W przyszłym roku w Jerozolimie


Bassem Eid 2018-06-22

7 czerwca 1967 roku, izraelscy żołnierze po wkroczeniu do żydowskiej dzielnicy Jerozolimy podczas wojny sześciodniowej (Zdjęcie: Micha Bar-Am/Defense Ministry's IDF Archive)
7 czerwca 1967 roku, izraelscy żołnierze po wkroczeniu do żydowskiej dzielnicy Jerozolimy podczas wojny sześciodniowej (Zdjęcie: Micha Bar-Am/Defense Ministry's IDF Archive)

Urodziłem się w Żydowskiej Dzielnicy na Starym Mieście w Jerozolimie pod okupacją jordańską. W czerwcu 1966 r. rząd jordański postanowił ewakuować 500 palestyńskich rodzin, włącznie z moją rodziną, z Żydowskiej Dzielnicy i przenieść je do obozu uchodźców Szuafat, nie podając powodu tego przeniesienia.


Pewnego dnia tuż przed rozpoczęciem „wojny sześciodniowej” w 1967 r. poszedłem z Szuafat na Stare Miasto Jerozolimy, żeby odwiedzić moją ciotkę. Następnego dnia wybuchła wojna. Miałem 9 lat i  utknąłem w domu ciotki. Słyszałem strzały i zapytałem ciotkę: „Co się dzieje?” Powiedziała, że jest wojna między Arabami i Żydami. Zapytałem: „Co to jest Żyd? Czy są ludźmi, jak my?” Odpowiedziała, że nie, że zjadają ludzi. Bardzo się przestraszyłem.


Trzeciego dnia wojny zacząłem słyszeć po arabsku z głośników, że każdy, kto chce żywności, może pójść do podanego punktu, gdzie rozdajemy żywność. Ciotka spytała mnie, czy chciałbym pójść i przynieść żywność. Odpowiedziałem: mowy nie ma, zjedzą mnie. Powiedziała: Nie poślę cię samego, poślę cię z dziećmi sąsiadów. Poszedłem z sąsiadami i znaleźliśmy izraelskich żołnierzy, rozdających chleb, pomidory i mleko. Wziąłem tyle, ile dałem radę unieść i wróciłem do domu ciotki. Zrozumiałem, że izraelscy żołnierze nie byli jak czarownica w bajce „Jaś i Małgosia”, która tuczyła dzieci zanim je ugotowała. Zrozumiałem, że moja ciotka kłamała i że to nie jest bajka.  


Szóstego i ostatniego dnia wojny przez głośniki podano więcej ogłoszeń, że każdy, kto chce wyjść na zewnątrz, może zrobić to bezpiecznie. Ludzie mogą otworzyć sklepy, mogą podróżować. Powiedziałem ciotce, że wracam do rodziny w Szuafat. Poszedłem 7 kilometrów z powrotem do domu przez Wadi al Joz, widziałem porzucone zwłoki i zobaczyłem izraelski samochód wojskowy. Wpadłem do najbliższego domu, żeby się schować. Kiedy samochód minął dom, poszedłem dalej do obozu.


U wejścia do obozu znalazłem moich rodziców, którzy właśnie wybierali się na Stare Miasto, żeby mnie znaleźć. To był moment pełen radości, odnalazłem rodziców po sześciu dniach, kiedy nie wiedzieliśmy co się stało z nami wzajemnie.


Mieszkanie w obozie dla uchodźców to było bardzo nudne i rozpaczliwe życie. Nie było elektryczności, bieżącej wody, telewizji, lodówki, nie było nawet toalety i używaliśmy publicznych toalet w obozie. Mój ojciec był krawcem, zarabiał grosze, a było nas w rodzinie 8 osób, mieszkających w skrajnej biedzie w jednym pokoju.


W 1972 r. mój ojciec znalazł pracę jako sprzątacz w szpitalu Hadassah. 10 lat później, w 1982 r., mój ojciec zaprzyjaźnił się z żydowskim profesorem z Hadassah. Ten profesor odwiedzał nas w obozie w szabat razem ze swoją córką. Profesor Isaac, jak go nazywaliśmy, zbudował w Hadassah Ośrodek Szaret dla pacjentów z rakiem i udało mu się znaleźć dla mojego ojca pracę w tym nowym budynku. Wysłał ojca na 6-miesięczne szkolenie do Tel Awiwu, żeby nauczył się sterylizowania wyposażenia medycznego. Pamiętam pewien dzień, kiedy ojciec wyszedł z domu rano w garniturze. Zapytałem matki, czy ojciec wybiera się w podróż. Powiedziała: nie, idzie do pracy. Zapytałem dlaczego potrzebuje garnituru i krawata do sprzątania. Powiedziała, że dostał nowe stanowisko.


Pewnego dnia poszedłem odwiedzić ojca w Hadassah i znalazłem go w lekarskim kitlu w pokoju z olbrzymimi maszynami. Tego dnia zrozumiałem, że powinniśmy popierać Izrael, bo Izrael jest jedynym krajem, który dał nam szanse i możliwość dobrego życia.


Moim zdaniem cała kwestia sprawy palestyńskiej jest skończona. Ani Arabowie, ani kraje muzułmańskie, ani kierownictwo palestyńskie nie dbają o sprawę palestyńską. Wzywam więc moich palestyńskich kolegów, by uspokoili się i zrozumieli fakty. Pora, by Palestyńczycy zaczęli mówić: Chcę żyć! Teraz jest na to pora.


Obecnie jestem bardzo szczęśliwy, że żyję w Jerozolimie pod rządami izraelskimi. Nie ulega wątpliwości, że Jerozolima jest stolicą Izraela i tego faktu nie można zmienić, niezależnie od tego, czy Amerykanie przenoszą swoją ambasadę do Jerozolimy, czy nie. Gdyby zaproszono mnie na otwarcie ambasady w Jerozolimie, z radością poszedłbym.


Dzień Jerozolimy ma specjalne znaczenie w tym roku, po pierwszym otwarciu zagranicznej ambasady, zainicjowanym przez pierwszą administrację amerykańską, która odważnie przełamała lody niekończącego się pata. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Królestwo Bahrajnu także otworzą swoje ambasady w Jerozolimie!


Facebook, 11 czerwca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

 

 



Bassem Eid – inicjator i przewodniczący Palestinian Human Rights Monitoring Group, pozarządowej organizacji zajmującej się monitorowaniem naruszeń praw człowieka i działaniem na rzecz demokratycznej i pluralistycznej Palestyny.