Ogień narodowy, czyli patriotyzm patologiczny


Andrzej Koraszewski 2017-03-10


W Dobrzyniu na rynku koszulki z nadrukiem „Żołnierze wyklęci”. Koszulki chińskie, nadruk ojczyźniany. Sprzedają się dobrze, początkowo były tylko na jednym stoisku, teraz jest ostra konkurencja. Nie poczęły się z Ducha Świętego, chociaż niektórzy twierdzą, że maczał w tym palce. Wiosna idzie, więc będą niebawem bardziej widoczne. Tu i ówdzie pojawiają się pytania o mechanizm inspirowania tej gloryfikacji bandytyzmu, mniej widać poszukiwań odpowiedzi na pytanie o przyczyny, dla których gloryfikacja morderców budzi niekłamany zachwyt wśród części młodego pokolenia.

Ta moda na „żołnierzy wyklętych” kojarzy się z rządzącą partią polityczną, z urzędującym ministrem obrony, rzadziej (chociaż może niesłusznie) z dominującym wyznaniem. Podejrzewam, że minister obrony wskazywany jest tu częściej niż inni, co może być uzasadnione jego nieskrywanym zamiarem zamiany oczywistej katastrofy lotniczej spowodowanej astronomiczną głupotą jednej lub więcej z ofiar, w instrument budzenia morderczych instynktów w narodzie (a przynajmniej w tej części narodu, która zdecydowanie przedkłada pojęcie naród nad pojęcie społeczeństwo). Minister tworzy również paramilitarne oddziały, co budzi uzasadnione powody do obaw.


Pewien znany dziennikarz na falach znanej rozgłośni radiowej zadał nawet (niestety mniej znanemu) fachowcowi pytanie, czy psychiatrzy nie powinni się skrzyknąć w celu sporządzenia rekomendacji wysłania owego ministra do psychuszki. Fachowiec wyjaśnił, że taka praktyka już była i z różnych względów nie ma najlepszej opinii.


Prywatnie wolno nam sądzić, że ministrowi coś dolega, możemy się nawet domyślać, że nie ma wszystkich w domu, jednak sugestia zbiorowej diagnozy schorzenia sporządzonej przez gremium dyplomowanych ochotników, powinna u każdego fachowca (i to nie tylko z dziedziny psychiatrii) wywołać odruch zdziwienia.


Oczywiście nasze odczucie, że coś jest nie tak, ma tak mocne podstawy, że można by spokojnie zbudować na nich Pałac Kultury, ale jak mawiał prezydent Kwaśniewski, procedury są ważne (nie ma już takich prezydentów w naszym kraju) .


Mam nadzieję, że mobilizacja psychiatrów nam nie grozi (chociaż za oceanem podjęto taką próbę i zgłosiło się sporo chętnych, których w diagnozowaniu stanu zdrowia psychicznego urzędującego prezydenta wsparły rzesze psychoterapeutów, pracowników społecznych, socjologów, psychologów i podobnych).


Nad Wisłą chwilowo reakcje na gloryfikację „żołnierzy wyklętych” koncentrują się na prezentacji dość trudnych do obalenia dowodów mordowania przez tych bohaterów  ludności z mniejszości żydowskiej, ukraińskiej, białoruskiej, jak również grabieży, gwałtów i mordów na ludności polskiej.


Jednym z najciekawszych i być może najważniejszych pytań jest to, czy gloryfikacja „żołnierzy wyklętych” trafia na podatny grunt dlatego, że ci młodzi ludzie nie znają faktów, czy wręcz przeciwnie, nawet jeśli nie znają szczegółów, mają ogólną orientację i poprawnie odczytują „patriotyczny” przekaz jako obietnicę bezprawia i przyzwolenia na przemoc?


Zapewne nawet porządne badania nie przyniosłyby tu jednoznacznej odpowiedzi. To co wiemy, to że najbardziej entuzjastyczne poparcie dla idei „żołnierzy wyklętych” jako wzoru osobowego widzimy wśród członków ONR, organizacji o zbliżonych do ONR poglądach oraz szczególnie agresywnych grup kibiców. Programy tych organizacji, wypowiedzi ich członków i sposoby prezentowania tego wzoru wydają się upoważniać do hipotezy, że nie są to grupy, których informacje o mordach, gwałtach i rabunkach mogą odstraszyć. Być może jest zgoła odwrotnie, to właśnie brutalna przemoc jest największym magnesem.


W świecie islamu obserwujemy pozornie zdumiewający fenomen  -  fanatyczne ugrupowania religijne konkurują ze sobą o to, kto przedstawi bardziej bezwzględną i brutalną ofertę dla nowej „rasy panów”. Większa i bardziej odrażająca przemoc ściąga więcej (i lepiej wykształconych) ochotników i skłania do porzucenia tych przywódców, którzy byli mniej brutalni. Obcinanie głów, strącanie z dachów, krzyżowanie, kamienowanie, gwałty, egzekucje więźniów dokonywane przez dzieci pokazywane są z dumą na filmach i przyciągają nowych chętnych. 


Czarną kartą w najnowszej historii Polski są masowe mordy Żydów, gdy tylko pojawiło się otwarte przyzwolenie ze strony okupanta i obietnica bezkarności. Historia innych narodów pokazuje, że natężenie tego typu zachowań może być różne, ale samo zjawisko jest powszechne. W każdym społeczeństwie jest więcej niż nam się w normalnych czasach wydaje jednostek gotowych do przemocy i powstrzymujących się przed tym z powodu lęku przed karą i publicznym potępieniem. Nawet niezbyt wyraźna zapowiedź przyzwolenia natychmiast budzi upiory. Świadomie podsycana nienawiść, brak potępienia demonstrowanej gotowości do mordu, bezkarność ekscesów prowadzi do szybkiego przekształcania się uśpionej patologii w zorganizowane ruchy gotowe do siania terroru. Widzimy jak to przyzwolenie zaowocowało gwałtownym nasileniem się przypadków brutalnych pobić cudzoziemców, jak coraz bardziej wyraźne w formie i treści stają się demonstracje narodowców, jak wzrasta przychylność kleru dla tych wyznawców przemocy.


To wszystko dzieje się pod bardzo patriotycznymi sztandarami. Patriotyzm jednak setki razy przyjmował patologiczne formy i odwoływał się do instynktów w innych czasach tłumionych przez prawo i kulturę.           


Pomysł na patriotyzm oparty na nienawiści i mordach nie jest nowy, a jego wyznawcy na ogół nie mają trudności z rekrutowaniem chętnych do sił mających terrorem wesprzeć wprowadzanie nowych  praw i nowej sprawiedliwości.    


Wsparcie ożywionej znów tradycji patriotycznego bandytyzmu błogosławieństwem państwowym i kościelnym w  połączeniu z dramatycznymi zmianami w armii, policji oraz w wymiarze sprawiedliwości prowadzi do wniosku, że niewinne chińskie koszulki z ojczyźnianym nadrukiem „żołnierze wyklęci” są sygnałem groźniejszym niż to może się wydawać.