Jasełkowo-teologiczne refleksje dziadka „Maryi panienki”.


Lucjan Ferus 2018-12-23

<span>Przedstawienie w Domu Ludowym w Bukowsku w 2017 roku.  </span>
Przedstawienie w Domu Ludowym w Bukowsku w 2017 roku.  

Wczorajszego wieczoru „dałem plamę”, na wspomnienie której jest mi jeszcze wstyd. Na szkolnym przedstawieniu jasełek nie poznałemwłasnej wnuczki, przebranej za Marię, matkę małego Jezuska. Przez cały czas przedstawienia byłem przekonany, iż występ, który oglądam wystawiała inna klasa, a ten z udziałem wnuczki będzie później (co sama mi wcześniej zasugerowała, domagając się naszej obecności na jej występie). Przyglądałem się, a jakże, dziewczynce przebranej za Matkę Boską, ale w tym niecodziennym stroju, niestety nie przypominała w niczym mojej nad wyraz ruchliwej i trochę „roztrzepanej” wnuczki.

Wydawało mi się tylko nieco dziwne, że syn tak skrupulatnie wszystko filmuje, mimo, że nie występuje teraz jego latorośl. Gdybym go spytał, wyprowadziłby mnie z błędu, ale nie spytałem. Poświęciłbym wtedy wiecej uwagi jej roli, a tak, niezbyt uważnie słuchając deklamowanych tekstów, śpiewanych kolęd i pastorałek, błądziłem myślami wokół tematyki religijnej związanej z owym przedstawieniem. Pierwsze co mnie zastanowiło, to zbyt młody wiek Józefa; zgodnie z Tradycją powinni temu chłopcu przyczepić jakąś brodę i postarzeć go. Może jednak zbulwersowałoby to kogoś, iż starzec bierze sobie za żonę 13-to letnią dziewczynkę, która jako „panna czysta” zachodzi w ciążę z Duchem Świętym.

 

Rodzice dzieci występujących w tym przedstawieniu, filmowali wszystko smartfonami oraz  kamerami i głośno bili brawa, podziwiając aktorskie popisy swych pociech, a ja patrząc na to zastanawiałem się czy ktokolwiek z nich potrafi właściwie pojąć dramat tej „wybranki Boga” (zakładając, iż była realną osobą), odgrywany w tym szkolnym widowisku w umowny sposób i daleki od historycznych realiów tamtych czasów, tamtej kultury i religii? Winę też ponosi Biblia, w której przedstawiono to wydarzenie w iście bajkowej formie i Kościół kat. który dodatkowo wypaczył rozumienie wielu „prawd” religijnych, wg swoich dogmatów.

 

Spróbujmy jednak wyobrazić sobie tę dalece niejednoznaczną sytuację nieco bardziej realnie. Zwyczaj zaręczyn dziewcząt żydowskich praktykowano gdy kończyły 12 rok życia, a już najpóźniej gdy osiągały połowę 13. Jeśli w tym czasie dziewczynka nie znalazła mężczyzny, niejedna matka wpadała w panikę, a ojciec był bliski „osiwienia”. Zaręczyny nie oznaczały zawarcia związku małżeńskiego, jednak wg prawa były z nim jednoznaczne, więc zdrada narzeczonej traktowana była jako cudzołóstwo i surowo karana, np. kamienowaniem wraz z kochankiem. Jednakże dość rzadko stosowano ten najwyższy wymiar kary, choć zdarzały takie wypadki.

 

W Biblii czytamy: „Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej Józef /../ nie chcąc narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus” (Mt 1,18-21).

 

Zatem o tym, że była to ciąża spowodowana cudowną ingerencją Ducha Świętego, nikt nie wiedział oprócz Józefa i samej Maryi (i Boga oczywiście oraz jego anioła) dlatego musiało wywołać to podejrzenia i plotki, jak i niedowierzanie w „cudowne poczęcie”. A najbardziej nie dowierzali jej tamtejsi kapłani, którzy (wg jednego z apokryfów) postanowili poddać próbie „gorzkiej wody” wpierw Józefa. Widząc, że mu nie zaszkodziła i mając niezbity dowód jego niewinności, zaczęli straszyć Maryję, że jeśli nie powie prawdy, kto jest przyczyną jej brzemienności, zostanie za karę spalona, by nikt takich rzeczy nie czynił.

 

Jednakże Maryja zarzekała się, iż mówi prawdę o zwiastowaniu archanioła Gabriela, który oznajmił jej, iż pocznie za sprawą Ducha Świętego. Jednakże kapłanów nie przekonały jej słowa i nadal nie wierzyli Maryi (inaczej niż w Biblii, gdzie nikt nie miał wątpliwości, co do prawdziwości opisywanych wydarzeń). Dali więc jej napić się „gorzkiej wody”, która o dziwo jej również nie zaszkodziła. A była to woda wydobyta niegdyś przez Mojżesza i nazywana „wodą klątwy”, bo jeśli napił się jej ktoś będąc winnym, to brzuch mu pękał, niewinny zaś nie doznawał żadnej szkody. Kapłani mimo to nadal jej nie wierzyli i polecili pewnej kobiecie ją zbadać czy jest dziewicą, czy nie.

 

Kobieta owa po zbadaniu Maryi stwierdziła, iż jest ona dziewicą, a w jej łonie porusza się dziecko. Gdy kapłani to usłyszeli, przywołali Józefa i nakazali mu zabrać Maryję do domu i opiekować się nią dopóki nie urodzi syna, a później zobaczą, co czas pokaże. Jak widać z powyższego ta niespodziewana i całkiem „nieuprawniona” w tych okolicznościach ciąża Maryi, mogła mieć dla niej poważne konsekwencje, których kulturowe przyczyny całkowicie zostały pominięte tak w Ewangeliach, jak i w owym jasełkowym przedstawieniu. O ile do nauczycieli i małych dzieci nie można mieć o to pretensji, to już do Boga Jahwe, owszem.

 

Można by w tym miejscu zadać sobie parę istotnych pytań. Np.: dlaczego Bóg, który cały Wszechświat stworzył słowami: „Niechaj się stanie!”, w podobny sposób nie powołał do istnienia swego Syna Jezusa Chrystusa, lecz zdecydował się na taki po części ludzki sposób jego urodzin z ziemskiej niewiasty, a po części cudowny, doprowadzając ją prawie do publicznej hańby zasadnym podejrzeniem o dokonanie zdrady małżeńskiej? Dlaczego w ogóle w taki dziwny sposób postanowił ZBAWIĆ grzeszny rodzaj ludzki, reagując na skutki (nieprzewidziane przez wszechwiedzącego Boga?), zamiast nie dopuścić do przyczyn, które spowodowały na Ziemi zło i grzech?

 

Czy naprawdę wszechmocny i wszechwiedzący Bóg nie miał innej możliwości naprawienia początkowego ładu w swoim dziele, jak tylko złożenie sobie samemu, ofiary ze swego Syna (czyli wg dogmatu o Trójcy Świętej z siebie samego), odkupującej grzechy ludzkości? Jak to można wytłumaczyć i uwierzyć w to? Przecież Pismo Święte zapewnia swoim autorytetem, iż mamy do czynienia (przynajmniej w tym przypadku) z Bogiem, który cały Wszechświat stwarza SŁOWEM! Wystarczy więc, aby wypowiedział: „Niechaj się stanie!” i natychmiast w jednej chwili zamysł i wola Boga są realizowane w naszej rzeczywistości.

 

Dlaczego więc biblijny Bóg Jahwe „zabawia się” ze swymi stworzeniami – ludźmi w jakieś podejrzane, moralnie dwuznaczne i zarazem okrutne i obłudne „zabawy” w Opatrzność, w karanie ich grzeszną naturą i śmiertelnością, w sprawdzanie ich bogobojności i lojalności, by potem podawać im „pomocną dłoń” i obdarzać ich szczodrze swoją łaską oraz próbować być dla nich „lekarzem”, który wyleczy chorych z każdej choroby, prócz śmiertelności i głupoty, oczywiście. Czy młodziutka Maria, której Bóg powierzył urodzenie przyszłego Zbawiciela, została także uprzedzona o jego koniecznej śmierci w męczarniach, bo taką koncepcję miał Bóg na zbawienie ludzi? Czy byłaby szczęśliwa z jego przeznaczenia?

 

Takie i inne rozmyślania przychodziły mi do głowy, kiedy patrzyłem jak nieświadome tych wszystkich problemów dzieci odgrywają nauczone wcześniej role: Maryi, Józefa, Heroda, Trzech Króli, pastuszków i chóru wyśpiewującego z werwą pastorałki. I ciekawy byłem, czy któremukolwiek z nich przyszła wtedy do głowy niepokojąca myśl, że to wszystko co pokazują jest zbyt ludzkie i zbyt infantylne, by można było uwierzyć w niewidzialną lecz ponoć realną obecność Boga w odgrywanych scenach, które rzekomo kiedyś wydarzyły się naprawdę i od nich zależał przyszły los ludzkości.            

 

Przedstawienie tymczasem trwało nadal. Moja druga refleksja dotyczyła nieodłącznej temu świętu „gwiazdy betlejemskiej”. Każdego roku o tej porze, pojawiają w różnych gazetach artykuły, które „naukowo” starają się podbudowywać te religijne mity i legendy. Kiedyś przeczytałem w jednej z gazet artykuł pt.: „Ani gwiazda, ani kometa” z podtytułem: „Trzech Mędrców prowadziła koniunkcja planet!”. Okazuje się, iż jakiś amerykański astrofizyk z jakiegoś uniwersytetu „rozwiązał” tę zagadkę frapującą od wieków ludzkość: ta rzekoma gwiazda Betlejemska, to „rzadka koniunkcja planet”: Jowisza, Księżyca i Saturna.

 

Widocznie ów „amerykański astrofizyk” nie zwrócił uwagi na fakt, iż w Ewangelii Mateusza jest wyraźnie napisane: „A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było dziecię” (Mt 2,9). Chodzi o pojedynczą gwiazdę, a nie o trzy ciała niebieskie, w tym Księżyc, którego chyba trudno pomylić z gwiazdą, nieprawdaż? Poza tym, już astronomowie w czasach Keplera wyliczyli dla roku 7 pne. potrójną koniunkcję Jowisza i Saturna w gwiazdozbiorze Ryb. Taka koniunkcja nie wędruje jednak z Jerozolimy do Betlejem, żeby zatrzymać się nad jakimś domem.

 

Jeszcze na jedno pytanie należałoby odpowiedzieć jeśli już poruszony jest temat owej tajemniczej gwiazdy betlejemskiej: czy na podstawie obserwowanego ciała niebieskiego (gwiazdy, komety czy koniunkcji) można określić precyzyjnie o które domostwo chodzi Opatrzności? Co ciekawe, iż na ten fakt zwrócił bodajże już uwagę w XVIII w. ojciec współczesnych sceptyków Hermann Samuel Reimarus. No i czy może to ciało niebieskie (ewentualnie koniunkcja) zachować się, jak napisano w Ewangelii, iż „szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było dziecię”?

 

Natomiast w Apokryfach już widać wyraźnie, iż mamy do czynienia z wymyśloną bajką lub legendą, gdzie owa gwiazda nie tylko „prowadzi” Mędrców, ale też chowa się na jakiś czas, aby nie przyszli oni zbyt wcześnie, przed narodzinami Jezusa. Czyli nie tylko odgrywa rolę niebiańskiego drogowskazu dla Trzech Mędrców (którzy z czasem stali się Trzema Królami), ale też miała zadanie „zgrać w czasie” ich przybycie na miejsce urodzin dzieciątka Jezus, czyli późniejszego Mesjasza i chrześcijańskiego Boga, Jezusa Chrystusa.

 

Już wiele lat temu prof. Krawczuk bardzo dobrze scharakteryzował ten „fenomen”: nie było żadnej gwiazdy (komety czy koniunkcji). Po prostu ludzie tamtych czasów (jak widać z tych współczesnych także) potrzebowali jakiegoś wyraźnego „znaku z nieba”, aby uwierzyć, że dana postać (w tym przypadku Jezus) jest wysłannikiem niebios, pomazańcem bożym czy herosem. Więc nie ma się co dziwić, że powstała legenda o prowadzącej Mędrców gwieździe, która szła przed nimi i zatrzymała się nad stajenką/grotą z dzieciątkiem Jezus.

 

Opowieści o gwieździe zwiastującej narodziny wybitnych postaci pojawiały się wielokrotnie w antycznym świecie. A już „prowadzenie kogoś przez gwiazdę” było w starożytności czymś powszechnym, ponieważ owe niebieskie ciała uważano za znaki boskie. Nic dziwnego zatem, iż pojawiały się również takie opisy „gwiazdy betlejemskiej”: „Gwiazda rozjaśniała na niebie, a siła jej światła była nie do opisania; wszystkie pozostałe gwiazdy, wraz ze słońcem i księżycem, bez mała tańczyły w korowodzie wokół niej” (Ignacy z Antiochii).

 

I to ma być „rzadka koniunkcja planet” tak? Pomyśleć, iż autorytet nauki wykorzystywany jest  każdego roku przez różnych „para naukowców”, publikujących „naukowe fakty” tych rzekomo „historycznych wydarzeń”. No cóż, jak mawiał Darwin: „Wielka jest siła uporu, która każe trwać w błędzie”. To tyle jasełkowo-teologicznych refleksji, dziadka „panienki Maryi”, którego wzrok wyraźnie zawiódł w tym roku, ale umysł (mam nadzieję) pozostał jeszcze dość sprawny. Czy może się mylę również w tej kwestii?

 

Grudzień 2018 r.                                ----- KONIEC-----