Postęp i historia idąca zygzakiem


Amir Taheri 2017-12-14

Nikogo w Pakistanie nie obchodziło, że “Ojciec Narodu”, Muhammad Ali Jinnah (zm. 1948 r.) , był świeckim politykiem. Dzisiaj, etykietka „świecki” może spowodować, że cię zabiją. (Zdjęcie: Wikimedia Commons)
Nikogo w Pakistanie nie obchodziło, że “Ojciec Narodu”, Muhammad Ali Jinnah (zm. 1948 r.) , był świeckim politykiem. Dzisiaj, etykietka „świecki” może spowodować, że cię zabiją. (Zdjęcie: Wikimedia Commons)

Jedną z kluczowych idei głoszonych przez europejskie Oświecenie czyli Wiek Rozumu w XVIII w była idea postępu, według której historia ludzkości rozwija się po krzywej biegnącej od niskiego punktu do coraz wyższych. Można spierać się o dokładną naturę „wyższych” i „niższych” punktów, ale większość badaczy Oświecenia zgadza się, że „postęp” ma dwa aspekty: materialny i kulturalny.

Materialny postęp można mierzyć oczekiwaną długością życia, przeciętnym stanem zdrowia, a lepsze warunki życia wyrażać w tak wymiernych kategoriach jak warunki mieszkaniowe i zdolność radzenia sobie z katastrofami naturalnymi. Na poziomie kulturalnym postęp obejmuje literacką i artystyczną twórczość, naukowe i techniczne odkrycia, uczestnictwo w polityce i rządy prawa.


Czy można jednak kwestionować samo istnienie krzywej, wskazującej na liniowy postęp? Czy nie jest możliwe, że historia ludzkości posuwa się zygzakiem z „niższymi” i „wyższymi” punktami na wymianę, zgodnie z jakimiś tajemniczymi prawami?


W zastosowaniu do “świata muzułmańskiego” teoria postępu nie ostaje się wyzwaniu rywalizującej teorii zygzaków.


Na poziomie materialnym postęp dokonany przez minione 100 lat przez praktycznie wszystkie państwa o muzułmańskiej większości jest zdumiewający.


Stulecie temu muzułmanie stanowili mniej niż cztery procent światowej populacji. W roku 2017 podniosło się to do niemal 25 procent. Muzułmanie odnieśli także korzyści wykraczające poza najśmielsze nawet marzenia z postępu w wydłużaniu spodziewanej długości życia, publicznego zdrowia i materialnego standardu życia.


Pamiętam jak w 1970 r. jako młody reporter wpadłem w depresję po podróży do tego, co wówczas było Pakistanem Wschodnim. W najgorszych koszmarach nocnych nie wyobrażałem sobie takie ilości ludzkiej nędzy i nieszczęścia.


Pół wieku później Bangladesz, państwo, które wyłoniło się z Pakistanu Wschodniego, jest nadal biedne według wszystkich standardów, ale jeśli chodzi o absolutna nędzę, nie jest już piekłem, jakim było w 1970 r.; odniosło korzyści rozwoju gospodarczego i materialnego postępu.


Na większą skalę, pamiętam Oman Traktatowy, który przekształcił się w Zjednoczone Emiraty Arabskie. Poza Dubajem, który miał jeden przypominający hotel placówkę, nigdzie nie było niczego podobnego. W sułtanacie Omanu musieliśmy biwakować w prywatnych domach bez elektryczności i bez bieżącej wody, i jedliśmy gotowaną kozę i na wpół dogotowany ryż. Teraz, oczywiście, zarówno Zjednoczone Emiraty Arabskie, jak Oman mają teraz jedne z najbardziej luksusowych hoteli na świecie.


Podobne obserwacje można poczynić o wszystkich niemal muzułmańskich krajach, włącznie z moją ojczyzną, Iranem, który zaczął wyłaniać się z średniowiecznej nędzy dopiero w latach 1960.


W 1973 r. w Teheranie odbyła się konferencja o “modernizacji”, współsponsorowana przez agendę Narodów Zjednoczonych odpowiedzialną za Azję. Panował konsensus, że postęp materialny doprowadzi do kulturalnego, a potem politycznego postępu.


Sześć lat później Iran wpadł w łapy teokratycznej tyranii zbudowanej wokół mieszanki religijnego bełkotu i niewydarzonych, marksistowsko-leninowskich metod. Nagle cenzurowano nawet klasycznych poetów perskich, a w niektórych wypadkach zakazywano ich. Co gorsza, sekta Chomeiniego, która dzierżyła władzę, przypisała sobie prawo wydawania klątw i interdyktów, wymyślając własną wersję inkwizycji i ekskomuniki, mechanizmów nie istniejących w islamie.


W 1960 r., kiedy przyjechałem do Wielkiej Brytanii, zaskoczyło mnie odkrycie, że Lord Kanclerz miał czarną listę zakazanych książek w czasie, kiedy żadna taka ohyda nie istniała w Iranie. Mniej niż dwadzieścia lat później nie było już takiej listy w Wielkiej Brytanii, podczas gdy Republika Iranu wypracował najdłuższą czarną listę zakazanych książek w historii ludzkości.


Co gorsza, sekta Chomeiniego twierdzi, że każdy kto nie jest ślepo posłuszny obecnemu “Najwyższemu Przewodnikowi”, jest “niewiernym”. Oczywiście, osoby piastujące najwyższe urzędy same nie są zabezpieczone przed taką klątwą. Któregoś dnia każdy z nich może zostać uderzony „maczugą takfir”, jak to zdarzyło się z wieloma czołowymi postaciami chomeistycznego reżimu, włącznie z czterema z sześciu prezydentów Republiki Islamskiej.


Musimy wrócić do historii, żeby zobaczyć, jak działa zygzak.


Muhammad Zafarullah Khan, drugi minister spraw zagranicznych Pakistanu, należał do mniejszości Ahmadi, a nawet przez pewien czas służył jako ich Amir (przywódca religijny). Niemniej jego wyznanie nigdy nie było problemem. Dzisiaj jednak, Ahmadi są ścigani i mordowani przez neoislamistycznych bojówkarzy nie tylko w Pakistanie, ale także w Wielkiej Brytanii. Nikogo w Pakistanie nie obchodziło, że “Ojciec Narodu”, Muhammad Ali Jinnah, był świeckim politykiem. Dzisiaj, etykietka „świecki” może spowodować, że cię zabiją.


W Iranie za czasów Szacha w karierze politycznej nie natykało się na sekciarskie przeszkody i muzułmanie sunniccy piastowali wysokie stanowiska jako ministrowie, gubernatorzy, ambasadorzy i dowódcy w armii. (Minister sprawiedliwości w ostatnim rządzie za Szacha był sunnickim prawnikiem.)


Dzisiaj tylko jeden irański sunnita ma wysokie stanowisko jako ambasador w Wietnamie, kraju z ograniczonymi kontaktami z Iranem.


W Indonezji, która ma największą po Indiach liczbę muzułmanów, reformatorzy tacy jak Abdul-Rahman Waheed i Nucholisz Maddżid zdobywali szeroką publiczność i dość wolności, nawet za dyktatury wojskowej, by promować swoje poglądy na rynku idei. Dzisiaj wiele ich prac jest zakazanych, a seminaria o nich atakują neoislamistyczni bojówkarze, którzy twierdzą, że tylko oni mogą decydować, kto jest muzułmaninem, a kto nie jest.


W Turcji neoosmańska elita nie dopuszcza nawet byłych islamistycznych sojuszników pod przewodnictwem Fethullaha Gulena, nie daje najmniejszej przestrzeni na odmienne zdanie.


A masowe morderstwo ponad 400 egipskich wyznawców sufizmu w meczecie na Synaju w zeszłym tygodniu? Tak, w Egipcie, który przez całą historię islamską był kolebką sufizmu i miejscem narodzin „alternatywnych” sposobów rozumienia i praktykowania islamu? "Egipt, gdzie zapach setki kwiatów odświeża duszę wiernego” – powiedział wielki perski poeta, sufi, Sanai.


Niemal tysiąc lat później są w Egipcie ludzie, którzy nie tolerują nawet jednego kwiatu, twierdząc, że ich agresywny kolec powinien podbić ziemię. Gdyby oświeceniowa teoria postępu była słuszna, dzisiaj w Egipcie mielibyśmy tysiąc kwiatów zamiast jednego zanurzonego w krwi kolca.   


Jesteśmy dzisiaj bogatsi, lepiej wykształceni i zdrowsi niż kiedykolwiek w historii islamskiej. A jednak mamy więcej ignorancji, uprzedzeń, fanatyzmu i przemocy niż kiedykolwiek.


Inni pamiętają teraz o nas, kiedy każą im zdejmować buty na lotniskach i kiedy widzą w telewizji naszych samozwańczych ekstremistów przecinających ludziom gardła.


Może więc jesteśmy w trybie zygzaku. Jeśli tak, to pytaniem jest, jak manewrem wydostać się z obecnego, śmiercionośnego zakrętu?


Progress and History in Zigzag

Gatestone Institute, 3 grudnia 2017

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Amir Taheri

Pochodzący z Iranu dziennikarz amerykański, znany publicysta, którego artykuły publikowane są często w ”International Herald Tribune”, ”New York Times”, ”Washington Post”, komentuje w CNN, wielokrotnie  przeprowadzał wywiady z głowami państw (Nixon, Frod, Clinton, Gorbaczow, Sadat, Kohl i inni)  jest również  prezesem Gatestone Institute).