Intersekcjonalność, plemienność i Farrakhan


Daniel Greenfield 2018-03-29


Zabawna rzecz zdarzyła się w drodze do intersekcjonalnej przyszłości. Przysłowiowy worek rozwiązał się na Marszu Kobiet i wewnątrz była nie tylko rasowa plemienność, ale także rasizm i religijna supremacja. Dlaczego Tamika Mallory i Linda Sarsour z Marszu Kobiet lubią Farrakhana i jego grupę propagującą nienawiść?

Nation of Islam naucza, że czarni ludzie są rasą panów. Oni nie tylko nienawidzą białych ludzi, Żydów i całej masy innych. Oni nienawidzą wszystkich z przekonania o własnej wyższości. Według ich nauczania “Czarny jest autentycznym człowiekiem” a ludzie o jaśniejszej skórze są “diabłami” stworzonymi przez nikczemnego i szalonego naukowca, by rządzili nad czarnymi ludźmi aż zostaną zniszczeni przez UFO.


Twierdzą nawet, że małpy pochodzą od białych ludzi.


Eseje w postępowych mediach, broniące związków Obamy, kongresmana Keitha Ellisona, kongresmana Danny’ego Davisa, Mallory i innych czarnych przywódców z Farrakhanem, namawiały zaniepokojonych liberałów, by spojrzeli na pozytywne aspekty Nation of Islam – na ich miłość do czarnych ludzi, nie zaś na negatywne – nienawiść do białych ludzi.  


Ale właśnie ten “pozytywny” aspekt jest problemem. 


Intersekcjonalność obiecuje włączenie polityki tożsamości plemiennej w utopię sprawiedliwości społecznej. Istotą plemienności jednak jest wyższość twojego ludu i niższość wszystkich innych grup. Plemienność nie musi być agresywna, wroga lub nienawistna. W końcu większość ludzie jest plemienna. Kiedy jednak włączysz najbardziej radykalne elementy polityki tożsamości, jak to robi lewica, to pełna bigoterii supremacja jest pewnikiem.


Pojazd błaznów polityki tożsamości jedzie najbardziej płynnie, kiedy ma wspólnego wroga: białych ludzi. Koalicje takie jak Marsz Kobiet gromadzą szeroki wachlarz grup, które łączy nienawiść do Trumpa, białych ludzi, Izraela i piwa korzennego. I to działa jak długo nikt nie podnosi maski i nie zagląda do silnika.


Czarny nacjonalizm jest rasistowski, seksistowki, antysemicki i homofobiczny. Nation of Islam nie jest wyjątkiem. Od Jeremiaha Wrighta: “Włosi… patrzyli z góry znad swoich czosnkowych nosów”, do Eldridge Cleaver: “gwałt był czynem powstańczym”, do Amiri Baraka, najohydniejsza możliwa bigoteria supremacyjna jest jego naturalnym stanem.


"Jesteśmy piękni (poza białymi ludźmi, oni są pełni g…a i zrobieni z g…a)” – pisał Amiri Baraka. - "Śmierć pedzia dali nam na krzyżu… każą nam czcić martwego żyda a nie nas samych”.


“Dopadła mnie eksterminacyjna ciągotka, żydku. Rozgryzłem syndrom Hitlera... Przyjdź więc po czynsz, żydku” – rozprawiał stypendysta Guggenheima, zdobywca nagród PEN i American Book Award oraz były Poeta Laureat z New Jersey.


Baraka był jednym z najbardziej celebrowanych w kraju czarnych poetów nacjonalistycznych i był członkiem Nation of Islam. Jego sztuka “Black Mass” szerzyła rasistowski mit stworzenia według nauki Nation of Islam.


Właśnie przekonanie Nation of Islam o czarnej wyższości i białej niższości pociągało Baraka i tak wielu innych czarnych nacjonalistów. Nation of Islam jest jedną z wielu religijnych grup zwolenników czarnej supremacji, od podobnie egzotycznych kościołów Maurów i Czarnych Hebrajczyków do grup, które oderwały się od Nation of Islam, jak Five-Percent Nation, i czarnych kościołów nacjonalistycznych, jak ten, do którego uczęszczał Obama z żoną, a któremu przewodniczył Jeremiah Wright. Ale religijna czarna supremacja jest tylko składnikiem większego ruchu kulturowego, który leży u podstaw czarnego nacjonalizmu i miesza teorie spiskowe z rasową supremacją.


Zmieszanie czarnego nacjonalizmu z polityką intersekcjonalną dało nowe pokolenie (często radykałów drugiego pokolenia), które ubiera rasizm nie tylko w lirykę dawnego czarnego nacjonalizmu Wrighta i Baraki, ale w mętny żargon akademicki intersekcjonalności.


Stąd wzięli się Tamika Mallory i Ta-Nehisi Coates. Polityczna sałata słowna i poezja ukrywają jednak tylko to, na co decydujesz się nie zwracać uwagi. I dlatego mówimy o Louisie Farrakhanie.


Powódź artykułów, esejów i wyjaśnień w postępowych mediach opublikowanych w obronie Marszu Kobiet można podsumować jako “Przestań zwracać uwagę”. A to, na co mamy nie zwracać uwagi, jest powolna śmierć liberalizmu i zastąpienie go przez nietolerancyjny, skrajny ekstremizm polityki tożsamości.


To dlatego postępowe media zwróciły się przeciwko stronie z materiałami redakcyjnymi w “New York Times”, gdzie pojawiło się zbyt wiele artykułów kwestionujących politykę tożsamości i polityczną cenzurę. Bari Weiss i Quinn Norton, elokwentne młode kobiety, są bezpośrednim celem, ale większym celem ataków jest James Bennet, stróż tej strony, który nierozsądnie daje liberałom zerknąć na to, dokąd zmierzają.


Pozostali liberałowie nadal wędrują po otwartych równinach umierającego ekosystemu, nie zdając sobie sprawy z tego, że są zagrożeni wymarciem. Kiedy wspierają głośne ruchy politycznej tożsamości, robią to, ponieważ wierzą, że zajęcie się żalami ich ekstremistów jest niezbędnym krokiem do tolerancyjnego, ślepego na kolor skóry społeczeństwa.


Nie pojęli, że tolerancyjne, wielorasowe społeczeństwo jest ostatnią rzeczą, jakiej chcą zwolennicy supremacji jakiejkolwiek rasy.


I lewica mówi im to, co chcą słyszeć: że wojowniczy ton aktywistów jest chwilowym zjawiskiem wywołanym ich gniewem na niesprawiedliwość i ucisk. Kiedy wszyscy będziemy intersekcjonalizowani i prawdziwie pojednani, zniknie ból leżący u podstaw atrakcyjności Farrakhana lub Wrighta.


To jest kłamstwo. I oni wiedzą, że to jest kłamstwo.


Intersekcjonalność jest kłamstwem. Podobnie jak Nation Of Islam, nie jest to tylko kłamstwo w swych negatywnych, nienawistnych aspektach, ale w obietnicy utopii, kiedy pozbędziemy się „białych diabłów” i ich „białego przywileju”.


Grupy ekstremistów polityki tożsamości i ich biali, cis-zróżnicowani, lewicowi sojusznicy mogą tylko na krótko zjednoczyć się w tym, co negatywne, ale nie w tym, co pozytywne. „Kultura wywołania”, która miała szerzyć sprawiedliwość społeczną, nie jest tylko rodzajem politycznego terroru, ale i kulturą nieodłącznej bigoterii każdej grupy tożsamości politycznej.  


Krach Marszu Kobiet pokazuje, dlaczego intersekcjonalność zawsze była wioską potiomkinowską.


Ruchy tożsamości politycznej nie mogą walczyć z bigoterią, ponieważ same są z natury bigoteryjne. Zamiast autentycznie odrzucać bigoterię przenoszą ją na dogodny cel, taki jak Trump, a potem udają, że przez zniszczenie go mogą oczyścić społeczeństwo. Im więcej celów zniszczą, tym bardziej potrzebny im sojusz z tymi, których jedyną jednoczącą zasadą jest wzajemne zaprzeczanie supremacyjnych bigoterii tego drugiego. I w ten sposób walka z rasizmem staje się wojną z mikroagresjami i strukturalną supremacją białych.


Wszystko to jest tykającą bombą zegarową. I wybucha ona co kilka lat. Kiedy wybucha, lewicowi aktywiści, pędzą, jak to robią teraz, by błagać, nakłaniać i ostrzegać, że prawdziwym wrogiem jest „biała supremacja” i wszyscy muszą przestać zwracać uwagę na rasistowski lub seksistowskie poglądy ich sojuszników. 


Te “tęczowe koalicje” rasistowskich radykałów nie walczą z bigoterią; mobilizują bigotów do wojen rasowych.


Tamika Mallory wychwalająca Farrakhana nie jest szokująca. Byłoby bardziej szokujące, gdyby tego nie robiła. Trudno znaleźć ważne czarne postaci w polityce i przemyśle rozrywkowym, które nie kręcą się koło niego.


Zarówno Jesse Jackson, jak Barack Obama, pierwsi dwaj poważni kandydaci prezydenccy, robili to. Gościł go Congressional Black Caucus. Burmistrz Londynu, Sadiq Khan był jego prawnikiem. Lista czarnych artystów niemal się nie kończy. Snoop Dogg, Ice Cube (członkowie), Michael Jackson, Eddie Murphy, Spike Lee, Arsenio Hall, Common, Kanye West, Mos Def, Young Jeezy i Erykah Badu, żeby wymienić tylko kilku.


Nie każdy człowiek, który spotyka się z Farrakhanem koniecznie podziela jego bigoteryjne poglądy, ale wielu uważa jego plemienne zatwierdzenie czarnej wyższości za atrakcyjne i cenią to wyżej niż jakikolwiek rodzaj tolerancyjnego społeczeństwa. To właśnie w swój niezdarny sposób próbowała nam powiedzieć Tamika Mallory,.


Czarny nacjonalizm jest sprawą plemienną. Zawsze stawia na pierwszym miejscu swoich ludzi. To samo dotyczy mieszaniny grup politycznej tożsamości, które tworzą intersekcjonalny chór. Żadne wywoływanie tego nie zmieni. Dlatego głównie kierują te wywoływania na bezpieczne cele, najlepiej białe.


Nie ma większej jedności na końcu tęczy. Tylko gładsze wersje Farrakhana. Barack zamiast Baraka. Perory o ”białych diabłach” i “szatańskich Żydach” przefiltrowane przez akademicki żargon.  


Ruch bigoterii może nas tylko podzielić. A to jest wszystko, co ma do zaoferowania polityka tożsamości. Zamiast równych praw w zjednoczonym narodzie będziemy członkami kłócących się plemion. Te plemiona zaś, jak wielbiciele Farrakhana, nie będą zdolne do widzenia członków innych plemion jako równie wartościowych jak oni sami.


Ludzie, którzy nie wierzą, że “inny” ma tę samą wartość, nie przyznają mu tych samych praw.


Lewica twierdzi, że walczy o równość. To, o co rzeczywiście walczy, jest społeczeństwem plemiennym, dla którego koncepcja równych praw jest równie obca, jak jest w Iraku, Ruandzie i Afganistanie, gdzie demokracja oznacza plemienne bloki głosów i gdzie despotyzm rządów większości nieodmiennie kończy się terrorem i śmiercią.


Intersectionality, Tribalism and Farrakhan

Frontpage Mag, 20 marca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska





Daniel Greenfield

Amerykański pisarz i publicysta, mieszka w Nowym Jorku. Prowadzi stronę internetową Sultan Knish.