Czy hieny rozbijają ludzki patriarchat?
Autorka, Katherine Wu, studentka mikrobiologii i immunologii na Harwardzie, jest także stypendystką Smithsonian Magazine. I udaje jej się w tym okropnie złym artykule nie tylko opisać matriarchalną społeczność hien plamistych (Crocuta crocuta; nazywanych także krokutami cętkowanymi) jako nieskończenie przewyższające każdą patriarchalną społeczność zwierząt, ale także stwierdzić (w obliczu #MeToo i innych niedawnych przejawów męskich wykroczeń), że powinniśmy uczyć się od hien. Innymi słowy, powinniśmy być bardziej jak hieny w kwestii równości płci.
Może powinniśmy, ale doprawdy nie potrzebujemy hien, żeby nam to powiedziały! Koncepcja, że powinniśmy pobierać lekcje o ludzkiej moralności i społeczeństwie z przyrody nazywa się „błędem naturalistycznym” często określanym jako „jest równa się powinno”. Czyli ta autorka daje nam do zrozumienia, że domniemana pokojowość i inne przewagi matriarchalnego społeczeństwa hien powinny skłonić nas, byśmy byli bardziej podobni do hien – i lepiej traktowali kobiety. To prawda, Wu nie faworyzuje matriarchatu, ale postulując równość płci, chce nam dać hieny za przykład.
Wszyscy jesteśmy za równością płci, ale nie potrzebujemy do tego hien jako modelu! W rzeczywistości, nigdy nie powinniśmy argumentować na rzecz równości na podstawie obserwacji zwierząt. A dlaczego, opowiem poniżej.
W artykule Wu opisuje matriarchalną społeczność hien plamistych. W tym gatunku dominują samice, a samce są podporządkowane. Nie jest to częste w królestwie zwierzęcym, ale też nie całkowicie wyjątkowe. U tych hien samce są mniejsze od samic, muszą opuszczać swoją grupę i dołączać do innej (to samo jest u lwów i pod pewnymi względami, jak podczas polowań, społeczność lwów jest matriarchalna). Samice hien plamistych mają także dobrze znany pseudopenis, który jest powiększoną łechtaczką poprzez którą kopulują, oddają mocz i rodzą. Samce kopulują z samicami przez wsuwanie penisa do pseudopenisa. Ta struktura tak przypomina genitalia samca (łącznie z fałszywą moszną), że trudno odróżnić płcie. Oto jak wyglądają genitalia samicy:
Screen_Shot_2018_06_18_at_11.21.26_AM.0
Tutaj jest kilka aspektów biologii i zachowań społecznych hien, które, jak twierdzi Wu, oferują przykład dla ludzkiego społeczeństwa:
- Samice wszystkim kierują, samce są poporządkowane (co prawda Wu stwierdza: „Nie proponuję, byśmy próbowali naśladować społeczności hien. Dążymy do równości płci, a nie do odwrócenia tradycyjnej hierarchii”. Niemniej mówi także: “Przydałoby się przejęcie tego i owego od hien”). Tak więc, używa hieny jako coś, co powinniśmy naśladować, przynajmniej częściowo.
- Hieny plamiste mają złożone zachowanie społeczne i odznaczają się wielką inteligencją. To jest prawda; są znacznie inteligentniejsze niż sądzi większość z nas, choć nie tak inteligentne jak niektóre naczelne, które mają „patriarchalne” społeczeństwa. Wydaje się, że Wu uważa, że istnieje związek między społeczeństwem matriarchalnym a wysoką inteligencją, mówiąc, że „być może nie jest to przypadek”. Wątpię, a w każdym razie nie podaje żadnych badań korelujących społeczeństwa matriarchalne z inteligencją ich członków. Nie widzę oczywistego powodu, dla którego matriarchat dobierałby na wyższą inteligencję niż patriarchat. A zresztą, ośmiornice nie mają matriarchatu.
- Hieny plamiste mają duże populacje, przewyższające wszystkie inne mięsożerne w Afryce. Przyjmuję to na słowo, choć nie widzę dużych populacji jako czegoś, co powinniśmy naśladować. Wu jednak uważa duże populacje za konsekwencję „władzy samic”. W tym wypadku jej pobożne życzenia przeważają nad jej naukowym sądem, bo z tego co wiem, nie ma danych korelujących matriarchat gatunku z jego wielkością populacji.
- Wu twierdzi, że społeczeństwo matriarchalne podnosi genetyczną różnorodność w populacji. Jej hipotezą jest to, że ponieważ samce są podporządkowane, istnieje mniejsze prawdopodobieństwo wysokiej wariancji sukcesu reprodukcyjnego (jedne samce mające znacznie więcej potomstwa od innych), co prowadziłoby do większego szerzenia genów kilku samców i redukowania genetycznego zróżnicowania poniżej tego, co można osiągnąć, gdyby gatunek był bliższy monogamii. Pomijając kwestię, czy wyższa różnorodność genetyczna jest korzystna powyżej pewnego poziomu, nie ma żadnych dowodów na spekulacje Wu. Artykuł, który cytuje na poparcie swojego twierdzenia, pokazuje po prostu, że porównanie dwóch populacji hien plamistych, z których jedna przeszła przez wąskie gardło, a druga nie, nie wykazuje znaczących różnic w różnorodności genetycznej. Autorzy przypisują to jednak odchodzeniu samców, jak też strukturze społecznej, a także notują, że inne gatunki - które nie są matriarchalne, jak żółwie, orły i muflony – także nie wykazują zredukowania różnorodności genetycznej po przejściu wąskiego gardła. Zwyczajnie nie ma dowodów z innych gatunków, że społeczności matriarchalne mają większe zróżnicowanie genetyczne niż patriarchalne.
- Samice muszą współpracować z samcami, by mogło dojść do kopulacji; jak mówi Wu: „seks nie zdarza się bez pełnej zgody i kooperacji samicy”. To różni się od, na przykład, kaczek, gdzie kopulacja jest często wymuszona. Nie powinniśmy być jak kaczki!
Wu pokazuje, jest, że stabilny i liczebny gatunek może trwać mimo matriarchatu. Wiedzieliśmy to jednak od dawna i oczywiście istnieją inne matriarchalne gatunki, jak również populacje ludzi, które mają matriarchat. Następnie popełnia błąd (i psuje artykuł) wiążąc to z ruchem #MeToo i innymi rodzajami złego traktowania kobiet:
Dużo myślałam w tym roku o hienach plamistych – i to nie tylko z powodu przyprawiającego o zawrót głowy faktu, że te panie wypychają wiele 1,5-kilogramowych szczeniaków przez fałszywy penis i nadal żyją. Pod wieloma względami ich złożone życie społeczne odbija echem tak wiele ludzkich koncepcji o rolach, jakie mogą lub nie mogą odgrywać kobiety. Myśli o kobiecie u steru nadal pozostaje gorzką pigułka do przełknięcia w naszym społeczeństwie.
W styczniu setki tysięcy ludzi na całym świecie maszerowały drugi rok z rzędu, by protestować przeciwko ograniczeniom, na jakie natykają się kobiety we wszystkich dziedzinach życia. Pięćdziesiąt pięć lat po Ustawie o równej płacy kobiety nadal otrzymują tylko 80 centów na każdego dolara zarobionego przez mężczyzn – a ta luka zamienia się w przepaść dla kobiet kolorowych. I od powstania ruchu #MeToo historie seksualnego molestowania przez potężnych menadżerów, gwiazdy Hollywoodu i personel Białego Domu nadal pojawiają się w wiadomościach tydzień po tygodniu.
Skandale wokół Harveya Weinsteina, Larry’ego Nassara i niezliczonych innych, skłoniły kobiety do mówienia. Ale każda kobieta, która występuje i opowiada swoją historię, przypomina nam także, że marginalizacja kobiet jest nadal normą, nie zaś wyjątkiem.
. . . Nie proponuję, byśmy próbowali naśladować społeczności hien. Dążymy do równości płci, a nie do odwrócenia tradycyjnej hierarchii.
Nie powinniśmy jednak poddawać się podziałowi na patriarchat i matriarchat. Istnieje droga pośrednia i jest ona do osiągnięcia. Aby któregoś dnia dojść do tego kompromisu, nasze zdominowane przez mężczyzn społeczeństwo musi badać możliwości wzmocnienia praw kobiet.
Możemy zacząć od przyznania, że patriarchat niekoniecznie jest porządkiem naturalnym. Pełno jest w przyrodzie potężnych samic i rządzą one złożonymi społecznościami inteligentnych osobników. Kultura kierowana przez kobiety nie jest ani skazana, ani potępiona.
U hien plamistych samcze prześladowanie, nękanie i agresja wobec samic są tabu. Te taktyki po prostu nie działają. Jeśli facet chce przywabić dziewczynę, czeka cierpliwie i zdobywa jej szacunek przez okazywanie jej względów i przez altruizm – bo wie, że nie jest uprawniony do jej uczuć ani anatomii tylko z tego powodu, że jest samcem. Jeśli chodzi o seks u hien, uprzejmi faceci zdobywają panie. Zauważcie to, ludzkie samce.
Rozumiecie ideę. Powinniśmy być jak hieny i badanie oraz uczenie się o zachowaniach hien skłoni nas, byśmy byli bardziej do nich podobni. Oczywiście jednak, gdybyśmy badali patriarchalne społeczeństwa i akceptowali błąd naturalistyczny, powiedzielibyśmy, że powinniśmy być jak lwy morskie albo goryle.
Wu pobłądziła w zachwytach dla cudów matriarchalnego społeczeństwa, a następnie twierdząc, że to powinno nam powiedzieć, byśmy byli bardziej podobni do hien. Dlaczego nie ma racji? Ponieważ wprowadza do swojej analizy pogląd, który poprzedza jej badanie biologii: że kobiety powinny być traktowane sprawiedliwie i jako równe. Innymi słowy, wybiera sobie zwierzęcą społeczność, by podeprzeć to, w co już wierzy. Zgadzam się z jej poglądem: z pewnością powinniśmy dążyć do większej równości między płciami, do większego szacunku dla kobiet i do równych możliwości dla obu płci. Nie potrzebujemy jednak hien, by nam o tym powiedziały! I nie powinniśmy UŻYWAĆ hien, by podeprzeć ten argument!
Doszliśmy do wniosku, że płci powinny być traktowane równo nie z wiedzy o tym, jak dobrze funkcjonują społeczności hien (bo przecież także społeczności patriarchalne funkcjonują dobrze), ale z racjonalnego rozważania o tym, jak należy traktować ludzi i nad złymi konsekwencjami, jeśli nie są traktowani równo.
Nigdy nie powinniśmy wyciągać nauki ze społeczności zwierzęcych do tego, jak organizować społeczności ludzkie, bo „jest” nie znaczy „powinno”. (Badanie ewolucyjnej przeszłości może oczywiście pomóc w zrozumieniu ludzkich społeczeństw, ale z tego wyciągnęlibyśmy wniosek, że patriarchat ma biologiczne oparcie: samce dominowały nad samicami z powodu doboru płciowego: samce są większe od samic a samice mają ograniczenia z powodu reprodukcji i tego, że najczęściej to one opiekują się potomstwem). Choć oparty o biologię patriarchat może być i rzeczywiście jest wzmocniony przez społeczne ograniczenia – kiedy samce mają władzę, mogą jej użyć do dalszego ograniczania samic – uważam, że dominacja samców w ostatecznym rachunku cofa nas do naszej biologii i różnic płci stworzonych przez dobór płciowy. Nie musimy jednak ślepo podążać tą drogą i nie powinniśmy. Jako ludzie nowocześni robimy wiele, rzeczy przezwyciężających naszą biologię (na przykład, takimi rzeczami są antykoncepcja i interwencje medyczne, żeby wyleczyć choroby i rany).
Moim zdaniem Wu sama pobłądziła i wprowadziła w błąd swoich czytelników twierdząc, że powinniśmy próbować naśladować ten lub tamten aspekt tego lub tamtego społeczeństwa zwierzęcego. Popełniła naukową wersję błędu Eutyfrona: błędu, że Bóg jest źródłem moralności. Platon obalił ten pogląd pokazując, że istnieje moralność niezależna od Boga. Jeśli, na przykład, Bóg powiedział ci, żebyś zabił niewinne dziecko, nie zrobiłbyś tego tylko dlatego, że tak powiedział ci Bóg. A to dlatego, że mamy pogląd (wyewoluowany lub kulturowy), że popełnienie takiego czynu jest złem. Jeśli następnie argumentujesz, że „Bóg nie prosiłby nas o zrobienie tego, ponieważ Bóg jest dobry” (spójrz jednak na sprawę Abrahama i Izaaka), to automatycznie opowiadasz się za pojęciem dobra, które poprzedza pojęcie Boga.
Podobnie jest tutaj. Wu miała wcześniejszy pogląd, że kobiety nie powinny być traktowane inaczej niż mężczyźni, szczególnie w kwestiach możliwości. Zaczyna od tego poglądu, a następnie znajduje poparcie dla niego opisując in extenso rzekomą cudowność matriarchatu hien. Nie potrzebujemy jednak tych cholernych hien! Wu po prostu znalazła gatunek, który odpowiada obrazowi ludzkiego społeczeństwa, jakie Wu uważa za pożądane, a następnie mówi: „Powinniśmy uczyć się od tej społeczności!”
Takie rozumowanie nikogo nie powinno oszukać, ale najwyraźniej oszukało redaktorów „Vox”. Jest to wręcz okropny sposób pisania o nauce. Smutne jest to, że Wu nie zdobywa więcej punktów dla feminizmu przez opisanie hien niż zdobyłaby po prostu przez przedstawienie moralnego argumentu. Wątpię, by wiedza o hienach skłoniła jakiegokolwiek seksistę do powiedzenia: „Wiesz, to społeczeństwo hien działa naprawdę dobrze. Będę lepiej traktował kobiety”.
Zgadzam się z moralnym argumentem, który leży u podstaw wywodów Wu. Jej użycie biologii do poparcia go jest jednak wadliwe, tendencyjne i wprowadzające w błąd.
Gdybym był postmodernistą, powiedziałbym, że artykuł Wu jest znakomitym przykładem Fallusa Eutyfrona [nieprzetłumaczalna zabawa słowna; błąd Eutyforna to po angielsku „Euthyphro fallacy”, co Autor zmienia na „Euthyphro Phallus-y”), uaktualnionego w przeżywanym doświadczeniu hien.
Do hyenas smash the patriarchy
Why Evolution Is True, 22 czerwca 2018
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji. Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków. Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.