Jasnowidzolożka wraca na czarnym koniu


Marcin Kruk 2018-11-12


Oboje widzimy przyszłość w czarnych kolorach, ja w oparciu o wątpliwej jakości analizę niekompletnych faktów, ona patrząc w karty tarota. Jej ocena jest bardziej mroczna. Przekłada karty smukłą dłonią, paznokcie ma pomalowane na kolor ciemnoniebieski, ale błyszczą na nich złote gwiazdki. Gabriele ma w rzeczywistości na imię Beata, ale imię Beata pewnie nie wróżyło sukcesu. Jej czarny kot wskoczył mi na kolana, spojrzał na mnie sceptycznie żółtymi ślepiami, westchnął z rezygnacją i zwinął się do snu.

- Masz potencjał – powiedziała Gabriele. Powiedziałem, że zwierzęta mnie lubią, a Gabriele wyraziła opinię, że to zrozumiałe, bo one wiedzą więcej, wyczuwają aurę, powiedziała ściszając głos. Larisa niesamowicie wyczuwa aurę – dodała patrząc z czułością na kotkę. Widząc, że przyglądam się kotce z uwagą, Gabriele poinformowała mnie, że to kotka ze specjalnej okultystycznej hodowli na Podhalu. Jest tylko jedna taka hodowla w Polsce i tanie te koty nie są. To znaczy, nie wolno płacić za nie pieniędzmi, to jest na zasadzie wymiany prezentów. Dałam za Larisę sto dolarów z numerem seryjnym, w którym były trzy siódemki. Było warto, bo świetnie nam się współpracuje.


Zwróciłem uwagę na fakt, że w średniowieczu czarownice miały raczej koty niż kotki i gdzieś czytałem, że to było ważne. Jasnowidzolożka roześmiała się i powiedziała, że żyjemy teraz w zupełnie innych czasach.    


Wszystko w jej maleńkim pokoiku stwarzało niesamowity nastrój. Ściana za jej plecami była ciemniejsza niż jej paznokcie. Stolik do tarota był nieduży, ale gustowny, obok na drugim stoliku stała kryształowa kula. Była tu waga i wymyślna kolba do warzenia mikstur. Gabriele obserwowała mnie z tajemniczym uśmiechem, więc zapytałem, czy jak powtórzymy tę wróżbę z kryształową kulą to otrzymamy inny wynik. Kto to może wiedzieć, powiedziała sięgając po kulę i potrząsając głową tak, że jej długie czarne włosy częściowo zakryły jej twarz. W skupieniu wpatrywała się w kulę, przesuwając rękoma w jej pobliżu. Wnętrze kuli zmętniało, co wydawało mi się bardzo interesujące, nie chciałem jednak psuć nastroju pytaniami. Po chwili zrobiło się niemal czarne i jasnowidzolożka patrzyła na kulę z rozpaczą – po prostu syf – powiedziała, odstawiając magiczne urządznie na swoje miejsce. Też miałem takie wrażenie. 


Gabriele zaproponowała mi, że zrobi mi osobistą wróżbę, bo to zawsze wychodzi lepiej. A możesz sprawdzić przyszłość wiesz kogo - zapytałem. Ponownie sięgnała po kryształową kulę, ale tym razem nic się nie działo. Wiesz, że on ma kota – mruknęła cicho, a ja kiwnąłem głową, bo wszyscy o tym wiedzieli.  Ten kot blokuje wszystkie dane na temat jego przyszości. Pomyślałem, że to jakaś obsesja u kota i zapytałem, czy inne koty też tak robią. Gabriele powiedzała, że bardzo rzadko i wyglądało na to, że moja wizyta zbliża się ku końcowi. Zapytałem jeszcze jak to się stało, że została jasnowidzolożką. Odpowiedziała, że z tym trzeba się urodzić, i że od dziecka była dziwna. Okultystyką zainteresowała się dopiero na studiach. „Najpierw zaczęłam czytać o chiromancji, bo wróżenie z ręki jest niesamowicie nastrojowe.” 


I zawsze się zgadza, zapytałem odrobinę podejrzliwie. Odpowiedziała, że zawsze się zgadza ale czytający może się pomylić. Błąd jest rzeczą ludzką, dodała, sięgając po moją rekę. Cofnąłem ją na wszelki wypadek i zapytałem gdzie studiowała okultystykę. Okazało się, że głównie w Internecie, studia zaoczne, bezpłatne, ale niesłychanie wymagające. 


Rozmowa się wyczerpała, pożegnałem się i wyszedłem nie zamawiając kolejnej wizyty. Jak doszło do tej pierwszej? Spotkaliśmy się z Gabriele w Tesco przy półce z makaronem. Oboje wpatrywaliśmy się w rząd opakowań i Gabriele zapytała czego szukam. Odpowiedziałem, że wstążek, natychmiast podała mi wstążki. Podszedłem do półki z ryżem, a ona za mną. I znów pyta czego szukam, więc mówię że ryżu risotto, z firmy Kupiec, ale nie może być w torebkach. Powiedziała, że nie ma. Zapytałem czy ona tu pracuje, wtedy wyjaśniła, że jest wróżką. Wzruszyłem ramionami i sprawdzam jednak ten ryż. Faktycznie nie było, ale on raz jest, raz go nie ma, jak jest to trzeba brać na zapas. Spotkaliśmy się z Gabriele ponownie na parkingu i dała mi swoją wizytówkę. Powiedziała, że dla mnie pierwsza wizyta gratis. Zapomniałem o całej aferze, ale ktoregoś dnia przypadkiem znalazłem się w okolicy jej domu. Zadzwoniłem, zapytałem, czy pamięta nasze spotkanie w Tesco i czy mogę wpaść. Nie będę oszukiwał, ciekaw byłem jak coś takiego wygląda.


Rozbawiony po tej wizycie wyszedłem na ulicę, zastanawiając się nad bezmiarem ludzkiej naiwności. Zastanawiałem się, czy panienka jest wierząca, czy tylko praktykująca i czy wychodzi na swoje. Pewnie tak, jeśli od kilku lat utrzymuje gabinet.


Jasnowidzolożkę spokałem raz jeszcze, kiedyt w kilka miesięcy później, byłem ze znajomymi i ich córką w szkółce jeździeckiej. Zobaczyłem ją na czarnym koniu i krzyknałem – Gabriele. Podjechała do mnie, pochyliła się i ściszonym głosem powiedziała, że tu jest Beatą. Kiwnąłem głową i powiedziałem, że nie mogłem tego przewidzieć. Uśmiechnęła się przez ramię, mówiąc, że to jasne.