Człowiek, katolik, przecie nie ssak


Andrzej Koraszewski 2019-01-09


Wiadomość sprzed sześciu miesięcy, nadal porusza i skłania do głębokiej refleksji na temat  stanu umysłów nad Wisłą. Prawica Rzeczpospolitej znajduje się na prawo do Prawa i Sprawiedliwości, jej szefem jest Marek Jurek, historyk i polityk, ale głównie katolik. On to posiada w szeregach swoich wyznawców Piotra Strzembosza, wiceprzewodniczącego Prawicy Rzeczpospolitej na Mazowszu, polityka pobożności wielkiej, który orzekł, iż „Człowiek ssie mleko matki, ale ssakiem nie jest”. Brak danych na temat tego, dla jak dużej grupy mieszkańców Polski to stwierdzenie jest prawdziwe. Boję się zgadywać, ale nadzieja, że polityk Prawicy Rzeczpospolitej jest przypadkiem całkowicie odosobnionym, może być nadmiernie optymistyczna.

Prawdą jest, że ta jego wypowiedź przyniosła mu krajową sławę i ten magister politologii doczekał się wreszcie, że o nim mówiono. Ale znaczy to również, że można dziś w Polsce ukończyć studia i mieć wiedzę na poziomie notorycznego wagarowicza z szóstej klasy szkoły podstawowej.  


Tego gieroja polskiego intelektu przypomniał niedawno Łukasz Sakowski, autor bardzo interesującego blogu naukowego To tylko teoria, gdzie m. in. organizuje doroczne konkursy na „Biologiczną bzdurę roku”. Osobiście głosowałem na katolickiego magistra politologii, który nie jest ssakiem, ale szansę na zwycięstwo ma również pani profesor z rzetelnym dorobkiem naukowym.


Pana magistra i panią profesor łączy głęboka katolicka wiara. Maria Dorota Czajkowska-Majewska jest neurobiologiem, profesorem nauk medycznych. Studiowała biochemię, przez 20 lat mieszkała w USA, pracowała m.in., na uniwersytecie Harvarda, jest autorką kilku publikacji naukowych, po powrocie do Polski pracowała na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.


Młody poznański biolog wytypował ją do tegorocznej „Biologicznej bzdury roku 2018” za następujące obwieszczenie: „Główną przyczyną porażki [Mundial] jest biologiczne okaleczenie naszych piłkarzy (…) szczepionkami”. Rok temu ta pobożna uczona wygrała w plebiscycie czytelników blogu To tylko teoria swoim oświadczeniem, że „nanocząsteczki metali ze szczepionek wbudowują się do błon komórek i wnikają do ich wnętrza. Powstają cyborgi. Umożliwiają zdalne sterowanie aktywnością neuronów przy pomocy bodźców świetlnych, magnetycznych, akustycznych/ultradźwiękowych”.


Pani profesor prowadzi swoją antyszczepionkową kampanię od ponad dziesięciu lat. Jej list z 2009 roku, w którym, podpierając się swoim naukowym autorytetem, twierdziła, że dzieci nieszczepione są ogólnie zdrowsze, stał się manifestem ruchu antyszczepionkowego. Jedynym uniwersytetem, który udostępnił jej swojej platformy dla tej kampanii, był Katolicki Uniwersytet Lubelski.


Oczywiście możemy się zastanawiać, czy istnieje związek między silną wiarą religijną a gotowością zaakceptowania astronomicznej bzdury z punktu widzenia nauki. Warto jednak pamiętać, że również wśród ateistów spotyka się zwolenników teorii spiskowych, więc raczej możemy tu mieć większą częstotliwość, ale nie jednoznaczny związek przyczynowy. Nawiasem mówiąc, wśród antyszczepionkowców obserwuje się całkiem sporo dobrze wykształconych i areligijnych młodych ludzi.


Czasem to silne współwystępowanie religijności i skłonności do dawania wiary teoriom spiskowym tłumaczy się wczesną indoktrynacją do akceptowania twierdzeń rażąco sprzecznych z doświadczeniem naszych zmysłów. Brzmi to bardzo prawdopodobnie, ale o dowody trudno, ponieważ zarówno silna religijność, jak i skłonność do dawania wiary teoriom spiskowym są również skorelowane z typem osobowości i trudno tu rozgraniczyć wpływ środowiska i dziedzictwo biologiczne.


Wielokrotnie podejmowaliśmy tu kwestie konfliktu między nauką i religią. Zdaniem Jerrego Coyne’a, jest to konflikt zasadniczo odmiennych wartości. Z jednej strony wiara jest grzechem, a sceptycyzm cnotą, a z drugiej wiara jest cnotą, a sceptycyzm grzechem. Wspólna wiara może wzmacniać więzi społeczne, ale karanie za sceptycyzm z konieczności prowadzi do ograniczenia naszych możliwości poznawczych, utrudnia, a czasem uniemożliwia korygowanie błędów, uczy raczej lojalności niż dociekliwości. Czy zatem wierzący naukowiec może idąc do pracy zostawić swoją wiarę w domu i zajmując się nauką odwrócić swój system wartości? To pytanie często powraca, jesteśmy konfrontowani z przykładami często znakomitych naukowców, którzy mimo głębokiej wiary pozostają w swojej pracy wierni naukowej metodologii. Z drugiej strony widzimy jak instytucje religijne i politycy kierujący się religijnymi racjami hamują bądź wręcz blokują rozwój tych dziedzin nauki, które są źle widziane przez ich duchowych przywódców. I znów możemy się tu spotkać z kontrą i przykładami  antynaukowych postaw ateistycznej lewicy zwalczającej na przykład badania nad GMO i blokującej wprowadzanie w życie ważnych techonologii.


Podczas gdy nie ma najmniejszej wątpliwości, że cytowana wyżej komiczna potrzeba oddzielenia człowieka od świata zwierzęcego wynikała bezpośrednio z edukacji religijnej, absurdy pani profesor nie mają tak wyraźnego związku z religią. Wśród kandydatów do największej biologicznej bzdury roku mamy Andrzeja Jacka Piotrowskiego, byłego (pisowskiego) wiceministra energetyki, który obwieścił, że „białko to jest węgiel, w związku z tym, jeżeli mówimy o dekarbonizacji, to jakbyśmy mówili o wyeliminowaniu człowieka”. Gdybyśmy próbowali dojść jak działał umysł tego absolwenta politechniki, kiedy wpadł na ten genialny pomysł, narażalibyśmy się na pokusę teorii spiskowych (ktoś mu coś musiał zmanipulować, kto wie, może on jest szczepiony).


Tak czy inaczej, religijna edukacja wydaje się źle wpływać na rozumienie procesów reprodukcyjnych, popycha do nieufności wobec nowoczesnego planowania rodziny, i wymaga absurdalnego z punktu widzenia biologii definiowania istoty ludzkiej. Popisy tych absurdów widzieliśmy przy okazji dyskusji o in vitro, gdzie w Senacie padały zarzuty, iż przyzwolenie na zapłodnienie pozaustrojowe jest „otwarciem bram piekła”, że „życie tak poczętego dziecka jest okupione śmiercią jego rodzeństwa” i wiele podobnych. O strasznym losie zbędnego zarodka prawili głównie posłowie PiS i partii na prawo od tej formacji, ale chwilami wtórowali im dzielnie i senatorowie Platformy, i senatorowie PSL.


Bez trudu możemy zauważyć, że edukacja religijna silnie wpływa na trudności zaakceptowania teorii ewolucji, co praktycznie rzecz biorąc przekreśla możliwość zrozumienia biologii.


Nie wiemy jaki będzie los nowego projektu lansowanego przez Barbarę Nowacką o finansowaniu nauczania religii przez Kościół (co otwarcie nazywa pierwszym krokiem w kierunku rzeczywistego rozdziału państwa i Kościoła). Idea rozdziału szkoły i Kościoła rzeczywiście wydaje się pierwszoplanowa, ponieważ (jak widać chociażby z przytoczonych tu przykładów), stan umysłów w Polsce spadł poniżej krytycznego poziomu, co może grozić poważną zapaścią cywilizacyjną.


P.S. Chwilowo media donoszą o radykalnym wzroście liczby młodzieży rezygnującej z  religii w szkole (co nie dotyczy uczniów przed pierwszą komunią i przed bierzmowaniem). Kiedy wzbiera gniew wiernych na grzechy kleru i Kościoła, możemy się jednak spodziewać dalszego nasilenia się nacisków tego Kościoła na polityków. Czy i którzy politycy zauważą zmianę postaw społecznych, to osobny problem, a propozycja Barbary Nowackiej i Inicjatywy Polskiej będzie bardzo interesującym testem.