Pan Baginski pyta o antysemityzm


Andrzej Koraszewski 2017-08-17

Ilustracja z przedwojennego kalendarza dla katolików.

Ilustracja z przedwojennego kalendarza dla katolików.



Z różnych stron powraca pytanie o definicję antysemityzmu, są różne definicje słownikowe i mogło by się zdawać, że te definicje są wystarczająco precyzyjne, okazuje się jednak, że nie tylko pytanie o definicję ustawicznie powraca, ale zmienia się również postrzeganie tego, kto właściwie jest antysemitą. Czy słowo antysemita jest dziś już tylko wyzwiskiem, a prawdziwych antysemitów nie ma, czy może jest ich dziś więcej niż kiedykolwiek? Ten zawiły dylemat uświadomił mi pan Bogdan Baginski z Toronto zwracając się do mnie z uprzejmą prośbą  w przesłanym elektronicznie liście zatytułowanym: „Co to  jest antysemityzm – proszę o odpowiedź”.  Reszta listu brzmiała:

Proszę Państwa,


To co poniższe napisałem do znanego polskiego "dziennikarza" znanego
z walki z polskim "antysemityzmem".

Jaka jest Państwa odpowiedź na poniższe?

To: Szostkiewicz Adam <a.szostkiewicz@polityka.pl>

Szanowny Panie Redaktorze,

Jako że męczy Pana demon "polskiego antysemityzmu" i kreuje się Pan
na znawcę tegoż proponuję aby Pan napisał książkę pod tytułem
"Antisemitism in the context of Truth and Justice" - w polskim kontekście.
Tezą wyjściową tej książki byłoby wykazanie że poglądy/postawy tzw.
antysemickie są zakłamane i  niesprawiedliwe.

Taka perspektywa jest  właściwa do zdefiniowania tego zjawiska i możliwości
odróżnienia mądrości od  głupoty.

Aby uścislić:
zakłamane - nie faktyczne, wyimaginowane.

niesprawiedliwe - niezgodne z definicją Ulpiana Domicjusza że sprawiedliwość
jest to niezłomna i stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy
("iustitia est firma et perpetua voluntas suum cuique tribuendi").

Praktycznie mogłaby to być polemika z poglądami "antysemitow".
W Ameryce Północnej to głownie:
dr Kevin MacDonald
http://www.aletheia.com.pl/tytul/115/kultura-krytyki
i np. dr David Duke
http://www.youtube.com/watch?v=yS4gXCrYsfs

Chociaż ten temat już przestał mnie interesować chętnie bym taką
książkę przeczytał.

Z poważaniem,
Bogdan Baginski
Toronto, Canada

Moja odpowiedź:

 

A więc pyta pan o antysemityzm w kontekście prawdy i sprawiedliwości, w zawężeniu do jego polskiej specyfiki. Zacznijmy od tego, że Polska jest odległą od wielkich metropolii uliczką, gdzie kłębią się echa tego, co wymyślono w Rzymie, Paryżu, Berlinie, Genewie i innych centrach światowej kultury.

 

Zapewne słyszał pan, że słowo antysemityzm jest młode, wymyślone nieco ponad sto lat temu przez niemieckiego intelektualistę, by uczynić nienawiść do Żydów bardziej akceptowalną dla filozofów i poetów. Judenhass budziło jakiś niepokój, prowokowało do niezręcznych pytań. Zmieniło się słowo, ale  nie jego definicja, antysemityzm to tylko stary antyjudaizm. Historia antyjudaizmu ma bogatą literaturę, a jako, że zna pan łacinę, może pan sięgnąć do tekstów z wczesnego chrześcijaństwa.

 

Antyjudaizm stanowił główny mechanizm integracyjny chrześcijaństwa. Stanisław Obirek w swojej książce Polak katolik? pisze:

Jak się wydaje, metafora „Żyda jako diabła i psa” była obecna we wszystkich denominacjach chrześcijańskich. Wyobrażenie Żyda jako wroga par excellance, obok wiary w boskość Jezusa, stanowiło element wspólny  i poniekąd wyróżnik tej religii.

Starszy od Obirka brytyjski pisarz i historyk religii, Peter de Rosa, (również były jezuita, który porzucił sutannę w 1970 roku, po ogłoszeniu encykliki Humanae vitae, a wcześniej był dziekanem wydziału teologicznego Corpus Christi College w Londynie) ujmuje to nieco  inaczej:

„Haniebna nauka katolicka przygotowała grunt pod hitleryzm i tak zwane ostateczne rozwiązanie. Kościół katolicki w ciągu wielu stuleci swego istnienia opublikował ponad sto antysemickich dokumentów. W ani jednym dekrecie synodalnym lub soborowym, w ani jednej encyklice lub bulli papieskiej, w ani jednym liście pasterskim nie znalazła się wzmianka sugerująca, iż ewangeliczne przykazanie ‘kochaj bliźniego swego jak siebie samego’ odnosi się także do Żydów.”

Antyjudaizm różni się nieco od antysemityzmu. Żyd jest antybliźnim, czarnoksiężnikiem, wcieleniem zła, ale to wszystko ma podtekst religijny, Judenhass w XIX wieku była już bardziej świecka, obejmowała wszystkie stare kłamstwa religijne i dodawała nowe. Jedno jest niezbywalne, nienawidzimy wszystkich z tego narodu. Czyli, jak powiadają powołujący się na Koran pasterze wyznawców islamu: „O Allahu, policz ich wszystkich i wygub ich co do jednego”. Czy muzułmański antyjudaizm jest antysemityzmem? Wielu słusznie protestuje, przecież islam narodził się wśród Arabów – semitów (a my nie akceptujemy tego, że antysemityzm to tylko propagandowa nazwa antyjudaizmu.)

 

No tak, ale pan pyta o polską specyfikę, o to co musi się stać, żeby młodzi Polacy w stołecznym parku oblali naftą wózek z żydowskim niemowlęciem i podpalili?  Co musi się stać, żeby grupa młodych mężczyzn wpadła do domu sąsiadów i drągami porozbijała głowy mężczyzn, kobiet, dzieci i starców? Co musi się stać, żeby wpaść na pomysł zadrutowania drzwi i okien i podpalenia domu? Co musi się stać, żeby adwokat, miejski radny, na wiadomość o zamordowaniu przypadkowego Żyda przez uderzenie łomem w głowę, zmartwił się, że tylko jednego?

 

W naturze człowieka jest skłonność do okrucieństwa, do sadyzmu, mordu, rabunku, do poniżania drugiego człowieka. Religia Azteków nie potrzebowała Żydów, za chińskimi  torturami kryły się inne idee, Hutu zabijali Tutsi nie potrzebując idei Żyda podczłowieka.  Przyzwolenie, usprawiedliwienie i uświęcenie morderczego sadyzmu znajdujemy we wszystkich kulturach. Powodem może być nacjonalizm, rasizm, religia, zemsta, chęć zysku. Ważne jest przyzwolenie, bo rygorystyczne prawo powstrzymuje przed wkroczeniem na drogę przemocy.

 

Polska jest częścią świata i korzystaliśmy obficie z idei otwierającej drogę do wyładowania najniższych instynktów. Antysemityzm utracił swoją nobliwość, a zagłada dokonywała się głównie na terenach okupowanej Polski. Więc antysemitą być nie wypada, a do Judenhass też nie można wracać. Jest jednak wyjście, możemy być antysyjonistami i wtedy powrót do tak miłego sercu antyjudaizmu znów jest, dzięki bogu, możliwy. Powtórzy pan zapewne pytanie noblisty, który był w młodości w Hitlerjugend – czy wolno krytykować Izrael? Czy zauważył pan miłość TYCH krytyków do tych, którzy błagają Allaha o policzenie wszystkich i wygubienie do ostatniego? Mógł pan nie zauważyć i zapewne nie bez powodu.

 

P.S. Zwróciłem uwagę na cudzysłów przy słowie dziennikarz w pana uprzejmym liście do Adama Szostkiewicza. Ten cudzysłów mówi więcej niż pan myśli.


A książka o antysemityzmie w kontekście prawdy i sprawiedliwości jest, napisałem ją ponad rok temu: „Wszystkie winy Izraela”.   

 

Wysławszy ten list właściwie nie oczekiwałem odpowiedzi, a wiedziony ciekawością zapytałem Pana Google, czy zna pana Baginskiego z Toronto.

 

Owszem, znalazłem wzmiankę nie pozostawiającą żadnych wątpliwości, że mamy do czynienia z tą samą osobą. Był to list do kanadyjskiego pisma polonijnego  „Goniec” wydawanego pod hasłem “silni wiarą” i ukazał się 27 stycznia 2017

 

W liście autor prosi o pomoc w przekazaniu organizacjom żydowskim dwóch projektów, które byłyby przełomowe w poprawie relacji polsko-żydowskich i oparciu ich na „TRUTH and JUSTICE”.

 

Pierwszy projekt dotyczył podręczników szkolnych:   

„Kiedy Żydzi przyznają, że podczas drugiej wojny światowej byli NAJWIĘKSZYMI KOLABORATORAMI w dziele eksterminacji swoich. Szkolne programy na całym świecie  powinny zostać zmienione, aby dostarczyć pełnego obrazu eksterminacji.

Mogę dostarczyć listę prac historycznych do studiów.”


W projekcie numer 2 Bogdan Bagiński powołując się na „dzieło” Iwo Cypriana Pogonowskiego Żydzi w Polsce. Od Congresus Judaicus w Polsce do Knesetu w Izraelu, przekonuje, że bez Polski nie byłoby Izraela i domaga się trzykrotności izraelskiego PKB, w ramach kompensacji (hojnie proponując rozłożenie spłat na 30 lat).       


Autor zapewnia, że jest filosemitą i pragnie poprawy stosunków polsko-żydowskich.

 

W międzyczasie pan Baginski odpisał na mój mail:

Dziękuję za odpowiedz, ale muszę zwrócić uwagę, że nie odpowiedział Pan na moje pytanie. Przedstawił Pan historyczny zarys ewolucji pojęcia, za co dziękuję.
Ja poszukuję definicji tak jak przedstawiłem definicję słowa "sprawiedliwość".

Moja druga odpowiedź:

 

Ach tak, sprawiedliwość. Zdawało mi się, że tytuł pana listu brzmiał: "Co to  jest antysemityzm – proszę o odpowiedź". więc może raz jeszcze: 


Jakby ten antyjudaizm/Judenhass, antysemityzm, antysyjonizm zdefiniować najkrócej? Jest to kultywowana przez religię, kulturę i propagandę narodową nienawiść do ludzi pochodzenia żydowskiego, usprawiedliwiająca wyrządzanie osobom wyznania lub pochodzenia żydowskiego dowolnych krzywd włącznie z mordami, jak również honorowanie, a często  nagradzanie morderców.      


Jak się to ma do sprawiedliwości? Podobnie jak Polacy, Rosjanie, czy Kanadyjczycy, Żydzi to ludzie, a ludzi są różni. Domyśla się pan, że nie brak wśród Polaków łajdaków, typów spod ciemnej gwiazdy, zbirów, gwałcicieli, morderców. Prawdopodobnie podziela  pan zdanie, że ludzie głoszący, iż Polacy nie powinni istnieć, to chyba jakieś szuje. (Bismarckowi przypisuje się, prawdopodobnie fałszywie, twierdzenie, iż Polaków należy wytępić. Hitler uważał, że część nadaje się jako siła robocza, więc nie należy się z tym spieszyć). Czy w zalewie kłamstw o Żydach zdarzają się jakieś opisy prawdziwe o konkretnych ludziach? Bez wątpienia tak.


Pielęgnujący światowe dziedzictwo antyjudaizmu uważają, że sprawiedliwe jest wpadnięcie do dowolnego domu zamieszkałego przez Żydów i zarżnięcie jego mieszkańców, w imię tego, co o Żydach się mówi. Osobliwa koncepcja sprawiedliwości, ale dla różnych mętów niezwykle atrakcyjna.  (W liście "filosemity" do "Gońca" z 27 stycznia 2017 wydaje się pan nieco inaczej formułować swoją koncepcję sprawiedliwości, ale i tak nie jestem pewien czy do końca zrozumiałem jak też rozumie pan tę "sprawiedliwość" filosemity? Nie wiem, czy będzie pan próbował ją wyjaśniać. Ja filosemitą nie jestem. Żydzi to  ludzie jak wszyscy inni, chociaż niektórzy miłośnicy ludobójstwa nie są o tym tak całkiem przekonani, jest to w pewnym stopniu zrozumiałe, ostatecznie długa historia antybliźniego nie mogła pozostać bez wpływu na umysły).


P.S. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko upublicznieniu tej korespondencji.           


Pan Bagiński nie miał nic przeciwko upublicznieniu,  prosił mnie jeszcze, abym mu napisał czy w takim razie, według mojego rozumienia antysemityzmu David Duke jest "antysemitą"? Rozmowa chyba się wyczerpała, bo kiedy odpisałem, że tak, otrzymałem końcowy liścik:

„Nic Pan nie wniósł do moich dociekań. Ale dziękuję za wysiłek”.

,

P.S.2


Wkładałem ten tekst o trzeciej w nocy i w kwadrans po jego publikacji na stronie FB „Listów z naszego sadu” pojawił się komentarz:


Marek Bury
Pytanie pomocnicze; czy Hitler był Żydem?


Wywiązała się długa dyskusja (którą w całości można przeczytać tu: https://www.facebook.com/listyznaszegosadu/posts/1479270335488841?comment_id=1479282028821005&;reply_comment_id=1479713782111163 ) i w której Marek Bury w swoim ostatnim poście pisał:

Mnie nie dręczy żaden problem. Mam Żydów kolegów i przyjaciół. Nie znam zbiorowości Żydów, bo takowej nie ma w moim otoczeniu. Ale jest pewna mała grupa mocno starszych panów w USA, która ma realny wpływ na Europę, USA a poprzez system bankowy i finansowane organizacje pozarządowe także na mój kraj. Tych spostrzegam jako szalonych i groźnych.


Co do pańskiego zachwytu nad Izraelem, to nie podzielam go. To państwo militarne gdzie żołnierze na ulicy mają stale palce na cynglu. Po wiekach stworzono militarną utopię, która trwa dzięki dotacjom z zewnątrz. Gdzie żeby wejść do sklepu spożywczego trzeba się prześwietlić i zrewidować na obecność broni. Ludność która definiuje się tam jako Żydzi znajduje się tam w pułapce sytuacji wiekuistego konfliktu, z którego nie ma wyjścia. Tam nigdy nie było ani jednego pokolenia, które by żyło w pokoju. Tradycją obu stron konfliktu jest wojna i śmierć. Nic więcej. Tam nie ma dobrych i złych. Tam jest po prostu życie skażone śmiercią.


Problem jest jedynie taki że Bliski Wschód jest zadziwiająco blisko Europy. To co tam się dzieje ma silny wpływ na Europę i z czasem wzrasta.

 Nie odpowiadałem już temu czytelnikowi, spróbowałem tę dyskusję podsumować:  


Przypadek Marka Burego


Przepraszam, że już nie rozmawiam, nie bardzo jest o czym. Marek Bury pozostaje nadal interesujący jako klasyczna wręcz ilustracja mojego artykułu. W zarażonym stadzie walka o własne zdrowie jest trudna. Człowiek musi uważać, żeby zarażonym nie robić krzywdy, jeśli oni sami nie są agresywni. Stopień choroby jest zróżnicowany, a oni sami tę chorobę starają się ukrywać, często nawet przed sobą. Tak więc przypadek Marka Burego to klasyka.


Marek Bury czyta artykuł o zjawisku trwającej przez co najmniej dwa tysiące lat, o nienawiści dwóch wielkich religii do jednej małej, z  której zrodziły się te dwie duże. Więc czyta Marek Bury o młodzieńcach w Warszawie, którzy oblewają naftą wózek z niemowlęciem i podpalają, o innych rodakach, którzy wpadają do domu i drągami mordują rodzinę, o zadrutowaniu drzwi i okien i podpaleniu domu z ludźmi w środku. Jak reaguje mózg Marka Burego? Marek Bury przypomina sobie, że czytał, że Hitler był Żydem. Marek Bury po przeczytaniu tego opisu zadaje pytanie pomocnicze: „Czy Hitler był Żydem?”


Normalny człowiek widząc oskarżenie, że jeden z największych morderców w historii i to człowiek, który postanawia wyplenić naród żydowski sam jest Żydem zastanawia się, czy to aby prawda, a nawet gdyby, to co z tego? W naszych czasach sprawdzenie takiej informacji zajmuje mniej niż 30 sekund. Natychmiast docieramy do informacji, że są tu znaki zapytania, łatwo dotrzeć do informacji o historii tej plotki i prześledzić reakcję na tę plotkę ze strony badaczy. Marek Bury tego nie robi, jego choroba wyklucza sprawdzanie informacji, która potwierdza jego przesądy.


Ludzki umysł to delikatna maszyna, wepchnięcie stada w koleiny paranoi jest dość łatwe, a ta szczególna paranoja była wzmacniana tysiące razy, kłamstwami o mordzie rytualnym, kłamstwami o zabiciu Boga, kłamstwami o nakłuwaniu hostii, o truciu studni i sprowadzaniu zarazy. Tak więc Marek Bury nie jest winny swojej choroby, on ją tylko lubi.


Marek Bury jest człowiekiem inteligentnym, wie, że chorobę należy maskować, że trzeba ją ubrać w pozory racjonalności. Na wiadomość, że z tym żydostwem Hitlera to może nie tak, porzuca to, co mu przyszło do głowy w pierwszej reakcji na obrazy morderczych rodaków i przekonuje, że żyjemy w strasznych czasach, kiedy wystarczy powiedzieć słowo „Żyd” a już jest się pomawianym o antysemityzm. Twierdzi, że antysemityzm jest obarczony  ciężarem przemilczeń i niedomówień. Nie trzeba długo Marka Burego skrobać, żeby się doskrobać do tych „przemilczeń” i niedomówień”. Za chwilę powie nam, że ma wrażenie że "Żydzi nie za bardzo kochają samych siebie". (Niedomówieniem jest tu sugestia, że sami sobie winni, że ich tak lubimy mordować.)    


Wreszcie  wzorem tysięcy innych antysemitów opowiada nam Marek Bury, że ma przyjaciół Żydów, nic do Żydów nie ma, ale dodaje tajemniczym szeptem, jest taka grupa „starszych panów w USA która ma realny wpływ na Europę, USA a poprzez system bankowy i finansowane organizacje pozarządowe także na mój kraj”. Czuje Marek Bury dławiący strach przed mędrcami Syjonu. Dla niego to nie jest grupa jednostek o różnych poglądach, to potężna mafia czarnoksiężników, która go przeraża swoją nadludzką mocą. Nie pamięta już Marek Bury, że kilka godzin wcześniej próbował włączyć do tej mafii Adolfa Hitlera. Jego mózg racjonalizuje i gubi niewygodny argument. Więc teraz mamy „starszych panów Syjonu w USA” i oczywiście (bez tego jego choroba byłaby ułomna) straszny Izrael. Ten Izrael to nie jest maleńki kraj wielkości małego polskiego województwa, którego ludność chcą wymordować okoliczne kraje, otwarcie kontynuujące ideologię „tego Żyda” Adolfa Hitlera, to znowu przemożna czarnoksiężna siła ludzi, którzy bezczelnie bronią swojego życia. Mózg Marka Burego wykreśla wszystkie napaści połączonych armii arabskich, codzienny terroryzm, mordowanie jak w Polsce ludzi na ulicach, wpadanie do domu i podrzynanie gardeł dzieciom. Mózg Marka Burego eliminuje informację, że ponad połowa żydowskiej ludności Izraela to uciekinierzy z krajów arabskich (ci którzy zdołali dotrzeć, do miejsca, w którym mogą się bronić), a inni to uciekinierzy z Europy, w której podpalano wózki z żydowskimi niemowlętami. Mózg Marka Burego nie może wybaczyć, że się bronią i że bronią się jak dotąd skutecznie. Marek Bury nie jest oczywiście antysemitą, skądże znowu, jemu tylko przeszkadza istnienie Żydów i współczuje tym biednym Arabom, że utrudnia im się zabijanie Żydów.  Buduje sobie Marek Bury obraz „militarnej utopii, która trwa dzięki dotacjom z zewnątrz”. Tak bardzo chciałby, żeby przestała trwać, on nie ma nic do Żydów, jemu tylko przeszkadza ich trwanie.


Trudno o lepszą ilustrację do mojego artykułu. Marek Bury nie jest winien choroby, jest tylko produktem podsycanej przez tysiąclecia paranoi i lubi ją, nie ma ochoty stawiać pytań, czy naprawdę Hitler był Żydem, ani czy naprawdę Ameryką i światem rządzi jakaś żydowska mafia czarnoksiężników, ani wreszcie, jak to jest z tym Izraelem i dlaczego ci Żydzi upierają się przy obronie swojego życia. On nie ma nic do Żydów, swoją morderczą nienawiść delegował do Arabów, tylko tych, którzy żyją chęcią mordu, bo inni go nie obchodzą, a nawet brzydzą, prawdopodobnie trochę się ich boi, ale jego chory mózg podpowiada mu, że to i tak wina Żydów.