(Niezbyt) ukryte manipulacje mediów


Jodi Cohen 2019-06-10

Fotoreporter robi zdjęcia protestującym Palestyńczykom podczas demonstracji we wschodniej Jerozolimie. 13 maja 2011 r. Zdjęcie: Ruben Salvadori/Flash 90
Fotoreporter robi zdjęcia protestującym Palestyńczykom podczas demonstracji we wschodniej Jerozolimie. 13 maja 2011 r. Zdjęcie: Ruben Salvadori/Flash 90

Mój tekst nie odnosi się do wszystkich mediów. Jednak przez ostatnie dwadzieścia lat pracy z mediami – albo bezpośrednio, albo w roli konsultantki public relations – zauważyłam wyraźny, niepisany kodeks.


W sprawie Izraela wiele mediów ma z góry przyjęte zasady. Dla czytelników HonestReporting nie jest to oczywiście nic zaskakującego. Pomyślałam jednak, że warto zapisać moje doświadczenia…


Dwadzieścia lat temu byłam dzielną, beztroską studentką Manchester University w Wielkiej Brytanii. Postanowiłam spędzić lato w Jerozolimie, żeby zdobyć trochę doświadczenia zawodowego. (To były dni, kiedy chciałam zostać zagraniczną korespondentką.) Zgłosiłam się do dwóch dużych brytyjskich kanałów telewizyjnych i zaakceptowano mnie na staż w obu.


Poszłam do jerozolimskiego biura pierwszego z nich, chętna do nauki, i zgłosiłam się na ochotnika, by towarzyszyć reporterowi podczas rozruchów w Ramallah. To, co zobaczyłam, kiedy dotarliśmy na miejsce, mocno mnie zaskoczyło. Nie było żadnych rozruchów. Była grupa młodych ludzi, którzy czekali na przybycie dziennikarzy z kamerami. Kiedy przybyliśmy (bezpiecznie wyposażeni w kamizelki kuloodporne i hełmy), dopiero wtedy zaczęli rzucać kamieniami i butelkami. I gdy tylko odeszliśmy, uczestnicy „rozruchów” także odeszli.  


Zapytałam reportera, czy to się często zdarza i powiedział, że tak, tak to zazwyczaj wygląda. A więc zagraniczne media stały się partnerem w rozruchach z rzuceniem kamieni i butelek przeciwko Izraelczykom. Gdyby nie było kamer, rozruchy, jakie widziałam, nie zdarzyłyby się.


Pamiętam rozmowę z reporterem w drodze powrotnej. Zapytałam go, dlaczego wielu ludzi uważa, że jego kanał informacyjny jest uprzedzony wobec Izraela. Odpowiedział, że wielu Brytyjczyków lubi popierać słabszego. Dlatego do 1967 roku ludzie podziwiali dzielne, młode państwo. Jednak po wojnie sześciodniowej fala zaczęła odwracać się i Palestyńczycy zostali uznani za słabszych.


Postrzeganie Izraela, małego państwa (Dawida) otoczonego przez wrogów (Goliata) zmieniło się. Teraz Izrael jest widziany jako Goliat walczący z biednymi Palestyńczykami, którzy stali się nowym Dawidem. Przez lata wielu ludzi w mediach straciło tę perspektywę Izraela otoczonego przez wrogich sąsiadów. Widzą tylko siłę Izraela. IDF powiedziałaby, że to jest pozytywne, bo Izraela nie stać na to, by wyglądać na słabego w oczach swoich wrogów. Jednak odwrócenie percepcji  podkreśliło niepisaną, nową agendę ze strony części mediów.


Na moim drugim stażu byłam świadkiem czegoś, czego nigdy nie chciałam widzieć. Studio było blisko targu Mahane Jehuda, w Jerozolimie. Codziennie o 13:00  wychodziłam z biura i szłam przez krótki kawałek ulicy na targ. Codziennie szłam do tego samego stoiska i kupowałam warzywa, a potem wracałam do biura i robiłam sałatkę.


Tego dnia powiedziano mi, że plany zmieniły się i że niespodziewanie jedziemy na południe filmować bazę wojskową. Po powrocie z wyprawy dowiedziałam się, że zamachowiec-samobójca zdetonował się na Mahane Jehuda – tuż po 13:00.


Poszliśmy na targ i zobaczyłam stoisko, do którego codziennie chodziłam, pokryte czarnym i czerwonym kolorem, z miazgą, jaka została z warzyw spływającą ulicą razem z krwią ofiar.


Szok, że mogłam tam być w chwili zamachu, uderzył mnie dopiero później. Tym, co zauważyłam w kolejnych dniach w ogólnoświatowych relacjach z tego zamachu, była szybkość, z jaką media przeszły od współczucia do krytyki, kiedy Izrael podjął kroki, by zapobiec dalszym zamachom.


Przeskoczmy kolejne dziesięć lat, pracuję w firmie konsultingowej. Wśród moich klientów była jedna z pierwszych organizacji dobroczynnych, która promowała palestyńskie działania bez przemocy. Moją rolą była pomoc w nagłośnieniu tej organizacji, podnosząc świadomość w parlamencie i w mediach.


Pamiętam, jak dzwoniłam do dziennikarza za dziennikarzem z tą pozytywną historią. Zainteresowanie było nikłe. Jedna z reporterek z redakcji dziennika w dużym kanale telewizyjnym wyjaśniła. Powiedziała mi, że nie są zainteresowani tego rodzaju sprawami, ale że mogę wrócić do niej z każdą historią o palestyńskim cierpieniu.   


Mówiłam więc mediom o tej pozytywnej inicjatywie, która promuje działania bez przemocy wśród Palestyńczyków i dialog między Palestyńczykami a Izraelczykami, a wszyscy reporterzy odpowiadali, że interesują ich tylko negatywne historie.


To pokazało mi, że media mają ustaloną agendę w sprawie Izraela. Narracja musi zgadzać się z tą agendą lub nie zostanie opublikowana.  Przez lata moje doświadczenie zostało wzmocnione setkami artykułów, często aż krzyczących z powodu jednostronnego relacjonowania,  nieścisłości i przemilczanych faktów.


Wraz z mediami społecznościowymi świat stał się mniejszy. Artykuł z nieścisłą relacją może być powielany z kontynentu na kontynent i mieć znacznie większy wpływ niż w przeszłości. To dlatego praca HonestReporting jest taka ważna. Nie tylko dla Izraela, ale po to, żeby rzucić światło na złe dziennikarstwo, podnosić standardy i zapewnić, że prawda będzie powiedziana.  


The (Not so) Hidden Media Agenda

HonestReporting, 2 czerwca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Jodie Cohen

Od blisko 20 lat pracuje jako konsultantka w sprawach PR współpracując z wieloma międzynarodowymi organizacjami.