Stan Polski przed wyborami


Andrzej Koraszewski 2017-11-09


Teoretycznie od kilku tygodni powinniśmy być świadkami politycznego trzęsienia ziemi. Tracąca grunt pod nogami Platforma Obywatelska miała w październiku ogólnokrajową konwencję, na której przedstawiono propozycję zmiany ustroju. Można się długo zastanawiać nad pytaniem, dlaczego nie stało się to przedmiotem gorączkowej debaty? Czy dlatego, że  Platforma, że propozycję przedstawił Schetyna, czy dlatego, że wymagałoby to rozumienia, co właściwie zaproponowano?

20 października w Internecie i w mediach konwencjonalnych można było dostrzec zapowiedź pod hasłem: „Krajowa Konwencja Platformy Obywatelskiej #PolskaSamorządna”.


Na samej konwencji dziennikarze zajęci byli spekulacjami, dlaczego nie widać Hanny Gronkiewicz-Walc.


Grzegorz Schetyna zaczął swoje wystąpienie od bla bla, więc pewnie dodatkowo uśpił i tak zainteresowanych czym innym przedstawicieli mediów:

„Zaczynamy maraton wyborczy (...) Na te wszystkie wybory PO jest gotowa .


Ten maraton nie jest podobny do żadnego po roku '89. Dziś nie chodzi o zwykłą konkurencję między partiami politycznymi. Dziś, tak jak kiedyś, walczymy o przyszłość Polski. Polski opartej na wolności, własności prywatnej i na samorządności. Musimy tej Polski bronić przed tymi, którzy chcą odbudować PRL.”

Trzeci akapit wystąpienia stał się interesujący dopiero po wysłuchaniu tego co powiedział później, bowiem chwilowo ten niezbyt lubiany polityk bez charyzmy mówił:

„…musimy pokazać rodakom inny pomysł na naszą ojczyznę. Polacy muszą wiedzieć nie tylko przeciw czemu, ale przede wszystkim na co, na kogo, mają głosować. Był taki czas, kiedy mówiliśmy o totalnej opozycji. Od teraz, od dzisiaj, chcemy mówić o totalnej propozycji.

Ten kto słuchał mógł wtedy pomyśleć: dobra, dobra, pokaż karty. Nieatrakcyjny przywódca powiedział, że ma plan na wybory samorządowe, że chciałby stworzyć „wielką koalicję z wszystkimi prosamorządowymi partiami i organizacjami lokalnymi” i że jego partia „zrobi wszystko, aby to samorząd był „jedynym gospodarzem regionu”.


Podejrzewam, że w tym momencie część przedstawicieli mediów wyszła do bufetu.


Dziennikarz „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko zauważył więcej, początkowo nadal referując verbatim drętwą mowę przywódcy PO:

"Obrona polskiej samorządności to tylko pierwszy front na którym Platforma Obywatelska powstrzyma marsz rządzącej partii w stronę państwa totalitarnego.


Największym skandalem i zagrożeniem dla rozwoju naszego kraju jest to, że pod hasłem repolonizacji robi się wielki skok jednej partii na całą gospodarkę. Nie pozwolimy na to."

Bomba pojawiła się później: „Zostawimy każdą złotówkę z podatków PIT i CIT tam, gdzie mieszkają obywatele, w gminach, powiatach i województwach” – zapowiedział Schetyna.

 

Kto w tym  momencie nadstawił uszu? W dwa dni później  w toruńskim wydaniu „Gazety Wyborczej” dziennikarz podpisujący się „kop” pisał:

„Krajowa konwencja PO odbyła się w ubiegłą sobotę w Łodzi – tematem był program na najbliższe wybory samorządowe. Oprócz znanych już propozycji przedstawiono też nowe punkty, m.in. zostawienie całości podatku PIT i CIT w samorządach. W poniedziałek politycy partii związani z naszym regionem omówili w Toruniu główne założenia programu.”

Czy na Konwencji Schetyna rzucił coś ni z gruszki ni z pietruszki, czy przedstawił propozycję, która powinna skłonić do natychmiastowego złapania za kalkulator?


W Toruniu marszałek Całecki, słysząc propozycję przekazania podatków PIT i CIT samorządom, sięgnął po kalkulator i wyliczył:

„Nasze dochody własne wynoszą ok. 430 mln zł. Utrzymujemy z nich m.in. placówki oświatowe, instytucje kultury i szpitale. A gdzie budowa dróg czy infrastruktury rozwijającej przedsiębiorczość? Nasze dochody mogłyby wzrosnąć o 200-250 mln zł. Taka propozycja bardzo mnie cieszy, bo wiele rzeczy moglibyśmy załatwić od ręki”.

Co więcej, w Toruniu podskoczono z radości na propozycję likwidacji urzędu wojewódzkiego, ponieważ jest to nie tylko dublowanie funkcji i kosztów, ale i paranoiczna rywalizacja prowadząca do marnowania sił i środków.


Uczciwie mówiąc, mogłoby się zdawać, że teraz powinien być wysyp artykułów ekonomistów, socjologów, samorządowców i innych mających jakąkolwiek zdolność ekspertyzy, analizujących konsekwencje takiej  ustrojowej zmiany. Tu jest konkret, sprawa, która nie tylko może jednoczyć opozycję, ale być tematem niesłychanie ważnych sporów o sensowność samego pomysłu, o szczegóły, o taktykę.

 

Obawiam się, że wolimy dyskutować o tym, jak paskudny jest Kaczyński i jaki nudny jest Schetyna. (Kiedyś w Szwecji uczyłem się jak ważne i fascynujące mogą być spory o podatki. To były jednak inne czasy i inna Szwecja. Dziś już tego nie obserwuję, zapewne jednak pozostały pozytywy i negatywy systemu podatkowego, w którym obywatel zawsze jest świadomy, ile płaci na gminę, ile na województwo, a ile do kasy państwowej. Pozostała również podstawa samorządności zorientowanej na gospodarowanie pieniędzmi swoich mieszkańców, a nie tylko na dzielenie tego, co wyżebrane od państwucha.)      

 

Stan Polski, to nie tylko statystyki, to również stan umysłów przed walną bitwą.