Pojechałam do Izraela i nie żałuję tego


Elham Manea 2018-08-12

Dr Elham Manea (Źródło: Maghrebvoices.com, 20 lipca 2018)
Dr Elham Manea (Źródło: Maghrebvoices.com, 20 lipca 2018)

Liberalna jemeńsko-egipska autorka, dr Elham Manea, która mieszka w Szwajcarii, gdzie wykłada politologię na uniwersytecie w Zurichu i jest członkiem Federalnej Komisji ds. Kobiet Szwajcarii, napisała artykuł opublikowany 27 lipca 2018 r. na liberalnej arabskiej stronie internetowej  Ahewar.org, zatytułowany: “Jeśli my nie będziemy emisariuszami pokoju, to kto będzie? Pojechałam do Izraela i nie żałuję”.

 

Zwracając się do Arabów, by zrezygnowali z wiary, że Izrael po prostu któregoś dnia zniknie, bo nie zniknie, wezwała ich do szukania sposobu osiągnięcia pokoju dla dobra obu stron.

 

Poniżej podajemy fragmenty artykułu dr Manea z 27 lipca 2018 r z Ahewar.org:


„Jaki jest cel waszej wizyty?” zapytała nas urzędniczka kontroli paszportowej na lotnisku Ben Guriona w Tel Awiwie, kiedy ułożyła nasze dwa paszporty na komputerze przed sobą i przyglądała nam się uważnie. Thomas i ja... powiedzieliśmy równocześnie: ”Turystyka”. Spojrzała na ekran swojego komputera, trzymając dwa paszporty. Wręczając je nam z powrotem powiedział: „Witajcie w Izraelu”. Zabrało mi kilka sekund zrozumienie, co powiedziała i niemal zapytałam jej: „To wszystko?” Ale odetchnęliśmy głęboko i odeszliśmy.

 

Spodziewaliśmy się czegoś innego. Myśleliśmy, że z powodu mojej arabskiej wizy i arabskich stempli w moim paszporcie będziemy potraktowani bardzo ostro. To przynajmniej powiedziano nam w agencji turystycznej, która zabukowała nasz lot. Thomas powiedział mi: „Mogą zabrać cię do osobnej sali i wypytywać o szczegóły powodu twojej wizyty. Nie zdenerwuj się, po prostu odpowiadaj na pytania”. Nic takiego się nie zdarzyło. Powiedzieli tylko: „Witajcie w Izraelu”. To była muzyka dla moich uszu…

 

Ilu z nas zostało wychowanych, by nienawidzić tego kraju? Wysysamy tę nienawiść z mlekiem naszych matek. Ilu z nas nauczyło się, że jest to wróg? I że ten wróg nie ma prawa istnieć?

 

Wielu z was powtarza: „Nie mamy problemu z Żydami; nasz problem jest z Izraelem” i dodaje: „Izrael jest nielegalnym państwem, sztucznym państwem, które nie ma prawa istnieć, państwem stworzonym przez imperializm, które zniknie któregoś dnia z mapy naszego regionu”. To mówimy publicznie i powtarzamy w domu.

 

Ale nie zniknęło. Nadal istnieje. Jeśli tak, to przyszła pora dla sił społecznych, które wzywają do pokoju po obu stronach, by razem szukać drogi do przyszłości. Razem. Szczególnie w tym czasie, kiedy opcja pokoju wydaje się możliwa. Jest tak, ponieważ pokój nie przychodzi w czasach bezpieczeństwa i wzajemnej miłości, ale w czasach wojen i nienawiści.  

 

Zanim opowiem szczegółowo  o mojej wizycie w cotygodniowej serii artykułów, zacznę od przedstawienia mojego stanowiska: nigdy nie wątpiłam w prawo Izraela do istnienia. Uznaję Plan Podziału ONZ z 1948 r. Widzę Izrael jako prawomocne państwo. Jest podzielone między dwa narody, które nie chcą żyć razem i każdy z nich upiera się przy własnej narracji historycznej. Tak jak wszystkie kraje otaczające Izrael są nowymi krajami, tak jest i Izrael – wszystkie są nowymi krajami, które nie istniały jako niezależne jednostki polityczne przed pierwszą połową XX wieku: Syria, Jordania, Irak, Arabia Saudyjska i tak dalej i tak dalej. Lista jest długa.

 

Weźmy, na przykład, Irak. Odkryjecie, że związanie Mosulu z Bagdadem i Basrą także jest wynikiem brytyjskiej decyzji podjętej mimo różnych etnicznych przynależności tych trzech jednostek. Mimo tego każdy, kto ośmiela się mówić o rozdziale tych jednostek, spotyka się z ostrą naganą, jest uciszany i oskarżany o pracę dla obcych elementów… Ale to jest inna historia.

 

Nie będę nienawidzić. Nie będę nienawidzić. Napisałam to wcześniej w artykule Na rocznicę Nakby/ustanowienia państwa Izrael: nie będę nienawidzić[1] i mówię tutaj to, co powiedziałam wtedy, żeby wyjaśnić wam moje stanowisko: „Nie traktuję konfliktu palestyńsko-izraelskiego z punktu widzenia, który jest stronniczy wobec jednej ze stron. Tak, widzę to jako konflikt, który ma dwie strony i widzę obie strony. Widzę w nich człowieczeństwo i, szczerze mówiąc, nie widzę izraelskich mężczyzn i kobiet jako wroga. Nie życzę im ani zła, ani zniszczenia, życzę im życia w pokoju i bezpieczeństwie, tak samo jak życzę tego Palestyńczykom. Widzę człowieczeństwo w izraelskich mężczyznach i kobietach, tak samo jak widzę strach, który w nich żyje. Równocześnie nie pomijam ziem, które zostały i pozostają wywłaszczone, ani istnienia okupacji, która zabija Palestyńczyka i jego godność, i gwałci jego człowieczeństwo na palestyńskich terytoriach – tak jak nie pomijam dyskryminacji cierpianej przez izraelskich Arabów w państwie, którego pewni politycy nie są przekonani, że musi służyć wszystkim swoim obywatelom…”

 

To jest ważne. Widzę obie strony, razem, i życzę im obu pokoju i bezpieczeństwa, razem. I tak jak widzę obie strony, widzę także tych, którzy podsycają ogień. Nie pomijam nienawiści, która jest podsycana w równej mierze przez żydowski i islamski ekstremizm religijny. Ta nienawiść jest uporczywa; jest głęboko zakorzeniona wśród osadników i populistycznej prawicy w Izraelu, którzy upierają się, że cała ziemia należy do nich i że nie ma tam żadnego istnienia palestyńskiego. Jest to tak samo głęboko zakorzenione w islamskiej, fundamentalistycznej kulturze nienawiści, która szerzy się i którą Hamas podsyca z Gazy, tej samej kulturze która uczy dzieci w przedszkolu – jak ujawniono w nowym wideo o tym jak zabijać „Żydów” i jak „ich masakrować”. Uczycie czteroletniego chłopca, jak mordować? Jak przytrzymać inne dziecko i zarżnąć je nożem? Jakiego rodzaju człowieka tworzycie?

 

Każda ze stron potrzebuje tej drugiej, aby przesłanie o zniszczeniu, którego nauczają, stało się silniejsze. Wymieniają ogień, wzajemnie zabijając to, co ludzkie, po obu stronach.

 

Mimo tego wszystkiego podkreślam raz jeszcze: nie będę nienawidzić. Nie będę nienawidzić. Nie będę nienawidzić izraelskich mężczyzn i kobiet. Tak samo nie chcę zniszczenia państwa Izrael. I choć bronię prawa palestyńskich mężczyzn i kobiet do istnienia w państwie, które da im niepodległość, bezpieczeństwo i dobrostan, i sprzeciwiam się izraelskiej polityce osadnictwa, która wykorzenia pokój, zdaję sobie sprawę z tego, że większość głosów sprzeciwiających się polityce osadnictwa jest izraelska i wypływa z samego Izraela i że tymi, którzy bronią praw palestyńskich bardziej niż ktokolwiek inny, są izraelskie organizacje pod przewodnictwem Peace Now…”

 

Tak argumentowałam w moim poprzednim artykule. Powtarzam to w celu wyjaśnienia mojego stanowiska, które jest wyraźne i stronnicze wobec istoty ludzkiej, kimkolwiek jest.

 

Zatem decyzja odwiedzenia Izraela nie była dla mnie trudna. Zupełnie nie była trudna. Tym, co było trudne w tej sprawie, było upublicznienie mojej wizyty. Ale, tak samo jak nie nienawidzę, nie kłamię. Pojechałam do Izraela, bo jest to państwo, którego istnienie uznaję. A, co ważniejsze, pojechałam tam, bo chciałam sama zobaczyć co dzieje się w rzeczywistości – zobaczyć Izraelczyka w jego naturalnym środowisku. Nie żałuję tego – wręcz przeciwnie, wyjechałam z wielką ilością informacji, co pozwoli mi napisać tę serię, w której przedstawię je wam w szczegółach. Powiem wam, co skłoniło mnie do powiedzenia do Thomasa: „Wiem, gdzie pojedziemy na urlop – do Tel Awiwu”; powiem wam o książce, którą czytałam podczas tej wizyty, żeby pomogła mi zrozumieć izraelski punkt widzenia w poszukiwaniu pokoju, autorstwa Yossi Klein Haleviego, pod tytułem Letters to my Palestinian Neighbor. Opowiem o wizycie w muzeum Holocaustu [tj. Jad Waszem], z którego nikt nie wychodzi niezmieniony; o Izraelczykach jemeńskiego pochodzenia, których spotkałam przypadkiem; o Jaffie, Hajfie, Jerozolimie i Betlejem…; o żydowskim prawie narodowym, które było promowane przez populistyczną, prawicową mniejszość, o naturze dyskusji o nim w Izraelu i sprzeciwie wobec niego; o wzruszającym ludzkim aspekcie stosunku Izraela do niektórych swoich sąsiadów, ofiar naszych wojen. I, co najważniejsze, opowiem wam o Izraelczyku – tym, który kocha, śmieje się, boi się i płacze. Tym, który może być przyjacielem. Tym, z którym, kiedy go widzimy, zdajemy sobie sprawę, że pokój jest możliwy.

 

Nie spieszcie więc z przeklinaniem mnie. Pomyślcie o tym trochę. Dążenie do pokoju nie jest na czasy pokoju – ale na czasy wojny. Na czasy, kiedy twój wróg staje się obiektem twojej nienawiści. Być może nadszedł czas zobaczenia tego wroga jako człowieka, którego trzeba uznać zanim wydamy na niego wyrok – bo jeśli my nie będziemy emisariuszami pokoju, to kto będzie?

 


[1] Ssrcaw.org, 22 maja 2015.

 

 

MEMRI, Specjalny komunikat Nr 7607, 6 sierpnia 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska