Do urn obywatele, do urn


Andrzej Koraszewski 2018-10-18


Jeszcze wszystko jest niemal parlamentarne, wielkie rozstrzygnięcia dokonają się przy uranch gdzieś po kolejnych wyborach, a może dopiero po następnych, urny mogą stracić znaczenie i być już tylko dekoracją. Chwilowo toczy się bitwa o samorządy. Te w wielkich miastach, na których skupiają się reflektory mediów, te w województwach i w powiatach i te w gminach.

Nie można wykluczyć, że te w województwach i powiatach są wręcz ważniejsze od tych w metropoliach, znaczenie tych w gminach trudno badać i mało kto zwraca na nie uwagę. W gminach aż nazbyt często proboszcz uczestniczy w kampanii wyborczej. Czasem robi to zupełnie otwarcie, czasem zaledwie pociąga za sznurki.


W gminie głosuje się na członków rodziny, na znajomych, zgodnie z rodzinną tradycją, czasem, jeśli ludzie mieli szczęście i wcześniej trafili na dobrego gospodarza, kierują się względami merytorycznymi. Odrzucenie dotychczasowego wójta czy burmistrza związane jest z ryzykiem. Czasem przypominam sobie opowieść amerykańskiego dziennikarza, który obserwował wybory w Chinach i dziwił się, że w wiosce ludzie wybrali dotychczasowego przewodniczącego rady, chociaż zgodnie mówili o nim, że złodziej i łajdak. Jeden z mieszkańców wsi wyjaśnił mu, że ten ma już dom i samochód, a nowy będzie musiał kraść wszystko od początku.


Czasami obserwuję podobne rozumowanie u nas, a jeszcze częściej postawę, że nie ma znaczenia kto jest wójtem czy burmistrzem, „bo oni wszyscy są tacy sami”. Ci zostają w domach, pozostawiając decyzję o tym, kto będzie kierował samorządem, innym.


Dla wielu samorząd nie jest żadnym samorządem, jest przedłużeniem państwa, jest władzą, czymś zewnętrznym i wrogim. Samo pojęcie samorządu wydaje się być jakimś jakimś obcym słowem bez znaczenia i bez treści.


Ten brak zainteresowania ideą samorządu chyba jest wyraźniejszy wśród najmłodszych wyborców, chociaż wydaje się to niemożliwe. Czy ktoś uczy samorządności? Pytam o to zaprzyjaźnionych nauczycieli, którzy patrzą na mnie ze zdziwieniem, nie bardzo rozumiejąc, o co pytam.


Wybory samorządowe, a ludzie właściwie wybierają władcę, który będzie rozdzielał środki. Słuchają obietnic, chociaż wiedzą, że obietnice realizowane są rzadko. Spotkania z kandydatami nie ściągają tłumów.


Nie mam danych (chociaż pewnie wujek Google umiałby mi na to pytanie odpowiedzieć), ale mam wrażenie, że w gminach radykalnie wzrosła liczba kandydatów startujących z własnymi, niezależnymi od wszystkich partii politycznych komitetami wyborczymi. Środki na kampanię mają skromne, nadrabiają to amatorskimi spotami na YouTube, aktywnością na Facebooku.


Przy tej ilości kandydatów niezależnych trudno będzie ocenić bilans partyjnych zysków i strat w samorządach w gminach wiejskich i w małych miasteczkach. Znacznie wyraźniejszy będzie obraz w powiatach i sejmikach wojewódzkich. Jest już niemal pewne, że w samorządach powiatowych największe straty poniesie PSL. Nie oglądam telewizji, słucham, co mówią ludzie, a tu ludzie oglądają głównie produkcję Jacka Kurskiego i jego ferajny. Przemyślana i konsekwentna kampania skoncentrowana w znacznym stopniu na krytyce PSL była nadzwyczaj skuteczna. Wieś w dużym stopniu uwierzyła, że to PSL jest głównym odpowiedzialnym za sprzedaż przemysłu przetwórczego zagranicznym firmom i w zapewnienia, że polscy właściciele nigdy by Polaków tak nie oszukiwali. Obydwa stwierdzenia są nie całkiem prawdziwe, ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Na zachowania wyborcze decydujący wpływ mają przekonania, a przekonaniami daje się manipulować.


Zdobycie solidnej przewagi w samorządach powiatowych to wpływ na obsadę komend powiatowych policji, dyrektorów szpitali i tym podobne. W środowisku nauczycielskim często słyszy się opinie, że jedynym celem kompletnie poronionej reformy oświatowej była gruntowna wymiana dyrektorów szkół. Te wybory samorządowe mogą otworzyć drogę do głębokich zmian kadrowych w powiatowych instytucjach, co może być kolejnym krokiem przechodzenia od demokracji ułomnej do demokracji fasadowej.


Walka o samorządy powiatowe jest o tyle ułatwiona, że często są one skansenami peerelowskiej biurokraji. Powiat to ZUS, Urząd Skarbowy, starostwo, powiatowy sąd. Stosunek do petentów się zmienia i te zmiany nie są małe, ale do powiatu jedzie się załatwiać papierki i aż nazbyt często oznacza to kontakt z poniżającą władzą urzędnika. Ktokolwiek wierzy, że „dobra zmiana” skończy z urzędniczą arogancją i niekompetencją, jest najprawdopodobniej w błędzie. Wielu jednak w to wierzy. Niebawem dowiemy się jak w wyniku tych wyborów zmieni się układ sił w samorządach powiatowych.


Walka o sejmiki wojewódzkie skupi zapewne więcej uwagi, tu przesunięcia sił nie będą prawdopodobnie aż tak drastyczne. Moim skromnym zdaniem ma to również mniejsze znaczenie, ponieważ twierdzenia, że jest to jakiś samorząd, wydają mi się mocno przesadzone.    


Tak czy inaczej, idziemy do urn, bo i tak siła głosu tych, którzy go nie zabiorą, będzie ogromna. Nie jest prawdą, że nie głosując nie bierzesz udziału w zbiorowych decyzjach.