Komisja Europejska ukrywa naukę o pszczołach


Matt Ridley 2017-05-03


Czy Komisja Europejska jest zdecydowana przyćmić Oświecenie? Pytam, ponieważ jej zachowanie w jednej konkretnej sprawie idzie tak całkowicie za dogmatem i wbrew wszelkim dowodom, że sugeruje to, iż w Brukseli nie ma już nawet udawania szacunku dla rozumu. Sprawa dotyczy pszczół.

Jak może pamiętacie, w 2013 r. Unia Europejska zakazała używania neonikotynidowych środków owadobójczych, żeby uratować pszczoły. Teraz przyszedł werdykt na tę politykę ni mniej ni więcej tylko od Joint Research Centre (JRC) [Wspólne Centrum Badań] tejże Komisji, którego zadaniem jest dostarczanie niezależnych rad naukowych dotyczących polityki UE. Widziałem ten wewnętrzny raport Komisji oraz streszczenie PowerPoint, które prywatnie pokazano członkom Parlamentu Europejskiego. Wnioskiem tego Centrum jest to, iż zakaz przyniósł efekty katastrofalnie sprzeczne z zamierzonymi, powodując na całym kontynencie wzrost użycia bardziej szkodliwych pestycydów, głównie pyretroidów, którymi opryskuje się rośliny zamiast zaprawiać nasiona (co jest gorsze dla niewinnych owadów) i są szczególnie szkodliwe dla życia wodnego. Centrum stwierdza, że zakaz nie przyniósł absolutnie żadnych korzyści pszczołom.


W badaniu stwierdzono, że na przykład w Wielkiej Brytanii farmerzy czterokrotnie zwiększyli liczbę stosowania środków owadobójczych na rzepak (z 0,7 do 3,4 razy na sezon), ale nacisk szkodników zwiększył się. Tymczasem niedawne badania pokazały, że spadki liczebności dzikich pszczół są spowodowane głównie przez zmiany w używaniu ziemi i ich liczebność nie spadła od kiedy w latach 1990 zaczęto używać neonikotynidów. W rzeczywistości badanie z 2015 r. opublikowane w “Nature Communications” pokazało, że dzikie pszczoły najczęściej znajdowane na obszarach rolniczych – i prawdopodobnie najbardziej wystawione na neonikotynidy – są “powszechne” i “dominujące”.


To ma sens, ponieważ neonikotynidy są głównie używane do zaprawiania nasion, absorbowane przez roślinę od kiełkowania, nie zaś używanie do opryskiwania rosnących roślin. To czyni je bardziej zabójczymi dla szkodników, takich jak pchełki ziemne, które zjadają rośliny, ale jest mniej niebezpieczne dla niewinnych gości, włącznie z pszczołami, które zbierają pyłek i napotykają znacznie niższe dawki. (Ujawniam: jestem właścicielem farmy, na której nie uprawiamy rzepaku, ale używamy neonikotydynidów do ochrony pszenicy. Moją chlubą i dumą jest stworzenie blisko dwuhektarowej dzikiej łąki kwiatowej, która przez całe lato pełna jest pszczół.)


Na jakie działania zdecydowała się Komisja w reakcji na wiadomość, że jej polityka była szkodliwa dla dzikiej przyrody? Oczywiście na zatajenie raportu JRC i potwierdzenie swojego stanowiska. Komisja odmawia opublikowania raportu i (jak słyszałem) powiedziano JRC, że Centrum będzie musiało samo opublikować go w piśmie naukowym, co zabierze miesiące i – a o to właśnie chodzi – opóźni publikację, która ukaże się już po rozprawie apelacyjnej w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości. Komisja obawia się, że przegra tę sprawę, a więc nieoficjalnie poinformowała przyjaznych dziennikarzy z „Guardiana” i „Politico” (poprzez aktywistów z Pesticide Action Network), że zamierza dążyć do pełnego zakazu neonikotynidów poza szklarniami. Zakaz z 2013 r. dotyczył zaprawiania nasion i innego użycia na atrakcyjnych dla pszczół roślinach. Informacja, która obecnie wyciekła, sugeruje, że pełen zakaz zostanie narzucony od maja – na miesiące przed ostateczną decyzją sądu, która ma zostać podjęta jesienią. Widocznie chcą mieć zakaz zaklepany zanim dowód, że jest błędny, dotrze do opinii publicznej. Przeciek miał prawdopodobnie na celu utrzymywanie nacisku na Europejski Trybunał Sprawiedliwości, by orzekł na rzecz Komisji.


W zeszłym tygodniu Bernhard Url, dyrektor wykonawczy Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności wystąpił przed komisją rolną parlamentu europejskiego i powiedział, że „na prośbę Komisji Europejskiej” polityka w sprawie neonikotynidów będzie oparta na tak zwanym  Dokumencie Wskazówek ds. Pszczół, choć przyznał, że nie został on przyjęty przez kraje UE. To jest dziwacznie jednostronna, upolityczniona nauka, napisana głównie przez badaczy-aktywistów z konfliktem interesów, która zmusza decydentów do polegania na badaniach laboratoryjnych, gdzie używano absurdalnie wysokich dawek pestycydów, ignorując równocześnie wiele dużych badań w terenie, które w przekonujący sposób pokazały, że neonikotynidy nie mają żadnego wpływu na pszczoły w ulach. W sądzie z reputacji tego dokumentu zostały strzępy.


Mamy tu również ciekawe tło: niemiecki poseł do parlamentu europejskiego, Markus Pieper napisał niedawno raport dla komisji budżetowej parlamentu europejskiego, w którym wezwał do większej przejrzystości tego, co czasami jest nazywane kukiełkowym finansowaniem NGO przez Komisję. Zatkało go, kiedy dowiedział się, że Komisja płaci bogatym, zielonym NGO, by prowadziły lobbing parlamentu europejskiego. „Nie mogę pojąć czegoś takiego” – powiedział.  Jest znamienne, że belgijski zielony poseł do parlamentu europejskiego, Bart Staes, zareagował na jego raport furią.


David Zaruk, pracownik akademicki z Brukseli, udokumentował stopień, do jakiego Europa stała się boiskiem dla amerykańskich zielonych NGO. Polityka europejska opiera się na zagrożeniu, nie na ryzyku; pyta, czy coś może spowodować szkody niezależnie od tego, co i w jakim stopniu będzie na te szkody narażone. Wraz ze skrajną interpretacją zasady ostrożności (rozważania zagrożeń, ale nie korzyści, innowacji) czyni to znacznie łatwiejszym uzyskanie zakazu w Europie niż w Ameryce, gdzie prawnicy stają do walki. Dlatego też aktywiści z USA zaczynają teraz prowadzić kampanię w Europie. Zaruk mówi: “Jeśli uda ci się doprowadzić do zakazu jakiejś substancji (glifosat i pewne nikotynidy są obecnie najmodniejsze) w bogatej we wpływy, ale słabej pod względem obrony prawnej, lewicującej Komisji Europejskiej, możesz pokazywać ten sukces w Waszyngtonie i tam próbować nakręcić impet do analogicznego zakazu”.


Być może Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności powinien przestać udawać, że jego decyzje regulacyjne oparte są na nauce i przyznać, że regulacje UE w sprawach środowiska i zdrowia są ustaleniami politycznymi zależnymi od tego, kto wywiera największy nacisk na biurokratów i polityków, a w dzisiejszych czasach niemal zawsze są to anty-naukowe NGO z ich olbrzymimi i subsydiowanymi budżetami. Do tych, którzy woleliby, byśmy w ogóle obchodzili się bez pestycydów: wspaniały pomysł, ale pociąg nam uciekł 20 lat temu, kiedy odwróciliśmy się tyłem do genetycznie modyfikowanych roślin. Odporna na owady, genetycznie modyfikowana bawełna i kukurydza przeżywają boom gdzie indziej, ale uprawy w Europie właściwie zamarły na życzenie środowiskowców.


Jest tragiczne, że to dzieje się w Europie, w ojczyźnie Oświecenia, miejscu narodzin metody naukowej, gdzie rasa ludzka zaczęła wydostawać się z samotnego, brutalnego i krótkiego życia w stanie naturalnym. Fakt, że Komisja używa zdyskredytowanego dokumentu i utajnia własny raport, który pokazuje, że zakaz by szkodliwą porażką – jak też fakt, że tak niewielu w Brukseli to obchodzi – sugerują, że Brexit nie może przyjść wystarczająco szybko.

 

Post scriptum:

Poniższy list od farmera pojawił się w “Timesie” następnego dnia:

Panie Redaktorze, Matt Ridley (Europe’s age of unreason harms its wildlife, Comment, 17 kwietnia) doskonale przedstawia fakty wokół skandalicznego dławienia przez UE naukowych dowodów i ulegania nielogicznym naciskom organizacji pozarządowych oraz tego, jak doprowadziło to do zakazu użycia nasion zaprawionych neonikotydynami w uprawach rzepaku. Na mojej farmie ta przyjazna dla środowiska technika zapobiegała używaniu jakichkolwiek oprysków pestycydami przez ponad dziesięć lat. Umożliwiło mi to zachęcenie do obecności  szerokiego spektrum owadów na polach oraz stworzenie obszarów ich habitatu. Jest to żywotna część łańcucha pokarmowego wielu dzikich gatunków w naturze.


Zakaz zaprawiania nasion neonikotydynami zmusza mnie teraz do opryskiwania upraw rzepaku, trzy razy, środkiem owadobójczym o szerokim zakresie działania, żeby osiągnąć ten sam rezultat. Niestety, zniszczyłem efekty dziesięciu lat przyjaznych dla środowiska działań. Doprowadza do wściekłości, że ten wynik przyniosły naciski i wypaczona informacja tak zwanych grup środowiskowych i że dzieje się to wbrew życzeniom i rozsądkowi zarówno pszczelarzy, jak farmerów.


Richard Harvey

Owston, Rutland

Pierwsza publikacja w Times.

European Commission buries science on bees

Rational Optimist, 18 kwietnia 2017

Tłumaczenie: Malgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.