W poszukiwaniu umiarkowanych katolików


Andrzej Koraszewski 2017-05-24


Małgorzata Terlikowska zażartowała kiedyś, że Kościół powinien być jej wdzięczny, bo jej mąż chciał zostać księdzem. Kilka razy czytałem jak Tomasza Terlikowskiego nazywano katotalibem, co wydawało mi się informacją, że piszący mieli ograniczoną wiedzę o filozofii i zachowaniach Talibów. Polscy fanatycy religijni to umiarkowani fanatycy, chociaż taki umiarkowany fanatyzm może być nie tylko dokuczliwy, ale może dość szybko zmienić się w formy bardziej zjadliwe.

Amerykański wiceprezydent odwiedził niedawno Indonezję, gdzie zapewnił,  że religia łączy, a nie dzieli, powiedział, że indonezyjskie umiarkowanie religijne może być wzorem dla świata i chwalił wspólnie podzielane wartości - pluralizmu, tolerancji i demokracji. Pech chciał, że było to w dniu wyborów gubernatora Dżakarty, połączonych z burzliwymi zamieszkami i żądaniem, by na polityczne stanowiska wybierani byli wyłącznie muzułmanie, bo tak nakazuje Koran. Indonezyjska tolerancja zaczyna dziś przypominać turecką demokrację. (Ta ostatnia stawiana była światu za wzór przez prezydenta Obamę.)

 

Unikam takich skojarzeń, ale wyobraziłem sobie, że wiceprezydent Mike Pence ląduje w Warszawie i jeszcze na lotnisku wyraża swój podziw dla umiarkowanego katolicyzmu prezydenta Dudy.

 

Żarty na bok, problem jest znacznie poważniejszy. Nie wiem jak sobie wyobraża świeckie państwo pobożny amerykański wiceprezydent. Znacznie więcej wiem o tym, jakie były koncepcje Thomasa Jeffersona, aby zablokować możliwość walk o uczynienie jednego wyznania religią państwową. Wcześniej, w Europie, długo płynęły rzeki krwi w sporach o to, który Bóg jest bardziej miłosierny i kto ma być szafarzem informacji o tym, czego chce Bóg.

 

Kiedy słyszę określenie „umiarkowany muzułmanin” zastanawiam się, czy ludzie słyszą, co właściwie mówią. Prawdą jest, że jako ateista chciałbym zobaczyć prężne organizacje umiarkowanie wierzących, niestety umiarkowanie wierzący wydają się mieć kiepską motywację do organizowania się.

 

Pytałem nawet znajomych wierzących, czy określenie umiarkowany katolik jest obraźliwe. Reakcje były różne, jedni respondenci parskali śmiechem (w tych przypadkach zauważalna była wysoka korelacja z umiarkowanym wierzeniem lub z nieśmiałym sceptycyzmem zgoła). Stosunkowo najczęściej pojawiała się reakcja zdumienia i niezrozumienia. Głęboko wierzący skłonni byli do dzielenia włosa na czworo, a jedna osoba próbowała mnie przekonywać, że umiarkowani katolicy to ci fanatycy od Rydzyka. (Nie dałem temu jednak wiary.)

 

Osobiście odnoszę wrażenie, że mamy obecnie rządy umiarkowanie oświeconych nieumiarkowanych katolików. Wszystko jest jednak względne i jeśli profesor Chazan zostanie ministrem zdrowia, możemy dojść do wniosku, że doktor Radziwiłł to umiarkowany katolik. Prawdziwą tragedią byłyby jednak takie zmiany, które kazałyby nam wspominać arcybiskupa Michalika, czy arcybiskupa Marka Jędraszewskiego jako umiarkowanych katolików odnoszących się z katolickim respektem do rządów prawa.

 

Powróćmy jednak do nieporozumień wokół pojęcia „umiarkowanych muzułmanów”. Jak niektórzy wiedzą, liczba muzułmańskich ofiar nieumiarkowanych muzułmanów tysiąckrotnie przekracza liczbę ofiar muzułmańskiego terroryzmu w Europie i Ameryce. Jak zauważył niedawno Raymond Ibrahim,  Amerykanin egipsko-koptyjskiego pochodzenia (umiarkowanie wierzący z silną humanistyczną tożsamością), obecność nieumiarkowanych muzułmanów we władzach rządowych, a w szczególności w tzw. resortach siłowych i w oświacie, wyzwala ogromne pokłady nieumiarkowania wśród znacznej części umiarkowanych. Ibrahim ilustruje to danymi o atakach motłochu na chrześcijańskie kościoły, czy to w Egipcie, czy w Pakistanie, czy w Nigerii, podkreślając, że atakujący to najczęściej nie są zorganizowani islamiści (o których można przewrotnie twierdzić, że nie mają nic wspólnego z islamem), ale najzwyklejsi wierni, którzy po wyjściu z meczetu i przemyśleniu wskazań lokalnego imama idą palić i mordować.

 

Również zakwalifikowanie do umiarkowanych zmienia się w zależności od sytuacji. Na przykład Bractwo Muzułmańskie, które powstało w 1928 roku i rozwijało się równolegle z europejskim nazizmem (zachowując z nim cały czas bliskie i przyjazne kontakty) wraz z pojawieniem się Al-Kaidy, a potem Państwa Islamskiego, uzyskało w oczach wielu znawców islamu status organizacji umiarkowanych muzułmanów. (Teoria względności religijnego umiarkowania wydaje się być bardzo elastyczna, w szczególności kiedy uprawiana jest przez zwolenników historiozofii postfaktograficznej.)

 

Czy spory o muzułmańskie umiarkowanie mogą być interesującą analogią pomagającą zrozumieć niektóre tendencje w zachodnim świecie? Z pewnością należy w tych porównaniach zachować umiar i ostrożność. Warto jednak zauważyć, że w Polsce na przykład nie wiadomo dlaczego różnym ludziom zaczęli się przypominać donatyści. Pisząc o tym zapomnianym ruchu chrześcijańskim z początków IV wieku „Gazeta Wyborcza” informowała, że:

„Bojówki donatystów, tzw. circumcelliones, budziły grozę chrześcijan z afrykańskich prowincji Cesarstwa Rzymskiego. Wszczynały bójki uliczne, a na swoją wiarę nawracały za pomocą pałek. Marksistowscy historycy widzieli w donatystach prototyp nowoczesnych grup rewolucyjnych.”

Czy te historyczne wspominki mają coś wspólnego z obrazami tłumów umiarkowanych muzułmanów domagających się na ulicach Lahore kary śmierci dla bluźnierców, czy raczej z oddziałami umundurowanych paraPolaków niosących hasło „Śmierć wrogom Ojczyzny”? Tych drugich zapewne nie można jeszcze nazwać biskupimi bojówkami, chociaż swoich związków z Jasną Górą nie kryją, a błogosławieni byli po wielokroć.

 

Interesująca była wypowiedź z 24 kwietnia br. duszpasterza kibiców, księdza Jarosława Wąsowicza, który przekazał młodzieży szkolnej w Kielcach „informację”, że Tadeusz Mazowiecki i Leszek Kołakowski walczyli z bronią w ręku z żołnierzami wyklętymi. Całkowicie pomijając brak chociażby cienia związku tych opowieści z rzeczywistością, warto się zastanowić z jakiego powodu  od kilku lat narasta niechęć nieumiarkowanych katolików do postaci Tadeusza Mazowieckiego, żarliwego katolika i człowieka, który budował „przyjazny rozdział Kościoła i państwa”? Mazowiecki zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jest koniem trojańskim dla tych, których celem było wrogie przejęcie państwa przez Kościół, był na początku naszej transformacji bodaj najwybitniejszym przedstawicielem umiarkowanych katolików, którzy nie widzieli żadnej sprzeczności między swoją religią i demokracją. Najwyraźniej jednak traktowano ich instrumentalnie, by pomogli zbudować na arenie politycznej przyczółek dla mniej umiarkowanych katolików. Obecna niechęć granicząca z nienawiścią (i to nie tylko duszpasterza kibiców) właściwie nie powinna dziwić. Dziwi i martwi, że umiarkowani katolicy jakby zaakceptowali swoją przegraną i przestali poszukiwać form organizacyjnych, które nadałyby moc odosobnionym głosom protestu tych wierzących, którzy woleliby, aby ich wiara nie była sprzeczna z takimi wartościami jak pluralizm, tolerancja i demokracja, a którzy idąc do kościoła coraz częściej słyszą nawoływania do katolickiego nieumiarkowania.                        

 

Chciałoby się powiedzieć: umiarkowani wszelkiej maści łączcie się, ale takie hasło mogłoby być źle zrozumiane. Nie pozostaje zatem nic innego jak apel, by umiarkowani zaczęli się agresywnie ujawniać.