienie wróciło do równowagi. Mógłby ktoś sądzić, że wzywający do deptania praw kobiet biskupi są na przegranych pozycjach, bo dziewczyny rozniosą to dziadostwo na strzępy. Okazuje się jednak, że nie wszystkie panie są w równym stopniu deptaniu praw kobiet przeciwne i że tu również osiągnęliśmy względną równowagę w przestrzeni potępienia moralnego.  


Dobrze, że przynajmniej z tym arcybiskupem nie ma większych wątpliwości, pijak, cham, gwałtownik, traktuje podle podoległych mu księży, chciwy łajdak depczący wszelkie  chrześcijańskie, a nawet zwyczajnie ludzkie cnoty. Jak znalazł świetna okazja do solidarnego oburzenia wierzących i niewierzących.


Czy wybuch narodowego oburzenia został zablokowany przez wyczyn małolata z Bełchatowa? Nie jestem tego tak do końca pewien, ale są takie opinie.


Małolat schował komunikant do kieszeni i został zatrzymnany przez osobników w liturgicznych szatach. Próbowałem się zorientować, czy społeczeństwem bardziej wstrząsnęły doniesienia o czerepie rubasznym arcybiskupa, czy uwięziony małolat z Jezusem w kieszeni, ale wymagałoby to większych umiejętności, lepszej metodologii i dodatkowej cierpliwości. Mam wrażenie, że zainteresowanie uwięzieniem małolata przebiło zainteresowanie wyczynami arcykapłana.


Zatrzymanie małolata nie było specjalnie długie, a zainteresowanie ludu piszącego kręciło się wokół poważnych spraw teologicznych, bólu zęba, motywacji dziecka oraz kurialnej niepewności, że być może sprawa księdza przerosła.


Ponieważ młody człowiek jest niedostępny, więc na temat motywacji mamy tylko spekulacje. Kiedy piszący/pisząca używał słowa „dziecko” mieliśmy gwarancję wiary w bolący ząbek. Trzynastoletni człowiek to jednak wielka enigma. W tym wieku wielu porzuca religię czasem w wyniku poważnych lektur, a czasem tylko z powodu ogólnej niechęci. Diabli wiedzą co kierowało młodym człowiekiem, żeby Jezusa do kieszeni wcisnąć. Mógł chcieć zaimponować kumplom, albo dziewczynie, mógł tylko sobie chcieć udowodnić, że ów komunikant to żaden Jezus tylko kawałek ciasta, Mógł mieć jeszcze inny pomysł (na temat motywów działań trzynastolatków lepiej nie spekulować, bo ich wyobraźnia jest nieograniczona.) Podejrzenie bólu zęba jest najmniej prawdopodobne, ale możliwość, że czytał o znieważeniu hostii przez Erazma Otwinowskiego w 1564 jest równie mała. Otwinowski, który jeszcze kalwinem będąc, podczas procesji w Lublinie monstrancję stłukł i Mikołaj Rej musiał go z opresji ratować. (Otwinowski później przystał do Braci Polskich.) W niespełna pół wieku później czasy już były inne i za identyczny czyn podczas procesji w Wilnie włoski wyznawca wiary kalwińskiej, Franco de Franco, skazany został na śmierć poprzedzoną okrutnymi torturami.


Przez te pół wieku wiara się umocniła i sędziowie nie mieli żadnych wątpliwości, że wredny innowierca samego katolickiego Jezusa poturbował.     


Z okazji wyczynu młodzieńca z Bełchatowa powróciły stare spory, czy w tym wafelku jest Jezus żywy, czy też go wcale tam nie ma. Chociaż sprawa nie została rozstrzygnięta, a o prawdziwych motywach młodego człowieka nadal wiemy tyle co nic, wiemy jednak, że młody człowiek Jezusa w końcu połknął i udał się do domu.


Pozostało ogólne zamieszanie, bo jedni nie wierzą w transgender, a inni nie są przekonani w kwestii transsubstancjacji. Pozostaje pytanie, jak się zachować. Fakt, że małolat przesadził, wydaje się bezsporny, ale zgodzić się również wypada, że sprawa księdza przerosła, bo nie umiał młodemu człowiekowi wyjaśnić, że można mieć różne poglądy, ale trzeba zachować umiar i mieć pewien wzgląd na wierzących głęboko.


Ja jednak mam do tego piekielnego małolata pretensje o to, że odciągnął uwagę społeczności oburzonych na czerep rubaszny arcybiskupa, bo jakbyśmy na sprawę nie patrzyli, wielu z nas oczekuje na jakieś przemienienie mentalności tak pańskiej, jak i plebejskiej, bo chyba już czas.