Amerykańska reakcja walki, ucieczki i przerażenia


Liat Collins 2016-11-22

Wycięta z tektury postać Donalda Trumpa sfotografowana w wynajętym przez media samolocie z zegarem odliczającym czas do wyborów, pokazywana na początku miesiąca…  (zdjęcie: REUTERS)
Wycięta z tektury postać Donalda Trumpa sfotografowana w wynajętym przez media samolocie z zegarem odliczającym czas do wyborów, pokazywana na początku miesiąca…  (zdjęcie: REUTERS)

Najlepszą analogią, jaką słyszałam o wyborach prezydenckich w USA, była sytuacja, kiedy pierwszy i drugi pilot są niezdolni do prowadzenia samolotu i personel pokładowy szuka kogoś, kto przejąłby stery. Jeden z pasażerów ma licencję pilota, ale nieszczęsną historię rozbijania się przy lądowaniu; inny nie ma doświadczenia, ale jest przekonany, że uda mu się, jeśli dostanie szansę.

Było to dobre wyjaśnienie braku atrakcyjności obu kandydatów próbujących dotrzeć bezpiecznie do Białego Domu. Opowiadano mi to z uśmiechem, ale to nie jest śmieszne.


Jak już teraz wszyscy wiemy, Hillary Clinton nie została wybrana 8 listopada i w typowy dla siebie sposób wini marną widoczność i złe warunki pogodowe za jej najnowszą katastrofę, zamiast własnego marnego wzroku i marnych umiejętności. W styczniu 2017 r. niedoświadczony Donald Trump przejmie stery i będzie próbował zmienić kurs. Najlepsze, na co możemy mieć nadzieje, to że w wieży kontrolnej są sprawni, doświadczeni ludzie, którzy go pokierują – i że będzie ich słuchał.

Dlatego tak kluczowa jest kwestia, kogo Trump mianuje jako swoich doradców. I jest ważne, żebyśmy umieli wyjść poza wrzask i dławienie się oburzeniem, żeby zobaczyć kim oni naprawdę są.

Wielokrotnie mówiłam, że wybory będą wyrównane i odmawiałam zgadywania, kto wygra. Nie przewidziałam tego, co nastąpi po ogłoszeniu wyniku wyborów. Było jasne, że gdyby Trump przegrał, wielu jego zwolenników organizowałoby zamieszki. Z drugiej strony, zwolennicy Clinton nie rozważali porażki jako poważnej możliwości.

Przyjaciele w Stanach Zjednoczonych wpadli w panikę. Trauma i strach tych, którzy głosowali na Clinton, a dostali Trumpa, zapełniły mój Facebook i pocztę e-mailową.

Niejedna osoba porównywała to do 9/11, także po moim sprzeciwie wobec porównywania ataku terrorystycznego, w którym trzy tysiące ludzi straciło życie, do niechcianego wyniku demokratycznych wyborów.

Udostępniłam często teraz przytaczany blog z “Wall Street Journal” Melissy Korn i Douglasa Belkina z 9 listopada, gdzie napisali:

 

“Dziesiątki studentów z Cornell University zebrało się na głównej drodze na kampusie na spotkanie żałobne, by wspólnie opłakiwać wynik wyborów prezydenckich, z personelem uniwersytetu dostarczającym chusteczek do nosa i gorącej czekolady.

Na Tufts University była oferta terapeutycznej sztuki i rzemiosła. A University of Kansas przypomniał studentom przez media społecznościowe, że terapia z psami jest dostępna dla pociechy co drugą środę”.

Bardzo próbowałam oprzeć się pokusie przekazania tego dalej, ale złamałam się, kiedy doszłam do informacji o studentach z University of Michigan, którzy “spędzili dzień w komunalnym ośrodku, bawiąc się masą plastyczną Play-Doh i malując kredkami w książeczkach do kolorowania obrazków, w poszukiwaniu pociechy i odwrócenia uwagi”.

Brzydzi mnie wulgarność Trumpa i jego styl gwiazdy z reality-show, ale patrząc na reakcje na te wybory, jeden z powodów jego wygranej był oczywisty: była to reakcja na mentalność „przestrzeni bezpieczeństwa”.

 

W Izraelu mamy wolny dzień na wybory, żeby ludzie mogli dotrzeć do swoich punktów wyborczych, które są umieszczone w szkołach i ośrodkach gminnych. Następnego dnia, niezależnie od wyniku wyborów, wracamy do pracy i nauki – także po wyborach 1996 r., kiedy niemal wszyscy poszli spać sądząc, że wybrany został Szimon Peres i obudzili się następnego dnia, by odkryć, że premierem będzie Benjamin Netanjahu.

Dzieci przedszkolne (bardziej odpowiednia publiczność dla Play-Doh), dzieci szkolne i studenci uniwersytetów nie dostają wolnego nawet w czasie wojny. Pędzą do schronów pod ogniem rakiet, ale nie mają „pokoi bezpieczeństwa” ani „ostrzeżeń”, by pomóc im uciec przez wszystkim, z czym się nie zgadzają.

Synagogi amerykańskie, które organizowały sziwa, by obchodzić żałobę z powodu wyniku wyborów, jak gdyby zmarł im bliski krewny, były nie-ortodoksyjne w każdym sensie tego słowa.

I jest drugi powód, dla którego liberałowie amerykańscy są zaszokowani wynikiem wyborów: ignorowali bądź lekceważyli ludzi, którzy nie czują lub nie myślą tak samo jak oni, ludzi zbyt zastraszonych klimatem poprawności politycznej, by przyznać, że będą głosować na Trumpa. Ludzi, których krzyk nie docierał do liberalnej jaskini ech.

W wyborach nie chodziło o płeć Clinton, jak twierdzi wielu. Na szczęście dziewczynki mają wiele przykładów kobiet, które przewodziły swoim krajom w roli premiera lub prezydenta – od Wielkiej Brytanii, Indii, Irlandii, Izraela, Niemiec, Australii i Nowej Zelandii, między innymi, do wybranej w tym roku na Tajwanie Tsai Ing-wen, pierwszej kobiecej głowy państwa w chińskim świecie.

“ZACZĘŁO SIĘ!” oznajmiali coraz bardziej histerycznym tonem skłaniający się ku lewicy przyjaciele, udostępniając zdjęcia ze swastykami i wstrętne, rasistowskie graffiti.

Przyjaciel napisał: “Społeczność żydowska wraz z naszymi przyjaciółmi muzułmanami, gejami, imigrantami i ich rodzicami, niepokoimy się złymi rzeczami, które dzieją się tutaj. Naprawdę złymi rzeczami”.

 

Większość Izraelczyków nie uważa, że antysemityzm pojawił się wraz ze zwycięstwem Trumpa. Ruch BDS i jego sojusznicy w Black Lives Matter i podobnych grupach ubierają jedynie uczucia antysemickie w szatę retoryki antyizraelskiej – dlatego uchodzi im to na sucho, a nawet czyni ich modnymi.

Na filmach wideo, których moi liberalni przyjaciele nie udostępniają, szalejący w zamieszkach studenci, protestujący przeciwko wynikowi wyborów, skandują: “Wolna, wolna Palestyna”, jak gdyby wynajęci klakierzy albo zapomnieli, jaką sprawę mieli popierać, albo winili Izrael (tj. Żydów) z brzydkiego przyzwyczajenia.

Pewien ambasador w Izraelu przyznał prywatnie, że uważa Amerykanów za “naiwnych”.

Dyskutowaliśmy o stanie Bliskiego Wschodu i o globalnym terroryzmie.

Mimo wielkich nadziei – i Pokojowej Nagrody Nobla – Barack Obama nie uczynił świata bezpieczniejszym miejscem. Wręcz przeciwnie.

Jest to kolejny powód, dla którego Clinton, postrzegana jako kontynuacja administracji Obamy, nie była szczególnie popularna w Izraelu, z ISIS za progiem i dżihadystami wychwalanymi przez kierownictwo palestyńskie jako “męczennicy”, nagradzanymi za zamachy nożownicze i strzelaninę.

Jeśli boisz się, co przyniosą następne cztery lata, pozwól, że przypomnę – miną szybko, nawet, jeśli nie będzie ci z tym dobrze.

Pamiętasz porozumienie nuklearne z Iranem, do którego doprowadził Obama, a które miało opóźnić nuklearny próg Iranu, za którym jest broń jądrowa, o 10 lat? Niemal półtora roku z tych 10 lat już minęło.

Co przyniesie przyszłość? Nikt nie wie – nawet Donald J. Trump. Stach przed nieznanym jest naturalny, a Trump zdecydowanie jest nieznaną i nieprzewidywalną jakością.

Należę do szkoły myśli, która utrzymuje, że nie daje się panować nad wszelkim złem, które ci się przydarza, ale daje się panować nad własnymi reakcjami.

Nie pomaga ani naiwność, ani paranoja.

Hasłem Trumpa było “Uczynić Amerykę znowu wielką”.

Może powinien to teraz zmienić na “Uczynić Stany znowu zjednoczone”.

Przyjaciele, zapnijcie pasy i, proszę bardzo, łyknijcie coś mocnego, ale pamiętajcie, że Trump nie jest terrorystą, który porwał samolot; siedzi prawomocnie na miejscu pilota i próbuje prowadzić samolot. Ostrzegajcie go, jeśli widzicie, że skręca niebezpiecznie w takim lub innym kierunku; powstrzymajcie hałaśliwych i niesfornych pasażerów; uspokójcie histeryzujących i módlcie się o jego sukces. Może wam się nie podobać ten lot, ale za cztery lata Amerykanie będą mieli możliwość wyboru nowego pilota.


US flight, fight, and fright syndrome

Jerusalem Post, 17 listopada 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.