Ateiści nie pomagają, pewnie źle patrzyłeś


Andrzej Koraszewski 2017-06-03

Richard Dawkins i Jerry Coyne podczas dyskusji w Waszyngtonie.
Richard Dawkins i Jerry Coyne podczas dyskusji w Waszyngtonie.

Zawsze zdumiewała mnie nienawiść do Jurka Owsiaka deklarowana przez pobożnych opowiadaczy o bezgranicznej miłości bliźniego. Czegoż tu nie ma? Słyszymy, że Owsiak jest na usługach szatana, że zarabia miliony tylko udając, że pomaga, że jest żądny rozgłosu, że deprawuje młodzież, że Sodoma i Gomora. Osobiście podejrzewam, że jego główną i niewątpliwą winą jest podważanie kościelnego monopolu  na dobroczynność.

Często słyszymy, że Bóg jest źródłem wszelkiego dobra. Pytanie – który bóg – wywołuje oburzenie, naraża na przykrości, czasem prowadzi do rękoczynów, włącznie z uszkodzeniem ciała. Religijna dobroczynność ma niemal zawsze wyraźną plakietkę. Najpierw dowiadujemy się, że jest katolicka, protestancka, prawosławna, muzułmańska, mojżeszowa, buddyjska, czy hinduska, a dopiero potem, że jest dobroczynnością. Religijne szkoły, religijne szpitale, religijna opieka nad biednymi często dostarcza posiłków pod warunkiem połknięcia właściwej strawy duchowej.


Kwestionowanie, że jest to pomoc realna, byłoby niesprawiedliwe, ujawnianie jak często to miłosierdzie połączone jest nie tylko z prozelityzmem, ale również z okrucieństwem, że bywa w konflikcie z głównymi celami szkoły, szpitala czy opieki nad biednymi, kwitowane jest nieodmiennie zarzutem antyklerykalizmu. Pytanie, jak często ta religijna dobroczynność połączona jest z religijną indoktrynacją, traktowane jest jako agresja zamykająca dyskusję.    


Przekonanie, że wiara religijna czyni człowieka bardziej wrażliwym na nieszczęścia drugiego człowieka, wydaje się być powszechne i rzadko kwestionowane. Richard Dawkins był w  Stanach Zjednoczonych, gdzie 24 maja miał godzinną publiczną dyskusję z Jerrym Coynem, oczywiście głównie o ewolucji. Po tym spotkaniu dopadli Dawkinsa dziennikarze, a wśród nich Scott Simon z National Public Radio, którego bardziej niż ewolucja frapował jednak ateizm i terroryzm.  


Prezentując swojego gościa
w studio Scott Simon powiedział, że Dawkins jest słynnym biologiem, sceptykiem i humanistą, podkreślając, że „oczywiście, być może jest najbardziej znanym ateistą na świecie”. Jego pierwsze pytanie dotyczyło terroryzmu i najnowszego zamachu w Manchesterze. „Jest pan niezłomny w swoim przekonaniu o tym, że religia odgrywa ważną rolę w terroryzmie.”


Dawkins odpowiada, że oczywiście, że niemal za każdym razem słyszymy okrzyk Allahu Akbar, a to jest wezwanie religijne, więc chociaż nie wszyscy muzułmanie są zwolennikami tych zamachów, to ta motywacja religijna jest prawdą. Dziennikarz nie jest pewien czy wszelki terroryzm jest motywowany religią, z czym oczywiście Richard Dawkins nie polemizuje, zwracając jednak uwagę na fakt, że za znaczną częścią terroryzmu kryje się motywacja religijna, że jeśli wierzysz, że twój bóg chce, żebyś został męczennikiem i zabijał ludzi, to będziesz to robić. Co więcej możesz wtedy sądzić, że robisz to ze słusznych powodów i że jesteś dobrym człowiekiem.    


Oczywiście dziennikarz podrzuca możliwość ucieczki od logicznego wniosku i powiada, że wtedy „ci ludzie nie są naprawdę religijni”. Dawkins tłumaczy jak dziecku, że wiara ma ogromną moc motywacyjną i że może popychać ludzi do rzeczy strasznych. Tu jednak pada ciekawy argument, przy którym warto się zatrzymać. Scott Simon mówi:

„Chciałbym... no wie pan, szanuję ateistów i ateizm, ale chciałbym podjąć fajny argument, o którym dyskutowaliśmy co parę lat z pana przyjacielem, Christopherem Hitchensem. To znaczy – można respektować ateizm. Byłem wiele razy korespondentem, widziałem wojny, głód, tragedie. I wydaje mi się, naprawdę, w każdym miejscu gdzie byłem, gdzie ludzie cierpieli, jest mnóstwo zakonnic, księży, duchownych lub tylko ludzi religijnych, którzy pracują bezinteresownie i odważnie dla dobra innych istot ludzkich. Nigdy nie spotkałem zorganizowanej grupy ateistów którzy to robią.” 

Dawkins odpowiada dość mętnie, że nie przeczy, iż jest wielu ludzi religijnych czyniących dobre rzeczy, więc dziennikarz ciśnie mówiąc: „Nie chciałbym tego sugerować, ale zastanawiam się, może nie widzę poprawnie, ale nie widać wielkich rzesz ateistów poświęcających swoje życie poprawianiu świata?”


„Może nie patrzył pan wystarczająco uważnie” – odpowiada Dawkins, ale nie rozwija swojej odpowiedzi, więc siedząc wygodnie w fotelu próbowałem pociągnąć ją trochę dalej.


Zacznijmy od matematyki. Lekarzy jest więcej niż zakonnic, wśród lekarzy jest więcej ateistów niż wśród zakonnic, lekarze są lepiej przygotowani do ratowania życia niż zakonnice. Jak często jesteś świadomy, że lekarz-ateista uratował ci życie? Że co? Nie da się tego wyliczyć? Może dlatego, że ateiści nie mówią “najpierw wyrzeknij się swojego boga, a potem będę cię leczył”. Oczywiście można powiedzieć, że lekarz to zawód, lekarz bierze za swoją pracę pieniądze, a zakonnice modlą się za nas i podają nam szklankę wody podobno bezinteresownie. Z tą bezinteresownością jest poważny problem, w normalnych okolicznościach wolę fachowca pomagającego mi za pieniądze od dobrego człowieka, którego umiejętności są wątpliwe a motywy podejrzane, ale i to rozumowanie jest ułomne, bo dziennikarz widział wielu ludzi pomagających rannym czy głodującym, widział kiedy mieli uniformy organizacji religijnych, ale nie wiedział kim są ci, którzy też pomagają, ale nie mają religijnych oznaczeń i nie łączą pomocy z taką czy inną modlitwą. Wszystko co mógł uczciwie powiedzieć, to że ateiści w odróżnieniu od ludzi religijnych nie afiszują się ze swoją dobrocią. Tego jednak nie zrobił.


Wśród wynalazców i innych ludzi nauki ateistów jest jeszcze więcej niż wśród lekarzy. Stwierdzenie amerykańskiego dziennikarza, że ateiści nie poświęcają swojego życia poprawianiu świata, wydaje się cokolwiek ułomne. Jeśli w praktyce niemal wszelka poprawa jakości naszego życia, ochrony zdrowia i zwalczania głodu i biedy jest głównie efektem postępu nauki (i raczej w znikomym efektem modlitw), to wkład ateistów w ten postęp nauki i poprawianie świata jest nieproporcjonalnie wielki w porównaniu do ich ilości w całej populacji ludzkiej. Wierzący nie zdają sobie sprawy z tego, jak często życie swoje i swoich dzieci zawdzięczają jakiemuś ateiście. Fakt, że ateiści nie zaprzęgają swojej pracy dla innych do jakiegoś ateistycznego prozelityzmu, można przerobić na zarzut, ale ten zarzut jest tyle wart, co modlitwa przy łóżku umierającego, któremu fachowiec mógłby jeszcze pomóc.


Oczywiście są lekarze w sutannach, chociaż osobiście z miłosiernej pomocy jego ekscelencji doktora Henryka Hosera wolałbym raczej nie korzystać.


Gdzie ukrywa się błąd w tym rozumowaniu amerykańskiego dziennikarza? Religie są zazwyczaj ideami totalitarnymi, dostarczają kompletnego światopoglądu z kodeksem moralnym pochodzącym rzekomo od samego boga, z wyraźnym (lub nieco mniej wyraźnym) przykazaniem, żeby na konkurencyjne idee totalitarne pluć, bo są fałszywe i wyznają je źli ludzie. Ateizm jest zaledwie wnioskiem logicznym z wiedzy o świecie i samodzielnie nie dysponuje ani kodeksem moralnym, ani nie jest światopoglądem. Odmowa wiary w boga prowadzi oczywiście do pytania co jest dobrem, a co jest złem i jak możemy to ustalać. Tu jednak ateiści muszą korzystać z podpórek, z dziedzictwa humanizmu (również tego religijnego), filozofii i innych nauk. Efekty są różne, bo nie ma ani papieża, ani biskupów, ani nawet szkół, w których uczono by, że wiara w boga jest grzechem i że nie można być równocześnie człowiekiem wierzącym i dobrym.  


Wielu ateistów mówi o konflikcie między nauką i religią i ten konflikt dość łatwo pokazać.  Wielu ateistów pokazuje również, iż religia, a dokładniej duchowi przywódcy, bardzo często namawiają do czynów, które w świetle uniwersalnego pojęcia dobra są amoralne. Tu również dość łatwo wskazać na przykłady, a że są one wystarczająco oczywiste nawet dla ślepych i głuchych na niewątpliwe fakty, to widać najlepiej, kiedy taki Scott Simon gorąco zapewnia, że „to nie są ludzie prawdziwie religijni”. Utopii, że religie są samym dobrem, nie da się w żaden sposób utrzymać, ale jeśli się bardzo chce, to można zawsze powiedzieć, że ksiądz pedofil nie jest prawdziwym katolikiem, albo że podrzynający gardła muzułmanin nie jest prawdziwym muzułmaninem, że kłamiący zakonnik nie jest prawdziwie religijny. Przy tak głębokiej wierze, oczywiście pomagający ateista nie jest prawdziwym ateistą, a sprawdzanie jak często zawdzięczamy życie ateistom mogło by zakrawać na grzech śmiertelny.


Powtórzymy, jeśli żyjemy dziś dłużej i w większym komforcie niż nasi przodkowie, w niemałym stopniu zawdzięczamy to ateistom, którzy nie robili tego na chwałę ateizmu, ale dlatego, że kochali swoją pracę i lubili pomagać innym. Scott Simon nie tylko nie widział, on bardzo nie chciał widzieć.   


P.S. A dlaczego Richard Dawkins podczas spotkania w Waszyngtonie miał skarpetki w różnych kolorach? Sądziłem, że to proste. On wiedział, że Jerry przyjdzie w kowbojskich butach, a jak wiadomo ateiści lubią zwracać na siebie uwagę. To były jednak moje spekulacje, które nie wytrzymały krytycznego spojrzenia, bowiem sam Richard Dawkins wyjaśnia to tak.