Ogólna teoria zatroskania


Andrzej Koraszewski 2019-07-25


Powodów do zatroskania mrowie i bóg wie, jak je uporzadkować. Jeśli religijna nienawiść będzie podgrzewana przez imamów i biskupów w takim tempie jak dotychczas, może się okazać groźniejsza od globalnego ocieplenia. Sterowanie zatroskaniem staje się coraz poważaniejszym problemem. Dowiedziałem się ostatnio, że oglądając porno zabijamy pingwiny. Już chciałem się ucieszyć, że przynajmniej na tym polu nie grzeszę wobec pingwinów, kiedy dalsza lektura naukowego tekstu ujawniła, że również oglądanie pornografii pseudonaukowej czy politycznej pingwinom nie służy.

Korespondent naukowy GW, Wojciech Moskal przybliżył polskiej publiczności raport francuskiej organizacji non profit na temat rosnącego zużycia energii elektrycznej z powodu rozpowszechniania się Internetu i ogólnie technologii cyfrowych. „Transmisja i oglądanie pornografii online produkuje dziś ponad dwa razy więcej dwutlenku węgla niż największy emitent CO2 w Europie - elektrownia Bełchatów” – informuje Wojciech Moskal, a ponieważ ani komputer, ani telefon komórkowy, ani stacje przekaźnikowe niczego nie emitują poza danymi, okazało się, że francuska organizacja non-profit obliczyła, że elektrownie produkujące prąd potrzebny na zasilanie naszego elektronicznego sprzętu oraz potrzebnej do jego działania infrastruktury, dostarczając nam tego prądu emitują w skali globalnej 300 mln ton dwutlenku węgla rocznie, czyli tyle ile mniej więcej produkuje cała Polska. Pornografia (w wersji hard i light) stanowi tylko część problemu w ilości odpowiadającej dwóm koszmarkom w rodzaju Bełchatowa. Inna organizacja non-profit wyliczyła swego czasu, ile energii ludzkość marnuje na akty seksualne i co by było, gdybyśmy umieli przetworzyć to na energię odnawialną. Niestety nie pamiętam szczegółowych danych, ale moją uwagę zwróciła wówczas sprawa kalorii spalanych podczas aktywności seksualnej i energii potrzebnej do wyprodukowania tych kalorii, czego niestety badacze nie wzięli pod uwagę. Produkcja żywności fatalnie wpływa na naszą planetę, nie dość, że bierzemy ziemię pod pług, wycinając lasy, to na domiar złego hodujemy bydło, a bydło produkuje gazy cieplarniane. Wychodzi na to, że jedząc kotlet wołowy przed komputerem i oglądając równocześnie porno, siejemy straszliwe spustoszenie wśród pingwinów.  Jeśli naprawdę troszczymy się o planetę, musimy przejść na dietę wegańską i żywność organiczną, o której wiele możemy dowiedzieć się z Internetu. Dobrze by było, żebyśmy szybko przesiedli się również na elektryczne samochody. Prawda, będziemy potrzebowali więcej elektryczności, ale miejmy nadzieję, że już nie z Bełchatowa.


Samoloty też będą na elektryczność, będą wyposażone w doskonałe auto-piloty, więc pilot będzie mógł w tym czasie porno oglądać. Była nadzieja, że nowe elektrownie będą na biopaliwo, ale podobno też się od tego odchodzi, bo trzeba było trochę za dużo lasów wycinać na produkcję tych biopaliw. (Ładnie się nazywały, więc były bardzo postępowe.) Teraz modne są wiatraki, ale one też dużo miejsca zajmują, ale za to dają mało prądu i jest on dostarczany trochę w kratkę.) Powinniśmy sadzić dużo drzew, bo drzewa pochłaniają dwutlenek węgla. Może ten pomysł z żywnością organiczną nie jest taki dobry, bo to wymaga strasznie dużo ziemi, a nowoczesne rolnictwo potrzebuje mniej ziemi, ma wyższe plony i zużywa mniej wody. Prawdziwy postępowiec, kiedy słyszy o nowoczesnym rolnictwie dostaje ataku padaczki. Biochemia, GMO, Monsanto, Roundup, wymieranie pszczół. (Chwilami człowiek ma wrażenie, że ci postępowcy jadą na wstecznym biegu.)  


Bliska przyjaciółka zamieściła na swojej stronie FB zdjęcie kilku uli na betonie, obok których leżały tysiące martwych pszczół. Zafascynował mnie podpis: „Gdyby na zdjęciu były martwe zwierzęta takie jak psy lub koty, byłyby setki wściekłych komentarzy.” Przyjaciółka jest bardzo mądra, świetny fachowiec, ale pszczoły nie są obszarem jej zawodowej ekspertyzy. Pytanie, czy oburzone komentarze pomagają na wirusy, mogłoby urazić. Czytałem wiele raportów z badań na temat „wymierania pszczół”, a jeszcze częściej widziałem krzykliwe tytuły grożące, że zaraz wyginą wszystkie pszczoły, a my wkrótce potem. Zastanawim się czy polecać artykuł jednego z najlepszych polskich blogerów naukowych, Łukasza Sakowskiego, który prowadzi blog pod tytułem „To tylko teoria”. Niedawno napisał tekst Wymieranie pszczół. Czy naprawdę istnieje takie zjawisko? Omawia w nim problemy rzeczywiste, te wyolbrzymione i te wymyślone przez różnych postępowców.

„Przyjrzyjmy się chorobom pszczół. Mogą je powodować różne organizmy i mikroorganizmy patogenne i pasożytnicze. Wśród stawonogów drobne pajęczaki są groźne nie tylko dla ludzi. Świdraczek pszczeli (Acarapis woodi) może zasiedlać tchawki pszczół i składać tam jaja drażniąc oraz wywołując zaburzenia układu oddechowego. Inne roztocza – niektóre typy Varroa destructor oraz lokalnie w Azji Varroa jacobsoni – powodują chorobę zwaną warrozą. Pasożyty te żerują na larwach, poczwarkach oraz osobnikach dorosłych, żywiąc się ich hemolimfą i wysysając elementy ciała tłuszczowego (odpowiedzialnego u owadów za metabolizowanie i wydzielanie hormonów, uważanego za odpowiednik tkanki tłuszczowej i wątroby, które występują u kręgowców). Dodatkowo, mogą przenosić groźne wirusy. Wszystko to prowadzi do osłabienia zaatakowanego osobnika, a przy większej inwazji także reszty kolonii. […]Na zdrowie pszczół czyhają również grzyby. Kilka gatunków z rodzaju Aspergillus infekuje larwy i doprowadza do ich śmierci (organizmy te mogą być też groźne dla innych owadów, a także ssaków). Ascosphaera apis pasożytuje w przewodzie pokarmowym larw. Konkuruje o pokarm z wchłaniającym substancje odżywcze nabłonkiem jelitowym, doprowadzając do śmierci z głodu. Laseczka larwy – bakteria z typu Firmicutes – jest kolejnym, niezwykle groźnym dla pszczół patogenem wywołującym zgnilec złośliwy (nazywany też amerykańskim). Jest szeroko rozpowszechniona, żeruje na larwach, stosunkowo łatwo się rozprzestrzenia, a jej przetrwalniki są bardzo odporne na niekorzystne warunki środowiska. W Polsce jest zwalczana z urzędu, jako choroba kwarantannowa. Oprócz niej występuje jeszcze ziarniak Melissococcus plutonius, który infekuje jelito środowe, a powodowana przez niego choroba nazywana jest zgnilcem europejskim.


Oprócz wszystkich wymienionych patogenów pszczoły mogą być zagrożone ze strony wirusów. Wirus chronicznego paraliżu pszczół (CBPV) powoduje u nich zaburzenia w poruszaniu się i doprowadza do śmierci w ciągu kilkudziesięciu godzin.”

Nie wiem jak skuteczne są oburzone komentarze internautów na wirusy, czy grzyby, mogą być jednak bardzo szkodliwe dla środowiska. Pseudonaukowe porno szaleje w Internecie, a towarzyszy mu przemysł poradników na temat zdrowego zatroskania i słusznego oburzenia. Popyt duży, więc i rosnące zużycie energii elektrycznej.


Tymczasem światu grożą niedobory wody pitnej, koniecznej do przeżycia dla ludzi, zwierząt i roślin. Problem dotyka różne kraje (a nawet części krajów) w nierównym stopniu, więc i poziom zatroskania jest zmieny. Na portalu „Racjonalista” czytałem niedawno artykuł Cezarego Pysznego, który zaintrygował mnie zasadnym wysunięciem na plan pierwszy zatroskania o wodę pitną kwestii retencji. Jeszcze w czasach komunistycznych czytałem jakieś rozsądne opracowania na ten temat Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, które ze zrozumiałych względów mizernie przekładały się na działania praktyczne. Kiedy komunizm wysechł, niemal na samym początku transformacji, ówczesny  szef Urzędu Rady Ministrów premiera Mazowieckiegio mówił mi, że kiedy ci chłopi zaczynają na posiedzeniach gabinetu ministrów mówić o retencji, to on natychmiast przysypia. Trzeba stwierdzić, że  blisko 30 lat później kwestia retencji nadal nie porusza ani serc polityków, ani ich wyborców, więc gospodarka wodna zapewne w kampanii wyborczej pozostanie w cieniu innych ważniejszych spraw. Urzędujący w imponującym gmachu Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej został odebrany Ministrowi Środowiska i darowany Ministrowi Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, ale nie wykluczam, że nadal zatrudnia kilka osób mających o gospodarce wodnej elementarne pojęcie.


Publicysta „Racjonalisty” przekazał kilka znanych od dziesięcioleci mądrości w kwestii tego, że jak woda zbyt szybko spływa do morza, to zasoby wód gruntowych mogą się kiepsko uzupełniać. Postuluje tworzenie zbiorników retencyjnych nie tylko na wielkich rzekach, ale, a może nawet głównie, na małych rzeczkach i strumykach. (Trudno jednak wymagać od Ministra Żeglugi Morskiej i Śródlądowej, żeby się pasjonował małymi elektrowniami wodnymi na rzeczkach nie nadających się do żeglugi śródlądowej.)                   

Zaniepokoił mnie publicysta „Racjonalisty” swoim stwierdzeniem, że oszczędzanie wody w kranie to mit, którym bezmyślnie faszeruje się ludzi od dziesiątków lat. Podaje nawet argument, że jak ścieki są zbyt gęste to rury mogą się zatykać. Nie wspomina o problemach nadmiernego zużycia wody przez rolnictwo, kwestii utraty wody przez nieszczelne wodociągi, problemie wtórnego zużycia wody z oczyszczalni i paru innych rzeczy, o których zajmujący się sprawami gospodarki wodnej zwykli pisać. Mamy tu zatem propozycję radykalnej przebudowy zatroskania o wodę w świecie, w którym samo uświadamianie, że ciepła woda w kranie jest wartością, wskazywane jest jako poważna przyczyna spadku atrakcyjności Platformy Obywatelskiej dla wyborców.


O problemie wody coraz częściej informują nas również dziennikarze mediów głównego nurtu, rzadko jednak wybierają się na poszukiwanie specjalistów od gospodarki wodnej.


Trudno się oprzeć wrażeniu, że media komercyjne i społeczne łączy troska o retnecję plotek i pogłosek, a kult fachowości stał się dla mediów herezją. Nie jest to jednak powód do zatroskania.            


Ogólnie rzecz biorąc poziom zatroskania rośnie i to głównie za sprawą Internetu, co jest dla pingwinów poważnym zagrożeniem.