Dorastając na północ od Izraela: Jak zostałem żarliwym syjonistą


Fred Maroun 2017-05-31


Urodziłem się w 1961 roku, w chrześcijańskiej rodzinie w Libanie. Moje pierwsze wspomnienie związane z Izraelem datuje się na początek lat siedemdziesiątych. Siedzieliśmy przy rodzinnym stole, dorośli mówili o jakichś izraelsko-arabskich walkach. Pamiętam wyraźnie jak jeden z moich wujków (który był zaledwie o dziesięć lat starszy ode mnie) powiedział z przekąsem, że ma znacznie więcej sympatii dla Izraelczyków niż dla Palestyńczyków.      


Nie mam innych wspomnień rodzinnych rozmów o Izraelu, nawet podczas operacji Pokój dla Galilei, która rozpoczęła się w 1982 roku, a która sprowadziła izraelskich żołnierzy na ulice Bejrutu. Pamiętam jednak, że mój ojciec w sierpniu 1970 roku, w trzy lata po upokarzającej klęsce z rąk Izraelczyków, opłakiwał śmierć egipskiego prezydenta Gamala Abdela Nassera. Robił to  mimo, iż musiał uciekać z Egiptu, gdzie się wychował. Podobnie jak wielu egipskich chrześcijan zachował miłość do Egiptu, a nawet do przywódcy, który zmusił go do wyjazdu.      


Podczas mojej młodości w Libanie moje sympatie do Izraela narastały ze względu na podziw dla nowoczesności. W konserwatywnym, libańskim społeczeństwie z irytacją dostrzegałem, że kraje takie jak Francja (z której kulturą miałem kontakt przez szkołę i media), oferowały wolność, o której my, Libańczycy, mogliśmy zaledwie marzyć. Kiedy patrzyłem na Goldę Meir, na jej stanowczy wzrok, kiedy słyszałem o jej zdecydowanym przywództwie, dostrzegałem kontrast z rolą istot potulnych i podrzędnych, jaką zarezerwowano dla libańskich kobiet.          


Po kilku latach libańskiej wojny domowej (która zaczęła się w 1975 roku), pewnego dnia w szkole, kiedy uczniowie pracowali w grupach, a nauczyciel był czymś zajęty, podszedłem do tablicy i narysowałem gwiazdę Dawida. Nie przypominam sobie żadnych reakcji innych uczniów, ale ten incydent bez wątpienia potwierdzał opinię moich szkolnych kolegów, że jestem dziwakiem.   


W 1978 roku zapisałem się na Politechnikę. Pod koniec pięcioletnich studiów w drodze na uniwersytet przez wiele miesięcy przekraczałem izraelskie punkty kontrole. Punkty kontrolne były podczas libańskiej wojny domowej wszędzie. Trzeba było mieć przy sobie rządowe dowody tożsamości, które informowały o wyznaniu. Punkty kontrolne muzułmańskiej milicji były dla chrześcijan przerażające, ponieważ od czasu do czasu, chrześcijańskie i muzułmańskie milicje mściły się wzajemnie na sobie zgarniając ludzi wyłącznie na podstawie ich wyznania i rozstrzeliwali ich. Na izraelskich punktach kontrolnych zupełnie nie musiałem się obawiać młodych, rozluźnionych żołnierzy izraelskich. 


W tamtych czasach nie spotkałem żadnego z nielicznych już Żydów nadal mieszkających w Libanie, ale miałem kontakt z Żydami poprzez francuską literaturę. Czytałem o francuskim socjalistycznym premierze Léonie Blumie, Żydzie, który odmówił opuszczenia Francji, kiedy naziści wkroczyli w czerwcu 1940 roku, który został aresztowany przez francuskie władze, oskarżony o zdradę (za opozycję wobec nowego pro-nazistowskiego rządu marszałka  Pétaina). Czytałem również o francuskich myślicielach pochodzenia żydowskiego, takich jak lewicowy autor Jean Daniel, założyciel i redaktor naczelny Nouvel Observateur.


Liban, początek lat osiemdziesiątych z dwoma przyjaciółmi. (Stoję w środku.)
Liban, początek lat osiemdziesiątych z dwoma przyjaciółmi. (Stoję w środku.)

Zanim w listopadzie 1984 roku wyjechałem z Libanu do Kanady miałem wiele szacunku dla Żydów i dla Izraela, chociaż nadal moja wiedza była w tym zakresie ograniczona. Dopiero w 2003 roku zacząłem poznawać historię Izraela. Moją uwagę zwróciła książka Alana Dershowitza The Case for Israel. Z ogromnym zainteresowałem czytałem racjonalne argumenty Dershowitza, a jej zakorzenienie w faktach odpowiadało mojej inżynierskiej mentalności. Po lekturze tej książki zmieniłem się z niezbyt zaangażowanego sympatyka Izraela w zdecydowanego adwokata żydowskiego państwa.   


Po lekturze The Case for Israel, przeczytałem wiele książek o Izraelu. Cztery książki były dla mnie szczególnie ważne - My Life Goldy Meir, Shalom, Friend: The Life and Legacy of Yitzhak Rabin Davida Horovitza, The Prime Ministers: An Intimate Narrative of Israeli Leadership Yehudy Avnera, oraz Menachem Begin: The Battle for Israel’s Soul Daniela Gordisa.


Zacząłem podziwiać zdumiewającą mieszankę odwagi, poświęcenia i humanizmu izraelskich przywódców tak z lewa, jak i z prawa. Uderzyło mnie oddanie Menachema Begina dla rządów prawa, mimo, że był systematycznie odrzucany i upokarzany przez polityków Partii Pracy i przez wyborców. Podziwiałem siłę i intelekt Meir i Rabina połączoną z ich niezłomną wiarą w możliwość pokoju z Arabami.      


Moje nawrócenie na syjonizm – przekonanie, że Żydzi mają prawo do samostanowienia na ziemi swoich przodków, nie jest aż tak dziwne. Nie pracowałem dla Shin Bet (izraelski kontrwywiad – A.K.), nie uciekłem z Libanu do Izraela, nie wyrastałem w środowisku patologicznego antysemityzmu, który musiałbym przezwyciężać. Byłem wychowywany w kochającej rodzinie, w której nie dławiono samodzielnego myślenia. Mój syjonizm rozwinął się sposób naturalny, przez intelektualną ciekawość i lektury.


Będący również Arabem przyjaciel powiedział mi niedawno, że Izrael jest najlepszą rzeczą jaka mogła się nam, Arabom, wydarzyć. Uświadomiło mi to, że nie jestem jedynym wśród Arabów widzącym oszałamiający potencjał, jaki Izrael przedstawia dla Arabów jako sąsiad i partner. Jestem jednak jednym z niewielu, którzy mówią o tym publicznie.     


Jeśli idzie o Izrael, nie ma wątpliwości, że odczuwam do niego głęboką sympatię. I dlaczego nie miałbym? Mamy sąsiada od którego my, Arabowie, możemy się bardzo dużo nauczyć i z którym możemy mieć świetne wzajemne relacje, jeśli tylko zechcemy. Izraelczycy chcą jednego, pokoju. Świat arabski wykorzystywał i nadużywał kwestię palestyńską, by walczyć z Izraelem, a w tym procesie szkodził ludowi palestyńskiemu i szkodził sobie.       


Przywódcy arabscy, gdyby tylko chcieli, mogliby szybko rozwiązać problem palestyński, ale wybierają drogę nienawiści. Tego nie mogę zaakceptować i odmawiam milczenia w tej kwestii. Wiem, że jeden odosobniony głos arabski mało znaczy, ale jeśli będą tysiące takich głosów, lub chociażby setki, przywódcy arabscy będą mieli większy kłopot z ukrywaniem prawdy przed swoimi społeczeństwami.         


Growing up north of Israel: How I became an ardent Zionist

Times of Israel, 21 maja 2017

Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski 



Fred Maroun

Pochodzący z Libanu Kanadyjczyk. Wyemigrował do Kanady w 1984 roku, po 10 latach wojny domowej. Jest działaczem na rzecz liberalizacji społeczeństw Bliskiego Wschodu. Prowadzi stronę internetową fredmaroun.blogspot.com