“Nie macie prawa istnieć. Czy możemy wjechać?”


Vic Rosenthal 2019-08-20

<span>Fakt, że Omar i Tlaib plują nie tylko na Izrael, ale i na amerykańskich Żydów, nie przeszkadza amerykańskim organizacjom żydowskim w ich popieraniu.   </span>
Fakt, że Omar i Tlaib plują nie tylko na Izrael, ale i na amerykańskich Żydów, nie przeszkadza amerykańskim organizacjom żydowskim w ich popieraniu.   

Byłoby okazaniem wielkiej słabości, gdyby Izrael pozwolił kongresmance Omar i kongresmance Tlaib na wizytę. – Donald Trump

Jeśli zabijacie waszych wrogów, oni zwyciężają – tego nie powiedział Justin Trudeau, ale powinien był.

 

Czasami jest jakaś sprawa bez znaczenie, ale wszyscy chcą, żeby była wielką sprawą. Tym właśnie jest kontrowersja wokół nie-wizyty (przynajmniej na razie) antyizraelskich kongresmenek  Rashidy Tlaib i Ilhan Omar w Izraelu (który nazywają „Palestyną”).


Była to operacja wojny kognitywnej przeciwko nam, która miała gwarantowany sukces. Izrael musiał podjąć decyzję, albo odmówić im prawa wjazdu, ponieważ są zwolenniczkami BDS, albo uczynić wyjątek, ponieważ są członkiniami Kongresu. Tak czy inaczej, my przegrywamy.


Omar i Tlaib zaprojektowały tę operację tak, by nie tylko zaszkodzić Izraelowi, ale by osiągnąć kilka  celów na amerykańskim polu politycznym: ściągnięcie na siebie uwagi, podniesienie profilu ”sprawy palestyńskiej” w nadchodzącej kampanii wyborczej, zażenowanie bardziej umiarkowanych elementów w swojej partii i, oczywiście, zadanie ciosu prezydentowi.


Premier Benjamin Netanjahu podejmując tę decyzję musiał rozważyć możliwe szkody zakazania im wjazdu, wiedząc, że Izrael będzie oskarżony o „niedemokratyczne” działanie, o słabość (o to, że „nie może znieść krytyki”), o „obrażenie Kongresu USA, o to, że „ma coś do ukrycia” i nie trzeba dodawać, także o „rasizm”, przez „wybranie” tych dwóch muzułmańskich kobiet. Wszystkie te oskarżenia i dużo więcej wysunięto po tej decyzji wobec Izraela.


Ale pozwolenie im na wjazd dałoby im scenę dla ich politycznego teatru, a nawet możliwość wywołania międzynarodowych incydentów.    


Netanjahu analizował różne scenariusze, biorąc pod uwagę informacje wywiadu o planach tych dwóch kobiet i planach miejscowych grup palestyńskich. Musiał także wziąć pod uwagę publiczny sprzeciw prezydenta Trumpa wobec tej wizyty i wszelkie prywatne niepokoje lub obietnice, jakie Trump mógł wyrazić. Netanjahu uznał, że lepszym z dwóch złych wyborów jest jednak nie wpuszczenie ich.  


Nie była to decyzja łatwa ani oczywista. Ta para planowała wizytę w mieście Nabi Saleh, miejscu, w którym w latach 2009-2016 odbywały się cotygodniowe marsze, by protestować (i rozwalić) barierę bezpieczeństwa. Te marsze zazwyczaj wywoływały siłowe starcia z lokalnymi mieszkańcami, ekstremistycznymi izraelskimi lewicowymi ich zwolennikami i zagranicznymi aktywistami po jednej stronie, a żołnierzami IDF, z ostro ograniczającymi regułami walki, z drugiej. Tam właśnie młodziutka  Ahed Tamimi uderzała i kopała żołnierza (wideo). Można sobie tylko wyobrazić teatralne wydarzenia, jakie mogły zostać zaplanowane.

 

Ponieważ całość została zaprojektowana tak, by stworzyć negatywne uczucia wobec Izraela, można by oczekiwać, że amerykańskie organizacje żydowskie, które podobno są proizraelskie, będą próbowały pozbawić je tlenu do podsycania nienawiści. Można by sądzić, że ograniczą się do powiedzenia tak niewiele o tym, jak to możliwe.   


Ale nie. Rick Jacobs z Union for Reform Judaism (URJ) oskarżył Netanjahu o “poświęcanie izraelskiej demokracji i otwartości”. J Street nazwała decyzję “niebezpieczną, nieakceptowalną i złą” i powiedziała, że była „umotywowana wyłącznie przez politykę i ideologię – nie przez interesy państwa Izrael”, jak gdyby sama kiedykolwiek wspierała te interesy, i zażądała “natychmiastowego anulowania jej”. Także AIPAC uważa, że te dwie kobiety powinny móc „odwiedzić i doświadczyć z pierwsze ręki rzeczywistości naszego demokratycznego sojusznika, Izraela,” mimo faktu, że miały taką możliwość wraz w innymi nowymi członkami Kongresu, którą odrzuciły, woląc oficjalną wizytę w „Palestynie”.  

 

A twierdzi się, że są to przyjazne organizacje (chociaż w wypadku J Street to twierdzenie jest słabiutkie). Nasi wrogowie, z drugie strony, otworzyli ogień z wszystkich dział. Peter Beinart opublikował artykuł pełen przesady i zwyczajnych kłamstw, oskarżając Izrael o „chowanie rzeczywistości okupacji”, jak gdyby w jakiś sposób wizyta pary muzułmańskich mizosyjonistek* ujawniłaby „prawdę”, której dotąd nikt nie był w stanie zobaczyć.

 

Sama Omar oskarżyła Izrael o „realizowanie wydanego przez Trumpa zakazu wstępu dla muzułmanów”, co jest obłąkanym twierdzeniem, ponieważ nie ma zakazu wjazdu muzułmanów do USA, a niezliczeni muzułmanie wjeżdżają i wyjeżdżają z Izraela codziennie.

 

A jeszcze są tacy, którzy po prostu nie mają pojęcia o sytuacji. Gloria Steinem, były króliczek „Playboya” i symbol feminizmu, oskarżyła Netanjahu w tweecie (w którym błędnie napisała słowo „Izrael”) o dławienie wolności słowa.

 

Mam kilka uwag. Przede wszystkim, demokracja nie ma z tym nic wspólnego. Demokracja jest metodą podejmowania decyzji w państwie i nikt nie ma prawa głosowania w Izraelu poza izraelskimi obywatelami: nie mają tego prawa amerykańscy reformowani Żydzi, ani J Street, ani Beinart. W każdym razie tej akurat decyzji nie podjęto w referendum, a nawet gdyby odbyło się referendum, prawdopodobnie większość Izraelczyków zaaprobowałaby ją.


Istnieje także precedens: w 2012 roku USA odmówiły wizy Michaelowi Ben Ariemu, skrajnie prawicowemu członkowi Knesetu. Nie sądzę, by J Street lub URJ wnosili skargi.


Mimo tego, co mówią krytycy, decyzja Netanjahu nie wydaje się ideologiczna – chociaż sądzę, że powinna była być – ale raczej było to zwykłe porównywanie konsekwencji dostępnych opcji.


Moi stali czytelnicy wiedzą, że mam zdecydowane opinie o wartości zdecydowanej syjonistycznej ideologii i o potrzebie zaznaczania przez Izrael swojego autorytetu w sferze publicznej. Nie wiem, czy pojęcie narodowego honoru odegrało rolę w kalkulacjach Netanjahu, jak zareagować na proponowaną wizytę, ale jeśli tego nie zrobiło, to powinno było zrobić. Szacunek Izraela do samego siebie wymaga, byśmy nie pozwalali ludziom takim jak Tlaib i Omar na nadużywanie naszej cierpliwości.A interes własny Izraela mówi nam, że powinniśmy wrogom minimalizować okazje do odgrywania politycznego teatru przeciwko nam.

 

Argument, tak popularny wśród liberałów, że siłę pokazuje ustępowanie wrogom i dawanie im wszystkiego, czego chcą, wydaje się leżeć u podstaw większości argumentów przeciwko decyzji o niewpuszczeniu Tlaib i Omar. Przyznaję, że nigdy tego nie rozumiałem. Słabość nie jest siłą poza orwellowską nowomową naszych krytyków. Wydaje się, że Trump miał rację.

___________
*Mizosyjonizm jest skrajną i irracjonalną nienawiścią do państwa żydowskiego. Jest antysemityzmem podniesionym do poziomu abstrakcji, chociaż niemal wszyscy mizosyjoniści są także antysemitami.

 

You don’t-have a right to exist. May we come in?

18 sierpnia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal


Studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Obecnie jest na emeryturze, mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.